niedziela, 26 października 2014

Polecisz ze mną?

Uwaga, poniższy tekst jest sequelem do "Huge, innocuous, versatile gift". Kolejność czytania wskazana, więc w razie czego odsyłam do powyższego opowiadania.

Tytuł: Polecisz ze mną?
Długość: jak ostatnio sprawdzałam, było jakieś 3,7k
Gatunek: AU, sequel, obyczaj, dramat
Beta: Pico (raz jeszcze dziękuję za poratowanie!)
Ostrzeżenia: kilka przekleństw na krzyż, choroba, chociaż w dalszym ciągu nikt nie umiera

I jeszcze mały słowniczek, potrzebny do zrozumienia opowiadania. Wersja skrócona, bo research do tego opowiadania bolał bardzo, ale mam nadzieję, że nie natworzyłam głupot.

Wiremia - poziom wirusa we krwi (na logikę - im wyższa liczba tym gorzej). Generalnie wszystkie terapie ARV (antyretrowirusowe) dążą do tego, żeby u chorego liczba ta spadła do poziomu niewykrywalnego (zazwyczaj jest to poniżej pięćdziesięciu). A tak poza tym, wiremia poniżej 10000 jest uważana za niską, powyżej 100000 za wysoką.
CD4 - komórki mające bezpośredni wpływ na odporność. U zdrowego człowieka ich liczba waha się od 500 do 1500 (komórek przypadających na milimetr sześcienny krwi). Im wyższa liczba, tym lepiej dla chorego i są miejsze szanse wystąpienia chorób wskaźnikowych AIDS. Wirus HIV systematycznie wyniszcza te komórki, przez co odporność spada - leki mają na celu utrzymanie CD4 w zbliżonym do normalnego poziomie. Poniżej 200 jest już naprawdę źle. Tekst dedykuję w całości Siv, tak po prostu. Za to, że jest i że się cieszy. Wiem, nie powinnam dedykować ludziom takich badziewnych fików, ale co zrobić, jak innych nie umiem. Enjoy!  Polecisz ze mną? 
Młody mężczyzna przemierzał zatłoczone uliczki miasta, szczelnie owinięty grubym płaszczem. Na zewnątrz wiał nieprzyjemny, chłodny wiatr, zrywając z drzew ostatnie liście. Dawno już minął okres, gdy jesień mieniła się bogatymi barwami — pozostały już tylko obumarłe drzewa i wszechobecna szarość.
Naruto zatarł skostniałe z zimna ręce i dmuchnął na nie, z fascynacją obserwując wydobywający się z jego ust obłoczek pary. Poprzysiągł sobie w duchu, że nie będzie dłużej ociągał się z kupnem porządnych, ciepłych rękawiczek — trzeba się szarpnąć raz, a dobrze, w końcu odporność to ważna sprawa. Wyciągnął z kieszeni kurtki telefon komórkowy — którego odblokowanie wymagało niemałego wysiłku, zważywszy na zdrętwiałe palce — i raz jeszcze przejrzał historię otrzymanych ostatnio wiadomości. Ot, dla pewności.
Spotkajmy się w Ptysiu o 16:00. Jestem pewien, że pamiętasz gdzie to jest. SU
Och, Uzumaki pamiętał. Niewielka kawiarenka, wciśnięta pomiędzy stare kamienice na rynku. Stosunkowo łatwo było przeoczyć mały, niepozorny budyneczek, ale kiedy już weszło się do środka, człowiek czuł się jakby przekraczał bramy raju. Wszechobecny zapach świeżo mielonej kawy, brak rzucających się w oczy, żałosnych dekoracji i stosunkowo przystępne ceny. Kiedyś spędzał tam długie godziny ze swoim byłym. Właściwie, to był prawie pewien, że właścicielka jeszcze ich pamięta, bo potrafili urządzać wyjątkowo głośne i widowiskowe awantury o, chociażby, słodzenie kawy. Kobieta śmiała się tylko, kręciła głową z politowaniem i wracała do swoich obowiązków, posyłając reszcie klientów przepraszające spojrzenia. Z czasem zaczęli nawet dostawać zniżkę.
Mężczyzna otrzepał buty przed wejściem i nacisnął klamkę. Kiedy otworzył drzwi, rozdzwoniły się maleńkie dzwonki — tandetna ozdóbka zawieszona przy futrynie, składająca się głownie ze szklanych kwiatów w szpetnym, przygaszonym kolorze. Jego wzrok natychmiast padł na człowieka siedzącego w kącie — czwarty stolik od wejścia, bezpośrednio przy szybie, z fantastycznym widokiem na ratusz. Wiedział, że właśnie to miejsce zajmie, w pewnym sensie był to ich stolik.
Tak, po tamtych feralnych urodzinach, postanowił raz jeszcze spotkać się z Uchihą, który był mu winien wyjaśnienia. Jeśli istniała jakaś sprawiedliwość dziejowa, powinien wyśpiewać mu wszystko od stworzenia świata, a przynajmniej tak uważał Naruto. Chyba zasługiwał chociaż na tyle. Nie zdobył się na zaproszenie go do domu — to przywołałoby falę przykrych wspomnień, a poza tym Sasuke mógłby odkryć pewne krępujące fakty. Jak chociażby to, że jego eks wciąż nie zdobył się na zmianę zamków w drzwiach. Zamiast tego skończyli w kawiarence — teren neutralny, a poza tym miejsce publiczne, więc istniało prawdopodobieństwo, że nie skończą na obijaniu sobie mord. Chociaż to mogłoby być dla niego dobre, terapeutyczne wręcz.
Kiedy Uzumaki podchodził do stolika, rozważał jeszcze salwowanie się ucieczką. Jednak takie zachowanie znamionuje tchórzy, a on zawsze szczycił się zbędną brawurą. Ciemne oczy śledziły każdy jego ruch.
— Cześć — powiedział ostrożnie, nieco stłumionym głosem. W ramach odpowiedzi, Sasuke skinął mu głową. Spodziewał się czegoś więcej po ich ponownym spotkaniu — widok byłego chłopaka powinien wywołać w nim jakieś reakcje, jakiekolwiek. Tymczasem nie czuł nic, poza ziejącą pustką i obojętnością. Może minęło już zbyt wiele czasu, a może to, co kiedyś ich łączyło, nigdy nie miało racji bytu? A kto to mógł wiedzieć…
Uzumaki zawiesił płaszcz na oparciu krzesła, pomachał właścicielce, która rozpromieniła się zza lady na jego widok i usiadł, uważnie przyglądając się twarzy Uchihy. Mężczyzna nigdy nie grzeszył ciemną, czy choćby zwyczajnie normalną karnacją, ale teraz to był już chorobliwie blady, a pod oczami miał głębokie cienie. Naruto nie wiedział, czy był to wynik ogólnego przemęczenia, połączonego z jesienną chandrą, czy może… Nie, pewnie jego interpretacja była błędna i doszukiwał się w tym wszystkim czegoś, czego nie było. A przynajmniej taką miał nadzieję — chciał wierzyć, że to nie były objawy innej, poważniejszej choroby.
Żaden z nich nie wiedział co powiedzieć, jak zacząć konwersację, więc jedynie siedzieli na przeciwnych krańcach stołu, mierząc się wrogimi spojrzeniami. Atmosfera była tak gęsta, że w powietrzu bez problemu można byłoby zawiesić siekierę. Wszystko, co przychodziło im do głów, było za zwyczajne, zbyt prozaiczne. Bo w końcu co można powiedzieć byłej miłości życia, z którą przez ponad rok nie miało się żadnego kontaktu, poza jedną, krótką, enigmatyczną notką? Jak ci mija życie? Co na obiad? Dlaczego, do ciężkiej cholery, nigdy mi nie powiedziałeś?
— Zamówiłem ci cappuccino z podwójnym cukrem. Wierzę, że nadal je lubisz — powiedział w końcu Sasuke, przerywając krępującą ciszę. Naruto tylko skinął głową, w niemym potwierdzeniu. Jeszcze rok temu, zaczęliby się wykłócać o dietę, trzymanie linii i bycie grubszym od dzieciaka Michelina, a teraz Uchiha, tak po prostu, oświadczył, że zamówił dla niego kawę z podwójną porcją cukru. W porządku.
Po kilku minutach podeszła do nich właścicielka, niosąc tacę z ich napojami. Kobieta już chciała się odezwać, ale wprawnym okiem oceniła sytuację i pospiesznie odeszła, decydując, że nie chce brać udziału w tym, co może zaraz mieć miejsce. Cisza przeciągała się, ale żaden z nich jakoś nie kwapił się do rozmowy. Czy też raczej — obaj się kwapili, ale żaden nie wiedział jak zacząć.
— Zrobiłeś badania? — zapytał po chwili Sasuke, sącząc swoją czarną, gorzką kawę. Bystrym spojrzeniem ocenił otoczenie, aby upewnić się, że nikogo nie ma w zasięgu słuchu. Naruto westchnął, podpierając brodę na złączonych dłoniach. Wszystko było nie tak.
— Zrobiłem. Test na HIV jest dodatni — oświadczył spokojnie, takim tonem jakby mówił o wczorajszej pogodzie. Uchiha pobladł jeszcze bardziej, zaciskając dłoń na swoim kubku tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie.
— A test potwierdzenia? — dopytywał się Sasuke, mocno zaciskając powieki. Wyglądał, jakby ze wszystkich sił starał się wyprzeć ze świadomości, to, co właśnie usłyszał. — Wiesz, że te badania nie są nieomylne, możliwe jest, że…
— W poniedziałek. Wynik pozytywny.
— Powiedz, że sobie ze mnie żartujesz. — W głosie Uchihy zabrzmiały błagalne nuty, gdy z niejaką trwogą wpatrywał się w twarz rozmówcy. Uzumaki wzruszył obojętnie ramionami, starając się utrzymać na twarzy wyraz zobojętnienia na sprawy doczesne. Zdecydowanie nie podobał mu się ton tej rozmowy i zwątpił, czy przychodzenie tutaj było takim fantastycznym pomysłem.
— Oczywiście, że żartuję. Najlepszy dowcip w moim życiu — mruknął niewyraźnie, po czym upił łyk swojej kawy, delektując się smakiem słodkiej cieczy na języku. Niemożliwe, ktoś dolał kawy do jego cukru. Odchylił się na krześle, pogrzebał chwilę w kieszeni płaszcza, po czym położył przed Sasuke papiery. Kartki wyglądały na nieco sfatygowane, jakby były przeglądane już wiele razy. Uchiha spojrzał na nie, jakby te miały go zaraz ugryźć, po czym drżącymi dłońmi przygarnął do siebie i wczytał się w nie.
Naruto skrzyżował ramiona na piersi i czekał. Zobaczenie go ponownie bolało, było jak przekręcanie noża w świeżo zagojonej ranie. Ta twarz, bardziej przypominająca teraz bezosobową maskę, tak znajoma i jednocześnie tak obca. Mężczyzna zaklął cicho, po czym odłożył ostrożnie kartki i jakby się przygarbił, chowając twarz w dłoniach. Gdyby Uzumaki nie wiedział lepiej, uznałby, że jest w pewien sposób załamany. Jednak to był Uchiha, ich lepiono z innej gliny — nie przejmowali się tak prozaicznymi sprawami jak choroba, czy roczny, teoretycznie poważny, związek.
— CD4? Wiremia?
— Trzysta i wysoka — odparł Naruto, a jego były w końcu spojrzał mu w oczy. Błyszczało w nich coś, co niepokojąco przypominało łzy i rozpacz, ale możliwe, że Uzumaki zobaczył tam coś, co chciał zobaczyć. Lubił sobie wmawiać, że nawet taki drań ma jakieś ludzkie odruchy, chociaż niestety zazwyczaj był w błędzie. — Lekarz zaleca rozpoczęcie leczenia antyretrowirusowego.
— Przechodziłeś pierwotną infekcję retrowirusową, czy zorientowałeś się dopiero jak… — głos mu się nieznacznie zachwiał. To właściwie nie miało znaczenia, ale wymienianie suchych faktów było łatwiejsze, niż to, co miało nastąpić później.
— Czułem się jakiś taki niewyraźny, to prawda, ale doszedłem do wniosku, że to po prostu grypa. Skutki jesiennej pluchy i złamane… No, w każdym razie zlekceważyłem objawy.
— Miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. — Głos Sasuke zabrzmiał niewyraźnie, a on sam wyglądał na rozmazanego, wypranego z wszelkich emocji. Opuścił spojrzenie na blat, nie będąc w stanie dłużej wpatrywać się w błękitne tęczówki, w których nieustannie błyszczała uraza. Cóż, nie mógł się dziwić. — Nie wiem nawet co powinienem teraz powiedzieć. Że cię przepraszam? Przepraszam, przepraszam po tysiąckroć. — Uchiha nerwowym gestem zaczął bawić się swoją kawą, obserwując zachowanie płynu w kubku, gdy nim kołysał. — Wydaje mi się jednak, że to nie jest coś za co mogę tak zwyczajnie przeprosić, w stylu… Zepsuł mi się zegarek, wybacz spóźnienie. Na to chyba nie ma słów.
Tym razem to Uzumaki nie wiedział co odpowiedzieć. Frazesy, które nawiedziły jego głowę były bez dwóch zdań patetyczne i generalnie poniżej wszelkiej krytyki, więc jedynie milczał. Bo niby jak miał przekazać Sasuke, to co siedziało w jego głowie? Czy był na niego zły, za to, że zaraził go wirusem HIV? Oczywiście, że tak, był maksymalnie wkurwiony, gdy dowiedział się, że jest chory. Ale była to raczej złość skierowana przeciwko całemu światu, połączona z bezradnością, że nic się już nie da poradzić. Faktycznie, jego przyszłość nie wyglądała na zbyt kolorową, ale wiedział też, że najgorsze dopiero ma nadejść. Żyli przecież w dwudziestym pierwszym wieku — terapia ARV skutecznie hamuje namnażanie się wirusa i znacznie wydłuża życie osób zakażonych.
Gorsza była mimo wszystko świadomość, że Uchiha mu nie powiedział. Byli parą przez rok, planowali wspólną przyszłość, a on nie zaufał mu na tyle, żeby się zwierzyć. To jednak nie wydawało się dobrą rzeczą do powiedzenia po takim czasie rozłąki, więc ostatecznie Naruto zadał inne pytanie — mogło to wypaść nieco jak licytacja dwóch przedszkolaków o to, który ma więcej kapsli, ale naprawdę go to interesowało.
— A jak twoje wyniki? Mam prawo w ogóle o to pytać? — To ostatnie zdanie było nieco opryskliwe i spowodowało, że Sasuke widocznie się spiął. To właśnie był podstawowy problem ich relacji.
— CD4 w okolicach czterystu, wiremia niewykrywalna, poniżej pięćdziesięciu. Leczę się od kilku lat, jak na razie skutecznie — wyrecytował Uchiha bezbarwnym głosem, wciąż nie patrząc towarzyszowi w oczy. To był całkiem dobre wyniki. Wskaźnik odporności prawie jak u zdrowego człowieka i niski poziom wirusa we krwi dobrze mu wróżyły. — I tak, masz prawo o to pytać. Masz prawo zadawać mi o wiele więcej pytań — rzucił nagle, ni stąd, ni zowąd. Naruto jedynie uniósł brwi, przyglądając mu się w zamyśleniu. To prawda, chciał się dowiedzieć jeszcze wielu rzeczy, jak chociażby, gdzie jego były w ogóle złapał tak paskudnego bakcyla, ale wolał nie przenosić tej rozmowy na grunt prywatny. Chociaż z drugiej strony, o takich sprawach chyba nie rozmawia się z nieznajomymi?
— Dziękuję, nie skorzystam — mruknął tylko, dopijając swoją kawę, po czym wbił wzrok w okno. Lubił obserwować przechodniów, zwłaszcza jeśli alternatywą była twarz Uchihy — niemożliwie pusta, powoli wypełniająca się odrazą, najpewniej do samego siebie. I w tym właśnie momencie skończył się jego altruizm, bo rozpaczliwie chciał się dowiedzieć jeszcze jednej rzeczy. Po prostu nie mógł się powstrzymać. — Ktoś wiedział, że jesteś chory? Powiedziałeś komuś?
Sasuke szybko podniósł głowę, zaskoczony pytaniem. Do tego stopnia zaskoczony, że rozlał sobie na ręce gorącą kawę i po chwili syknął z bólu. Pospiesznie odstawił kubek na stół i podwinął rękaw swetra, chcąc zapewne ocenić szkody i rozmiar poparzeń. I właśnie wtedy Naruto to zobaczył.
Jego ręka wystrzeliła do przodu, zanim zdołałby to dobrze przemyśleć i złapał Uchihę za ramię, przyciągając jego kończynę do siebie. Mężczyzna zesztywniał, ale nie wyrywał się. No, przynajmniej nie za bardzo, bo był doskonale świadomy, że Uzumaki zobaczył już wszystko to, co było mu potrzebne do wyciągnięcia właściwych wniosków.
To nie rozlana kawa go zaalarmowała — fakt, na ręce towarzysza widać było fragment zaczerwienionej, podrażnionej skóry, ale nie było to nic poważnego, z pewnością obędzie się bez jakiejkolwiek interwencji. Chłopak wpatrywał się rozszerzonymi ze zdumienia oczami w trzy idealnie proste blizny przecinające wewnętrzną stronę nadgarstka Sasuke. Nie były świeże, ale mógł też z całą pewnością stwierdzić, że jeszcze rok temu ich tam nie było — wiedziałby o tym.
— Ach, więc to tak — mruknął tylko, marszcząc brwi. Nie uzyskał żadnej odpowiedzi, więc jedynie westchnął ciężko. Władczym gestem wyciągnął przed siebie drugą dłóń. — Pokaż drugą rękę. — Uchiha bez szemrania spełnił jego żądanie, uciekając wzrokiem. Dla postronnych obserwatorów musiało to wyglądać komicznie, ale żaden z nich nie dbał o to w tym momencie.
— To samo — oświadczył krótko, gdy poczuł jak towarzysz gładzi kciukami blizny na obu przedramionach.
— Co to ma, do kurwy nędzy, być? — Naruto poczerwieniał na twarzy. Zawsze słabo sobie radził z kontrolowaniem gniewu, ale teraz naprawdę niewiele dzieliło go od wybuchu.
— To co widać. Czy może powinienem to podpisać markerem permanentnym? Uwaga, niedoszły samobójca, nie podchodzić, osoba niestabilna psychicznie? — warknął agresywnie, wreszcie patrząc Uzumakiemu w oczy. Sasuke wyglądał jak zaszczute, schwytane w klatkę, zwierzę, a nie od dziś wiadomo, że najlepszą formą obrony jest atak.
— Dopiero co stwierdziłeś, że jak najbardziej mam prawo pytać. No więc słuchaj uważnie, bo mam od chuja pytań. Co ty sobie wyobrażałeś, draniu?
— Zamknij się, Uzumaki, bo robisz scenę — wycedził powoli Uchiha, zdecydowanie wyszarpując dłonie z uścisku drugiego mężczyzny. Jak najszybciej opuścił rękawy swetra i skrzyżował ramiona na piersi. — Ludzie się gapią.
— Co. Ty. Sobie. Wyobrażałeś. — Klasyczny przykład myślenia jednotorowego. Naruto nie miał w zwyczaju odpuszczać i obaj doskonale o tym wiedzieli. Tak czy inaczej, zdobył się na ten wysiłek i nieco ściszył głos, więc mogli kontynuować tę dyskusję bez opuszczania kawiarenki i narażania się na nieprzychylne spojrzenia innych klientów.
— A czemu cię to w ogóle obchodzi? — rzucił opryskliwie Sasuke, uśmiechając się złośliwie i unosząc brwi, jak gdyby chciał go wydrwić. Cóż, to, w gruncie rzeczy, bardzo dobre pytanie. Nie wiedzieli się od roku, okoliczności w jakich się rozstali do najprzyjemniejszych nie należały, a jedynymi pamiątkami, jakie Uzumaki ma po swoim chłopaku są stare klucze od jego mieszkania, kilka zdjęć i zabójczy wirus. Czy w takim razie powinno go obchodzić, że rzeczony człowiek chciał popełnić samobójstwo? Zapewne nie, ale nie mógł przejść obok tego obojętnie.
Tym razem to Naruto westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią. Był zmęczony tym wszystkim — tą rozmową, życiem z praktycznie wyznaczoną datą śmierci, samotnością.
— Nie zamierzam odpowiadać na to pytanie. Naprawdę tak nisko cenisz własne życie? — zapytał już nieco spokojniej, starając się stwarzać pozory, że wcale nie dostał przed chwilą iście furiackiego napadu szału.
— Myślisz, że jak się czułem, po tamtej nocy? — Uzumaki cały się zjeżył, słysząc to pytanie. Bardzo zgrabnie lawirowali wokół tematu ich niegdysiejszego związku, ale oczywistym było, że w końcu poruszą i tę kwestię. — Naprawdę masz mnie za aż takiego kutasa? Myślisz, że mógłbym się tym nie przejmować i zwyczajnie patrzeć ci w oczy następnego dnia?
— Co prowadzi nas do jeszcze innej kwestii. Dlaczego? — Naruto sam nie wiedział, o co dokładnie pytał. W tym jednym słowie chciał zawrzeć wszystko, ale pytająco uniesione brwi Sasuke wskazywały na to, że nie do końca mu to wyszło. Zmierzwił dłonią swoje jasne włosy i mruknął coś bliżej nieokreślonego, rozpaczliwie starając się uporządkować myśli. — Czemu nigdy mi nie powiedziałeś? Rozumiem, że to nie jest sprawa, którą można omówić w przerwie na reklamy, ale chyba zasługiwałem na jakieś minimum wyjaśnienia. Nie ukrywam, że to by rozwiązało wiele problemów.
— Nikt nie wiedział. — Uchiha z powrotem się uspokoił, jednak tym razem nie przerywał kontaktu wzrokowego. Odpowiedział na wyzwanie, podniósł rękawicę. — Nawet moja najbliższa rodzina nie wie. Rodzice, Itachi, nikt. Wiem doskonale jakby zareagowali. Dowiedziałbym się, że przynoszę wstyd i hańbę nazwisku, każdy na moim miejscu wolałby udawać, że jest w porządku. Dlaczego miałbym mówić tobie? To nigdy nie miało być nic poważnego. Nie zakładałem, że kiedykolwiek będziemy się pieprzyć.
— Nie miało być nic poważnego — powtórzył tępo Uzumaki, wpatrując się bez zrozumienia w drugiego mężczyznę. Ach, więc to tak. Jego głos brzmiał gorzko, jak czarna kawa, którą dopiero co oblał się Sasuke. — No cóż, to by niewątpliwie miało sens. Miło, że pozwoliłeś mi myśleć, że tamtej nocy się kochaliśmy, nie pieprzyliśmy. Ale złudzenia nie mogą trwać wiecznie, czyż nie?
— Czy ty kiedykolwiek przestaniesz mi się wpierdalać w pół słowa? — warknął niebezpiecznie Uchiha, co jego towarzysz poprawnie zinterpretował jako sygnał ostrzegawczy. Przeklinający Sasuke, równał się Sasuke chcącemu kogoś zabić, a tego lepiej było unikać. Naruto ostentacyjnie odwrócił głowę i zagapił się na jesienną słotę za oknem, ale posłusznie umilkł i pozwolił mu kontynuować. — To nie miało być poważne, ale takim się stało i nic nie mogłem na to poradzić. Możesz mi wierzyć lub nie, ale potem jeszcze trudniej było mi się zebrać do wyznania prawdy. Próbowałem więcej niż raz. — Zamilkł na chwilę, przekrzywiając głowę i mrużąc powieki. Patrzył na swojego byłego jakby oceniająco, intensywnie się nad czymś zastanawiając. — Powiedz mi, tylko szczerze, co byś zrobił gdybym jednak ci powiedział, zanim sprawy tak strasznie się popieprzyły? Zostałbyś?
Uzumaki zamyślił się na moment, rozważając jego słowa. Rozważał to już kiedyś i, gdy sam doświadczył bezpośredniej konfrontacji z tą chorobą, nie był taki pewien jak by zareagował. Chciałby móc zapewnić, że oczywiście, zostałby z nim na dobre i na złe, wspierał go w trudnych chwilach i takie tam frazesy. Jednak świat nie dzielił się wyłącznie na biel i czerń, a cała ta sprawa do prostych nie należała. Wzruszył bezwiednie ramionami, postanawiając odpowiedzieć zgodnie z prawdą.
— Nie wiem. Na pewno potrzebowałbym trochę czasu, żeby się jakoś oswoić z myślą, że mój facet ma HIV i że nigdy nie będzie tak uroczo i beztrosko, jak sobie wyobrażałem. Ale podejrzewam, że bym został. A nawet jeśli postanowiłbym odejść, to po pewnym czasie bym wrócił, prawdopodobnie. Teraz to już i tak bez znaczenia. — Cóż, to była prawda. Niestety, to tylko teorie, nie mające żadnego przełożenia na rzeczywistość, bo Sasuke nigdy nie zdobył się na odwagę, by wyznać swojemu ówczesnemu partnerowi prawdę.
— Powinienem był ci powiedzieć. Teoretycznie nawet seks jest możliwy bez zakażenia, jeśli tylko odpowiednio podejdzie się do tematu, a ja wcale nie miałem wysokiego wskaźnika wirusa, więc po prostu mieliśmy cholernego pecha. I zwróć uwagę, że nie użyłem słowa „pieprzenie”.
— Właśnie. Teoretycznie, jeśli. Wszystko rozbija się o to, że ty mi nie powiedziałeś. I szczerze wątpię, czy kiedykolwiek miałeś taki zamiar, nie naprawdę — zauważył Naruto. Uchiha już otwierał usta, najpewniej po to, żeby zaprzeczyć w jakiś kreatywny sposób, ale po chwili je zamknął i westchnął ciężko, rozpierając się wygodniej w swoim krześle. Uzumaki nie potrzebował innego potwierdzenia, dowiedział się już wszystkiego.
Wmawiał sobie — i to dość skutecznie w dodatku — że mężczyzna siedzący po drugiej stronie stołu był mu obojętny. Szkoda, że ani przez moment nie było to prawdą. Gdyby naprawdę tak się przedstawiała sytuacja, czemu miałby tak gwałtownie reagować na widok blizn na bladych nadgarstkach? Skąd to nieprzyjemne uczucie ssania w dole żołądka i niewytłumaczalna ochota, by po prostu złapać Sasuke za rękę, jak bez wątpienia zrobiłby jeszcze rok temu i zapewnić, że wszystko będzie dobrze?
— Nie oczekuję, że to zrozumiesz.
— Bo co? Bo nie wiem jak to jest być chorym? Być może o tym zapomniałeś, ale dzięki tobie wiem doskonale — warknął napastliwie Naruto i dopiero po chwili zorientował się, że przesadził. Uchiha skulił się nieznacznie, jak gdyby ten wbijał mu szpilę, co nie było takie dalekie od prawdy. — Wybacz, nie powinienem…
— Nie przepraszaj, nie masz za co. Nie ty — przerwał mu w połowie zdania, machając ręką i mężnie udając, że to oskarżenie wcale go nie obeszło. — Spieprzyłem sprawę po królewsku, a wszystko co mogło pójść źle, poszło źle. Moje porażki od zawsze były dość widowiskowe, ta jest najbardziej spektakularna.
Uzumaki w końcu się złamał i zrobił to, co kusiło go już od dłuższego czasu. Odsunął na bok dawno zapomniany kubek kawy — na dnie majaczyło jeszcze kilka łyków, zapewne już letniego, napoju — i ostrożnie ujął leżącą na stole dłoń Sasuke, porozumiewawczo ściskając jego palce. Uchiha wydawał się być zaskoczony, ale nie odtrącił go, tylko przyjrzał się mu z czymś na kształt zdumienia.
— Nie oczekuj ode mnie, że kiedykolwiek pogłaszczę cię po główce i powiem, że to nie była twoja wina. Obaj cholernie dobrze wiemy, że to wierutne kłamstwo. Ale też nie zamierzam rzucać ci tym w twarz za każdym razem, gdy się zobaczymy. — Naruto dobierał słowa ostrożnie, stając się przekazać tylko to, co chciał i nic poza tym. Oczy drugiego mężczyzny robiły się coraz szersze, gdy patrzył bez wyrazu na ich splecione dłonie.
— Nie byłem w stanie — zaczął niepewnie Sasuke, milknąc co chwila, jak gdyby to co chciał właśnie wyartykułować, wyjątkowo kaleczyło jego gardło. — Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Jak dalej żyć ze świadomością, że być może zniszczyłem ci życie. Brakło mi odwagi cywilnej, żeby stanąć przed tobą jak mężczyzna, nawet po fakcie, i powiedzieć co ja najlepszego zrobiłem. Jedyne, na co byłem w stanie się zdobyć, to ten chaotyczny liścik.
— Tak jak powiedziałeś, wszyscy popełniamy błędy. Faktycznie, twoje upadki być może istotnie są bardziej majestatyczne, ale przynajmniej mi powiedziałeś w miarę wcześnie i dzięki temu niemalże od razu mogę zacząć leczenie — mówiąc, Uzumaki delikatnie gładził kciukiem dłoń swojego towarzysza, jak gdyby chciał mu w ten sposób dodać nieco otuchy. — Co miała znaczyć ta próba samobójcza?
Uchiha nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w blat stołu i plamę po rozlanej przez niego kawie. A Naruto czekał. Przecież zawsze tak było.
— Przeraża mnie wizja utraty samodzielności, powolnego staczania się. A właśnie tym jest zakażenie HIV. To równia pochyła. Możesz egzystować względnie normalnie przez kilka, kilkanaście lat, ale koniec jest taki sam. Nie ma tam nic poza bólem, samotnością i pieluchami, bo w końcu przestaniesz sobie radzić z biegunką. Takie fakty wcześniej czy później wychodzą na jaw. Nie chcę, żeby ludzie bali się uścisnąć moją dłoń i widzieli we mnie tylko pedała, który dostał dokładnie to na co zasługiwał. Samobójstwo jest jakimś wyjściem. Dzięki temu mógłbym po prostu polecieć. Odlecieć stąd, gdzieś daleko.
— AIDS nie oszczędza, to prawda — Uzumaki westchnął cicho, wpatrując się uważnie w napiętą twarz Sasuke. To była właśnie ta rozmowa, którą powinni odbyć już dawno temu. Od tego momentu wszystko mogło pójść źle albo wręcz przeciwnie — wyjść na prostą. Gdyby tylko udało im się dotrzeć do tego etapu wcześniej, gdyby się należycie zabezpieczyli, gdyby… — Ale pocieszające jest to, że medycyna wciąż się rozwija. Wciąż zostało nam ładnych parę lat życia i hej, możemy zawojować świat. — Uśmiechnął się delikatnie. Nigdy nie będzie w stanie wybaczyć, tego co się stało, to było za dużo. Ale mógł spróbować z tym żyć, nawet jeśli tylko kilka lat. — Poza tym, wcale nie musisz być samotny. Wiesz, poniekąd siedzimy w tym razem i w pewnym sensie chyba się już od siebie nie uwolnimy. A przynajmniej ja nie chcę się od ciebie uwalniać i nie dam ci znowu uciec. Możemy sobie pomóc wzajemnie, nie pozwolić temu drugiemu upaść, kiedy sprawy zaczną wyglądać naprawdę źle.
— Albo, któryś z nas, może pociągnąć tego drugiego na dno — zauważył Sasuke, jak gdyby wciąż kalkulując wszystkie „za” i „przeciw”
— Być może. Obiecaj mi tylko jedno, dobrze? Żadnego więcej nie-rozmawiania i sekretów, a przynajmniej nie takich. — Mężczyzna prychnął rozbawiony, ale ostatecznie skinął głową, a przewrotna iskierka zalśniła w jego oczach.
— Naruto? — zapytał ostrożnie Uchiha, nie patrząc w twarz swojego rozmówcy. Wciąż ściskał jego dłoń, ale wpatrywał się gdzieś za okno, w zbłąkany, rdzawoczerwony liść tańczący na wietrze, z delikatnym uśmiechem na twarzy. — Kiedy już przyjdzie co do czego, gdy zaczną się choroby wskaźnikowe i coraz częstsze upadki… Polecisz ze mną?
— Polecę. Ale, cholera, nawet jeśli jesteśmy przeklęci, to możemy się dobrze bawić w drodze do piekła.

2 komentarze:

  1. Ohayo.
    Bardzo mi się podoba. Trochę smutny, trochę zabawny. Po prostu jak ironia losu. Chce się śmiać i płakać. Chociaż mam wrażenie, że nie-poddająca się wola Naruto wzięłaby pod iwagę, że dzięki medycynie jeszcze jakoś z tego wyjdą.
    Pozdrawiam i kontynuacji weny życzę.
    Akarisu

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    jak widać Sasuke jest źle z myślą, ze mógł zarazić Naruto, no i jednak zaraził, ciężko przeżył tą informację, niby maska a jednak są uczucia....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń