sobota, 27 grudnia 2014

Dzień, w którym dzwoni pager

Święta się skończyły, więc oficjalnie mogę wjechać z angstem. Kolejny fik, który powstał dość dawno, a nie publikowałam go, bo jest taka kwestia, której z moją Betą nie ogarnęłyśmy. Jeśli chodzi o inspirację do tego tekstu, to filmy "Seven Pounds" i "Awake", a także pośrednio "zakończenie" mangi (tak, musiałam to z siebie wyrzucić). Tylko, że ponoć kiedyś był już fik o podobnej tematyce... Przetrzepałyśmy internety z góry na dół, rozpuściłam wici i nikt nic o takim tekście nie wie, więc prawdopodobnie był to fałszywy alarm, NO ALE. Jakby co, to informuję, że pisałam to sama, w oparciu o moją wyobraźnię, postaci z mangi "Naruto" i wcześniej wymienione filmy. Uwaga: ANGST. Zjebałam zakończenie? Być może. But remember kids: STILL BETTER LOVE STORY THAN SASUSAKU. Za Betę dziękuję Pico <3 


Dzień, w którym dzwoni pager

Sasuke Uchiha ma dziesięć lat, gdy jego rodzice zostają brutalnie zamordowani. Dziecięcy świat i marzenia walą się jak domek z kart. Wszyscy za wszelką cenę starają się zataić przed nim prawdę, ukryć tożsamość mordercy i jego motywy. Jednak on dobrze wie, kto dopuścił się tej zbrodni — jego starszy brat, Itachi, zjawia się któregoś dnia w progu domu ciotki, u której mały Sasuke akurat przebywa i z maniakalnym uśmiechem na twarzy przyznaje się do wszystkiego. Opowiada ze szczegółami co zrobił ojcu, z niejakim rozrzewnieniem wspomina błagalne krzyki matki, aby się opamiętał.
Chłopczyk płacze, jednak nie ma przy nim nikogo, by go pocieszyć.
Itachi nie zabija go. Być może nie jest w stanie albo też nigdy tego nie planował. Ostatni raz puka młodszego brata w czoło, po czym wciska mu coś w zaciśniętą piąstkę ze słowami: „Ta spróchniała i zdegenerowana rodzina musi zginąć. Kiedyś to zrozumiesz”. Sasuke przez łzy spogląda na niewielki słoiczek z garścią białych tabletek w środku — póki co nie wie jeszcze co znaczą słowa brata, ani kiedy będzie w stanie to „zrozumieć”. Być może nigdy.
Dni młodego Uchihy stają się szare i smutne — dziedzic potężnego klanu, który upadł. Jego nazwisko wciąż coś znaczy w społeczeństwie, jednak on jest zbyt mały, żeby cokolwiek z tym zrobić. Fugaku swoją pozycją w świecie polityki budził naturalny respekt i ludzie z miejsca rozumieli, że oto stoi przed nimi człowiek, z którym należy się liczyć. Zagubiony, zapłakany Sasuke wzbudza jedynie litość, a inni traktują tragedię jego rodziny jako fantastyczną okazję do plotkowania. Chłopiec zostaje z ciotką, która zupełnie nie ma ręki do dzieci. Pod ciemną czupryną zaczynają się rodzić niepokojące myśli, wśród których raz po raz przewija się zemsta.
Dopiero kolega z równoległej klasy, Naruto Uzumaki, jest w stanie przebić się przez otaczającą go skorupę i wpuścić nieco kolorów do jego szarego, martwego życia. Uchiha opiera się jak może — nie lubi zmian i nie chce przebywać w towarzystwie tego rozwrzeszczanego, nieodpowiedzialnego młotka, który robi wszystko, by zwrócić na siebie uwagę. Wcześniej, czy później, uśmiechnięta buzia, wiecznie zadrapane kolana i iskrzące się, błękitne oczy docierają do niego.
Nie otwiera się przed kolegą, ale też wcale nie musi. Któregoś wieczoru po prostu siedzą sobie na huśtawce, nic sobie nie robiąc z tego, że jest już dobrze po zmroku. Na żadnego z nich nikt nie czeka — ciotka Sasuke jest nieustannie zajęta pracą, a Naruto nie lubi wracać do obdrapanego sierocińca na obrzeżach miasta. Często ma problemy z tego powodu, ale zawsze powtarza niestrudzenie, że wolał spędzić ten czas z przyjacielem.
Przyjacielem.
Coraz częściej nazywa Sasuke swoim przyjacielem. A Uchiha, co dziwi nawet jego samego, nie ma nic przeciwko temu.

~oOo~

Sasuke z cichym westchnieniem wchodzi do swojego niewielkiego, wynajętego mieszkania i zamyka za sobą drzwi. Opiera się o nie i przeciera dłonią zmęczone oczy. Miał dzisiaj wyjątkowo ciężką dniówkę i o niczym nie marzy tak, jak o zapadnięciu się w miękkim łóżku. Cóż, niestety Uchiha nie ma miękkiego łóżka, nie może sobie pozwolić na takie luksusy. Posiada za to niekoniecznie miękki materac z wystającymi sprężynami i trzeszczące łóżko, ale to musi mu wystarczyć.
Mężczyzna ściąga buty i odstawia je pod wiszące w przedpokoju lustro — zaraz obok pozdzieranych, dziurawych trampek w kolorze pomarańczowym. Następnie cicho przemyka do sypialni, gdzie zgodnie z przewidywaniami zastaje swojego chłopaka zawiniętego w szczelny kokon z kołdry.
Uchiha uśmiecha się nieznacznie na ten widok. Najwyraźniej Naruto na niego czekał, ale zasnął na posterunku. Taka już uroda jego pracy, że musi zostać po godzinach w losowo wybrane dni. Uzumaki pracować nie może, więc Sasuke robi wszystko co może, aby mu pomóc — również finansowo — chociaż chłopak niekoniecznie chce tę pomoc przyjmować. Jednak renta nie wystarcza i obaj boleśnie zdają sobie z tego sprawę, a radosny uśmiech blondyna jakby odrobinę przygasa i za każdym razem jego opór jest nieco słabszy. Nie mieszkają razem, przynajmniej nie oficjalnie, ale coraz więcej Narutowych własności pałęta się bezpańsko po mieszkaniu Uchihy, który zasadniczo nie ma nic przeciwko temu.
Mężczyzna rozbiera się, starając się zrobić to jak najciszej, aby nie obudzić partnera i chwilę później podchodzi do łóżka. Nie widzi żadnego wolnego krańca kołdry za który mógłby złapać, więc jedynie wzdycha ciężko, po czym porywa narzutę za kanapy, postanawiając zaadaptować ją na tymczasowe okrycie.
Po drodze zatrzymuje się na moment i zerka na niewielki przedmiot leżący na szafce nocnej od strony łóżka, po której śpi Uzumaki. Mordercze spojrzenie i zmarszczenie brwi niewiele pomaga — pager wciąż milczy jak zaklęty i tylko migająca, czerwona dioda upewnia go w przekonaniu, że w ogóle działa.
Chwilę później Sasuke układa się najwygodniej jak może na tym zdecydowanie niewygodnym łóżku i zamyka oczy, ciesząc się, że Naruto leży obok. Przyzwyczaił się już, że ma go zawsze obok siebie i woli nie zmieniać tego stanu rzeczy. Chłopak najwyraźniej wyczuwa ugięcie się materaca, bo za moment ze strony pościelowego kokonu dobiega niewyraźne mruknięcie, a na zewnątrz wysuwa się rozczochrana blond czupryna. Uzumaki odwraca się przodem do swojego partnera, przyglądając mu się zaspanym wzrokiem, a na jego wargi wypływa leniwy, błogi uśmiech.
— Wróciłeś — mówi, jakby ostatkiem sił utrzymywał się na powierzchni jawy. Uchiha postanawia sprytnie wykorzystać ten moment, odrzucając śmierdzącą, poplamioną narzutę i wślizgując się pod okrycie obok Naruto. Chłopak drży nieznacznie, gdy zimne dłonie Sasuke odnajdują swoje miejsce na jego ciele, ale nie protestuje, tylko chętnie dopasowuje się do jego kształtu.
— Miałem dzisiaj okropny dzień. Pager wciąż nie zadzwonił? — pyta, jednak jest to pytanie retoryczne, które wisi między nimi, jak robak drążący szczęście, które udało im się wspólnie zbudować. Za każdym razem zadaje to pytanie, wierząc, że może coś się zmieniło, nawet jeśli zna już odpowiedź. Warto mieć nadzieję.
— Nie — odpowiada Uzumaki cicho, wtulając twarz w zagłębienie szyi partnera. Nie chce nawet patrzeć na milczący pager, który jak duch przypomina mu nieustannie o niezbyt kolorowej przyszłości.
W wieku dwudziestu pięciu lat Naruto zachorował na kardiomiopatię rozstrzeniową. Zaczęło się niewinnie — bóle brzucha, ogólne osłabienie organizmu — poważniejszy przypadek grypy. Jednak kiedy chłopak miał atak, wyszło na jaw, że wszystko to związane jest z niewydolnością serca. Lekarze załamywali ręce. Teoretycznie taka choroba nie powinna dotknąć młodego mężczyzny, który zawsze żył ze wszystkich sił i stanowił raczej okaz zdrowia. No właśnie, teoretycznie.
Tego nie da się leczyć. Można jedynie próbować poprawić wydolność krążenia i zniwelować ryzyko nagłego zgonu, który tak naprawdę może nastąpić w każdej chwili. Czas, jaki pozostał Uzumakiemu, nie jest już liczony w latach — to kwestia pół roku, może trochę dłużej.
Jedyną szansą na poprawę i kupienie odrobiny czasu, jest przeszczep serca. Och, oczywiście, że Naruto znajduje się na liście oczekujących, jednak nie zajmuje na niej jakiejś specjalnie wysokiej pozycji. Sasuke zdobył się nawet na wyprawę do ordynatora szpitala i postraszenie go nazwiskiem, jednak nie na wiele się to zdało. Fakt, Uzumaki podskoczył o kilka pozycji w górę, jednak to za nisko. Wciąż.
Chłopcy zasypiają wtuleni w siebie, śniąc o lepszym jutrze.

~oOo~

Zawsze zaczyna się niewinnie.
Chłopcy idą przez park, podziwiając wielobarwne, jesienne liście tańczące na wietrze. Trzymają się za ręce, ignorując nieprzychylne spojrzenia przechodniów i stłumione śmiechy dzieci. Życie jest za krótkie, żeby przejmować się opinią innych, jak z zapałem powtarza Uzumaki.
Sasuke wcześniej dzisiaj wyszedł z pracy, więc postanowił wykorzystać to, że to jeden z ostatnich dni przed prognozowanym załamaniem pogody i wyciąga swojego chłopaka na spacer. Cieszą się sobą i stosunkowo ładną pogodą, zastanawiając się ile jeszcze czasu będzie im dane razem spędzić.
— A wiesz, że zawsze chciałem się wybrać w podróż dookoła świata? — mówi Naruto pogodnie, beztrosko wymachując ich splecionymi dłońmi. Uchiha wywraca jedynie oczami, ale tego nie komentuje, bo już jakiś czas temu przywykł do dziwactw swojego faceta. Prawda jest taka, że momentami Uzumaki zachowuje się jak kilkuletnie dziecko wepchnięte na siłę do ciała dorosłego mężczyzny. Sasuke czasami to denerwuje, ale zawsze mięknie i milcząco na to wszystko przyzwala. Nie ma serca, żeby mu tego odmawiać.
— Wiem, młotku. Mówiłeś mi o tym jakieś dwadzieścia siedem razy — odpowiada, wyginając wargi w delikatnym uśmiechu.
— Oj, to już dwadzieścia siedem? Kurde, że też tobie chciało się to wszystko liczyć.
— Tak naprawdę to dwadzieścia siedem razy w tym miesiącu. — Sasuke puszcza do zaskoczonego Naruto perskie oczko i chce dać mu lekkiego kuksańca w bok, co nie do końca mu się udaje, jako że ich dłonie są ze sobą splecione, ale zamiary też się liczą. — Jeśli chodzi o ogół, to już dawno straciłem rachubę.
Uzumaki śmieje się głośno, kręcąc przy tym głową.
Tak naprawdę, to Uchiha lubi słuchać o marzeniach i pragnieniach swojego chłopaka, nawet jeśli oznacza to wysłuchiwanie tego samego po raz dwudziesty siódmy. Naruto zawsze jest pełen życia, energia wręcz go rozpiera — tyle miejsc chce jeszcze w życiu odwiedzić, tylu ludzi poznać, tylu rzeczy dokonać, że Sasuke to się aż w głowie nie mieści. Tymczasem los postanowił sobie z niego okrutnie zażartować, bo w rzeczywistości nie może nawet wejść na pokład statku, czy samolotu, z obawy, że nie będzie tam lekarza, który w razie potrzeby udzieli mu pierwszej pomocy.
— Ale posłuchaj mnie, draniu. Nawet ciebie bym ze sobą zabrał. Wylegiwalibyśmy się na jakiejś słonecznej plaży, pili drinki z palemką i komentowali foczki.
— Chyba ratowników — prycha rozbawiony Uchiha, chociaż wizja Uzumakiego śliniącego się do jakiegoś, pożal się Boże, woprowca jest wysoce niepokojąca.
— Nie, nie ratowników. Mam swojego prywatnego, to funkcja dożywotnia i sądzę, że mógłby się obrazić, gdybym zaproponował jego stanowisko komuś innemu. — Naruto ściska porozumiewawczo rękę Sasuke. — Co powiesz na kompromis? Może na przykład słonie morskie?
— Dziwne masz te fetysze. Czasami sam się sobie dziwię, że jeszcze nie uciekłem od ciebie z krzykiem. — Mężczyzna czuje nagle, że jego towarzysz zatrzymuje się w miejscu, unieruchamiając jego rękę. Uchiha odwraca się szybko i widzi, że Uzumaki trzyma jedną dłoń na mostku i ze wszystkich sił stara się głęboko oddychać.
— Możemy… usiąść na chwilę?
Sasuke pewnym gestem obejmuje chłopaka w pasie i prowadzi go do najbliższej ławki, pozwalając mu się na sobie uwiesić. Kroki Naruto są niepewne i ociężałe, a on sam sprawia wrażenie, jakby był gdzieś daleko stąd. Kiedy może w końcu usiąść, wzdycha ciężko i mamrocze jakieś podziękowania za pomoc.
— Wszystko w porządku? — pyta zmartwiony Uchiha, kucając obok drugiego mężczyzny i uspokajająco głaszcząc jego udo.  Doskonale wie, że z każdym dniem jest coraz mniej w porządku, ale mimo to nie przestaje pytać.
— Daj mi chwilkę, to minie — odpowiada Naruto słabo. — Mógłbyś skoczyć do sklepu i kupić mi butelkę wody? Muszę się napić.
— Nie zostawię cię samego, coś może ci się stać.
— Daj spokój, to dosłownie kilkanaście metrów. — Chłopak wydobywa z kieszeni garść monet i wyciąga je w stronę Sasuke, który prycha na ten widok i zdecydowanie odtrąca jego dłoń. — Proszę?
— Dobrze, już dobrze, pójdę. Ale jakby coś się działo, to krzycz.
Uchiha otrzymuje w nagrodę promienny uśmiech, po czym podnosi się i udaje w stronę najbliższego sklepu. Raz po raz spogląda przez ramię, aby upewnić się, że jego chłopak wciąż znajduje się tam, gdzie go zostawił, czyli na ławce. Widząc to, Naruto macha mu ręką.
To kwestia minut.
Wejście do sklepu i zlokalizowanie wody mineralnej nie zajmuje dużo czasu. Niestety kolejka do najkrótszych nie należy, zwłaszcza, że ekspedientka jest wyjątkowo rozmowna i bardzo chętna do poznania wszystkich osiedlowych plotek. Sasuke nerwowo przestępuje z nogi na nogę, pukając palcami w plastikową butelkę. Uchiha ma właśnie zamiar położyć towar na ladzie, gdy słyszy wycie syreny. Karetka?
Zostawia wszystko i bez słowa wybiega na zewnątrz, potrącając po drodze jakąś staruszkę z zakupami. Pędzi do parku w ekspresowym tempie, z duszą na ramieniu, pełen najgorszych przeczuć.
Widzi swojego młotka leżącego na chodniku, otoczonego wianuszkiem gapiów. Właśnie przepychają się do niego sanitariusze i zręcznie ładują go na nosze. Sasuke odbija się od jednego z ratowników, przerażonym wzrokiem patrząc na zamykające się za Naruto drzwi karetki.
— Co z nim? — pyta, poniekąd zaskoczony, że jakiekolwiek słowa są w stanie wydobyć się z jego ściśniętego gardła.
— Kim pan jest? Jest pan rodziną tego chłopaka? — Głos sanitariusza jest rzeczowy i konkretny. Widać, że ma duże doświadczenie w takich sytuacjach.
— To mój partner, jadę z wami — oświadcza Sasuke tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym przepycha się obok ubranego na czerwono mężczyzny i razem z wszystkimi pakuje się do samochodu. Ratownik go nie zatrzymuje, daje tylko znak kierowcy, że wszystko jest w porządku i chwilę później pędzą już ulicami miasta.


~oOo~

Przez kilka godzin Sasuke czatuje pod drzwiami, za którymi zniknął Naruto. Wpierw wędruje po korytarzu jak dziki zwierz zamknięty w klatce, posyłając mordercze i pełne jadu spojrzenia w kierunku pielęgniarek, ale dość szybko opada z sił do tego stopnia, że jest już tylko w stanie siedzieć jak na szpilkach, z twarzą schowaną w dłoniach i w milczeniu czekać na werdykt. Ma w głowie absolutną pustkę, jedną wielką czarną dziurę przerażenia, która pożera wszystko inne.
Ciche chrząknięcie wyrywa go z letargu. Podrywa się i po chwili patrzy prosto  w oczy lekarza. Jest to starszy mężczyzna, z wyraźnie przesuniętą linią włosów i małymi, świńskimi oczkami. Nie wygląda jak człowiek godny zaufania — raczej jak bezduszny rzeźnik — ale pozory potrafią mylić, więc Uchiha go nie ocenia. Doktor przedstawia się, ale Sasuke nie rejestruje niczego, tylko ściska wyciągniętą w jego kierunku dłoń. Przynajmniej uścisk dłoni jest silny i pewny.
— Co z nim, panie doktorze? — pyta brunet bezbarwnym głosem. Czuje się oderwany od rzeczywistości, ma wrażenie, że to nie dotyczy bezpośrednio niego.
— Nie będę tu pana mamił. Nie jest dobrze.
— To znaczy?
— Pacjent potrzebuje przeszczepu na wczoraj. — Lekarz zerka do dokumentów, jakby chcąc coś sprawdzić. Całkiem możliwe, że chciał po prostu uciec w ten sposób przed palącym spojrzeniem Uchihy. — Na razie jego stan jest stabilny, ale wciąż bardzo poważny. Mamy już do czynienia z prawokomorową niewydolnością serca, a nie tak jak wcześniej tylko z lewokomorową, co nie rokuje dobrze.
— Jakie są szanse, że znajdzie się dawca?
— Niewielkie. Pan Uzumaki ma najrzadszą grupę krwi, zero Rh minus. Poza tym, nawet jeśli dotrze do nas odpowiedni organ, to nie wyobrażam sobie, jakie okoliczności musiałyby zajść, żeby serce trafiło akurat do niego. Mamy jeszcze wielu innych pacjentów w kolejce…
— Wystarczy — warczy Sasuke, zaciskając mocno pięści. Nie chce słuchać tego człowieka, dowiedział się już wystarczająco, aby zrozumieć przekaz. Lekarz posłusznie zamyka usta, taktownie odwracając spojrzenie. — Jak to wygląda procentowo? Proszę mi podać liczbę.
— Mniej niż procent.
Uchiha odwraca się od stojącego przed nim mężczyzny w białym fartuchu i zaczyna przechadzać się po korytarzu, chcąc choć odrobinę uspokoić skołatane nerwy, ale chyba już nic nie jest w stanie mu pomóc. Ma przemożną ochotę coś rozwalić, rozsmarować czyjąś krew na ścianie, ale wie też doskonale, że nic w ten sposób nie wskóra. Nie kupi tym Naruto więcej czasu.
— Mogę się z nim zobaczyć? — pyta po chwili, gdy racjonalna część znów przejmuje kontrolę nad jego zachowaniem.
— W zasadzie pora odwiedzin już się skończyła, ale… — Lekarz waha się, widząc buntownicze spojrzenie Sasuke i wie już doskonale, że odmowa skończy się jedynie na wezwaniu ochrony, bo ten chłopak i tak nie posłucha. Może więc zadbać o to, aby wizyta była kontrolowana i bezpieczna. — Może pan iść, leży w tamtym korytarzu, druga sala od końca. Tylko proszę go nie budzić, niech sobie wypocznie.
— Dziękuję — mruczy Uchiha i już jest gotowy, by udać się we wskazane miejsce, ale zatrzymują go następne słowa doktora.
— Panie Uchiha? Radzę powiadomić rodzinę, bo został maksymalnie tydzień, w porywach do dwóch.
Sasuke kiwa potakująco głową, ale nie jest w stanie znaleźć na to słów. Cała ta sytuacja go przerosła. Odwraca się i wychodzi z pomieszczenia, kierując się prosto do sali Naruto, odprowadzany nieprzychylnym spojrzeniem pielęgniarek. Wchodzi do środka i ma wrażenie, że jakaś ważna część niego została na korytarzu.
Nie jest w stanie patrzeć na takiego Uzumakiego — w cienkim, szpitalnym ubraniu, owiniętego całym zestawem rurek i podłączonego do podejrzanego ustrojstwa. Chłopak wydaje się jakby mniejszy i słabszy niż w rzeczywistości, jak gdyby każdy najlżejszy nawet podmuch wiatru był w stanie wyrządzić mu krzywdę.
Uchiha nigdy się do tego nie przyzna, ale w głębi serca ma chęć przylgnąć do niego i własnym ciałem ochronić przed całym złem tego świata. Zawsze to Naruto był swojego rodzaju buforem, pomagał mu wyjść z mroku i otworzyć się na ludzi — teraz nadchodzi czas, by role się odwróciły. Tylko, że Sasuke nic nie może zrobić.
Mężczyzna nie widzi nigdzie żadnego stolika, ani krzesła, które mógłby sobie tymczasowo zawłaszczyć, więc ostatecznie siada na krańcu szpitalnego łóżka. Ostrożnie, nie chcąc obudzić śpiącego chłopaka, łapie jego dłoń. Rozpaczliwie pragnie, żeby Uzumaki odwzajemnił uścisk, chociaż wie, że chwilowo to niemożliwe. Patrzy na ukochaną, naznaczoną bliznami twarz. Naruto śpi i przy odrobinie wyobraźni można zapomnieć o szpitalnej aparaturze i pikających przyrządach i udawać, że znajdują się u niego w domu, w ich niewygodnym łóżku z wystającymi sprężynami.
Tydzień. Taki właśnie wisi nad nim wyrok. Ten rozwrzeszczany młotek nie tylko nigdy nie wybierze się w podróż dookoła świata — nie zdążyłby własnego kraju zwiedzić, nawet gdyby wyruszył w tej chwili. A Sasuke nic nie może z tym zrobić.
To właśnie Naruto pomógł mu się podnieść wtedy, po tragedii jaka dopadła jego rodzinę. Robił to również później, gdy upadki były z większej wysokości, a lądowania twardsze. Wprowadził ciepło i radość do ponurego życia Uchihy, który zaczął to doceniać za późno. Chociaż z drugiej strony, nawet gdyby zauważył to wcześniej, to i tak nie byłby w stanie nic zaradzić. Los po kolei, z maniakalnym uśmiechem odbiera mu wszystkie osoby, które kochał, a on jest bezradny i nie ma żadnych narzędzi do walki.
Jest strasznym egoistą, owszem, ale w tym momencie martwi się również o siebie. Nie wie, jak da radę funkcjonować bez Uzumakiego, nawet sobie tego nie wyobraża. Lwia część jego życia koncentruje się wokół niego i nie ma co z tym faktem dyskutować. Zrobi [i]wszystko[/i], byle tylko pomóc swojemu chłopakowi, kupić mu czas, którego tak potrzebuje.
Wyciąga dłoń i delikatnie gładzi blizny na opalonym policzku, a Naruto, jakby podświadomie wtula się w jego rękę. Na usta chłopaka wypływa błogi uśmiech, jakby instynktownie wyczuwał, że Sasuke jest obok i cieszył się z tego.
— Sasuke! Chcę się wybrać w podróż dookoła świata, wiesz? No draniu, no, nie rób takiej miny! Jak myślisz, wygodniej byłoby zapakować się w walizkę, czy worek marynarski?
Uchiha ma taką samą grupę krwi jak Uzumaki. Wie o tym, bo oddawał ją jakiś czas temu, gdy była potrzebna doraźna transfuzja.
— No nie uwierzysz, draniu! Elton John daje za miesiąc koncert w Holandii. Sam wiesz, jak rzadkie są teraz jego wystąpienia, zwłaszcza po tej aferze, jaka się wokół niego wytworzyła. Cholera, niech ten pager dzwoni szybciej, chcę go poznać!
Sasuke wciąż ma w mieszkaniu białe tabletki, które tyle lat temu podarował mu Itachi. Schowane w najdalszym kącie szuflady ze skarpetkami, bezpiecznie ukryte przed Naruto.
— Chciałbym kiedyś skoczyć ze spadochronu, wiesz? Nie śmiej mi się tu, Uchiha! Zrobię to kiedyś, jeszcze zobaczysz! Skoczę i po drodze w akcie zemsty będę srał na przelatujące gołębie, o!
Zdegenerowana rodzina, która musi zginąć. Sasuke zaczyna powoli rozumieć te słowa.
— Oglądałeś kiedyś Forresta Gumpa, draniu? Bo wiesz, tak sobie myślę, że jak już pager zadzwoni, to tak jak on będę biegał zawsze i wszędzie. I będę cię nachodził, żebyś poszedł na jogging razem ze mną, bo o twoją formę też muszę dbać, jasne?
Uchiha zastanawia się, czy naprawdę byłby w stanie oddać swoje serce temu młotkowi. Aż do tego stopnia poświęcić się dla kogoś, kto całe życie poświęcał się dla niego, dla wszystkich. Poświęcić życie, by ktoś inny mógł spełnić swoje marzenia.
— Sasuke… Ja ci tu gadam, że chcę zrobić te wszystkie rzeczy, ale tak naprawdę to się o coś innego rozchodzi. Bo ja chciałbym je z tobą zrobić, rozumiesz? Ej, rozchmurz się, draniu! Sasu-mph!
Ofiarować Naruto swoje serce… W sensie dosłownym, bo tak naprawdę zrobił to już dawno temu.
Uchiha pochyla się nad Uzumakim i składa na jego ustach delikatny pocałunek, ciesząc się ich miękkością. Wie doskonale, że nie może pozwolić sobie na więcej, bo chłopak musi spać, ale nie jest w stanie się powstrzymać chociaż przez taką formą czułości. Uśmiecha się do Naruto, który wygląda chwilowo jak cień dawnego siebie, po czym na palcach opuszcza pomieszczenie.
W myślach kalkuluje ile czasu zajmie mu dotarcie do mieszkania i przekopanie się przez zawartość szuflady ze skarpetkami. Musi jeszcze pamiętać, aby zawczasu zadzwonić do właściwych osób, by upewnić się, że wszystko pójdzie dobrze.

~oOo~

Pierwsze, co rzuca się Naruto w oczy po obudzeniu to czerwona kontrolka mrugająca gdzieś obok jego łóżka. Przeciera zaspane oczy, starając się zogniskować wzrok na bliżej nieokreślonym przedmiocie, ale jego ociężały mózg nie jest jeszcze w stanie połączyć faktów.
Następnym, co dociera do jego świadomości jest wysoki, piskliwy dźwięk. Coś jak budzik, tylko bardziej wkurzające. Wyciąga rękę poza obręb łóżka z zamiarem zlokalizowania denerwującego przedmiotu i dopiero wtedy nadchodzi objawienie.
Z wstrzymanym oddechem odwraca się, chcąc jak najszybciej znaleźć Sasuke, jednak chłopaka nie ma przy jego boku. Z niemałym zaskoczeniem odnotowuje, że nie znajduje się w mieszkaniu Uchihy, a w sali szpitalnej.
Naruto ma w oczach łzy szczęścia i nie może się doczekać, aż przekaże radosną nowinę partnerowi.
Pager dzwoni.
Jest serce — wciąż bije i czeka na niego.

5 komentarzy:

  1. Wierzę ci, że jest to twój pomysł. Wiem jednak, że powstał bardzo podobny fik, inny paring, inna bajka. Z tego co pamiętam to napisała to jakaś dziewczyna, której hobby to było parowanie postaci z Harry'ego Pottera bodajże. Tam też facet oddał ukochanej serce. Nie powiem ci niestety więcej bo czytałam to lata temu.
    Mam nadzieję, że jakoś tym pomogłam, nawet jeśli chodziło tylko o ciekawość.
    Podobała mi się twoja wersja. Mam tylko nadzieję, że długich opowiadań nie zakończysz smutno. Ale to już nie moja rola:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwolę sobie nie przejmować się tym, dopóki ktoś nie podsunie mi pod nos konkretnego linka. I masz rację, chodziło głównie o ciekawość - o plagiat na pewno nikt by mnie posądził, ale nie chciałam też, żeby wyszło na "małpowanie" pomysłu. Tak czy inaczej - bardzo dziękuję za komentarz i za informacje, a co do zakończeń długich opowiadań... Wiesz oczywiście, że żadnych szczegółów zdradzić nie mogę? Powiem jedynie, że są w tych internetach osoby, które by mnie oskalpowały żywcem, gdybym w niektórych rozdziałowcach zasunęła dramą. Pozdrawiam! :D

      Usuń
  2. STILL BETTER LOVE STORY THAN SASUSAKU. ------- ZDECYDOWANIE TAK!!! Za to zdanie Cie kocham, ten fik też (chociaż to kolejny wyciskacz łez).
    Ty uwielbiasz atakować czytelników ciężkimi tematami w swoich fikach. Tu nie ma lekko, happy end zdarza się raz na ruski rok, a jak już się zdarzy ten cud, to nie może być za lekko i jakieś blizny na bohaterach są. HIV i te sprawy, wiesz o czym mówię.
    Tutaj też to zastosowałaś. Naruto czeka na dawce, a Sasuke patrzy na jego cierpienie. Sasuke z miłości poświęca swoje serce dla Młotka. I tu mamy dwie strony medalu, z jednej robi to z miłości, poświęcając życie. Z drugiej bo poniekąd nie chce żyć w świecie gdzie Uzumakiego nie ma. Ann, nie załamuj się to są takie moje rozkminy xD. W końcowym efekcie moim zdaniem zadaje Naruto najpotężniejszy cios po którym mało komu udałoby się pozbierać. No ale, miełość nie rządzi się prawami logiki ani właściwego rozumowania :"D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że zaczynasz powoli akceptować moje zamiłowanie do dram... Kim jesteś i co zrobiłaś z moją żoną?

      A ten fik... Tak, ja wiem jaki on jest. Po prostu po przeczytaniu jakże uroczego "zakończenia" mangi, doszłam do wniosku, że potrzebuję po tym jakiejś cholernej terapii i w ramach wspomnianej terapii powstał powyższy angścik. To było silniejsze ode mnie. I cieszę się, że mimo specyfiki tekstu, podszedł Ci do gustu i nie urwałaś mi jeszcze głowy - a Twoje rozkminy są przecież w porządku. Weź pod uwagę, że z nas dwóch to ja zastanawiałam się ponad godzinę nad orientacją faceta, który jest w seksualnym związku z ponad tysiącletnim osobnikiem, który może być zarówno kobietą, mężczyzną, jak i koniem. Handluj z tym xD

      Ściskam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Witam,
    wspaniały, biedny Naruto, ale jak widać był dla Sasuke bardzo ważny jak ten był gotów na coś takiego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń