środa, 15 października 2014

Spalone mosty i gra pozorów (2/2)

Spalone mosty i gra pozorów - rozdział drugi (ostatni).

Zapraszam na (nie)wyczekiwany ciąg dalszy. Przypominam, że obowiązują ostrzeżenia zamieszczone przed rozdziałem pierwszym i wierzę głęboko, że nie uciekniecie z krzykiem. Serio, drobnostka, którą chciałam rozwinąć bardziej, no fakt, ale się opamiętałam, więc... Enjoy! Jednocześnie zachęcam do pozostawienia po sobie opinii ;)

Rozdział drugi
Dzień był wyjątkowo pogodny, więc z niekłamaną radością rozstałem się z koszulką i paradowałem w samych spodenkach, mając nadzieję, że złapię trochę słońca. Opuściłem wygodne lokum, przy korzeniach rozłożystego drzewa, gdzie właśnie ucinałem sobie drzemkę, za azymut obierając niewielki domek, usytuowany nieopodal sporego sadu. Nie pogardziłbym lodzikiem albo dwoma w taki upał. No, ewentualnie siedmioma. Rozpadające się klapki zostawiłem na ganku i wkroczyłem do środka.
Odkąd razem z Sasuke zamieszkaliśmy w tej posiadłości, minęło już kilka lat i muszę powiedzieć, że generalnie dobrze mi się tu żyło. W otoczeniu drzew i śpiewających ptaków, lata były gorące, jesienie kolorowe, a zimy wcale nie takie mroźne, jeśli spędzało się je w towarzystwie. Dom był strasznie zaniedbany i wiele tygodni zajęło nam doprowadzenie go do stanu względnej używalności — do teraz nie ogarnęliśmy pięterka. Teoretycznie sprawa ta miała rangę priorytetu, bo, gdy się wprowadziliśmy, okazało się, że na dole znajduje się tylko jedna sypialnia, ta, którą dało się najłatwiej odgracić. Zgodziliśmy się, że tymczasowo możemy spać razem, gdyż łóżko wyglądało na duże, szerokie i z łatwością mogliśmy się na nim pomieścić. Jak widać nie było to aż takie pilne, bo minęło już kilka wiosen, a my wciąż, tymczasowo, sypiamy pod jedną kołdrą. Tak jakoś wyszło, że nie podjęliśmy żadnych prób przegonienia kurzu, z którejkolwiek sypialni na piętrze. Cóż.
Podrapałem się po brzuchu i zajrzałem do zamrażarki, gdzie powinny być jakieś lody. Faktycznie, nie pomyliłem się. Złapałem dwa, po czym zatrzasnąłem drzwiczki i wymaszerowałem z kuchni, po drodze wpakowując sobie jednego do buzi. Pomarańczowy.
Wyszedłem z powrotem do sadu, chcąc zlokalizować Sasuke, który udał się tutaj kilka godzin temu, mrucząc coś o tym, że potrzebuje pomyśleć. Właściwie, to nie dogadywaliśmy się aż tak źle. Udało nam się znaleźć wspólny język, jednak nasze porozumienie opierało się głównie na niedopowiedzeniach. Na początku Uchiha zadawał bardzo dużo pytań o przeszłość, ale prędko zrozumiał, że nie jestem skory do udzielania odpowiedzi, więc przestał. No, przynajmniej nieco zniwelował ilość takich przesłuchań.
Znalazłem go w cieniu wysokiej jabłoni, wymachującego długą gałęzią i robiącego zgrabne piruety. Zamarłem, gdy to zobaczyłem i prawie odmroziłem sobie język, bo zapomniałem wyciągnąć loda z ust. I wcale nie chodziło o to, że mężczyzna, również miał odsłonięty tors, a mnie zahipnotyzowały jego mięśnie i odsłonięte ciało — Sasuke wykonywał coś w rodzaju tańca, bardzo specyficznego. Widziałem już to kiedyś. To nic innego, jak sposób walczenia kataną z kilkoma przeciwnikami, a on był w tym kiedyś mistrzem.
Podszedłem do niego bliżej, otwierając usta, gotów do zadania nurtującego pytania, ale zostałem zaskoczony przez jego szybkość. Uchiha momentalnie doskoczył do mnie i z obojętną miną, z całej siły wraził kij prosto w mój brzuch. Stęknąłem z bólu, upuszczając oba lody na trawę, ale zdążyłem w ostatniej chwili napiąć mięśnie, dzięki czemu nie poszatkował mi wnętrzności i skończy się tylko na efektownych siniakach, które Kurama zaleczy w kilka godzin.
— Co to ma znaczyć, draniu? — warknąłem, łapiąc za drugi koniec kija i wyszarpując mu go z rąk. Sasuke biernie na to pozwolił, po czym skrzyżował ramiona na piersi i przekrzywił głowę, przyglądając mi się uważnie, analizując.
— Czemu się nie uchyliłeś? — zapytał spokojnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.
— Bo nie byłem w stanie — odparłem zgodnie z prawdą, łamiąc grubą gałąź na dwoje, ignorując zaskoczone spojrzenie, po czym odrzuciłem ją i rozmasowałam sobie bolące mięśnie.
— Walczyłeś na wojnie, a mimo to nie byłeś w stanie uciec przed zwykłym kijem? — Uchiha z powiątpieniem uniósł brew i uśmiechnął się złośliwie. — A tak poza tym, skąd ja to potrafię? Wziąłem tego kija i nie wiem czemu, ale wydało mi się nagle, że idealnie do mnie pasuje, jakby w naturalny sposób był przedłużeniem mojej ręki — opowiadał mężczyzna, nerwowo gestykulując i coraz bardziej podnosząc głos. — Wiesz dlaczego tak jest, Minato. — To nie było pytanie. — Też brałem udział w jakichś walkach, czyż nie? Może miecze? Nieważne, wiem, że i tak nic mi nie powiesz, jak zwykle. — Machnął dłonią, po czym odwrócił się i wzburzonym krokiem pomaszerował w kierunku domu.
Powiodłem za nim wzrokiem, wciąż rozmasowując obolały brzuch. Nie pamiętał, Bogu niech będą dzięki. Przez pewien irracjonalny moment byłem pewien, że coś sobie przypomniał, ale olśnienie przyszło wraz z bolącym mięśniem — pamięć mięśniowa, która nie miała nic wspólnego z umysłem. Sasuke tak długo i tak dobrze operował kataną, że nie mógł pozbyć się pewnych nawyków, jego ciało zapamiętało wyuczone ruchy. Nie po raz pierwszy zaskoczył mnie poprawnością swoich wniosków — podobne pytania zadawał mi, gdy odkrył swój nienaturalny refleks i wytrzymałość. Nie byłem w stanie wymyślić wiarygodnego kłamstwa na ten temat, więc po prostu milczałem.
Spojrzałem na leżące w trawie, smętnie topiące się lody i wzruszyłem ramionami. W lodówce było ich więcej.

~oOo~
Och tak, żyło nam się dobrze. Za dnia, w świetle promieni słonecznych, przy dźwięku donośnego śmiechu, podczas zrywania ton jabłek i ładowania ich do wiklinowych koszy, które otrzymaliśmy od pani Duhson[1]. Do czasu.
Do czasu, gdy zapadał zmrok, a mnie ogarniały wątpliwości, czy życie w kłamstwie to rzeczywiście coś dobrego. Stworzyłem nam wyimaginowany, nieistniejący świat i czasem naprawdę zazdrościłem Sasuke jego amnezji — ja też chciałbym zapomnieć o Konosze, o śmierci, wojnie. Żyć tutaj, z nim, prawdziwym życiem i niczego nie żałować. Być Minato, prostym sadownikiem, którego jedynym celem było wyhodowanie największego, najbardziej czerwonego jabłka, a najpoważniejszy sekret, który miał przed swoim najlepszym przyjacielem to fakt, że za każdym razem, kiedy robi sobie dobrze, ma przed oczami jego twarz.
Do czasu, gdy kładliśmy się do łóżka, Uchiha odwracał się do mnie tyłem, a ja kurczowo zaciskałem palce na otrzymanym od Tsunade kunai, który spoczywał bezpiecznie ukryty pod moją poduszką. Wyobrażałem sobie, jakie to byłoby uczucie… Błahostka, wyjąć broń, jednym płynnym ruchem wbić ją drugiemu mężczyźnie w plecy. Niemalże czułem na języku słodki smak zemsty. Jednak za każdym razem przypominałem sobie jego oczy — które już nie były puste, z biegiem czasu wypełniały się zaufaniem i ciepłem — i obiecywałem, że zrobię to innym razem.

~oOo~
Tego wieczoru siedzieliśmy w kuchni pod ścianą, opatuleni grubym kocem i jedliśmy szarlotkę w blasku świec. To nie tak, że urządziliśmy sobie romantyczną kolację, po prostu na dworze zacinał śnieg, a na naszym odludziu nie było prądu. Ani ogrzewania, swoją drogą.
Ciasto dostaliśmy od pani Duhson — starsza kobieta mieszkała najbliżej i odwiedzała nas czasami. My pomagaliśmy jej robić zakupy, remontować kuchnię letnią i składaliśmy regularne darowizny w postaci koszy jabłek, a ona w zamian przynosiła nam swoje wypieki i zajmowała się nami, gdy chorowaliśmy. Twierdziła, że w młodości pracowała jako prostytutka i pomagała mężowi prowadzić kartel narkotykowy. Dla mnie była jednak tylko miłą, nieco za mocno umalowaną, starszą panią, która piekła przepyszne ciasta.
Sasuke skończył właśnie kawałek jabłecznika i z lubością oblizał kształtne wargi oraz długie palce. Przyłapał mnie na bezwstydnym gapieniu się. Nie miałem za wiele na swoje usprawiedliwienie, więc jedynie odwróciłem spojrzenie i wgryzłem się w słodkości pozostałe na talerzyku.
— Minato, zapytam cię o coś — oznajmił nagle ni stąd, ni zowąd Uchiha, jednak jego głos nie był jakoś szczególnie poważny, a mina zdeterminowana, jak zazwyczaj, gdy brał mnie na spytki. Ciekawe.
— Jeśli dotyczy to przeszłości, to prawdopodobnie ci nie odpowiem. Podtrzymuję to, co powiedziałem ci na samym początku, nie chcesz wiedzieć, bo to kupa gówna, z którym każdemu normalnemu człowiekowi ciężko byłoby żyć. I nie, nie powiem ci jak zginął twój brat. — Sasuke jedynie uśmiechnął się złośliwie w ramach odpowiedzi. Kiedyś, przypadkiem, dowiedział się, że miał rodzeństwo, przy czym czas przeszły był tutaj kluczowy. Za punkt honoru postawił sobie, by dowiedzieć się jak zginął Itachi, ale co, do cholery, powinienem był mu powiedzieć? Że sam go zabił? Młodszy Uchiha do głupich nie należał, bez wątpienia sprowokowałoby to kolejne pytania, a ja nie miałem pojęcia jak wyłożyć mu, że jego starszy brat zalał całą dzielnicę krwią ich rodziny. To kłóciłoby się z wizją naszej dwójki — siedzących w sadzie cywili, nie mających z walką jako taką za wiele wspólnego.
— A miałem taką nadzieję. — Sasuke błysnął zębami, powodując, że prychnąłem rozeźlony. — Jakie dokładnie relacje łączyły nas w przeszłości?
— Mnie i ciebie? — zapytałem z niedowierzaniem, uważnie przyglądając się drugiemu mężczyźnie. O co on właściwie pytał?
— Nie, młocie, mnie i panią Duhson — odparł z przekąsem, delikatnie trącając mój bok łokciem. Odsunąłem się, jednak nie za daleko, bo nie zamierzałem dobrowolnie oddawać mu koca. — To oczywiste, że mnie i ciebie. Więc?
— Co masz na myśli, draniu? — Byłem ostrożny, nie chciałem wychylać się za szereg. Jeśli ten dupek miał nadzieję, że grzecznie opowiem mu o tym jak chcieliśmy się nawzajem zamordować, to grubo się pomylił. Jednak Uchiha ponownie mnie zaskoczył, bo jedynie przewrócił z pobłażaniem oczami, po czym przysiadł się bliżej i poczułem na twarzy jego ciepły oddech.
— Nasza urocza sąsiadka bezczelnie insynuuje nam związek i ty dobrze o tym wiesz. Nigdy też jej otwarcie nie zaprzeczyłeś. Zapytam więc tylko raz. Jakiego rodzaju relacje nas kiedyś łączyły? Byliśmy parą?
— A jak sądzisz, geniuszu? No dalej, popisz się — podjudzałem, ze wszystkich sił starając się go od siebie nie odepchnąć. Nie podobała mi się ta gra, w którą właśnie próbował mnie wciągnąć. W przeszłości zagrałem z nim o jeden raz za dużo. Jednak, oczywiście, on nie miał o tym zielonego pojęcia.
— Odkąd się tu wprowadziliśmy, śpimy w jednym łóżku. Już nawet pomijając fakt, że nie raz i nie dwa przyłapałem cię, jak gapisz się na mnie gdy jem loda. Kiedy spotkałem cię po raz pierwszy… To jest, po raz pierwszy odkąd straciłem pamięć — prędko się zmitygował — wyraźnie byliśmy pokłóceni, jednak nikt nie kwapił się, by mi to wyjaśnić. Dość logiczną konkluzją jest kłótnia kochanków, więc sądzę, że tak, byliśmy parą, ale długo się wcześniej nie widzieliśmy, więc obawiałeś się zrobić cokolwiek, co prowadzi nas do tej rozmowy.
Odebrało mi mowę. Jedynie siedziałem i patrzyłem oniemiały na zadowolonego z siebie Sasuke, który najwyraźniej był święcie przekonany, że ma rację. Nie miałem nawet jak odpowiedzieć na jego zarzuty — musiałem przyznać, że nie wysnuł swojej teorii z palca, ale nie mogłem też skonfrontować jej z rzeczywistością. Uchiha uśmiechnął się niebezpiecznie i ponownie otworzył usta, zapewne chcąc kontynuować swój monolog, ale nie pozwoliłem mu na to, wplatając palce w jego włosy i przyciągając do spontanicznego pocałunku. Smakował szarlotką i czymś co było unikalne i niepowtarzalne, charakterystyczne tylko dla niego. Nie odepchnął mnie, wręcz przeciwnie. Wyczułem jak jego wargi wyginają się w uśmiechu, a chwilę później uchylił je zapraszająco, pozwalając mi pogłębić pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliśmy, obaj byliśmy zarumienieni i mieliśmy przyspieszone oddechy.
— Nie odrzuca cię to? — zapytałem cicho, opierając czoło o jego i czekając na jakąś reakcję.
— Niespecjalnie — mruknął, odnajdując pod kocem moją rękę i splatając razem nasze palce. Cóż, to było raczej niecodzienne, ale nie cofnąłem dłoni. Nie raz i nie dwa chciałem go pocałować, posmakować. Obnażyć bladą szyję, zatopić zęby w żyłę i patrzeć jak się wykrwawia. — Miałem rację. Robiliśmy to już wcześniej, prawda?
— Tak — odparłem, doskonale wiedząc, że chodziło mu o pocałunek. Albo o ogół jakichkolwiek romantycznych interakcji, nie wiedziałem. Tym razem to nie było nawet jakieś specjalne kłamstwo, o dziwo, bo przecież całowaliśmy się już wcześniej. Przypadkiem, jeszcze w Akademii, ale zawsze.
— Mogłeś mi powiedzieć, że jestem gejem — rzucił Sasuke, oskarżycielsko dźgając palcem w moją pierś. Roześmiałem się, gdy dotarło do mnie, jak absurdalna była ta sytuacja.
— A to przypadkiem nie powinieneś wiedzieć, czy walisz sobie konia do cycków, czy do kutasów? — wyjęczałem ocierając łzy z oczu, w przerwie między jednym napadem śmiechu, a drugim.
— Tak dla twojej informacji, walę sobie konia do twojej twarzy. — Sasuke uniósł jedną brew i uśmiechnął się sardonicznie, powodując, że nieco przycichłem. Nieco.
— Nie mieszaj mnie do swoich problemów z samookreśleniem, bo to ty powinieneś wiedzieć najlepiej co lub kto cię kręci — odpowiedziałem w końcu, poważniejąc, po czym zamyśliłem się na chwilę nad jego słowami. — Nie mówiłeś poważnie, prawda?
— O tym, że walę sobie konia do twojej twarzy? Nie, chciałem tylko zobaczyć twoją reakcję. — Uchiha ponownie się uśmiechnął, jednak wraz z pamięcią stracił też swoją opanowaną maskę i legendarną umiejętność kłamania. A może to ja nauczyłem się na nowo odczytywać jego emocje, biorąc poprawkę na dwulicowość i ogólne skurwienie? Tak czy inaczej, wiedziałem, że łże jak pies. Nie wiedziałem natomiast jak powinienem zareagować, więc postanowiłem, przynajmniej na razie, udawać, że mu uwierzyłem. Mężczyzna pocierał palcem wargi i wyglądał jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. — Chociaż, biorąc poprawkę na to, czego się właśnie dowiedziałem, może kiedyś istotnie tak było?
— Wątpię. Chyba nigdy nie pasowaliśmy do siebie na tyle, żeby być w stanie zbudować cokolwiek trwałego — oznajmiłem i dopiero po fakcie zdałem sobie sprawę, że ujawniłem za dużo. Musiałem się bardziej pilnować, a zaskoczone spojrzenie Sasuke jedynie utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
— Dlaczego? To ma coś wspólnego z tym, co się stało na wojnie? — Nagle całe rozbawienie zniknęło z postawy mężczyzny i przez moment byłem pewien, że widzę przed sobą starego Sasuke, który zaraz wyciągnie katanę albo przywoła jakiegoś węża i śmiejąc się opętańczo wyrwie mi serce. W takim wypadku, czy nie powinienem zabić go pierwszy?
— Tak. Nie. Nie wiem — westchnąłem ciężko, nie wiedząc co powiedzieć. Znowu. — Byłeś…
— No, kim niby byłem? — dociekał Uchiha, jego głos stwardniał, a temperatura powietrza nieznacznie spadła. Prawie udało mi się zobaczyć maleńkie wyładowania atmosferyczne, przebłyski nieokiełznanej energii przy naszych złączonych dłoniach. Szybko wyszarpnąłem rękę.
Kim byłeś? Zdrajcą. Mordercą. Mścicielem. Poszukiwanym ninja, którego każdy szanujący się shinobi chciał skrócić o głowę i przynieść ją Kage na złotym talerzu. Bratobójcą. Moją najsłodszą obsesją.
— Szedłeś tylko swoją drogą — odparłem w końcu, po czym wrzuszyłem obojętnie ramionami, gdy nie usłyszałem żadnej odpowiedzi ze strony drugiego mężczyzny. Wstałem, mimo wszystko zostawiając kocyk do dyspozycji Sasuke, gdyż z nas dwóch, to on gorzej znosił mrozy. Zabrałem ze sobą jedną świeczkę, uważając, aby nie wylać na siebie roztopionego wosku, po czym poszedłem do łazienki. Gdy po kąpieli dotarłem w końcu do sypialni, Uchihy wciąż nie było w łóżku.

~oOo~
Nie minęło dużo czasu, a nasza znajomość przeniosła się na nowy, mniej platoniczny wymiar. Któregoś dnia po prostu złapałem Sasuke, gdy ten wynurzył się z łazienki po kąpieli i go wziąłem. Nie miał nic przeciwko. Być może nawet się tego spodziewał.
Od tamtej pory porzuciliśmy konwenanse i już nawet nie udawaliśmy, że żaden z nas tego nie chciał. Uchiha nigdy więcej nie zapytał, co łączyło naszą dwójkę w przeszłości, ale też nie narzekał na to, co było teraz. Obaj zagłębialiśmy się w tę relację coraz mocniej, nie wiedząc dokąd to wszystko zaprowadzi. Poza nim i koszami jabłek nie miałem już niczego, a jednocześnie za każdym razem, gdy widziałem jego wstrząśniętą orgazmem twarz, przypominałem sobie jak patrzył na mnie wiele lat temu, gdy bez żadnych skrupułów zdeptał moje uczucia.
Tak naprawdę, byłem jednym z tych ludzi, których wojna jako taka nie skrzywdziła aż tak bardzo. Nigdy nie miałem zbyt wielu prawdziwych przyjaciół. Owszem, cierpiałem po stratach jakie odnieśliśmy, ale to Sasuke był tym, który najbardziej zmienił moje życie i sprawił, że tak mocno to wszystko odczuwałem. I nawet trzyletnia tułaczka nie zdołała wypędzić widma wojny z mojego życia, ponieważ nie żyłem w zgodnie z samym sobą. Wciąż miałem rachunki do wyrównania.
Im bliżej niego byłem tym bardziej kusił mnie chłodny kunai, wciąż spoczywający pod poduszką. Jedną dłonią pracowałem nieprzerwanie nad erekcją Uchihy, a drugą gładziłem ukrytą bezpiecznie przed jego wzrokiem broń. To wcale nie byłoby trudne, mógłbym to zrobić szybko. W imię tych spędzonych wspólnie dni śmierć byłaby bezbolesna, w drodze wyjątku mógłbym odpuścić mu tortury.
Gdy po wszystkim leżeliśmy spoceni wśród skłębionych prześcieradeł, przyłożyłem policzek do piersi towarzysza i słuchałem miarowego bicia serca. Wyobrażałem sobie jak zacina się nagle i cichnie.

~oOo~
Tej nocy nie było miejsca na delikatność i wyrozumiałość. Brałem Uchihę szybko, gwałtownie i brutalnie. Doskonale wiedziałem, że odczuwał ból, ale niespecjalnie się tym przejmowałem. Bo niby po co? Chciałem go skrzywdzić tak bardzo jak on skrzywdził mnie i nie liczyłem się z kosztami.
Sasuke krzyknął pode mną — głos miał ochrypły, bo nie była to pierwsza taka sytuacja tej nocy. Nie obyło się bez wszechobecnej krwi, siniaków i ugryzień — w pewnym momencie przekroczyliśmy jakąś niewidzialną granicę i namiętny seks przeistoczył się w coś na kształt regularnej walki. Jego na co dzień blada twarz była teraz zaczerwieniona, opuchnięte usta ściągnięte w grymasie bólu, a czarne, posklejane od potu włosy w nieładzie rozsypane po poduszce. Mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na mnie. Nie powinien patrzyć na mnie takim wzrokiem, nie po tym co mu właśnie robiłem — ciemne tęczówki były nieznacznie zamglone, jednak mimo wszystko czaiła się w nich swojego rodzaju ufność. Jakby Uchiha był pewny, że nigdy tak naprawdę go nie skrzywdzę, że nie będę w stanie. Zapragnąłem zniszczyć tę wiarę, tak jak on zniszczył mnie, udowodnić mu, że to zaufanie było zupełnie bezpodstawne.
Warknąłem i pchnąłem agresywniej, wywołując u partnera kolejny jęk bólu. Uśmiechnąłem się tak jak uśmiechają się tylko rasowi psychopaci — jak kiedyś uśmiechał się Sasuke, wtedy gdy z rozmysłem niszczył mnie i przyjaźń, którą mu ofiarowałem — i zacisnąłem dłonie na jego naznaczonej malinkami szyi. Mocno.
Mężczyzna mruknął coś niewyraźnie i zogniskował wzrok na mojej twarzy. Dobrze wiedziałem co tam zobaczył, bo po chwili zaczął się szarpać jak schwytane w klatkę dzikie zwierzę, ale nie pozwoliłem mu się wyrwać. Odpowiadając na jego wysiłki jedynie zwiększyłem siłę nacisku, prawie miażdżąc krtań. Jego skóra poszarzała, usta otwierały się i zamykały, a nogi wierzgały, gdy desperacko walczył o jeszcze jeden oddech.
— Nah… — wychrypiał Sasuke, słabym głosem, zaciskając swoje smukłe dłonie na moich. — Naru… to…
Nie wierzyłem w to, co przed chwilą usłyszałem. Czy on właśnie powiedział moje imię? To prawdziwe? Zamarłem na moment, przestając się w nim poruszać, jednak wciąż nie zwolniłem uścisku na jego gardle. Twarz Uchihy szarzała coraz bardziej, spojrzenie stawało się coraz mniej skupione. Zdawało mi się przez sekundę, przez jeden absurdalny moment, że coś szkarłatnego błysnęło w jego zazwyczaj czarnych oczach, jednak nie mogłem tego w żaden sposób potwierdzić, bo już po chwili uciekły one w głąb czaszki, a ciało mężczyzny znieruchomiało. Nareszcie się zemściłem. Nie miało już znaczenia, czy odzyskał pamięć, czy nie.
Poczułem dreszcze i wiedziałem, że był to najlepszy orgazm w całym moim życiu.
Ostrożnie wysunąłem mięknącego członka ze stygnącego ciała Sasuke i czując przyjemne rozleniwienie rozciągnąłem się na łóżku. Na moich wargach błądził delikatny uśmiech, gdy przewróciłem się na bok i uważnie zlustrowałem wzrokiem oblicze byłego przyjaciela. Jego twarz zamarła, jakby zawieszona gdzieś pomiędzy ekstazą a przerażeniem. Nie było w nim już tej ufności, co okazało się niesamowicie satysfakcjonujące. Odgarnąłem mu czarną grzywkę ze spoconego czoła, po czym wygodnie ułożyłem się na jego szerokiej, wciąż ciepłej piersi.
Po udanym seksie często lubiłem tak leżeć i wsłuchiwać się w zwalniające bicie jego serca. Uchiha nigdy nie przytulał mnie do siebie, ale też nie zgłaszał sprzeciwu i biernie pozwalał mi na to. Jednak tym razem było inaczej, bo zamiast uspokajającego dudnienia, nie słyszałem niczego, była tylko cisza.

~oOo~
Kiedy się obudziłem, nie czułem znajomego ciepła drugiego ciała. Przetarłem zaspane oczy, przeciągnąłem się i przyjrzałem się temu, co zostało z Sasuke — leżał w dokładnie takiej samej pozycji w jakiej wczoraj się pieprzyliśmy, nagi, zaplątany w pościel, z rozrzuconymi po prześcieradle kończynami. I jedynie jego policzki były jakby bardziej zapadnięte i skóra nieco bardziej woskowa niż zazwyczaj. Uśmiechnąłem się szeroko, kontemplując widok i energicznie wyskoczyłem z łóżka.
Złapałem w biegu jakąś bieliznę, którą pospiesznie wciągnąłem na tyłek i pomaszerowałem do kuchni. Usiadłem na stołku przy obdrapanym stole z poplamioną ceratą, wsparłem brodę na złączonych dłoniach i zapatrzyłem się we wpadające przez okno promienie wschodzącego słońca. Po chwili zdałem sobie sprawę, że podświadomie czekałem aż Sasuke, lekko nieprzytomny, owinięty w pościel, wpadnie do kuchni, po drodze ze dwa razy odbijając się od futryny i zakrzątnie się robiąc nam obu jajecznicę i porcję czarnej, mocnej kawy, co sprowokuje kłótnię o oszczędzaniu, bo ja nie lubię gorzkich rzeczy, a przecież cukier to towar luksusowy. Pokręciłem głową z pobłażaniem i podniosłem się, po czym nalałem wody do czajnika.
Zastanawiałem się co teraz będzie. Tak naprawdę od samego początku wiedziałem, że nasza historia musi się zakończyć jakąś tragedią — nie spodziewałem się jedynie, że sam to sprowokuję i to tyle lat po wojnie. Po tylu wspólnych dniach i niezliczonych spędzonych razem porankach. Uczucie nienawiści, które w sobie pielęgnowałem, tak naprawdę nigdy nie wygasło, a tutaj, na tym odludziu, mogłem je przelewać jedynie na Uchihę.
Moje rozmyślania przerwał gwizd, oznajmiający, że woda już się zagotowała i mogę zalewać napój. Jakby mechanicznie wyciągnąłem dwa kubki i nasypałem do nich po czubatej łyżce kawy. Gdy zorientowałem się co robię, pospiesznie zatrzasnąłem słoiczek, odłożyłem go do kredensu i oparłem się o mebel.
Ta kuchnia była naszym azylem, miejscem gdzie zwieraliśmy pakty i coraz bardziej zagłębialiśmy się w nasze porozumienie. Wszystko tutaj przywodziło mi na myśl mojego współlokatora. W szafce znajdowała się jego ulubiona herbata — sypana, ponieważ gardził tą z torebek. Na stole wciąż stała miska z lekko nadgniłymi jabłkami, które mieliśmy dzisiaj przebrać, w poszukiwaniu zdrowych okazów.
Nie było tak sielankowo jak sobie wyobrażałem. Wiele lat, bez wytchnienia goniłem Sasuke, jednak sam do końca nie wiedziałem czego od niego oczekiwałem. Wmówiłem sobie, że pragnąłem jego śmierci. Poniekąd była to prawda, ale… Kogo ja chciałem właściwie oszukać? Siebie? Chyba tak i chyba mi się to nawet udało. Zostawiłem w kuchni dwa kubki niezalanej kawy i tak jak stałem, w samej bieliźnie, trzęsąc się z zimna, uciekłem do sadu. Cały dzień spędziłem na zrywaniu jabłek i napełnianiu nimi dużych, wiklinowych koszy, z nadzieją, że uda mi się zachować trzeźwość umysłu. Nieskutecznie.
Moje myśli wciąż uciekały do trupa Sasuke spoczywającego na naszym łóżku, niewinnych pocałunków, które skradaliśmy sobie przez te wszystkie lata, jego szczerego śmiechu, czarnych oczu wypełnionych ufnością i ciepłem, a także do błyszczącego, idealnie wypolerowanego kunai, który wciąż leżał bezpiecznie ukryty pod poduszką. Niemalże potrafiłem poczuć chłód metalu na szyi.
Kiedy wieczorem wróciłem do sypialni, widziałem już to, co powinienem sobie uświadomić dawno temu. Niezależnie od tego jak bardzo chciałem posłać Uchihę do grobu, nie mogłem tego zrobić. Był dla mnie wszystkim. Może i brzmiało to tandetnie, tak właśnie wyglądała prawda. Bolesna i głęboko ukryta. Owszem, skrzywdził mnie, ale nie było to nic, czego nie można wybaczyć. Nie biegałem za nim po świecie, bo chciałem go zabić — robiłem to, ponieważ chciałem przylgnąć do niego całym sobą, upewnić się, że był, jest i będzie. Tak po po prostu.
Tej nocy płakałem po raz pierwszy od czasu zakończenia wojny. To było nawet gorsze od tego dnia, gdy dowiedziałem się o śmierci Sakury i Iruki. Patrzyłem na ciało Sasuke, które nagle wydało mi się mniejsze i jakby bardziej kruche. Owinąłem jego bezwładne nogi wokół swojego pasa i wszedłem w niego mocno, jak gdyby chcąc w ten sposób poruszyć martwe serce. Na niewiele się to zdało.
Opadłem na poduszki obok niego, zwijając się w małą żałosną kulkę i mocno przytuliłem się do trupa. Wszystko było nie tak — zemściłem się, jednak zemsta wcale nie smakowała słodko. Była gorzka, a ja pasjami nie znosiłem gorzkich rzeczy. Wcale nie przeszkadzał mi odór ciała, które powoli zaczynało gnić, ani klejąca się od niezmytego potu i spermy skóra. Uchiha był absolutnie i nieodwołalnie martwy, a ja mogłem to tylko zaakceptować, bo przecież sam to spowodowałem. Przemknęło mi przez myśl, że właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, abym leżał tam tak długo, aż obu nas zjedzą robaki, do samych kości. Dłoń mimowolnie zacisnęła się na chłodnym kunai, bezpiecznie ukrytym pod poduszką.
Leżałem z głową wspartą na klatce piersiowej Sasuke, ale wciąż nie słyszałem bicia jego serca. I właśnie to — ta przeraźliwa, wszechobecna cisza, przerywana tylko przez spazmatyczne łkanie — sprawiło, że moje własne serce stanęło w miejscu i obumarło. A może właśnie, dopiero teraz ożyło, zatrzymane tamtymi wydarzeniami w Dolinie Końca? Nie wiedziałem.

~oOo~
Kiedy ponownie otworzyłem oczy, coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Po pierwsze — moich nozdrzy nie zaatakował odór rozkładającego się ciała, chociaż niewątpliwie powinien, bo noce do najchłodniejszych nie należały, a ja nie uczyniłem niczego, aby usunąć gnijącego trupa z sypialni. Po drugie — ciało, na którym leżałem unosiło się wyraźnie, biorąc kolejne oddechy i mogłem bez problemu usłyszeć stłumione uderzenia serca. Długie palce delikatnie przeczesywały moje włosy.
Zamrugałem zszokowany i poderwałem się do siadu. Powitało mnie beznamiętne oblicze Sasuke. Nie potrafiłem zinterpretować jego spojrzenia, a może wcale tego nie chciałem. Zanim zdążyłem skonsultować cokolwiek z moim mózgiem, rzuciłem się mu na szyję, przygniatając do łóżka, słysząc jak mebel trzeszczy w proteście.
— Młocie, złaź ze mnie, bo jeszcze mnie udusisz — mruknął Uchiha, a ja posłusznie poluzowałem uścisk, czując, że moje serce wykonało małe salto na słowo „udusić”. Jednak nie puściłem go, przylegając do drugiego mężczyzny całym ciałem.
— Co się właśnie, do cholery, wydarzyło? — zażądałem odpowiedzi, pospiesznie analizując w głowie wszystkie możliwe scenariusze.
— Sam wiesz najlepiej — odparł zagadkowo chłopak, ponownie wplatając dłoń w moje włosy i w milczeniu czekając, aż dojdę do jakichś twórczych wniosków. Jak na złość nie mogłem niczego inteligentnego wymyślić. Najważniejsze było to, że Sasuke żył, oddychał, a jego serce biło. Przytuliłem go, nie zastanawiając się nad tym, jak on może to zinterpretować, ale, ku mojemu zaskoczeniu, on jedynie odwzajemnił uścisk. Zazwyczaj unikałem jak ognia tego rodzaju kontaktu fizycznego, uważając, że jest on zarezerwowany dla kochających się par, dla ludzi, którzy potrzebują się wzajemnie. Pieprzenie — tak, bo seks jest bezosobowy, a przynajmniej powinien być. Nasz nigdy nie był, zawsze było coś więcej, ale po prostu wygodnie wypierałem to ze świadomości. Tulenie — nigdy. Ja zwyczajnie nie mogłem pojąć, że potrzebowałem Uchihy w swoim życiu.
Dłuższy czas leżeliśmy tak w bezruchu, nie odzywając się. Niedopowiedzenia były dla nas chlebem powszednim i tym razem to też musiało wystarczyć. Dopiero po pewnym czasie mój upojony szczęściem umysł zaczął kojarzyć fakty. Tamtej feralnej nocy Sasuke coś powiedział przed śmiercią. Wyjęczał moje imię, to prawdziwe, którego nigdy mu nie zdradziłem. Byłem dość znany w świecie shinobi i nie mogłem ryzykować, że ktoś pozna naszą prawdziwą tożsamość, więc posługiwałem się imieniem ojca — było to bardzo pomocne w budowaniu tego nowego życia opartego na kłamstwie i przeinaczeniach. Mój towarzysz jeszcze w Kraju Ognia dowiedział się, jak się nazywa, więc nie mogłem i jemu wymyślić fałszywych danych, gdyż nie chciałem wzbudzać podejrzeń. Musiał mi ufać, żebyśmy mogli wspólnie egzystować w tym naszym zamku z piasku. Chociaż w innych okolicznościach zapewne bym to zrobił.
Jednak Uchiha nazwał mnie „Naruto”. Nie miał prawa o tym wiedzieć, chyba że… Czyżby odzyskał w końcu pamięć? Teraz, po tych wszystkich latach? A może wcale nie była to taka świeża sprawa, może wspomnienia wróciły już jakiś czas temu? Przed oczami raz jeszcze zamajaczyła mi tamta sytuacja, gdy w amoku wyciskałem z przyjaciela ostatni oddech. Kątem oka zarejestrowałem wtedy, że coś szkarłatnego przemknęło przez oczy Sasuke, jednak ogarnięty szaleństwem zupełnie to zignorowałem. Po tak długim czasie spędzonym w ukryciu, jako cywil, prawie zapomniałem jaką potęgą był Sharingan. Zresztą, mój współlokator nie wiedział nawet, że jest ninja, nie miałem powodów, by podejrzewać, że pamięta jak używać Kekkei Genkai. Najwyraźniej nieco pomyliłem się w jego ocenie. Nie byłby to pierwszy raz.
— Czy ty naprawdę zrobiłeś to, co ja myślę, że zrobiłeś? — wyplułem z szybkością karabinu maszynowego, zdeterminowany by przynajmniej te pytania nie pozostały bez odpowiedzi.
— To zależy od tego, o co mnie podejrzewasz.
— Uwięziłeś mnie w genjutsu, prawda? — Albo to, albo poluzowała mi się piąta klepka. Musiałem się dowiedzieć. Uchiha zabrał dłoń z moich włosów i delikatnie odepchnął mnie od siebie. Chwilę potem obaj siedzieliśmy na łóżku, wciąż zaplątani w pościel, śmierdzący wczorajszym dzikim seksem i mierzyliśmy się spojrzeniami. Najwyraźniej zastanawiał się, co powinien zrobić z tym zarzutem, jak zaregować. Przez te lata wspólnego mieszkania przywykłem do niego i tego pokręconego sposobu działania. Byłem w stanie wyczytać prawdę z jego postawy, więc teraz jedynie czekałem, aż okłamie mnie po raz kolejny.
— Ja tylko pokazałem ci jak czułbyś się, gdybyś mnie zabił — odparł w końcu Sasuke, ostrożnie ważąc słowa, po czym westchnął ciężko. Nie odpowiedział wprost na moje pytanie, ale tak naprawdę wcale nie musiał. — Nie jestem głupi, wiem, że od dawna się nad tym zastanawiałeś. Wciąż możesz to zrobić, jeśli tego pragniesz. Do ciebie należy wybór, co dalej — oznajmił, a ja wiedziałem, że mówił szczerze. Rzeczywiście pozwolił mi zadecydować, ale nie to w tym momencie zajmowało moją uwagę.
— Jak to możliwe, pamiętasz wszystko? Od jak dawna, ty… — wyrzucałem z siebie pytania tak szybo, że prawdopodobnie ciężko było to zrozumieć. Zazwyczaj to on pytał, a ja za wszelką cenę uciekałem od odpowiedzi, nie chcąc burzyć całej tej sieci kłamstw, którą zbudowałem. Jeżeli Uchiha naprawdę był świadomy tego wszystkiego, to dlaczego nie walnął mnie na odlew i nie odszedł stąd w cholerę? Ja bym tak zrobił. Oszukiwałem go i wykorzystywałem, nie oferując w zamian nawet tak błahej rzeczy jak prawda. Chciałem go przecież zabić, czego — jak się okazało — on był doskonale świadomy. Kto wie, być może wplątanie go w całą tą intrygę, było nawet lepszą formą zemsty niż morderstwo?
— Ciii — szepnął miękko Sasuke, a jego twarz złagodniała. Przyciągnął mnie do siebie i pozwolił mi ukryć twarz w swoim ciele. Dopiero wtedy zorientowałem się, że cały jestem rozgorączkowany, drżę i przeżywam małe załamanie nerwowe. On wiedział. Obiecałem Tsunade, że w takiej sytuacji zabiję go bez wahania, ale zrozumiałem wreszcie, że nie mogę tego zrobić. Kilka dni temu — byłbym w stanie, ba, zrobiłbym to z uśmiechem na ustach. Jednak coś się zmieniło.
— Ja już nie chcę z tobą, walczyć, ja nie…
— Walczyć? O czym ty, do cholery, mówisz, Minato? — Słysząc to podniosłem spojrzenie. Sasuke uśmiechał się ciepło, a w jego oczach migotały wesołe iskierki. Nie rozumiałem jego zachowania, chyba nawet nie chciałem.
Przymknąłem powieki i westchnąłem z niejaką ulgą. Wszystko było w porządku, mogliśmy dalej udawać w najlepsze. Grać w grę, w której jesteśmy jedynie dwójką najlepszych przyjaciół, a najdziwniejsza rzecz dotycząca naszej znajomości, to sporadyczny seks i niewytłumaczalne pragnienie bycia jak najbliżej tego drugiego — być może zakochanie, toksyczny związek, nie miałem pojęcia co do tego. Żadnych kłamstw, cienia zdrady, wygnania z rodzinnej wioski, ani dziur po Chidori w klatce piersiowej.
Kto wie, może któregoś pięknego dnia obudzimy się i to wszystko tak po prostu stanie się prawdą. Obaj byliśmy szaleni i chyba właśnie dlatego tak dobrze do siebie pasowaliśmy.


[1] Zaleciało Wam może crossoverem? Jeśli zaleciało, to przepraszam, ale to babsko wlazło mi do tego fika i za nic nie chciało stąd odejść, więc ostatecznie pozwoliłam jej zostać. Taka drobnostka, że zdecydowałam się poprzestać na tym odnośniku, bo właściwie można to potraktować jako luźną aluzję. A jak Wam nie zaleciało, to też dobrze ;)

9 komentarzy:

  1. Ohayo.
    Niezmiernie się ucieszyłam, gdy zobaczyłam kontynuacje. I moja radocha rosła z każdym akapitem. Aż spadła, gdy zobaczyłam scenę z genjustu. Co prawda po kilka zdaniach się zorientowałam, o co chodzi, jednak sam charakter tego fragmentu czyli - z braku lepszego określenia - posuwania trupa kompletnie mi się nie podoba. Obrzydziło mnie to i odrzuciło. Wybacz tą surowość i ostrość, ale mam jasne zdanie apropos takiego czegoś.
    Pomijając jednak ten fragment nie mam zastrzeżeń i jak czytałam po raz drugi omijając to, w całości dik przedstawia się świetnie.
    Pozdrawiam i dalszej weny życzę.
    Akarisu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za literówkę dik=fik.
      Taka osobliwa dosyć ;/
      Akarisu

      Usuń
  2. Witam,
    drga autorko trafiłam tutaj niedawno, jeszcze zostały mi dwa teksty do przeczytania, ale już teraz mogę powiedzieć, że Twoje teksty są niesamowite, czytałam je z zapartym tchem... masz od teraz nową stałą czytelniczkę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra, tu skomentuję obie części. Tak jak Ci mówiłam - motyw utraty pamięci przez Uchihę skojarzył mi się momentalnie z doujinem Emi, ale no, zupełnie inaczej u Ciebie został przedstawiony. Samo to, że Uzumaki wrócił do Konohy i przeżył szok, bo się okazało, że z jego rodzinnej wioski nie zostało już nic, co by było mu bliskie i znane, a on znów był odrzucany przez społeczeństwo. Niechciany. I jeszcze stracił status shinobi. Cholera, nawet sobie nie wyobrażam, jak się poczuł. To musiało być koszmarne. Feelsy przybywają, a to dopiero początek. Potem robisz kilkuletnią przerwę i dowiadujemy się, że jakoś oni sobie żyją spokojnie. Były tu dobre fragmenty, niektóre ich wypowiedzi Ci podsyłałam - nawet jak piszesz dramę czy coś, to i tak Ci się udaje fajnie wkręcić swój (bardzo lubiany przeze mnie) specyficzny humor :). Tak szczerze to w sumie nie myślałam, że Uzumaki naprawdę podejmie się próby zabicia Sasuke. W ogóle ta scena tego ostrego seksu będącego w jakiś sposób odwetem za wszystkie cierpienia, których niegdyś doświadczył Naruto z ręki Sasuke... Kobieto, feelsy. Więcej feelsów. To, co się później dzieje... znów to powiem: z perspektywy czytelnika może wyglądać to okropnie, ten seks Naruto z trupem. Ale... Kurna, ja w tym nic obrzydliwego nie widziałam, raczej desperacką próbę odzyskania tego, co stracił na własne życzenie. Rozwaliło mnie to totalnie. Naprawdę.

    Ann, nie wiem, jak Ty to robisz, może to faktycznie stan umysłu zwany polibudą. W każdym razie tym tekstem mnie umocniłaś w moim przekonaniu na temat Twojej twórczości. Świetny tekst. Oby więcej takich.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co by nie było, że jestem niesłowna to komciam. Jak rzekłam, tak robię. Paczaj Ann i bez jęków XD.
    Zacznę od tego, że akcja z amnezją mnie zaskoczyła. Geniusz Uchiha tak zwyczajnie nie pamięta swojego życia. Nieźle... Do tego podróżujący Naruto. Śmierdzi mi nu przejęciem nawyku po Jego mistrzu^^. No ale nie istotne, bardziej zainteresował mnie fakt, że po powrocie do ojczyzny, zastał dawnego przyjaciela, którego facjate uratowała Hyuuga (interesujące, że nie zemdlała xD) musi opuścić Konohę. Ba! Jeszcze zrezygnować z używania jutsu. Serio, Uzumaki. ja bym tak łatwo z tego nie zrezygnowała xD.
    To przykre jak szybko świat zapomina o bohaterach. Niestety tak wygląda życie, że chwała i blichtr trwa krótko, nawet jeśli w pełni się na nie zasłużyło. Dlatego jestem zdania, że ludzkość powinna wyginąć^^. Łokej, ale odbiegłam od tematu...
    Druga część... ómarłaś mnie tym, że Naruto zabił Sasuke. Normalnie przy czytaniu, cały czas byłam lekko zdemotywowana, a jak już doszło do sceny popychania trupa... to stanowczo złeee... odebrałam to jako próbę ożywienia, ale i tak ciężko było to czytać jako, że mam wyjątkowo szybką wyobraźnie, która momentalnie wizualizuje mi to czego nie chcę, chyba nawet zwłaszcza to czego nie cem... :"<
    Tam sobie przekminiałam, że to prawdopodobnie genjutsu, sugerowało to to, że Sasuke nazwał Naruto po imieniu i ten blask sharingana... ale tak czy siak, było mi źle i jak już utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że to je iluzja to aż westchnęłam z ulgi.
    Matko, co za ciężkie teksty piszesz... są dobre, jakościowo i treściwe, ale miejże litość nad nami... napisz coś miłego i wesołego, wiem, że potrafisz bo czytałam... Życzę Ci weny (na pozytywne teksty, żeby nie było xD) i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiem, że już jakiś czas temu miałam skomentować „Amnezję” (jak to sobie przechrzciliśmy xD), ale jakoś ciężko było mi się zebrać, a nie chciałam niczego robić z przymusu. No dobra, dość tłumaczenia i wykręcania się… Chakra skumulowana, to lecim z tym komentarzem! :D

    I hm, od początku powinnam chyba Ci pogratulować, bo już na wstępie udało Ci się uśpić moją czujność, mimo że wiedziałam, że mam do czynienia z Twoim tekstem. A dobrze wiesz, że jak chodzi o Twoje teksty i widać jakieś światełko w tunelu, to równie dobrze może to oznaczać nadjeżdżający pociąg. Radośnie, nie ma co. Ale żebyś mnie nie okrzyczała, to zawczasu dodam, że to zaleta. Nie wada, nie coś złego, tylko jak najbardziej na plus. Właśnie lubię to u Ciebie – że do samego końca nie jestem pewna co jeszcze spotka bohaterów, jak wszystko rozplanowałaś i nie mogę niczego przewidzieć. Mogę się jedynie domyślać, a i tak na końcu wychodzi, że moje domysły szlag trafił. xD Ale to pięknie pokazuje, jak nieprzewidywalne są Twoje teksty i na pewno nie można się przy nich nudzić! I za to je wielbię! <3

    Przechodząc teraz do właściwej części komentarza – „Amnezja”, moja ukochana „Amnezja”. Tak, prawdopodobnie to właśnie przez ten krótki opis Sasuke z I części ukochałam tę historię i mając za sobą kolejną część, zdania nie zmieniam. Dlatego też jaram się, po prostu się jaram, że skończyłaś ten tekst, za co Ci dziękuję. :*

    Idąc dalej – a co także tyczy się tego złudnego światełka – początek II części wydaje się ciepły, przyjazny, istna sielanka, żyć nie umierać. Przyjęłam już do wiadomości, że chłopcom, a szczególnie Naruto, nawet dobrze żyje się bez korzystania z chakry, bez jutsu i bez tej całej otoczki bycia ninja. Może Sasuke miał łatwiej, ale Naruto, właśnie na tym początku, sprawiał takie wrażenie, jakby ostatecznie pogodził się z takim życiem i zapomniał o tym, co było kiedyś. Ale nie. Nie zapomniał, a wręcz przeciwnie, kumulował w sobie tę nienawiść do Sasuke i…

    I właśnie, Sasuke. Kurcze, jego to przez cały tekst nie mogłam rozgryźć. Bo nie dawało mi spokoju to, że no jak? Że Sasuke stracił pamięć, tak na serio? I czy przypomniał sobie już coś? Jak tak, to kiedy? Ale drań nie dawał niczego po sobie poznać. Zakamuflował się i z gracją przyczaił na swoją ofiarę. Widać, że Uchiha. xD W każdym razie jakoś capnęło mnie to, że przez utratę pamięci wydawał się taki trochę zagubiony i jasno dawał do zrozumienia Naruto, że mu ufa. Choćby w tej I części, co nasłuchał się od innych, ale to od Naruto chciał usłyszeć konkretną odpowiedź. Ale capnęło mnie to dlatego, że mimo tej amnezji, nadal pozostawał sobą, jakby zachował część siebie i nie wyzbył się swojej draniowatej natury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co się tyczy tej nienawiści Naruto… cóż, chyba do końca też nie byłam przekonana, że będzie w stanie zabić Uchihy. Liczyłam, że z biegiem czasu minie mu to, że zapomni, że gdzieś tam po drodze wybaczy Sasuke i dalej będą tkwić w tym miejscu, razem, bardziej lub mniej szczęśliwie, ale razem. I cholera, jak już doczytałam, że Uzumaki faktycznie go zabił, to… to… po prostu miałam ochotę rzucić tekst w kąt, pójść i nakrzyczeć na Ciebie. Tylko że… no właśnie. Przecież cały czas mowa tu o Twoich tekstach, więc nauczona tym, że po Tobie należy spodziewać się niespodziewanego, postanowiłam przeczytać od razu do końca. I tu mnie masz – w momencie zapomniałam, że miałam jakiekolwiek obiekcje, ciesząc się z takiego, a nie innego zakończenia.

      Co do sceny z trupem – bo widzę, że większość się jakoś do niej odnosi – to nie obrzydziła mnie, nie wzbudziła negatywnych odczuć. W sumie nie wiem jak miałabym się na ten temat wypowiedzieć, żeby nie wyszło, że jestem jakimś obojętnym człekiem. Z jednej strony to było jakieś zaskoczenie, ale z drugiej, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, cholernie mi to pasowało. I raczej celowałabym w to, co powiedziała Siv, że wyglądało to na akt desperacji ze strony Naruto, co całkowicie kupuję.

      Jakieś podsumowanie by się przydało, co? :D Cóż, jak już na początku wspomniałam, cieszę się, że skończyłaś ten tekst. Jestem pewna, że dłuuuugo o nim nie zapomnę, bo i on sam jest z takich, co to zapadają w pamięci i gdzieś tam nie pozwalają o sobie zapomnieć. Ano i wiem, że również do niego wrócę, i to nie raz. Można powiedzieć, że jest to moja osobista perełka, za którą jeszcze raz dziękuję! :* I odnoszę wrażenie, że jeszcze trochę Twoich dram, a kompletnie wsiąknę w ten gatunek, oddając mu całe swe serduszko.

      Także, droga Ann, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć czasu i weny na tworzenie tak zajebistych tekstów! I niekoniecznie tylko tych wesołych! :D

      Usuń
    2. Faniu, wszystko ma swój czas i dzisiaj nadszedł czas, by odpowiedzieć na Twój komentarz. To w końcu nie tak, że potrzebowałam do tego potężnego kopa pionizacyjnego. Podejmę też wyzwanie odpowiedzi bez cytowania. Ach, trzymają się mnie ostatnio te wyzwania, trzymają!

      Ja się chyba zacznę na Was obrażać, za to całe "ostrożnie, to tekst Ann, na pewno coś odstawiła!". No co, no moje teksty są jakieś macosze? Foch XD Ale tak odstawiając żarty na bok - bardzo się cieszę, że udało mi się Cię zaskoczyć (zwłaszcza jeśli wiem, że jesteś osobą po przejściach jeśli chodzi o nieoczekiwany zwroty akcji w stylu podłapania jakiegoś bakcyla albo co... Dobra, dobra, nic już nie mówię.) Nawet nie wiesz jak mnie ucieszyłaś pisząc, że nie nudzisz się czytając moje potworki. Dzięki Ci!

      No co do tego "zapomniał co było wcześniej/kumuluje w sobie nienawiść" to przyznam, że nie wiedziałam jak chcę to rozegrać. Nie chciałam, żeby Naru wyszedł na psychopatę, który lata z obnażonym kunai do każdego i starałam się jakoś ukazać, dlaczego później zachował się tak a nie inaczej, co chyba nie do końca mi się udało. A przynajmniej tak wnoszę po części komentarzy. Ale generalnie... Naru bardzo chciał zapomnieć, wręcz zazdrościł Sasuke jego amnezji. Może wtedy byłby w stanie naprawdę żyć tym życiem, które im stworzył?

      Teraz jeśli chodzi o Uchihę i jego pamięć - tu też miałam twardy orzech do zgryzienia i nie posiadam się z radości, że jakoś z tego wybrnęłam. Właśnie takim go chciałam stworzyć - odrobinę zagubionym (bo to normalne), ale wciąż draniowatym (bo to Sasuke) i przede wszystkim ufającym Naruto (bo go kocha i żyć bez niego nie jest w stanie... czy coś w ten deseń XD). Uzumaki postarał się, aby zyskać jego zaufanie, oj tak. Co się zaś tyczy momentu, kiedy Sasu tę pamięć odzyskał, to stało się to gdzieś w drugim rozdziale. W tej scenie na łące jeszcze nic nie pamiętał i jak jedli razem ciasto to też nie. Przypomniał sobie wszystko w tak zwanym międzyczasie, ale nie dał nic po sobie poznać, przecież taki typ dobrze potrafi udawać. No bo niby po co miał się zdradzać? To by jedynie wszystko skomplikowało i sądzę, że znacznie prościej było mu po prostu udawać, że nic się nie zmieniło i cieszyć się tą wyimaginowaną rzeczywistością.

      Co do sceny z trupem – no comment. Nie mogłam przecież napisać jasno i wyraźnie w ostrzeżeniach „nekrofilia”, bo większość czytaczy momentalnie wypaliłaby z laczka i tyle bym ich widziała. Zwłaszcza, że w pierwotnej wersji scena ta była dużo bardziej rozbudowana, ale widzę, że dobrze zrobiłam usuwając większość i zostawiając ledwie wzmiankę. Cieszę się, że to „kupiłaś” i że odebrałaś to jako przejaw desperacji ze strony Naruto – tym właśnie miał być ten akt, nie jakąś obrzydliwą dewiacją. Co innego mój fik na halloween, który w stanie szczątkowym gnije mi gdzieś na dysku. I… no właśnie, gnije ;D

      Raz jeszcze – bardzo się cieszę, że całość odebrałaś pozytywnie. Oczywiście raduje mnie każdy czytelnik, któremu się spodoba, ale Twoja reakcja była dla mnie poniekąd najważniejsza, bo przecież dla Ciebie to napisałam. Jak również chyba naprawdę nie jesteś w stanie wyrzucić tego fika z pamięci, skoro gonisz mnie, bym odpowiedziała na Twój komentarz XD Btw, może o tym właśnie mówiły Twoje matule z tym moim rzekomym wpływem na Ciebie? Że przeze mnie zaprzedałaś swoje małe, mroczne serduszko dramom? Jeśli nawet, to ja nie zamierzam narzekać, a moje wielkie, zdegenerowane, czarne serce pęcznieje z dumy <3

      Raz jeszcze dziękuję, pozdrawiam i mam nadzieję, że moja wena pisarsko-komentatorsko-odpowiedziowa udzieli się również i Tobie. Buźka!

      Usuń
  6. Witam,
    tekst wspaniały, ciekawe od jak dawno Sasuke pamiętał przeszłość, może udawał bo odpowiadało mu takie życie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń