poniedziałek, 16 czerwca 2014

Magiczna Podróż (2/9) [T]

Rozdział Drugi: Niedziela

Dziś…

Żaden z nich nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo przerwał im odgłos gwałtownie otwieranych drzwi.
— Naruto! Musisz mi koniecznie powiedzieć, czy… — Sakura, ubrana w swoją suknię ślubną, momentalnie stanęła jak wryta i zamilkła, gdy zobaczyła Sasuke. Uchiha z kolei zaśmiał się szyderczo, po czym podszedł do barierki na ganku i oparł się o nią. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i odpalił jednego. Zdegustowany Naruto zmarszczył nos. — Sasuke! Co ty tutaj robisz?
Sasuke irytująco powoli zaciągnął się papierosem, zanim odpowiedział. — Najwyraźniej ja też jestem drużbą pana młodego. — Na twarzy kobiety odmalował się niczym niezmącony szok.
— Jesteś? — dociekała Sakura. Naruto przeniósł wzrok na przyjaciółkę i uniósł brwi w zdziwieniu.
— Nie wiedziałaś? — Kobieta pokręciła głową w ramach odpowiedzi.
— Nie. Kiba mi nie powiedział. — Pod koniec zdania zawahała się, jak gdyby intensywnie o czymś myślała. Sasuke po raz kolejny zaciągnął się papierosem, a Uzumaki odwrócił się w jego stronę i przyjrzał mu się krytycznie.
— Myślałem, że rzuciłeś — stwierdził oskarżycielskim tonem. Mężczyzna łypnął na niego groźnie i zachichotał drwiąco pod nosem. Naruto zamrugał zaskoczony. Uchiha nigdy nie odnosił się do niego w taki sposób.
— Jak widać nie. — Mężczyzna nie odpowiedział mu w żaden sposób, bo do uszu zgromadzonych po raz kolejny dobiegł odgłos otwieranych drzwi. Chwilę później dołączył do nich Kiba. Sakura zaczęła wrzeszczeć wniebogłosy, kiedy tylko go ujrzała.
— Kiba, wszystko zepsułeś! — Na twarzy Inuzuki pojawił się zdezorientowany wyraz. Sakura gestem dłoni wskazała na swoją suknię. — Pan młody nie może zobaczyć sukni swojej wybranki przed ślubem, to przynosi pecha! — Kiedy mężczyzna w końcu zrozumiał o co chodziło kobiecie, westchnął z politowaniem i zakrył oczy dłonią. — Rozgorączkowana Sakura zamachała rękami w powietrzu, po czym gwałtownie przepchnęła się obok Kiby i wmaszerowała z powrotem do środka. — Teraz już nie możemy się pobrać!
Zrezygnowany Kiba posłał Naruto błagalne spojrzenie. Uzumaki jedynie westchnął i poszedł za Sakurą. Był bardziej niż pewien, że nie pisał się na coś takiego. Znalazł przyjaciółkę w jej pokoju; kobieta wciąż miała na sobie elegancką sukienkę i była zajęta pakowaniem bagaży.
— Sakura, co ty wyprawiasz? — Kiedy Haruno nie zareagowała w żaden sposób, blondyn spróbował podejść ją inaczej. — Ty i Kiba wciąż możecie się pobrać. Mamy inne czasy, teraz wiele par decyduje się robić zdjęcia ślubne przed samą uroczystością i wciąż są w stanie stworzyć szczęśliwe małżeństwo. — Wciąż zero odpowiedzi. Naruto wziął głęboki wdech, policzył w myślach do dziesięciu i dopiero potem wypuścił powietrze. — Jesteś pewna, że tylko o to ci chodzi? Mam na myśli to, że Kiba zobaczył twoją suknię. Cały dzień chodzisz jakaś rozkojarzona. — Uzumaki z powrotem wczuł się w swoją rolę i przemawiał spokojnym tonem psychiatry, ale okazało się to nieskuteczne w przypadku Sakury.
— Musimy się zbierać — oświadczyła, rzucając swoje torby na korytarz, a następnie skierowała się do pokoju, który zajmował Kiba.
Naruto westchnął. — Dobra. Dokąd chcesz się udać? — Sakura nie odpowiedziała na jego pytanie, ale za to zaczęła coś niewyraźnie mamrotać sama do siebie. Uzumaki uznał w końcu swoją porażkę i przez chwilę jedynie obserwował poczynania przyjaciółki, po to by zaraz znowu spróbować. — Sakura, co ty odstawiasz? — Kobieta sapnęła zirytowana.
— Niestety, ale trzeba zrezygnować z tego miejsca. Musimy się pobrać gdzieś indziej. — Władczym gestem wskazała na bagaże, które przyjaciel posłusznie podniósł i podążył za nią, by po chwili ponownie znaleźć się na zewnątrz budynku.
— Niby gdzie? — Znowu byli na schodach, a zdezorientowani Kiba i Sasuke wpatrywali się w nich z niezrozumieniem. Sakura energicznym krokiem podeszła do Uchihy i złapała go za rękaw. Mężczyzna wyszarpnął ramię i spojrzał na nią wyczekująco. Kobieta nie zrobiła nic, jedynie odwzajemniła jego gest, wpatrując się w niego uporczywie.
— Dopiero tu przejechałeś, prawda? — Sasuke skinął głową i zgasił niedopałek obcasem buta. — Możesz nas zawieźć?
— Kogo mam zawieźć i gdzie? — Na to pytanie kobieta roześmiała się głośno, brzmiąc przy tym tylko odrobinkę histerycznie.
— Całą naszą czwórkę. Jedziemy do Vegas.

~oOo~

Dziesięć lat temu…

Kiedy zatrzymali się na czerwonym świetle, Sasuke uchylił okno i odpalił papierosa. Naruto zmarszczył nos z dezaprobatą.
— To twój pierwszy dzisiaj? — Sasuke skinął głową.
— Pierwszy i jedyny. Ograniczam się do jednego dziennie. Sądzę, że zasługuję na chociaż tyle, za każdym razem gdy widzę mojego chłopaka pobitego. — Naruto wyszczerzył się do niego i pochylił w jego stronę, aby pocałować go w policzek.
— Jestem z ciebie dumny — wymruczał blondyn tuż przy uchu kierowcy.
Sasuke odepchnął go, ale na jego twarzy wciąż widniał złośliwy uśmieszek.
— Jasne, jasne. Siadaj na tyłku i daj mi prowadzić. — Uzumaki roześmiał się.
— Pomyśl, jak dobrze byś się czuł, gdybyś rzucił całkowicie. Mógłbyś wreszcie normalnie oddychać, miałbyś lepszą kondycję i w ogóle twoje organy wewnętrzne byłby znacznie bardziej szczęśliwe. — Uchiha spojrzał na niego chytrze.
— Och, więc to dlatego chcesz żebym rzucił palenie? — Naruto uderzył go w ramię i pokraśniał.
— Kretyn. No wiesz, po prostu martwię się o twoje zdrowie. — Sasuke zachichotał i skręcił w odpowiedni podjazd, kiedy zajechali pod jego dom. Siedzieli w aucie jeszcze przez chwilę, czekając aż brunet skończy fajkę. — Sądzisz, że twoi rodzice zauważą?
— Co zauważą? — W odpowiedzi Uzumaki wskazał palcem na swoje podbite oko. Sasuke fuknął obruszony. — Matka może nie zauważyć, ale nie zakładałbym się o to. Ojciec na pewno się zorientuje. Praca wyczuliła go na takie rzeczy i z pewnością nie umknie to jego uwadze. — Naruto westchnął ciężko i osunął się nieco na swoim siedzeniu. Uchiha uśmiechnął się do niego smutno, po czym pochylił się w jego kierunku i przeczesał palcami blond włosy.
— Któregoś dnia przestaną wierzyć w te bajeczki o byciu fajtłapą — mruknął Uzumaki, powodując tym samym, że Sasuke roześmiał się i schował napoczętą paczkę papierosów do schowka w samochodzie.
— Któregoś dnia będziesz mieć osiemnastkę. — Obaj uśmiechnęli się do siebie, a chwilę później Naruto zarejestrował kątem oka jakiś ruch w pobliżu domu. Kiedy przyjrzał się dokładniej, ujrzał czyjąś sylwetkę stojącą w oknie. Sasuke również to dostrzegł. Przeciągnął się i otworzył drzwi. — No cóż, najwyższy czas żebyśmy tam poszli i stawili czoła kuchni mojej matki.
Naruto zaśmiał się głośno, po czym wysiadł z samochodu i poczekał chwilę, aż chłopak wyjmie jego torbę z bagażnika, a następnie obaj skierowali się do domu.
Charakterystyczny zapach domu Sasuke uderzył go w nozdrza. Gdzieś w tle mógł usłyszeć głęboki głos jego ojca i cichy, perlisty śmiech gospodyni. Naruto wyszczerzył się od ucha do ucha. Według niego tak właśnie powinien wyglądać prawdziwy dom.
W kuchni zastali pana Uchihę, który siedział z nosem w jakichś policyjnych raportach i od czasu do czasu przepisywał coś na stojącego nieopodal laptopa. Jego żona stała przy kredensie i energicznie mieszała coś o podejrzanej konsystencji. Chłopcy byli pewni, że to nie będzie zdatne do jedzenia. Oboje, jak na komendę, podnieśli głowy z zamiarem powitania gościa, jednak oblicze pana Uchihy nachmurzyło się, gdy tylko zobaczył posiniaczoną twarz Uzumakiego.
— Naruto, mój drogi, co się stało? — Naruto posłał Sasuke błagalne spojrzenie. Młody Uchiha spróbował się uśmiechnąć, ale niezbyt mu to wyszło, po czym powoli odwrócił wzrok. Blondyn spojrzał z powrotem na kobietę, która najwyraźniej wciąż oczekiwała jakiejś odpowiedzi, i lekceważąco wzruszył ramionami, pocierając tył głowy.
— Potknąłem się, schodząc ze schodów i trochę się poobijałem . — Pani Uchiha wyjęła z zamrażarki woreczek z lodem i chwilę później przykładała mu go do oka. Jej mąż wcale nie wydawał się zdziwiony zaistniałą sytuacją.
— Powinieneś bardziej uważać, chłopcze. Jesteś posiniaczony za każdym razem, gdy cię widzę. — Sasuke zakrztusił się słysząc ten komentarz, a zawsze pomocny Naruto klepnął chłopaka w plecy. Mocno.
— Tak, proszę pana. Staram się być ostrożny, ale jestem, tak jakby, łamagą. — Pan Uchiha prychnął, zarabiając sobie tym samym niepochlebne spojrzenie od żony.
— No cóż, chłopcy, zdążyliście w sam raz na kolację. Usiądźcie. — Kobieta podeszła do pieca i wyjęła z niego jakieś podejrzanie wyglądające danie. Zaniepokojony Uzumaki spojrzał szybko na stojącego obok Sasuke. Młody Uchiha jedynie wzruszył ramionami.
— Co cię nie zabije, to cię wzmocni. — Naruto trzepnął go w ramię.
— Powtarzaj mi to cały czas, a może kiedyś ci w końcu uwierzę.

~oOo~

Dziś…

— Vegas? — zawołali unisono trzej mężczyźni. Sakura skinęła głową i pomaszerowała do zaparkowanego niedaleko samochodu Sasuke. Brunet skrzywił się malowniczo i zbiegł po schodach, starając się za nią zrównać.
— Co ważniejsze, niby czemu mam was gdziekolwiek zawozić?
— Ponieważ potrzebni nam świadkowie. Otwieraj bagażnik. — Uchiha jedynie oparł się o wspomniany bagażnik, jakby chcąc go ochronić przed nadpobudliwą kobietą.
— To znajdź sobie świadków, jak już będziecie na miejscu. Nie spędzę całego tygodnia w podróży, wystarczy, że musiałem dojechać tutaj. Nie będę marnował swojego cennego czasu na twoje głupoty. — Sakura niebezpiecznie się do niego zbliżyła.
— Otwórz bagażnik — powtórzyła, wpatrując się w jego twarz.
— Po moim trupie. — Ponad ramieniem mężczyzny Sakura spojrzała na Naruto, który wzruszył ramionami. Najwyraźniej Uzumaki był przekonany, że żadna dodatkowa podróż nie dojdzie do skutku. Sasuke nigdy by się na to nie zgodził. Jednak Uchiha był osobą pełną sprzeczności, które czasami zakrawały na bezsens. Blondyn był przekonany, że Uchiha da teraz popis asertywności i…
Haruno wspięła się na palce i zbliżyła usta do ucha mężczyzny, po czym zaczęła coś do niego szeptać. Kiedy się od niego odsunęła, Sasuke przez dłuższą chwilę wpatrywał się w jej twarz z miną nie wyrażającą niczego, po czym dobrowolnie odblokował bagażnik. Szczęka Naruto grzmotnęła o podłoże.
— Czekaj, Sasuke, ty na poważnie? — Wspomniany mężczyzna tylko wzruszył ramionami. Sakura podeszła do niego i poprosiła, aby zapakował bagaże. Ten bez szemrania spełnił jej życzenie, a Uzumaki wciąż spoglądał na niego, jak gdyby ten postradał zmysły.
— Kiba, do samochodu.
— Za żadne skarby, kobieto.
— Kiba, pakuj się do samochodu. W przeciwnym wypadku możesz uznać ślub za odwołany. — Niepocieszony Inuzuka poczłapał w kierunku auta i poczekał, aż Sasuke mu otworzy. Koniec końców, kobieta podeszła do Naruto i oparła dłonie na swoich biodrach. — Twoje bagaże są wciąż w samochodzie, prawda?
— No.
— To na co czekasz? Dawaj je tutaj i będziemy odjeżdżać.
— Niby czemu ja też muszę jechać? — To wcale nie zabrzmiało jak jęk, a przynajmniej to Naruto próbował sobie wmówić. Absolutnie nie jak jęk.
— Potrzebujemy świadków…
— Przecież macie Sasuke!
— …a poza tym jesteś drużbą. Idź po bagaże.
Naruto rozpaczliwie starał się wymyślić cokolwiek, aby przekonać kobietę do zmiany zdania. — A możemy chociaż wyjechać jutro? To znaczy, właściwie to dzisiaj, ale po prostu trochę później. Dochodzi druga nad ranem!
Sakura prychnęła.
— Będziemy mieli lepszy czas, jeśli wyjedziemy od razu. — Coś mu w tym wszystkim nie pasowało, ale najwyraźniej był w mniejszości. Sasuke i Kiba wpatrywali się w niego oczekująco i Uzumaki miał świadomość, że zmuszą go aby z nimi pojechał, nawet jeśli oznaczałoby to zawleczenie do auta za fraki.
— Jeśli mam brać udział w tym szaleństwie, to ty też musisz — wymamrotał Sasuke, potwierdzając jego przypuszczenia. Kiba najwyraźniej był tego samego zdania, bo entuzjastycznie pokiwał głową. Naruto westchnął ciężko i poszedł do swojego samochodu by zabrać tobołki. Chwilę później wrzucił je do wciąż otwartego bagażnika. Uchiha zatrzasnął drzwiczki, po czym uważnie przyjrzał się blondynowi. Sakura i Kiba byli już w aucie i zajęli tylne siedzenia. Uzumaki nie odezwał się, ale odwzajemnił spojrzenie.
— To się nie skończy dobrze — zażartował Sasuke.
— Pewnie masz rację.
Kiedy Naruto usiadł w fotelu pasażera, doszedł do wniosku, że jego wspaniały plan ssie.
Potrzebował nowych przyjaciół.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz