poniedziałek, 29 września 2014

Uchiha postanawia umrzeć

Tytuł: Uchiha postanawia umrzeć
Długość: tak jakoś 4,4k słów
Pairing: SasuNaru/NaruSasu, wolnoć Tomku, czyli co kto chce
Gatunek: humor, romans, obyczaj, tekst pojedynkowy (z forum SasuNaru)
Ostrzeżenia: prości chłopi z powołania i przemoc w rodzinie x)

Chciałabym jeszcze podziękować Siv, która się ulitowała i przejrzała przecinki, a także wszystkim innym osobom, które w międzyczasie rozbijały mi się po dokumencie i pomagały. Dzięki, świetnie mi się z Wami współpracowało! <3

Uchiha postanawia umrzeć
— Wiesz, że źle znoszę spóźnienia — powiedział Uchiha, siląc się na spokój i opanowanie.
— To ciekawe, że jeszcze jakoś ze mną wytrzymujesz — odparł Naruto, spoglądając kątem oka na stojącego nieopodal chłopaka. Znajdowali się właśnie na lotnisku i czekali, aż Minato ich odbierze.
Mieli spędzić cały tydzień u rodziców Uzumakiego i blondyn pełen był najgorszych obaw. Wprawdzie Sasuke sam nalegał na ten wyjazd — narzucała mu to jego praca na stanowisku dziennikarza, gdyż dostał on specjalne zlecenie, które wymagało poznania od podszewki życia ludzi na prowincji — ale mimo wszystko Naruto nie był w stanie wyobrazić sobie, że jego matka i chłopak znajdą się w jednym pomieszczeniu. To przerastało jego zdolności pojmowania.
— Najwyraźniej to u was rodzinne — dodał Sasuke uszczypliwym tonem i po raz kolejny zerknął na zegarek. Niezaprzeczalnym faktem było, że ich transport spóźniał się już przeszło pół godziny i Uchiha miał święte prawo być zniecierpliwionym. Uzumaki wolał jednak przemilczeć kwestię, że w jego mniemaniu będą się uważać za szczęśliwców, jeśli jego ojciec w ogóle po nich przyjedzie. Wcale by się nie zdziwił, gdyby okazało się nagle, że ojczulek najzwyczajniej w świecie zapomniał i znalazł sobie jakieś inne, bardziej absorbujące zajęcie.
— Już tak się nie nabzdyczaj, bo pękniesz kiedyś — odciął się, powodując kłapnięcie szczęk coraz bardziej poirytowanego Sasuke. Chłopak nawet nie spojrzał na niego, tylko westchnął ciężko i wygładził poły marynarki. Naruto nie mógł wyjść z podziwu, jakim cudem ktoś tak inteligentny może być jednocześnie tak ograniczony. Pomimo najszczerszych chęci nie udało mu się wytłumaczyć partnerowi, że przyodziewanie garnituru na spotkanie z jego rodzicami nie jest najlepszym wyborem. Uchiha notorycznie zbywał go pomrukami o tym, że chce wyglądać profesjonalnie i musi godnie reprezentować rodzinę, więc ostatecznie Uzumaki zmuszony był przejść do mniej werbalnych sposobów perswazji. Koniec końców, Sasuke zgodził się wciągnąć na tyłek dżinsy, rezygnując ze standardowych kantów. Bardzo opięte w pewnych miejscach dżinsy, jeśli już o tym mowa.
— Chodź, pójdziemy na parking, może ojczulek tam na nas czeka — oznajmił Naruto bez przekonania, po czym ruszył w kierunku stojących nieopodal samochodów, ciągnąc za sobą dużą, czarną walizkę. — Przypomnij mi, czemu nie wzięliśmy mojego plecaka turystycznego? — zapytał, marszcząc brwi na głośny stukot jaki wydawały kółeczka podczas kontaktu z kostką chodnikową.
— Bo takie bagaże są po prostu nieeleganckie. A poza tym, twój plecak jest znacznie mniejszy i miałbym problem ze spakowaniem wszystkiego. — Ton Uchihy wskazywał na to, że jego właściciel uważa to za prawdę objawioną i stara się trzymać możliwie jak najdalej od każdego, kto nie posiada czarnej, eleganckiej walizki słusznych rozmiarów.
— Czekaj, ty chyba nie spakowałeś wszystkich swoich szamponików i odżywek?
— Oczywiście, że spakowałem — odparł obruszony Sasuke, mierząc chłopaka kosym spojrzeniem. — Wywaliłem również twój nędzny specyfik „trzy w jednym”, już lepiej, żebyś używał moich środków do pielęgnacji włosów.
Naruto momentalnie zatrzymał się i parsknął w zaciśniętą pięść, starając się pohamować histeryczny śmiech. Niezaprzeczalnym faktem było, że jego chłopak miał niezdrową obsesję na punkcie swoich włosów. Mieszkali razem już ponad rok, ale Uzumakiemu nie udało się jeszcze ustalić jakim cudem można poświęcać tyle czasu na pielęgnację kudłów i wciąż wyglądać męsko. Cóż, Sasuke udawało się jakoś połączyć te dwie rzeczy, a efekt finalny był… No, wystarczy nadmienić, że Naruto jeszcze nie wyrzucił za okno całej tej kolekcji buteleczek, więc najwyraźniej musiał mieć ku temu dobry powód.
— Sasuke, nie chcę cię martwić, ale niepotrzebnie taszczymy ze sobą ten twój salon kosmetyczny.
— Wiem, wiem, twoi rodzice nie będą się przejmowali kondycją moich włosów, a tobie i tak wszystko jedno dopóki nie jestem łysy. — Uchiha machnął lekceważąco dłonią. — Po prostu lepiej się czuję sam ze sobą, gdy nie śmierdzę jak ty, młocie.
— Nie to miałem na myśli. — Naruto zadbał o dramatyczną ciszę, powodując, że chłopak spojrzał na niego z irytacją. Och, to będzie dobre. — Chodziło mi raczej o to, że dostaniesz do kąpieli jedną miskę, nie piętnaście. — Uzumaki splótł ręce na karku i rozejrzał się po parkingu, wyglądając ich transportu. Stukot kółeczek od walizki nagle ucichł, więc skonsternowany mężczyzna odwrócił się do swojego towarzysza i siłą woli powstrzymał złośliwy uśmieszek cisnący się mu na usta. Sasuke stał jak wryty, nie wykonując żadnych ruchów poza gwałtownymi mrugnięciami powiek.
— Mów wyraźniej, bo chyba się przesłyszałem — warknął. — Powiedziałeś: miskę?
— A czego oczekiwałeś, eleganciku? Pięciogwiazdkowego hotelu i drinków z palemką? Przepraszam bardzo, że moja rodzina nie jest w stanie sprostać twoim wygórowanym standardom — odparł Naruto, obojętnie wzruszając ramionami, chociaż w duchu był rozbawiony całą tą sytuacją. Uchiha wciągnął powietrze z głośnym świstem, a jego oczy zabłyszczały niebezpiecznie, ale nie powiedział już nic. W tym właśnie momencie na parking wjechał traktor, co dla osób postronnych okazało się być niemałą sensacją. Bo widzicie, to nie był taki nowoczesny ciągnik, jakie się reklamuje w spotach promujących akcje dofinansowania rolników — był to klasyczny przykład pojazdu z gatunku „ciągnikus zawalidrogus”. Stary, niebosko ubłocony, zdezelowany, hałasujący tak, że obudziłby cały cmentarz. Ten cmentarz, to w sąsiedniej gminie, oczywiście. Ludzie odwracali się i ze śmiechem wskazywali sobie palcami ten cud techniki. — No, Sasuke, czas na nas. Ojczulek przyjechał.
Brunet zbladł, co wyglądało dość komicznie, wziąwszy pod uwagę jego i tak już jasną karnację, a także zacisnął wargi w cienką linię, najwyraźniej rozważając odwrót taktyczny. Naruto przewrócił oczami i klepnął chłopaka w ramię, po czym obaj — mniej, lub bardziej chętnie — podeszli do czekającego na nich Minato.
— Witajcie, chłopcy! — zakrzyknął mężczyzna, który wyglądał jak starsza kopia Naruto. Sasuke uważnie przyjrzał się obu panom i doszedł do wniosku, że jego chłopak to dosłownie skóra zdjęta z ojca. Podobieństwo było jeszcze bardziej uderzające niż na rozlicznych fotografiach rodziny Uzumakich, które wcześniej widział. Skóra Minato była nieco pomarszczona i wysuszona — efekt wielogodzinnej pracy na słońcu i, no cóż, wieku — a jego włosy gdzieniegdzie przyprószone siwizną, ale poza tym ciężko się było doszukać jakichkolwiek różnic. Mężczyzna zszedł z maszyny, po czym przytulił syna i uścisnął dłoń Uchihy. — Ładujcie się, stara pewnie już czeka z obiadem! — Z tymi słowami na ustach, wskoczył z powrotem na ciągnik.
— A my gdzie…? — zaczął niepewnie Sasuke, jednak okazało się, że nie było potrzeby, aby kończył to pytanie, bo Naruto już sadowił się na podpiętej do traktora przyczepie. — Że toto się nie rozpada — mruknął niepocieszony, ale z zaciętym wyrazem twarzy złapał walizkę pod pachę i starając się nie pobrudzić marynarki, rozpoczął wspinaczkę. Miał do napisania ważny artykuł, musiał zacisnąć zęby i się poświęcić.

~oOo~
Nawet jeśli Sasuke uważał spotkanie z ojcem Naruto i jego ciągnikiem — który nazywał się Polikarp, o czym obaj mężczyźni nie omieszkali wspomnieć podczas tej niewątpliwie fascynującej podróży — za straszne, to prędko musiał zmienić zdanie. Prawdziwą traumę przeżył dopiero, gdy poznał matkę chłopaka, która okazała się być typową kobietą ze stereotypowej, zaściankowej wsi.
Kushina, gdy tylko usłyszała nadjeżdżający traktor — którego, tak na marginesie, nie dało się nie usłyszeć — wybiegła na schody i zaczęła im energicznie machać, a także coś krzyczeć, czego jednak z oczywistych powodów nie dosłyszeli. Kobieta była ubrana w stary, wyciągnięty sweter, który w zamierzchłych czasach prawdopodobnie był czerwony, teraz jednak kolor łacha wahał się od buraczkowego na rękawach, po zgniły róż w okolicach dekoltu. Do tego obowiązkowo długa spódnica w fantazyjne wzory i umorusany fartuch, spod których wystawały stopy odziane w rozklekotane sandały i — a jakże — szare skarpetki za kostkę. Po dokładniejszych oględzinach dało się zauważyć nawet dziurkę na dużym palcu. Na ogniście czerwonych włosach zawiązała chustkę, którą nieustannie poprawiała.
Kiedy chłopcy zsiedli z przyczepy i podeszli do niej, Kushina natychmiast rzuciła się synowi na szyję z okrzykiem radości, a Sasuke taktownie odmieścił się i rozejrzał po obejściu.
Dom, podwórko, a także przylegająca do niego stodoła przedstawiały sobą obraz istnej Sodomy i Gomory. To znaczy, młody Uchiha nie mógł powiedzieć, że cokolwiek było zaniedbane, ale jednak nie przywykł do takich widoków. Rozgdakane kury biegały po całym trawniku, szerokim łukiem omijając jedynie budę, pod którą, uwiązany na grubym łańcuchu, leżał wyleniały wilczur, a w tle dało się słyszeć muczenie krowy. Drewniana stodoła była otwarta na oścież, a w środku widać było siano, jeszcze trochę siana, a także ususzoną trawę zwaną przez ludzi pospolitych sianem. Na usta Uchihy wypłynął kołtuński uśmiech — już on dobrze wiedział, do jakich ciekawych aktywności mogła im posłużyć owa przybudówka wypełniona po brzegi pachnącym sianem. Nigdy by się do tego nie przyznał, bo całym sobą nienawidził wsi jako takiej, ale przecież on też miał dzieciństwo — po dziś dzień pamiętał jak, będąc jeszcze małym brzdącem, w każde wakacje odwiedzał dziadka. Prawda była taka, że Sasuke wręcz uwielbiał zapach świeżego siana.
— O, czyli to jest ten twój przyjaciel, o którym opowiadałeś? — Kobiecy głos wyrwał go z rozmyślań. Brunet odwrócił się jak na komendę i ujrzał zwróconych w jego stronę Naruto i Kushinę. Powolnym krokiem podszedł do nich i przeprowadził szybką kalkulację — nie był pewny w jaki sposób przywitać się z matką chłopaka, więc ostatecznie wyciągnął rękę i skłonił się lekko.
— Sasuke Uchiha. Miło mi panią poznać. — Kobieta zarumieniła się delikatnie, patrząc na młodzieńca, po czym otrzepała ręce z mąki i z entuzjazmem potrząsnęła wyciągniętą dłonią chłopaka. Miała pewny i silny uścisk, co nieco zaskoczyło Uchihę.
— Patrz no, młody, kultury byś się od kolegi nauczył! — Kushina złapała syna za ucho i zaczęła go tarmosić, ignorując jego milczące protesty. — Ja tu wciąż na wnuki czekam, czas najwyższy się za jakąś panną rozglądnąć!
Sasuke uniósł jedną brew i uważnie przyjrzał się twarzy Uzumakiego, który w chwili obecnej studiował wzrokiem czubki swoich adidasów i w ogóle starał się patrzeć wszędzie, tylko nie na swojego chłopaka. Rodzice Naruto żyli w błogiej nieświadomości, jeśli chodzi o orientację ich jedynej pociechy. Uchiha nie rozumiał, dlaczego jego partner za wszelką cenę chciał utrzymać ich związek w tajemnicy, ale ostatecznie było mu wszystko jedno — i tak nigdy wcześniej nie spotkał swoich kandydatów na teściów, a ślubu przecież brać nie planowali. Wspomniał raz czy dwa, że wypadałoby w końcu ich uświadomić, ale Uzumaki zazwyczaj robił się potem bardzo markotny i mamrotał coś pod nosem o zawiedzionych nadziejach i zacofaniu społecznym. Ciche dni przez tydzień, generalnie nic dobrego.
— Mamuś, cała ta sprawa ze mną i z kobietami jest dużo bardziej skomplikowana niż ci się wydaje — powiedział ostrożnie Naruto, uważnie śledząc reakcje matki na swoje słowa. Doskonale wiedział, że ta kobieta zdecydowanie nie słynęła z łagodnego usposobienia, a jak się wkurzała to dosłownie siwy dym. Tylko nieliczni doświadczyli wybuchu gniewu Kushiny i przeżyli, żeby móc opowiedzieć o tym potomnym, a Uzumaki z pewnością się do nich zaliczał. Kobieta puściła wreszcie swojego syna i przyjrzała mu się, krzyżując ramiona na piersi.
— O nie, mój drogi, już ja zadbam o to, żebyś sobie pannę znalazł. Zaproszę dzisiaj na obiad Hinatę, to ta miła dziewczyna od Hyuugów, z pewnością ją pamiętasz. Taplaliście się razem nago w wannie, jak byliście brzdącami! — Mniej więcej w tym momencie twarz Naruto przybrała kolor dojrzałego pomidora, a Sasuke taktownie zasłonił usta dłonią. Wybuch panicznego śmiechu w takiej sytuacji byłby niewskazany, tym bardziej, że zanosiło się na to, że przez cały pobyt matka chłopaka będzie próbowała go wyswatać z sąsiadką. Cudownie. Kushina najwyraźniej nie dostrzegła subtelnej zmiany atmosfery i kontynuowała radośnie: — To świetna dziewczyna. I do tańca, i do różańca…
— Nikt tu nie będzie żadnej Hinaty zapraszał. Do garów, kobieto, chłopcy na pewno są głodni po podróży. — O dziwo, z odsieczą przybył im Minato, który uśmiechał się od ucha do ucha. I był to uśmiech bardzo domyślny.
— Jeszcze nie skończyliśmy tej rozmowy, młody — dodała Kushina, grożąc synowi palcem, po czym odwróciła się na pięcie i energicznym krokiem pomaszerowała z powrotem do domu. Mężczyźni spojrzeli po sobie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że tylko dzięki opatrzności bożej uszli z życiem. Ojciec Naruto jedynie pokręcił głową, po czym poklepał syna po ramieniu i zniknął w stodole, mamrocząc coś o ciężkiej chorobie Polikarpa i szukaniu klucza francuskiego.
— Taak, właśnie. — Uzumaki najwyraźniej czuł się skrępowany i nie miał pojęcia, jak wypełnić niezręczną ciszę, która między nimi zapadła. Nie trwała ona jednak długo, bo już po chwili Sasuke wybuchnął długo wstrzymywanym śmiechem. Złapał się za brzuch i oparł o chłopaka, który jedynie westchnął i uśmiechnął się do niego delikatnie. — Teraz już rozumiesz, czemu miałem o to taki ból dupy? Możesz mieć faceta, którego matka nie wie, że jest gejem albo mieć trupa, którego rodzicielka poznała prawdę, wybieraj.
— Nie jestem nekrofilem, kochanie — odparł tylko Sasuke, ocierając łzy śmiechu z kącików oczu i wyprostował się.
— Nieważne, daj mi tę walizę, zaniosę ją do domu. Wychodzi na to, że chyba obaj musimy się cisnąć w moim starym pokoju, bo wiesz, moja matka ma nieco skrzywione pojęcie gościnności. Zgarnę kawałek koca i będę spał na podłodze, nie ma problemu. — Naruto wziął ich bagaż, po czym zaczął go wnosić na schody. Uchiha już otwierał usta, żeby przekazać mu co dokładnie sądzi o spaniu w ogóle i spaniu na podłodze w szczególe, ale w tym momencie w drzwiach pojawiła się Kushina. W jednej dłoni dzierżyła widły, a drugą podparła się pod bok. Gdy ujrzała Sasuke, uśmiechnęła się. Szeroko. Tak jak szczerzy się rekin, gdy zbliża się do swojej zdobyczy. Naruto wprawnym okiem ocenił sytuację, po czym jak najszybciej zniknął w głębi domu, zostawiając chłopaka samego na pastwę losu. Mięczak.
— Pomóc pani w czymś? — zapytał ostrożnie, niepewnie przyglądając się dzierżonemu przez kobietę narzędziu.
— Doskonale, że pytasz. — Kusina zrobiła kilka kroków i wręczyła mężczyźnie widły i odwróciła się z zamiarem odejścia. Uchiha zważył przedmiot w dłoniach i uważnie przyjrzał się ostrej, metalowej części.
— Przepraszam, co ja mam zrobić z tą… dzidą?
— No proszę, nie tylko wychowany, ale i zabawny. — Kobieta przyjrzała mu się z pewnym rozrzewnieniem i wyglądała na autentycznie ubawioną. — Na podwórzu za domem kury latajo, ktoś musi ubić koguta do rosołu — oznajmiła, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Przerwała na chwilę i między jej brwiami pojawiła się zmarszczka, gdy zaczęła się nad czymś zastanawiać. — Nie szkoda ci takich ciuchów odświętnych? W czym ty do kościoła pójdziesz, jak koszulę błockiem zachlapiesz?
Sasuke zamrugał kilkakrotnie przyglądając się Kushinie, jakby nagle wyrosła jej druga głowa. Odświętne ciuchy, serio? Krytycznie przyjrzał się swoim ubraniom, ale nie miał zielonego pojęcia co w nich było takiego odświętnego. Jednak co racja, to racja, słońce znajdowało się coraz wyżej i upał zaczął nieźle doskwierać, a taka marynarka znacznie krępowała ruchy. Wzruszył ramionami i szybko rozpiął koszulę, po czym rozebrał się od pasa w górę i złożył ciuchy w schludną kostkę, którą zostawił na szczycie schodów, z zamiarem zabrania jej później. Nie przewidział uganiania się za drobiem w swoich planach wyjazdowych, więc bieganie po podwórku półnago było jedyną wygodną opcją.
— No, no. — Kushina zacmokała, jednak zreflektowała się po chwili i szybko odwróciła wzrok od obnażonej klatki piersiowej Sasuke, po czym schyliła się i pozbierała jego ubrania. — Zaniosę to do waszego pokoju, Naruto gdzieś upchnie. Ja idę do kuchni, jak już ubijesz koguta, to wypatrosz go i mi przynieś. Gość w dom, woda do zupy! — Kobieta już, już miała odejść, ale nagle odwróciła głowę i niczym sprężysta pantera doskoczyła do znajdującego się najbliżej okna. Było uchylone, a firanka dziwnie zaszeleściła, gdy pani domu zmierzyła ją groźnym spojrzeniem. — Co ty mi się tu synu obijasz! Nie będziesz mi się tutaj ślinił do okna, coś ty, koguta nie widział?! Już cię widzę na strychu, odgracić go trzeba! Nie będziesz mi tutaj na krzywy ryj pomieszkiwał!
Uchiha zamarkował napad kaszlu, po czym zarzucił widły na ramię i dziarskim krokiem pomaszerował na podwórze. Po dziś dzień uważał, że ludzkość wyszła już z tej epoki, kiedy musiała polować na obiad, ale zdążył się przekonać, że jeśli chodzi o rodzinę Uzumakich, to lepiej nie zakładać niczego z góry. Uzbrojony w tę wiedzę oraz w groźnie wyglądającą dzidę — nie wiedzieć czemu, zaczął się nagle zastanawiać, czy z pomocą takiej właśnie dzidy dałoby się przejąć władzę na światem — stanął w szranki z dużym, pięknie ubarwionym ptakiem. Zamierzał pokazać mu, kto tutaj rządzi.
Kogut okazał się trudniejszym przeciwnikiem niż początkowo przypuszczał — jego ramiona, a także kark, zdobiły płytkie ranki, będące pozostałościami po dziobie agresywnego obiadu.
To będzie bardzo długi wyjazd.

~oOo~
— Naruto, a ty co tak koślawo chodzisz? Nie powiesz mi chyba, że zaszkodziła ci ta noc na podłodze? Zachowuj się jak mężczyzna z krwi i kości!
— Nie, mamuś, ze mną w porządku. Poza tym i tak nie zdążyłem za długo na tej podłodze poleżeć, bo przecież obudziłaś nas skoro świt i kazałaś przewalić siano w stodole, bo ojczulek nie mógł tam wjechać ciągnikiem, pamiętasz?
— Nie będziecie mi się tu obijać! Wyprostuj się, młody człowieku, ale już. Dlaczego obaj jesteście cali w sianie? Nie po to sprzątam w tym domu żebyście mi tutaj znosili do chałupy zawartość stodoły!
— Mamo…
— Panienko przenajświętsza, co wyście wyprawiali?! Mieliście przewalić to siano, a nie się w nim wytarzać! Nie zachowujcie się jak nieodpowiedzialne bachory!
— Wiesz, mamuś, chyba powinienem ci w końcu o czymś…
— Nie chcę nawet tego słuchać! Nieroby jedne, na podwórzu szlauch jest! Nie wracać mi tutaj dopóki nie doprowadzicie się do porządku!
— Nie miotłą, mamuśka, nie miotłą, do cholery!

~oOo~
— Do kościoła idziemy, gówniarze! Wciągać mi na tyłek odświętne dresy, ale już!
— Mamo, nie ma nawet piątej…
— Szykować się trzeba! W zeszłym tygodniu ta Gienkowa, ta od tej rudej tam spod sklepu, to się odpindrzyła jak na Wielkanoc albo weselicho jakie! Nie chcę znowu wyglądać przy niej jak jakiś wieśniak, trzeba dobre miejsca zająć i tym razem idziemy piechotą, a nie jedziemy ciągnikiem!
— Mamuś, kiedy Sasuke nie jest nawet wierzący…
— Niewierzący, wam młodym, to się w dupach poprzerwacało od tej wolności i tolerancji!
— Proszę pani, właściwie to jestem ateistą odkąd tylko…
— Że kim jesteś? Basistą? No proszę, nie wiedziałam, że grasz na jakimś instrumencie! Ale, ale, nie myślcie, że mi tu oczy zamydlicie, co to, to nie! Niewierzący, wyzwoleni, geje. W chorych czasach przyszło nam żyć!
— Mamuś, kiedy ja…
— Wstawać, natychmiast, nawet stary jest już na nogach i krowy wydoił! Nie będę tolerowała lenistwa pod moim dachem!
— Mamo, po prostu jest coś ważnego, co… Nie wałkiem, mamusiu, wszystko, tylko nie wałkiem!

~oOo~
— Synu, uważam, że musimy poważnie porozmawiać.
— Też tak sądzę, mamo. Może chodźmy się przejść, dobrze?
— Och, nie musisz już mi tego ramienia oferować, no! Przecież nie zemdleję, ani nic. A teraz, przechodząc do rozmowy…
— Właśnie, mamusiu kochana. Tylko proszę, nie panikuj, ale ja już od dłuższego czasu…
— Nie! Nie może być! Wiedziałam, że coś się święci, wiedziałam, serca matki nie oszukasz!
— Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej, ale sama rozumiesz, że…
— Tak, rozumiem! Teraz już wiem czemu Hinatka chodzi ostatnio taka smutna i zblazowana! Jak już miałeś odwagę dzieciaka jej zmajstrować, to teraz nie wykręcaj się od małżeństwa!
— Czekaj, co ma do tego Hinata… CO?
— Ach, wiem, pewnie oczekiwałeś po mnie innej reakcji, ale przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek, trzeba iść z duchem czasu. Jestem nowoczesną kobietą, nie mam problemu z dziećmi przed ślubem! No, dopóki wciąż zamierzasz uczynić z niej uczciwą dziewczynę, ma się rozumieć. Biegnę powiedzieć ojcu!
— Mamo, stój! Ja nie…

~oOo~
— No cóż, Sasuke. Nie wiem, czemu zdecydowaliście się na wcześniejszy wyjazd, ale i tak miło było cię poznać.
— Tak, proszę pani. Muszę przyznać, że ostatnie dni były dla mnie… ekscytujące i obfitujące w nowe wrażenia.
— Niedługo pewno i tak się znowu zobaczymy, więc nie przejmuj się! Będziesz tutaj mile widziany, porządny chłopak z ciebie.
— Tak pani sądzi? Niestety raczej nie będę w najbliższym czasie w okolicy…
— Och, ale w takim razie co ze ślubem?
— Ślubem? Przepraszam, o czym pani mówi?
— No dziecko moje przecież żenić się niedługo będzie!
—…
— Ale żeś zaniemówił! Co, nie mówił ci? Serca matki nie oszukasz, widzę co się święci. Naruto chodzi całe dnie z głową w chmurach, więc pewniakiem jest jakaś kobieta. Może się pomyliłam, może to nie Hinatka, ale tak czy inaczej coś jest na rzeczy, więc i wesele będzie niedługo. No to jak to, przyjaciela na wesele nie zaprosi?
— Taak. Cóż, sądzę, że pani syn raczej chciałby, żebym był obecny na jego domniemanym ślubie.
— Otóż to! Bo w końcu cóż to za wesele bez ciebie?
— Właśnie…

~oOo~
— Naruto, do kurwy nędzy, powiedz mi jakim cudem chcesz zapakować do naszej walizki te wszystkie naleweczki, słoiczki i inne kaszaneczki?
— Jak się popieści, to się zmieści?

~oOo~
Wielu osobom może się wydawać, że już dawno dosięgnął nas dwudziesty pierwszy wiek i cywilizacja, którą za sobą pociąga. Zdania „mieszkam na wsi” i „mieszkam w mieście” często nie mają już tego samego znaczenia co jeszcze kilkanaście lat temu. Czy aby na pewno? Okazuje się, że w obecnych czasach są jeszcze takie wsie o jakich opowiadali nam dziadkowie — przysłowiowe dwa domy na krzyż, bez dostępu do kanalizacji, za to z dostępem do najświeższych plotek z całej okolicy. Życie w takim miejscu to jak cofnięcie się wiele lat wstecz, niemalże do innej epoki[…].
Czytaj więcej na stronie 16.

Sasuke Uchiha
Konoha Times, 2014

~oOo~
— Ja pierdolę, Naruto, nigdy więcej. Słyszysz mnie? Nigdy więcej — oznajmił Sasuke, brzmiąc przy tym tylko na odrobinkę zdesperowanego, i opadł bez życia na szeroką, obitą ciemną skórą kanapę znajdującą się w ich mieszkaniu. Z pełnym uwielbienia jękiem zapadł się w materac i w myślach dziękował wszystkim istniejącym bóstwom, że ich meble nie mają na sobie obrzydliwych wzorków w kwiatki i nie śmierdzą stęchlizną. Jego chłopak tylko zaśmiał się w odpowiedzi, po czym przeniósł brązową walizkę przez próg — cóż, gdy wyjeżdżali do jego rodziców była ona czarna, jednak teraz nie dało się dostrzec jej pierwotnego koloru spod warstwy kurzu i błota — i zamknął za sobą drzwi.
— Kochanie, nie chcę cię martwić, ale wiesz, to moi rodzice.
— Tak, wiem i przepraszam za te wszystkie razy, kiedy spaliłeś naleśniki, a ja nazywałem cię maminsynkiem. Wtedy jeszcze nie rozumiałem co to oznacza. Trudne dzieciństwo nabrało dla mnie właśnie nowego znaczenia. — W głosie Uchihy pobrzmiewała autentyczna skrucha i błaganie o wybaczenie. Naruto parsknął śmiechem, po czym zzuł buty, trącił bok chłopaka i poczekał aż ten przesunie się nieco, robiąc mu miejsce. Po chwili Uzumaki również wyciągnął się na kanapie i oplótł ramionami pas drugiego mężczyzny, przyciągając go do siebie, ciesząc się jego obecnością i zapachem.
— Brakowało mi tego — mruknął, całując Sasuke w odsłonięty kawałek skóry w miejscu gdzie szyja przechodziła w ramię. — Ale o czym to ja… ach tak, to moi rodzice.
Uchiha nic na to nie odpowiedział, ale przekręcił się nieco w ramionach chłopaka i już po chwili w bardzo kreatywny sposób dawał upust nagromadzonym uczuciom.
— Tak, mi też tego brakowało. — No cóż, dla ich własnego bezpieczeństwa musieli powściągnąć wszystkie swoje ciągoty na czas wyjazdu do rodziców Naruto i zachowywać się jak poukładani, heteroseksualni chłopcy. Wprawdzie mieszkali w jednym pokoju, ale Uzumaki z oślim uporem odmawiał spania w jednym łóżku — o co mu chodziło, Uchiha przekonał się pewnego pięknego poranka, gdy Kushina niczym hiszpańska inkwizycja wparowała do pokoju równo z pianiem koguta i dosłownie złapała ich za szmaty i postawiła do pionu, mrucząc coś o zarabianiu na swoje utrzymanie. — Mówiłeś, że może nie być kolorowo, ale nie spodziewałem się dosłownego celibatu, no wiesz. — Blondyn przerwał na moment proces dobierania się do swojego chłopaka, przesunął ręce wyżej, z powrotem na jego pas i odsunął się od jego chętnych ust. Uśmiechnął się szeroko, a jego oczy zamigotały radośnie.
— No daj spokój, nie było aż tak tragicznie. Nie powiesz mi chyba, że nie podobało ci się, kiedy poszliśmy do…
— Naruto, miałem potem siano w dupie. Lubię siano, jego zapach, naprawdę, ale musisz przyznać, że badyle włażące w tyłek to słaby afrodyzjak, czyż nie?
— Hm, coś w tym jest — mruknął zamyślony Uzumaki, gładząc dłońmi krzywiznę pleców Sasuke. — Ale wiesz co, następnym razem możemy się zamienić, jeśli aż tak ci to przeszkadzało.
— Czekaj, bo chyba źle coś usłyszałem. Jakim następnym razem? Nie będzie żadnego następnego razu, nie wrócę do tego wariatkowa — warknął Uchiha, mierząc drugiego mężczyznę kosym spojrzeniem. Miał to po co tam pojechali, napisał ten pieruński artykuł i postanowił, że jego noga nie postanie więcej w progach rodzinnego domu Naruto. — Odmawiam współpracy.
— To słodkie, ale wiesz, przed wyjazdem rozmawiałem z ojcem. Już dawno nauczył się, że przy matce lepiej siedzieć z gębą na kłódkę i się nie odzywać, więc po prostu obserwował wszystko z boku. Przejrzał nas już na samym początku.
— Bez urazy, ale twój ojciec to podejrzany typ. Pamiętasz może ten dzień, kiedy sprowadził do domu swoich koleżków i chcieli mnie spić jakimiś prytami? A tak na marginesie, czym w ogóle jest „pryta”?
— No wiesz, to taka mieszanka tanich alkoholi typu „wino marki wino” i innych Mamrotów. Jak zacząłeś pieprzyć, że czasem lubisz bawić się w konesera, to wzięli cię za swojego i no wiesz… Nie wziąłeś poprawki na to, że to są prości ludzie ze wsi. Jak do nich powiesz „brandy” to pewnie cię nawet nie zrozumieją i dojdą do wniosku, że miałeś na myśli „bryndzę”. „Koneser” alkoholi ma dla nich inne znaczenie niż dla ciebie.
— Zdążyłem już zauważyć. Mniejsza o to, co tam z tym twoim tatą?
Milczeli przez dłuższą chwilę, zastanawiając się, czy to dobrze, czy źle, że Minato dowiedział się o ich związku. Po kilku minutach Naruto kontynuował poprzedni wątek: — No wiesz, uważał nasze zachowanie za dziwne, przebąkiwał też coś o tym, że normalni przyjaciele raczej nie pakują się w jedną torbę na wyjazd. Doszedł do poprawnych wniosków. — Chłopak przerwał na chwilę, dramatycznie zawieszając głos. — Obiecał porozmawiać z mamą i jakoś ją uświadomić.
— Czyli przypuszczalnie był to ostatni raz kiedy widzieliśmy go żywego. Uczcijmy jego pamięć minutą ciszy — oznajmił Sasuke grobowym głosem, a Uzumaki roześmiał się i trzepnął go lekko w ramię.
— Chodziło mi o to, że prawdopodobnie kiedyś będziesz musiał tam wrócić — dodał Naruto, po czym uśmiechnął się rozbrajająco i schylił się, żeby pocałować Uchihę, ale ten tylko położył mu palec na ustach i stanowczo pokręcił głową.
— Nie będę musiał tam wracać. I nawet ty mnie do tego nie zmusisz.
— Wybacz, źle się wyraziłem… Będziesz chciał tam wrócić — uściślił blondyn z przekornym uśmiechem wymalowanym na twarzy i odsunął rękę Sasuke, po to, by bez przeszkód przylgnąć do jego warg.
— Naruto, o czym ty…
— Moja mamuśka jest jaka jest, ale to złota kobieta i wiem, że mnie kocha. Zaakceptowała nawet, że moją wybranką nie jest Hinata, chociaż wciąż nastawała na ślub. Ale tak w kwestii tego ślubu…
— Naruto… — zaczął Sasuke, ale po chwili jęknął głośno, gdy poczuł rękę swojego chłopaka majstrującą przy zapięciu jego spodni.
Znał go na tyle, żeby wiedzieć, że tak łatwo nie podda tego pomysłu i w niedalekiej przyszłości potrafił wyobrazić sobie siebie samego wracającego na tę zabitą dechami wieś. Zwizualizował sobie także mycie się w misce, pryty, wiejskie centrum informacji, polowanie na obiad i siano w tyłku. Uchiha postanowił umrzeć.

3 komentarze:

  1. Kurcze, po raz drugi piszę ten komentarz, więc wybacz błędy, bo kochany google i smartfon mnie zdenerwował.
    Miniaturka podoba mi się niezmiernie. Ubawiłam się wręcz do łez :) Teksty Kushiny i reakcja Sasuke na 'jedną miskę do kąpieli, nie piętnaście' mnie rozlożyła na łopatki.
    Właściwie to ciężko mi sobie wyobrazić Kushinę jako prostą chłopkę, ale za to Sasuke jako elegancika z większą ilością żelu na głowie niż włosów - jak najbardziej :P
    Pozdrawiam i wenę posyłam.
    Akarisu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam ponownie i ponownie dziękuję za komentarz! Myślę, że w tajemnicy mogę zdradzić (oglądasz może "Ranczo"?) że postać Kushiny była wzorowana na Solejukowej. No, taka Solejukowa z czerwonymi kudłami :D Dlatego wyszła aż tak "wiejsko" i w ogóle. Cieszę się, że miniaturka przypadła Ci do gusty i zapraszam ponownie, a wenę przygarniam do serduszka.
      Pozdrawiam, Ann

      Usuń
  2. Witam,
    bardzo przezabawny tekst, no czegoś takiego to się Sasuke nie spodziewał.. ale miał atrakcje, jazda na przyczepie, czy gonienie kuraka....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń