Tytuł oryginalny: Road Trip Wedding
Autor oryginału: Ever-the-Optimist
Zgoda autora na przetłumaczenie i publikację: Gołąb pocztowy posłany, aczkolwiek autorka nie daje znaku życia (w razie „W” będziemy usuwać).
Tytuł tłumaczenia: Magiczna Podróż
Długość: Dziewięć rozdziałów o łącznej długości nieco ponad 20 tysięcy słów, z czego pierwszy ma około 2,8 tysiąca słów.
Pairing: Jedyny słuszny - SasuNaru
Gatunek: AU, Romans
Ostrzeżenia: Żadnych specjalnych raczej nie ma, aczkolwiek czuję się w obowiązku poinformować, że macie przed oczami perfidny FLUFF.
Uwaga specjalna: Naruto należy w zupełności do Kishimoto.
Autor oryginału: Ever-the-Optimist
Zgoda autora na przetłumaczenie i publikację: Gołąb pocztowy posłany, aczkolwiek autorka nie daje znaku życia (w razie „W” będziemy usuwać).
Tytuł tłumaczenia: Magiczna Podróż
Długość: Dziewięć rozdziałów o łącznej długości nieco ponad 20 tysięcy słów, z czego pierwszy ma około 2,8 tysiąca słów.
Pairing: Jedyny słuszny - SasuNaru
Gatunek: AU, Romans
Ostrzeżenia: Żadnych specjalnych raczej nie ma, aczkolwiek czuję się w obowiązku poinformować, że macie przed oczami perfidny FLUFF.
Uwaga specjalna: Naruto należy w zupełności do Kishimoto.
Rozdział Pierwszy: Sobota
Dziś…
Gdyby
ktokolwiek zapytał Naruto o zdanie, to ten musiałby przyznać, że ci
dwoje nie byli dobrze dobraną parą. Nie miał zielonego pojęcia, jaki
cudem jeszcze razem nie oszaleli i nie był w stanie sobie wyobrazić, że
mają spędzić wspólnie resztę swoich dni. I, gdyby miał być zupełnie
szczery, to wątpił, czy biorą ślub z właściwych powodów. Jasne, mieli
całe dziesięć lat na dokładne przemyślenie tej decyzji. Jednak
najwyraźniej traumatyczne przeżycia zbliżają ludzi, a nie sposób
zaprzeczyć, że zarówno Kiba, jak i Sakura swoje już w życiu przeszli.
Dziesięć
lat temu dopiero zaczynali naukę w szkole średniej. Byli naiwni,
lekkomyślni i wierzyli, że mogą zawojować świat. Ilekroć Naruto wracał
myślami do tamtej nocy, odczuwał
silną wewnętrzną potrzebę zlokalizowania najwyższego budynku w mieście i
rzucenia się z niego. Alkohol przyczynił się do tego, że detale tej
konkretnej imprezy były nieco zamglone, ale zapamiętał najistotniejsze
wydarzenia.
Pamiętał
zataczającą się Sakurę, prowadzącą równie pijanego Kibę do jednego z
pokoi na korytarzu. Kojarzył również przyłapanie swojego ówczesnego
chłopaka, z którym był od trzech lat, na zdradzie, ale to materiał na
osobną historię. Po tej pamiętnej nocy Naruto stracił miłość swojego
życia, a Sakura zaszła w ciążę.
Jej
rodzice byli wściekli. Zażądali, aby Kiba uczynił z ich córki uczciwą
kobietę. Z kolei rodziciele chłopaka byli nie tyle rozczarowani, co po
prostu zrezygnowani. Obie rodziny naciskały na młodych, aby się pobrali.
Niestety — albo może „stety”, zależy kogo by zapytać — Sakura poroniła,
a ślub został odwołany. Dziewczyna była wtedy po prostu za młoda aby
sobie z tym wszystkim poradzić. Mimo wszystko, ku ogromnemu zdziwieniu
Naruto, oboje byli zdruzgotani po stracie dziecka. Następne tygodnie,
miesiące i lata spędzili na wzajemnym pocieszaniu się.
Teraz,
po dziesięciu latach, Sakura była położną, a Kiba pracował jako
weterynarz i ponownie zamierzali się pobrać. Naruto szczerze wątpił, czy
chcieli wziąć ślub, bo się kochali, ale gdy ich o to zapytał, oboje
jedynie wzruszyli ramionami i zbyli go krótkim „a czemu by nie?”.
Jednak, niezależnie od tego co myślał na ten temat, jechał właśnie do
Południowej Karoliny, aby zostać drużbą Kiby.
Najbliżsi
przyjaciele i rodzina zostali ulokowani w hostelu, gdzie miało się
później odbyć wesele. Sakura, która jak zawsze okazała się niepoprawną
perfekcjonistką, zażądała, aby impreza przedślubna miała miejsce
dokładnie tydzień przed uroczystością. Jedyną osobą, której udało się
jakoś wywinąć, była jej druhna — szczęściara, wymówiła się nawałem
obowiązków w pracy i niemożnością urwania się wcześniej. Naruto nie miał
bladego pojęcia, co będzie robił przez cały tydzień. Sakura zaopatrzyła
wszystkich gości w foldery turystyczne, mające na celu pomóc im jakoś
zapełnić ten czas, ale żadna z propozycji nie brzmiała szczególnie
zachęcająco. Jakby tego było mało, drugim drużbą pana młodego został nie
kto inny jak jego były, więc jego obecność była niestety nieunikniona.
Naruto
miał jednak plan. Świetny, nieskomplikowany plan. Zamierzał zamknąć się
w swoim pokoju, za wszelką cenę unikać eks-chłopaka, a następnie stanąć
przy Kibie z szerokim uśmiechem.
Krótki,
podnoszący na duchu monolog i kilka głębokich oddechów później,
mężczyzna w końcu wysiadł z samochodu i wyszedł prosto na palące słońce.
Kilka
razy otworzył szczękę, próbując zmusić swój organizm do zaakceptowania
zmiany ciśnienia. Nie mógł zaprzeczyć, że sceneria była piękna, ale mimo
wszystko nie był przekonany do ślubu na świeżym powietrzu i to w
dodatku na zboczu góry. Cóż, Sakura od zawsze lubiła dramatyczne
akcenty.
— Naruto! — pisnęła
przyszła panna młoda. Rzuciła się mężczyźnie prosto w ramiona w tym
samym momencie, w którym jego uszy w końcu się odetkały. Naruto
wyszczerzył się, złapał kobietę w pasie i zakręcił nią kilka razy.
—
Cześć, Sakura! I jak się ma panna młoda? — Nie wiedział czego dokładnie
powinien się po niej spodziewać, ale z pewnością nie był przygotowany
na to, co się wydarzyło. Coś w twarzy Haruno pękło i kobieta zaczęła
płakać. — Sakura? Co się…
—
Och, nie przejmuj się tym. Przejdzie jej za parę minut. — Naruto
odwrócił głowę, wciąż starając się jakoś pocieszyć przyjaciółkę, i
ujrzał Kibę. — To chyba stres. Jak się masz, stary? — zapytał Inuzuka,
wyciągając rękę w jego kierunku. Wciąż lekko oszołomiony Naruto uścisnął
jego dłoń.
— Już w porządku.
— Poczuł jak Sakura ciągnie go za rękaw, a kiedy spojrzał na jej twarz,
kobieta nieśmiało się do niego uśmiechała.
— Jak podróż? — Zdezorientowany Naruto zmarszczył brwi.
—
W porządku. Trochę długa trasa. — Kobieta skinęła głową w zrozumieniu,
po czym złapała go za łokieć i poprowadziła w stronę znajdującego się
nieopodal budynku.
— No cóż,
wygląda na to, że musisz pełnić również funkcje druhny, zanim ta tutaj
nie dotrze, prawda? Powinniśmy już dawno zacząć przygotowania, mamy
jeszcze wiele do zrobienia.
Początkowo Naruto próbował się opierać, rzucając tęskne spojrzenia w stronę swojego samochodu.
— Ale… Moje rzeczy…
—
Twoje rzeczy nie uciekną i wciąż tu będą, kiedy po nie wrócisz. A ja
natychmiast potrzebuję twojej pomocy przy organizacji, musimy ustalić
kto gdzie będzie siedział, a poza tym facet od cateringu chyba jeszcze
nie łapie co i jak. No, i ktoś musi poskładać wszystkie serwetki w
miniaturowe łabędzie, więc to też będziesz musiał rozpracować. Och, i
masz mi szczerze powiedzieć, co sądzisz o mojej sukience. Dostałam ją
razem z szarfą, ale nie wiem, czy bez niej nie wygląda lepiej.
Kiba roześmiał się i pomachał Naruto, kompletnie ignorując desperację malującą się na jego twarzy.
— Powodzenia, stary. Niech moc będzie z tobą.
Blondyn westchnął ciężko. To będzie bardzo długi tydzień.
~oOo~
To
nie tak, że on sobie odpoczywał. Sakura właśnie przymierzała suknię i
dosłownie wykopała go z pokoju. Początkowo Naruto zamierzał wypakować
swoje graty z samochodu, ale resztki energii opuściły go jakoś w połowie
drogi i skończył siedząc na schodach przed budynkiem. Kiedy tak
wegetował, do hotelu dotarło kilku jego dawnych znajomych ze szkoły
średniej, których widok bardzo go ucieszył. Było późno, więc zdecydowana
większość już dawno przeniosła się do środka i teraz na zewnątrz było
znacznie ciszej. Zmierzchało i na nieboskłonie dało się już dostrzec
pierwsze gwiazdy. Naruto był pod wrażeniem ich ilości. Tam gdzie
mieszkał, zanieczyszczone powietrze i oświetlenie uliczne sprawiały, że
nie można było należycie docenić nocnego nieba. Tutaj z kolei, mężczyzna
odnalazł spokój — mógł nawet wyobrazić sobie, że przeprowadza się tu na
stałe.
Cisza została
przerwana przez niski, dudniący ryk zakręcającego na żwirze samochodu.
Naruto drgnął. Wszędzie rozpoznałby ten charakterystyczny odgłos. Kiedyś
ten dźwięk kojarzył mu się jednoznacznie z uczuciem błogości. Znaczyło
to, ni mniej ni więcej, że on
nadjeżdżał. Gdyby dziesięć lat temu usłyszał ten odgłos o tej porze,
oznaczałoby to, że znowu został pobity przez swojego ojczyma, a jego
chłopak przybywa z odsieczą w odpowiedzi na spanikowany telefon. Teraz
Naruto nie był pewny, co powinien o tym myśleć. Poniekąd, wbrew sobie,
poczuł ekscytację na myśl, że znowu go zobaczy, ale szybko zepchnął tego
typu rozważania gdzieś w kąt swojego umysłu. Chwilę później poczuł
miażdżący ból w klatce piersiowej, gdy uzmysłowił sobie, że nie są i
nigdy już nie będą razem. Zaraz potem nadszedł gniew, upokorzenie i
depresja — w miarę upływu lat zdążył przywyknąć do tych uczuć.
Najwyraźniej dekada to za mało, aby niektóre rany się zagoiły.
Stary,
lekko zdezelowany samochód — tak bardzo znajomy — wyłonił się zza
zakrętu i zatrzymał zaledwie kilka metrów przed nim. Przez krótką chwilę
Naruto bardzo poważnie rozważał perspektywę ucieczki, ale ostatecznie
doszedł do wniosku, że przecież był tu pierwszy. Poza tym był uparty i
miał swoją dumę. Nie będzie przecież chował się po krzakach, tylko
dlatego że były zakłócił mu przyjemny wieczór. Niemniej jednak, mógł
chociaż spróbować nie sprawiać wrażenia, jakby wyczekiwał jego
przybycia. W przypływie desperacji wbił spojrzenie w niebo i
ostentacyjnie ignorował to co się wokół niego działo.
Silnik
w końcu przestał pracować i ciszę przeciął odgłos otwieranych, a
następnie zatrzaskiwanych, drzwi. Naruto mężnie oparł się pokusie i nie
spojrzał, aby upewnić się czy prawidłowo odgadł tożsamość tajemniczego
przybysza. Doskonale wiedział, że jego przypuszczenia były słuszne. Nie
zareagował również, gdy usłyszał ciche westchnienie, a następnie chrzęst
żwiru, niebezpiecznie przybliżający się do miejsca, w którym siedział.
—
Naruto. — O Boże, to ten głos. Nie słyszał go od zakończenia szkoły i
niemalże zapomniał, co ten głos mógł zrobić z jego ciałem. Dzielnie
zignorował dreszcze, jakie przebiegły po jego kręgosłupie i odnalazł na
nocnym niebie Wielką Niedźwiedzicę.
— Naruto. — Pomyślmy. Gdyby znaleźć koniec dyszlu Wielkiego Wozu, Gwiazda Polarna powinna się znajdować…
— Idioto. — Blondyn w końcu się poddał i przeniósł spojrzenie na niedoszłą miłość swojego życia.
— Nie jestem idiotą, draniu — odparł, a w odpowiedzi uzyskał jedynie złośliwy uśmieszek.
—
Hm. Ale zareagowałeś, prawda? — Naruto prychnął i podniósł się z
zamiarem odejścia. Przeszkodziła mu w tym obca ręka, która przytrzymała
jego nadgarstek. Blondyn łypnął nieprzyjaźnie na drugiego mężczyznę.
— Czego? — Kiedy przybysz upewnił się, że uwaga Naruto jest skupiona tylko na nim, puścił jego dłoń.
—
Dobrze cię znowu wiedzieć, Naruto. — Blondyn ponownie prychnął i w
obronnym geście skrzyżował ramiona na swojej piersi. Odwrócił wzrok od
wyczekujących oczu przybysza i zamiast tego przyjrzał się uważnie jego
pojazdowi.
— A pamiętasz,
kiedy byliśmy w szkole średniej… — zaczął Uzumaki, upewniając się przy
tym, aby jego głos nie wyrażał niczego poza chłodnym zainteresowaniem.
—
Tak — przerwał mu nieuprzejmie. — Pamiętam. Dość żywo. — Naruto
zmarszczył nos, słysząc sugestywne nutki w głosie drugiego mężczyzny,
ale zignorował je. Przynajmniej na razie.
—
… a ty stwierdziłeś, że nie kupisz sobie nowego samochodu, bo musiałbyś
poprosić ojca o pieniądze, a nie chciałeś mu czegokolwiek zawdzięczać? —
Mężczyzna pobieżnie przyjrzał się swojemu zaparkowanemu nieopodal autu,
po czym przeniósł spojrzenie z powrotem na twarz Naruto.
— Tak.
— Więc jaką masz teraz wymówkę, żeby nadal trzymać tego rzęcha?
Mężczyzna przybliżył się, naruszając prywatną przestrzeń Naruto.
— To kwestia sentymentu. Przeżyłem w tym samochodzie jedne z najlepszych chwil mojego życia.
Naruto zarumienił się, słysząc ten komentarz i heroicznym wysiłkiem woli powstrzymał się od uderzenia swojego rozmówcy.
—
Nie mam teraz dla ciebie czasu. — Odwrócił się na pięcie i chciał
odejść, ale ten głos ponownie go powstrzymał. I to na tyle efektywnie,
że blondyn praktycznie nie zarejestrował, że jego dłoń znowu została
uwięziona.
— Naruto,
tęskniłem za tobą. — Uzumaki przełknął ślinę, ale nie odwrócił się, nie
chcąc, aby mężczyzna zobaczył jak reagował na jego obecność.
— Sasuke…
~oOo~
Dziesięć lat temu…
Tego
lata temperatura była rekordowo wysoka — taki wynik prawdopodobnie nie
powtórzy się w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Rok szkolny kończył
się już za kilka tygodni, ale miało się wrażenie, że do wakacji wciąż
pozostało zatrważająco dużo czasu. Lato oznaczało wolność. Oznaczało, że
Naruto nie będzie musiał chodzić do szkoły, za to będzie spędzał długie
godziny w basenie swojego chłopaka. I, co było w sumie najważniejsze,
wakacje oznaczały, że Uzumaki wyprowadzi się tymczasowo od mężczyzny,
który go adoptował pod przykrywką wyjazdu kolonijnego. Kolonia to
oczywiście wierutne kłamstwo, ale o tym jego przyszywani rodzice
wiedzieć nie musieli. Tak naprawdę, chłopak zamierzał spędzić ten czas z
rodziną swojego chłopaka, wprowadzając się na pewien czas do ich domu.
Niestety
od tych planów dzieliło go jeszcze kilka długich tygodni. Naruto oparł
brodę na swoich kolanach i westchnął. Wciąż mógł usłyszeć płacz
przyszywanej matki, ale pocieszała go świadomość, że nie potrwa to już
długo. Kobieta niedługo wyjdzie, tak jak zawsze, i zaszyje się na cały
weekend u siostry. Blondyn westchnął ponownie i, w ramach rozrywki,
zaczął się bawić postrzępionym skrawkiem torby podróżnej, którą spakował
na noc. Lada moment…
Usłyszał
ryczący dźwięk samochodowego silnika, dochodzący gdzieś z dalszej
części ulicy. Naruto przyjął ten odgłos z nieskrywaną radością i
uśmiechnął się szeroko. Kiedy stary Nissan, rocznik '91 zaparkował na
podjeździe, chłopak wybiegł na zewnątrz, aby powitać kierowcę. Sasuke
zdążył już wysiąść i właśnie obchodził auto, by spotkać się z Naruto w
połowie drogi. Jego twarz szpecił groźny grymas.
—
Sasuke! — Naruto wiedział doskonale, że nie on był powodem nachmurzenia
Uchihy, więc bez wahania objął drugiego chłopaka. Sasuke krótko
odwzajemnił uścisk, po czym delikatnie odepchnął chłopaka od siebie.
—
Naruto. Masz podbite oko. — Uzumaki skrzywił się nieznacznie, unosząc
dłoń do twarzy, by dotknąć rzeczonego siniaka. Sasuke szybko złapał jego
rękę i uścisnął ją delikatnie. — Idiota — zganił go.
— Jest w porządku — wymamrotał Naruto, ale Sasuke jedynie westchnął w odpowiedzi.
—
Zawsze tak mówisz — odparł brunet, w żaden sposób nie próbując ukryć
swojej frustracji. Sasuke natychmiast przeniósł spojrzenie czarnych oczu
na ganek, gdzie, zgodnie ze zwyczajowym harmonogramem, stała już
macocha Naruto, zatrzaskując za sobą drzwi. — Gdzie on jest? — Naruto
tylko wzruszył ramionami, obserwując kobietę taszczącą czarną walizkę do
zaparkowanego nieopodal samochodu.
—
Tam gdzie zawsze. — Sasuke skinął jedynie głową, nie potrzebując
dalszych wyjaśnień. Przechodził przez to już wystarczająco wiele razy,
nawet jeszcze zanim zostali parą. Kiedy byli młodsi, i Sasuke nie miał
jeszcze prawa jazdy, nie raz i nie dwa wysyłał starszego brata po
Naruto, ilekroć ten miał jedną ze swoich „utarczek” z przybranym ojcem.
Kiedy mężczyzna uznał, że jego przyszywany syn został już wystarczająco
zmaltretowany, wychodził na miasto z jakże szczytnym celem upicia się.
Życie nauczyło Uzumakiego, że lepiej dla niego, aby był poza domem,
kiedy ten wróci.
Kiedy
kobieta wyjechała z parkingu i odjechała, nie racząc ich nawet
pojedynczym spojrzeniem, Sasuke objął chłopaka w pasie. Brunet w
przypływie irytacji puścił go na chwilę i przeczesał palcami swoje
włosy, po czym opuścił ręce i zaczął delikatnie gładzić biodra Naruto. —
Zostaniesz ze mną na noc? — Blondyn skinął głową w ramach odpowiedzi.
—
Jutro nie idziemy do szkoły, więc mogę zostać na cały weekend. —
Rozbawiony Sasuke uniósł brwi, a Naruto zachichotał. Tak naprawdę
zazwyczaj zostawał u niego na kilka dni, nie bacząc na to, czy był to
środek tygodnia, czy dni wolne od zajęć lekcyjnych. Szybko kontynuował
wypowiedź, zanim Uchiha zdążyłby zwymyślać go od idiotów. — A jutro
możemy pójść razem na imprezę do Sakury! — Wesoły nastrój Sasuke zniknął
natychmiast, a na jego twarzy znów pojawił się grymas. Delikatnie
pogładził kciukiem siniaka pod okiem Uzumakiego.
—
Na pewno chcesz tam iść? — Chłopak schylił się i szeptał teraz prosto
do ucha blondyna niskim głosem. — Możemy po prostu spędzić tę noc w domu
i zorganizować sobie prywatne przyjęcie. — Naruto wyszczerzył się
opętańczo, słysząc słabo skrywaną sugestię w jego głosie, po czym
przekręcił głowę i pocałował go lekko w szczękę.
— Ty po prostu nie chcesz się socjalizować — oświadczył, a Sasuke prychnął na jego słowa oburzony.
— Nie, po prostu chcę spędzić ten czas z tobą. Sam na sam. — Naruto uśmiechnął się ponownie.
— Mamy jeszcze dzisiejszy wieczór. No, i cały dzień po imprezie.
—
Na pewno? — dociekał Sasuke. Naruto wymruczał coś, co od biedy można
było zakwalifikować jako potwierdzenie i pocałował kącik warg chłopaka.
— To jak, zabierzesz mnie stąd? — Uchiha również się uśmiechnął i przerzucił jego torbę przez ramię.
—
Jasne. Jakby nie patrzeć, jestem w końcu twoim prywatnym rycerzem w
lśniącej zbroi. — Na to stwierdzenie Uzumaki bardzo nieelegancko
wystawił język i otworzył drzwi od strony pasażera.
—
Debil. — Sasuke wydawał się w ogóle nie usłyszeć przytyku i, z
ignorancją wymalowaną na twarzy, zamknął bagażnik. Kiedy Uchiha w końcu
usiadł na miejscu kierowcy i przekręcił kluczyk w stacyjce, Uzumaki
zdążył już zapiąć pasy. Samochód przebudził się do życia i ryknął głośno
w ramach protestu. Naruto uśmiechnął się i poprawił na swoim fotelu.
Boże, jak on kochał to auto! Sasuke odczekał chwilę, dopóki ryczenie
nieco nie ucichło, po czym odwrócił się z zamiarem wycofania auta.
Samochód jednak ani drgnął, więc zaniepokojony blondyn odwrócił się w
kierunku towarzysza. Czarne tęczówki dokładnie mu się przyglądały, jak
gdyby szczegółowo coś analizując.
—
Co jest, Sasuke? — Chłopak otrząsnął się natychmiast z zamyślenia i
uniósł dłoń, by delikatnie dotknąć lima odznaczającego się wyraźnie na
skórze Naruto.
— Niedługo kończysz osiemnaście lat, prawda? — Blondyn skinął głową.
—
No. W przyszłym semestrze. — Sasuke jedynie mruknął coś niewyraźnie, po
czym pochylił się by pocałować stłuczone miejsce na twarzy Uzumakiego.
—
W takim razie moim prezentem urodzinowym dla ciebie, będzie oferta
przeprowadzki. Zabiorę cię do mnie i już nigdy stamtąd nie wypuszczę.
Obiecuję.
— A co na to twoi rodzice?
Uchiha
wzruszył obojętnie ramionami i uśmiechnął się do niego szeroko. — Jakby
nie patrzeć i tak praktycznie u nas pomieszkujesz. Nie sądzę, żeby
mieli coś przeciwko. A poza tym, gdyby tylko wiedzieli o… — Przerażony
Naruto energicznie pokręcił głową.
— Nie, nie możesz im powiedzieć! — Sasuke westchnął ciężko i ujął dłoń Naruto w swoją.
— Mój ojciec jest komendantem, Naruto. On naprawdę może ci pomóc — oznajmił brunet, gładząc jego kłykcie.
— Nie. Wtedy by mnie stąd zabrali, a ja nie mogę cię zostawić — oświadczył Naruto, wciąż rozpaczliwie kręcąc głową.
—
W takim razie poczekamy aż skończysz osiemnaście lat. Zgodzisz się
powiedzieć mojemu ojcu, kiedy już będziesz pełnoletni? Wtedy nie będą
mogli cię do niczego zmusić, a ten kretyn zdecydowanie zasługuje na
stosowną karę za to, co robi. — Uzumaki przez chwilę rozważał jego
słowa, po czym powoli skinął głową.
—
Niech będzie. — Uchiha wyszczerzył się w odpowiedzi, po czym podniósł
jego nadgarstek do swoich ust i wycisnął delikatny pocałunek w miejscu, w
którym puls był najbardziej wyczuwalny.
—
Świetnie, to w takim razie jedźmy już. Matka planuje dzisiaj
przygotować hamburgery. — Naruto skrzywił się malowniczo, słysząc te
słowa i wystawił język.
—
Czyżbyś chciał zjeść coś po drodze? — Sasuke zachichotał, jednocześnie
kręcąc głową z politowaniem. — Kocham cię, Naruto — dodał po chwili,
wywołując na twarzy blondyna łagodny uśmiech.
— Ja ciebie też, Sasuke. Zawsze.
~oOo~
Dziś…
Sasuke
pokonał trzy kolejne schodki, coraz bardziej zbliżając się do drzwi
wejściowych, po drodze przechodząc obok Naruto i uważnie przyglądając
się jego twarzy. Uchiha przekrzywił głowę na bok, obserwując wyraz
twarzy blondyna.
— Naruto — powtórzył mężczyzna. — Tęskniłem za tobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz