czwartek, 11 grudnia 2014

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (1/14)

No dobrze, nadszedł czas przyznania się do mojego listopadowego potwora. Zapraszam do czytania, a jeśli cierpicie na nadmiar wolnego czasu, to nawet do komentowania. Podziękowania już były, ale raz jeszcze chciałabym wyrazić wdzięczność dla Fani, e.Q (najwspanialszej rajting bady pod słońcem!), Siv, Tay, Dity i wszystkich innych osób, które mnie wspierały i miały mniejszy lub większy wkład w proces powstawania fika. Jesteście wielkie!

Tytuł: Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela
Długość: projekt realizowany w ramach NaNoWriMo 2014, więc zgadnijcie ile (no dobra, 50k)
Rating: NC17
Pairingi: NaruSasu i NaruSaku (ale proszę nie uciekać, to tylko tak źle wygląda!)
Gatunek: kanon, dramat, obyczaj, ciężko stwierdzić, ale myślę, że spokojnie można czytać (w takim sensie, że żadnych angstów tu nie uświadczycie)
Betacja: Pico i Siv (dziewczyny, gnę się w pokłonie!)
Głaskanie autora: Fania <3
Ostrzeżenia: Moim zdaniem tekst ma bardzo… hm, nierówny poziom. Ale co ja tam będę. No i to całe NaruSaku (jesteście tu jeszcze, czy już wypaliliście z laczka?) - ja tam bym się nie bała, bo jak mówię, że to BĘDZIE NaruSasu, to to BĘDZIE NaruSasu.

Prolog
— Potrzebujemy kogoś wiarygodnego i rzetelnego, mamy nadzieję, że pan to rozumie. — Protekcjonalny ton głosu i wazeliniarski uśmiech przyklejony do twarzy podziałały na Naruto jak czerwona płachta na byka.
Młody mężczyzna stał ramię w ramię z Tsunade przed Radą — grupą najbardziej doświadczonych, szanowanych i jednocześnie zdegenerowanych obywateli Konohy. Bezwiednie zacisnął pięści, wyobrażając sobie, jakie to byłoby fantastyczny uczucie, móc tak po prostu przeskoczyć dzielący ich stół i niewerbalnie wytłumaczyć im, gdzie ma ich żądania i inne roszczenia.
— Pan wybaczy, ale właśnie nie rozumiem — zaczął powoli, ostrożnie dobierając słowa. Poczuł, jak dłoń obecnej Hokage zaciska się na jego ramieniu. Przynajmniej ona stała po jego stronie i okazywała wsparcie. — Niby w jaki sposób te dwie sprawy w ogóle się ze sobą łączą?
— Została nam przedstawiona pańska kandydatura na stanowisko Szóstego Hokage — zaczął niski mężczyzna o wyraźnie cofniętej linii włosów, posyłając przy tym w kierunku Tsunade uśmiech, którego nie powstydziłby się rasowy przydupas. Kobieta jedynie uniosła brwi, ale Uzumaki nie mógł się pozbyć wrażenia, że siłą woli powstrzymała prychnięcie. Skrycie ją podziwiał. Ją i jej opanowanie, bo on już dawno straciłby cierpliwość. — Jesteśmy nawet gotowi ją poprzeć, bo uważamy, że jest pan właściwą osobą do objęcia rządów, jednak mamy pewne warunki, które wcześniej przedstawiliśmy. Nie trafiliśmy tu przypadkiem, reprezentujemy ogół obywateli i głęboko wierzymy, że, poza pewnymi naturalnymi predyspozycjami, kandydat na Hokage musi wykazać się również gotowością do poświęceń i udowodnić, że ludzie mogą na nim polegać.
Naruto przymknął powieki, odliczając w myślach do dziesięciu. Jak tak dalej pójdzie, to on tu za życia świętym zostanie. Nie rozumiał za wiele z tego politycznego bełkotu, poza tym, że Rada najwyraźniej miała problemy sama ze sobą. I wykazywała gotowość do przelewania swoich żali na innych.
— Przystanie na naszą prośbę leży w pańskim, szeroko pojętym, interesie. — Czytać: „jeśli nie zrobisz tego, co sobie ubzduraliśmy, to nie chcemy tu twojej dupy”. — Obawiamy się, że ludzie nie podążyliby za człowiekiem, który nie żyje w zgodzie z podstawowymi normami moralnymi. — „Sami wyznaczyliśmy te, pożal się Boże, normy, a jak coś ci się nie podoba, to drzwi są za twoimi plecami i będziemy bardzo szczęśliwi, jeżeli przez nie wyjdziesz”.
— Słuchaj, no — warknął w końcu Uzumaki, postępując krok do przodu, jednak momentalnie poczuł silne palce zaciskające się na jego nadgarstku. Odwrócił głowę i zobaczył twarz Tsunade, która wyrażała absolutne zero emocji. Kobieta ledwie zauważalnie pokręciła głową. Nie warto. Chłopak westchnął ciężko. Innym razem przefasonuje ich twarze. — Najwyraźniej nie pozostawiliście mi możliwości wyboru. Wierzę, że wrócimy do tej rozmowy, jak już ustalę termin ceremonii?
— Oczywiście. Wszystko co najważniejsze już omówiliśmy, więc to będzie tylko kwestia formalności. — Mężczyzna wstał i uśmiechnął się dobrotliwie jak wesoły dziadek, który w ramach luzów dokarmia gołębie. Nie było w nim już nawet śladu wygłodniałej hieny i zapartego negocjatora sprzed chwili. Wyciągnął rękę, którą Naruto niechętnie uścisnął, siłą woli powstrzymując się od wytarcia jej o coś. — Liczymy na owocną współpracę z panem w przyszłości.
Zanim chłopak zdążyłby cokolwiek na to odpowiedzieć — och, jakże on chciał odpowiedzieć! — Hokage siłą wywlekła go na korytarz i zaciągnęła go prosto do swojego gabinetu, sadzając na krześle i przyglądając mu się ze zmartwionym wyrazem twarzy, jak gdyby w poszukiwaniu pierwszych oznak traumy.
— Nie przejmuj się tym zbytnio, oni tak zawsze — oświadczyła, wzdychając ciężko, gdy już upewniła się, że Uzumaki nie zamierza wpaść w histerię i zacząć rzucać losowo znalezionymi przedmiotami.
— Łatwo ci mówić, przed tobą trzęsą portkami. — Naruto westchnął, opierając się łokciami o blat biurka. Tsunade pokręciła jedynie głową, po czym zasiadła po drugiej stronie mebla. — No i co ja niby mam teraz zrobić?
— Przypuszczam, że to co ci kazali.
— Babciu, weź zrozum, że ja to ciągle traktowałem jako taki plan awaryjny. Sądziłem, że uda nam się ich jakoś przekonać i wszystko to przejdzie bokiem.
— Rozumiem, ty głupi chłopaku. — Kobieta przetarła zmęczone oczy i wygodniej rozparła się w fotelu. W obecności swojego przyszłego następcy mogła sobie pozwolić na rozluźnienie i ukazanie słabości. Bo tak naprawdę, wiek zaczynał jej powoli doskwierać i coraz gorzej radziła sobie z tym nawałem obowiązków. Marzyła się jej emerytura i niewielki domek w jakimś ustronnym miejscu, i miała ochotę przeklinać całą tę zawszoną Radę, która, w uroczy, naturalny dla siebie sposób, musiała się postawić okoniem. Oczywiście, bo jakżeby inaczej. — Teoretycznie mogłabym trochę pogrzmieć i nacisnąć na nich, żeby odpuścili, ale mój autorytet skończy się w momencie, gdy zwolnię stanowisko. Zazwyczaj Kage to dożywotnia powinność, kadencja kończy się wraz ze śmiercią, często w blasku chwały i takie tam. Rzadko mamy styczność z taką sytuacją jak ta. Jako ustępujący Hokage, mogę cię publicznie poprzeć, ale ostatecznie to oni muszą zaakceptować twoją kandydaturę.
— Czy wspomniałem już kiedyś, że nienawidzę polityki z całego serca? — jęknął Naruto, chowając twarz w dłoniach. Niestety, nic nie udało im się ugrać i powinien się powoli mentalnie przygotowywać do tego, co ma nadejść.
— Raz, czy dwa. — Tsunade roześmiała się. — A myślisz, że niby czemu mam już tego wszystkiego powyżej uszu? Ostatecznie to ciężki kawałek chleba.
— Już ja zrobię z nimi porządek, niech no tylko poczekają. Co to ma w ogóle być za koncert życzeń i urządzanie innym życia?
— Nie, do mnie też nie trafiają ich argumenty, jeśli o to pytasz. Zaprezentowali ci klasyczną, autorytatywną postawę, zatytułowaną „bo tak”. Poczekaj tylko, aż zetkniesz się z jej drugą odmianą, „bo nie”. Gwarantuję, że jest jeszcze gorsza, nawet jeśli ciężko to sobie wyobrazić.
Uzumaki wyszczerzył się jak szaleniec i aż zatarł ręce na samą myśl o porządkach w starszyźnie. Już oni go popamiętają.
— Czas na mnie. Skoro tak to wszystko wygląda, to muszę spotkać się z Sakurą i omówić z nią szczegóły. — Chłopak wstał i skierował się do drzwi, ale zatrzymały go słowa Hokage.
— Naruto, byłabym zapomniała! Przecież ja dla ciebie misję mam! — Kobieta otworzyła jedną z przepastnych szuflad i zaczęła ją wertować w poszukiwaniu odpowiedniej teczki. Zaciekawiony mężczyzna puścił klamkę i klapnął z powrotem na krzesło. Jakieś zadanie byłoby mile widziane, mógłby się nieco odstresować i miałby dobrą wymówkę, by odwlec to wszystko w czasie. — No popatrz, jeszcze nie emerytka, a już sklerotyczka.
Uzumaki mrugnął do niej porozumiewawczo, po czym kuknął do papierów. Ochranianie. Samotna kobieta, która zadarła z niewłaściwym gościem. Dwie osady, oddalone od siebie o ładne kilkadziesiąt kilometrów. No tak, klasyczny przykład misji polegającej na bezpiecznym dostarczeniu delikwenta z punktu A do punktu B. Tylko jedna rzecz mu się nie zgadzała…
— Zaraz, babciu. O ile się nie mylę, to wręcz podręcznikowe zadanie, ale ono przecież wymaga udziału dwóch osób. W razie potrzeby jedna aktywnie walczy, a druga broni klienta? Czy to znowu się objawia twoja skleroza?
— No, no, widzę, że dowcip ci się wyostrza, dzieciaku. — Tsunade uśmiechnęła się wrednie, po czym pochyliła się w kierunku rozmówcy z miną zatytułowaną „nie spodoba ci się to, co zaraz powiem, ale i tak to powiem, z tym większą radością”. — Jak błyskotliwie zauważyłeś, jest to zadanie dla dwóch osób. Uchiha będzie twoim partnerem.
— Co?! — wrzasnął Naruto, prawie upuszczając trzymane dokumenty. — Czy on nie miał mieć przypadkiem jakiegoś zakazu, jeśli chodzi o branie udziału w misjach?
— Drzesz się jak stare prześcieradło. Miał zakaz, ale przypominam, że minęło już kilka lat, a on nie wykazuje żadnych skłonności do recydywy, więc chyba czas ponownie powierzyć mu jakieś zadanie. — Hokage uśmiechnęła się słodko, trzepocząc rzęsami. Uzumaki miał ochotę pacnąć się w łeb. Cóż, takie sztuczki może i działały na facetów, gdy była młodsza, czyli jakieś milenium wstecz. Już nawet pomijając fakt, że na niego nie zadziałałyby w ogóle, ale to materiał na osobną historię. — Oczywiście nic trudnego na początek, ranga ledwie C. I to jeszcze z tobą jako partnerem, nie powinno chyba być żadnych problemów.
Sasuke wrócił do Konohy jakieś sześć lat temu, wzbudzając tym samym niemałą sensację. Przez pewien czas ludzie bali się wychodzić z domów, z obawy, że będzie na nich czyhał za rogiem z obnażoną kataną i Sharinganem wirującym w oczach. Tsunade stanęła przed naprawdę ciężkim wyborem — i zarazem stoczyła jedną z najbardziej epickich potyczek z Radą, jakie Naruto kiedykolwiek widział, bo nie obyło się bez latających kunai i toczenia piany z pyska — ale ostatecznie Uchiha mógł zostać w wiosce i uniknął ścięcia. Ma się rozumieć, pod pewnymi warunkami. Stały nadzór i bezterminowe odsunięcie od wszystkich zadań to tylko niektóre z nich. Zrehabilitowany nukenin nie był z tego powodu zadowolony, ale jakoś to ścierpiał.
Natomiast jego relacja z Uzumakim była… skomplikowana, w najgorszym tego słowa znaczeniu. Na początku obaj unosili się dumą i nie chcieli widzieć tego drugiego na oczy, aż a końcu Naruto nie wytrzymał i pobiegł z nim porozmawiać, z zamiarem wyciśnięcia z niego wszystkich odpowiedzi. Na jego nieszczęście, Sasuke nie wyraził chęci do udziału w przyjacielskiej pogawędce, bo skończyło się na mordobiciu, po którym obaj wylądowali na miesiąc w szpitalu. Hokage oczywiście, mając na uwadze bliżej nieokreślone, Większe Dobro, postarała się, aby trafili do jednej sali. Uzumaki tak naprawdę, dzięki wpływowi Kyuubiego, wyzdrowiał już po dwóch tygodniach i nie było dalszych wskazań do hospitalizacji, ale przekupił pielęgniarki, by pozwoliły mu zostać z Uchihą.
Generalnie rzecz ujmując, po całej tej wyboistej drodze, którą musieli przejść, utracie kilku litrów krwi i zszarganiu nerwów Tsunade oraz wszystkich pielęgniarek w szpitalu, udało im się dojść do porozumienia i wrócili do etapu, na którym byli zanim sprawy się tak straszliwie popieprzyły.
Z jednym tylko małym wyjątkiem, ale w tym temacie Naruto milczał jak zaklęty.
— Skoro nie ma innego wyjścia — mruknął po chwili Uzumaki, gdy zorientował się, że jego przełożona będzie w tym wypadku nieugięta.
— Świetnie. Wyruszacie jutro.
Chłopak machnął tylko dłonią, po czym ponownie skierował się do drzwi. Ta baba najwyraźniej dowiedziała się czegoś, czego wiedzieć nie powinna. Kwestią niewyjaśnioną pozostaje, jak tego dokonała. Albo po prostu coś podejrzewała i teraz czekała na coś, co potwierdzi jej domysły.
— Się zrobi.
— Ach, jeszcze jedno. Potraktuj to jako przyjacielską poradę, która może ci w przyszłości uratować zadek. Poza tym, ponoć powinnam wspierać mojego protegowanego. — Naruto zatrzymał się w pół kroku i uważnie przyjrzał się starszej kobiecie. Przeanalizował swoje życie kilka godzin wstecz, zastanawiając się kiedy to zdążył się jej narazić, że teraz tak się na nim mściła, ale jakoś nic nie przychodziło mu do głowy. — Na twoim miejscu zawczasu uprzedziłabym go o planowanym ślubie z Sakurą. Nie chcemy przecież afery i trupów na weselu, czyż nie?
— Nie omieszkam, dzięki. — Chłopak miał zamiar trzasnąć drzwiami na odchodne, dla podkreślenia dramatyzmu chwili, ale doszedł do wniosku, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, to niedługo przejmie ten gabinet, więc to mu się nie kalkulowało. Nie wątpił, że Tsunade poczekałaby trochę z wymianą uszkodzonych drzwi, zwalając to wszystko na jego głowę.

5 komentarzy:

  1. So it begins...
    Teraz mi głupio, że jeszcze nie skończyłam :(

    Raz jeszcze gratuluję tak udanego tekstu, napisanego tak szybko i tak dobrze :)
    A jak wrócę do komentowania to skrobnę coś bardziej na temat.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały Naruto - chce być Hokage, ale nie lubi polityki. Ale no, on będzie zbawiał świat swoim Talk no Jutsu i będzie dobrze :D. Na co komu jakieś leśne dziadki z Rady, skoro mamy Uzumakiego :D. Swoją drogą to ta cała Rada ma tupet, france jedne. Pod płaszczykiem "reprezentowania ogółu obywateli" chcą przeforsować swoje zasady rodem z ciemnogrodu. No żem się wpirzyła! Przecie Hokagej byłby najlepszą opcją, bo nie byłoby dzieci i mógłby naprawdę się przyłożyć do zadbania o dobro wioski. I nie byłoby Boruto i ghrrrr, Kishi, jak mogłeś tak bardzo spieprzyć mangę?! HOW COULD YOU DO THAT?!
    Ale dobra, bo zjeżdżam z tematu. Ann, ficor jest kapitalny, wiesz to zresztą, więc no, choć znam już całość, to i tak się będę pewnie ciągle jarać każdą jedną częścią tego opowiadania xD.
    Dawaj kolejny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbawianie świata taktyką "No Action, Talk Only"? xD A co do tej Rady, to nie wiem skąd, dlaczego i kto to rozpowszechnił, ale w coraz większej ilości fików spotykam się z taką właśnie starszyzną. U mnie wzięło się to tak naprawdę... No, moja Rada jest mocno inspirowana na polityce Gromady z jednej z moich ulubionych serii - "Kate Daniels" I. Andrews. Czyli tak jak napisałam - ich główną funkcją jest stawanie okoniem i działanie na nerwy ludziom, którzy dzierżą władzę :D A serię swoją drogą gorąco polecam. I ja też chyba zeszłam z tematu. Cieszę się niesamowicie, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i że zgodziłaś się nanosić poprawki. A kolejny rozdział wrzucę niebawem!

      Usuń
  3. Okeeeeej, czas zacząć nadrabiać komcie!!! Zobaczymy na ile mi baterii starczy na dzisiaj xD. Zacznę od tego, że nie masz za co dziękować. Z przyjemnością robiłam za Twojego królika doświadczalnego do czytania tekstu. I kolejny raz wspomnę, że podziwiam za podjęcie się takiego zadania. Ja i mój leń zgodnie twierdzimy, że to zbyt upierdliwe XD.
    Pięknie wykorzystałaś w fiku niechęć Starszyzny do Uzumakiego. Doskonale pamiętam chapter w którym pokłócili się z Tsunade własnie o Naruto i jego misje. Bardzo sprytne nawiązanie mangi. No ale argument o ożenku prawie mnie zwalił z nóg. No helooooł, co im do tego kto z kim śpi! Jak widać dużo skoro szantażują Uzumakiego stołkiem. Trochę zasmutkowało mnie, że Tsunade nie wytłumaczyła im niewerbalnie aby się nie czepiali jej pupila xD. Taka piąchopiryna albo butapirazol zawsze w cenie^^... lecim dalej :"D

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    czyżby chodziło o ślub z Sakurą jako ten cholerny warunek rady, i czy mi się wydaje ale coś głębszego łączy Naruto i Sasuke
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń