Jakimś cudem udało mi się zaliczyć wszystko nie straciwszy przy tym wiary w życie (ale nie pytajcie jak to zrobiłam, bo sama jestem w szoku) i mogę już wrócić do internetowego półświatka. Prezentuję więc kolejną część mojej listopadowej masakry, której publikacja ciągnie się jak mordoklejka. A Kitsuko-chan dziękuję za komentarz i dobre słowo. W zasadzie powinnam odpowiedzieć jakoś ładniej, ale no, niemoc twórcza, te sprawy. W każdym razie dziękuję i zapraszam na następny rozdział!
Rozdział IV
— Nie odważysz się.
— O co się założymy? — wysapał Naruto, składając dłonie w kolejną pieczęć. Sasuke jedynie wyszczerzył się do niego z drugiego końca pola treningowego i zakręcił w powietrzu swoją kataną — zaświszczało, gdy miecz przecinał powietrze. Chwilę później rzucił się w kierunku przyjaciela i ciął w miejsce, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowało się gardło Uzumakiego. Ninja wykonał zgrabny unik — owszem, tempo było niczego sobie, jednak póki co nadążał z łatwością. Ba, on się dopiero rozgrzewał! W odpowiedzi jeden z jego klonów zeskoczył na Uchihę z pobliskiego dachu, jednak Sasuke leniwie odtrącił szybujący w jego stronę kunai i ze śmiertelną precyzją wraził katanę prosto w płuco napastnika, powodując, że kopia Naruto rozpłynęła się w kłębach szarego dymu.
— Zakładanie się z tobą o cokolwiek jest jak kopanie leżącego — oznajmił brunet w przerwie między dekapitacją jednego z klonów i wypatroszeniem drugiego. Uzumakiego momentami przerażała jego znajomość anatomii — przyjaciel doskonale wiedział, gdzie ciąć i pod jakim kątem, a także orientował się, gdzie w ciele człowieka znajdują się ważne narządy. Ważne, czyli takie, bez których przeciwnik nie będzie w stanie przeżyć. Trochę jak makabryczna wersja chirurga, który skraca ludzkie życia zamiast je wydłużać. — Na twoim miejscu przemyślałbym to jeszcze raz, młotku.
— Z tobą nigdy nie ma zabawy — zrzędził Naruto, uskakując przed mknącym w jego stronę ostrzem. Miecz był wycelowany idealnie w jego tętnicę udową — to miało sens, bo przecięcie naczynia tego kalibru sprawiłoby, że przeciwnik padłby u stóp Uchihy w ciągu kilku minut z powodu utraty krwi. Naruto z pomocą Kuramy byłby w stanie poradzić sobie z taką raną i byłby w stanie to przeżyć, ale był też pewien, że nie dałby rady kontynuować walki z takimi obrażeniami. To były oczywiście rozważania czysto teoretyczne, bo Uzumaki zdążył uskoczyć, ale mimowolnie zastanawiał się, co by jednak było, gdyby mu się nie udało. Wyprowadził kopnięcie, chcąc wytrącić broń z ręki przeciwnika, jednak nieco się z tym spóźnił i jego stopa trafiła w powietrze. — Mój Rasengan rozniósłby twoje Chidori, o! Ty się po prostu boisz, że przerżniesz z kretesem, tyle w temacie.
— Młotku, gdyby głupota uskrzydlała, szybowałbyś jak gołąb. — Sasuke westchnął cierpiętniczo, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że nie przypomina sobie, kiedy nagrzeszył aż tak, że bogowie ukarali go takim tępym przyjacielem. — Nie wiem czy pamiętasz, jak to się skończyło ostatnim razem, gdy połączyliśmy te dwie techniki, ale w razie czego przypominam, że nie było zbyt radośnie. — Walka w Dolinie Końca, moment, w którym Naruto uświadomił sobie, że na dobre utracił kompana i tylko dobrej woli zdrajcy zawdzięczał przeżycie. Pamiętał, bo jakże mógłby zapomnieć. — Nie wiem jak ty, ale ja się trochę rozwinąłem od tamtego czasu, a jakoś mi się nie spieszy na tamten świat.
Uzumaki burknął pod nosem coś bliżej niezidentyfikowanego, co od biedy dało się zinterpretować jako „no niech ci będzie” i ponownie natarł na Uchihę, wspierany przez kilka wytworzonych specjalnie na tę okazję klonów. Przeciwnik momentalnie zdwoił czujność i wyprowadził potężne cięcie, które zaczęło się nad uchem jednej z narutowych kopii, a skończyło pod pachą następnej. Po chwili doskoczył do prawdziwego Uzumakiego i zamachnął się, tnąc z góry. Blondyn wstrzymał oddech i postanowił wykorzystać moment, w którym Sasuke podniósł ręce, odsłaniając tors. Jak najszybciej wydobył kunai i chciał zaatakować, samemu usuwając się spod ostrza, ale zdołał jedynie zadrasnąć bok przyjaciela.
Nie była to pierwsza krew tego dnia. Często zdarzało im się wspólnie trenować — obaj bardzo lubili mierzyć się z równymi przeciwnikami, a umiejętności bojowe mieli podobne, chociaż style walki zupełnie inne, więc takie potyczki mogły ich wiele nauczyć. Zawsze istniała jednak pewna niepisana granica, za którą się nie wychylali, a tymczasem Sasuke coraz częściej atakował prosto w gardło i serce przeciwnika. Gdyby takie ciosy go dosięgły, nie skończyłby w szpitalu — co nie było takie znowu rzadkie, jeśli chodziło o ich pojedynki — a od razu na cmentarzu. Nawet Kyuubi nie byłby w stanie załatać przepołowionej głowy albo poderżniętego gardła. Naruto wierzył, że to tylko dlatego, że przyjaciel pokładał wiarę w jego umiejętności i wiedział, że zdąży uskoczyć. Innej opcji nie przyjmował nawet do wiadomości.
Odkąd odbyli tę niecodzienne rozmowę przy ognisku, kilka dni temu, nastąpiły subtelne zmiany w sposobie w jaki traktowali siebie nawzajem. Nic wielkiego, ot, drobne szczegóły, które każdy postronny obserwator by przeoczył. Dalej sobie dogryzali i wykorzystywali każdą okazję do rywalizacji, traktując wiele rzeczy jako jeden wielki konkurs. Tylko że coraz więcej wypowiedzi miało zaczepny, dwuznaczny charakter, a walki stały się bardziej zaciekłe — jakby każdy z nich chciał coś za wszelką cenę udowodnić, chociaż żaden nie wiedział jeszcze co konkretnie.
Obaj wręcz ociekali potem i dawno przekroczyli ten etap, gdy mięśnie są przyjemnie rozgrzane — o nie, to już był najzwyklejszy ból i zmęczenie, a mimo to żaden z nich się nie poddawał. Naruto żałował, że nie może pójść śladem Sasuke i pozbyć się koszuli, która jedynie krępowała ruchy i ogólnie utrudniała mu życie. To znaczy, w sumie mógł to zrobić, ale nie przywykł do wystawiania pieczęci na swoim brzuchu na światło dzienne — było to coś, co wolał mimo wszystko ukrywać przed światem. Nie wstydził się Kuramy, ale tak czy inaczej był w pewien sposób napiętnowany — wiele osób wciąż patrzyło na niego nieprzychylnym wzrokiem i widziało w nim jedynie inkubator demona, granat bez zawleczki, który może wybuchnąć w każdym momencie. Nie wszyscy wiedzieli o Lisie i wolał ten stan rzeczy utrzymać, a świecenie tatuażem na prawo i lewo z pewnością by mu w tym nie pomogło. Uchiha takich problemów nie miał — już na początku walki pozbył się góry stroju, dzięki czemu Naruto mógł skrycie podziwiać grę mięśni na jego ciele. Spoconym ciele, należałoby zaznaczyć. Chłopak miał jednak utrudnione zadanie z tym podziwianiem, bo nie tylko musiał to robić w taki sposób, by nie zostać przyłapanym, ale też nie mógł się przy tym zdekoncentrować, bo nie wątpił, że Sasuke wykorzystałby każdą sekundę nieuwagi i wraziłby mu miecz w ciało — Uzumaki mógł mieć jedynie nadzieję, że to nie byłoby serce.
Rozległ się cichy syk, gdy Uzumaki trafił w nadgarstek Uchihy, bezlitośnie wykorzystując lukę, jaką ten pozostawił w swojej obronie. Jednak Sasuke zdołał utrzymać miecz, nawet jeśli nie był już w stanie dokończyć ukośnego cięcia, które miało trafić w okolice żołądka. Zamiast tego walnął Naruto na odlew, powodując, że ten nieco się zatoczył. Chłopak zobaczył, jak gwiazdy przeleciały mu przed oczami i poczuł jak coś ciepłego spływa po jego twarzy — czyli do rozciętego łuku brwiowego mógł dołożyć jeszcze rozwalony nos, po prostu cudownie.
— Przerwa? — wysapał Sasuke, przymykając powieki i łapiąc się za krwawiący bok.
— Prosisz o przerwę, draniu? — Uzumaki zdębiał, otwierając szerzej oczy i o mało nie wypuścił broni, taki był zaskoczony. — Poddajesz się, tak po prostu? Zostało ci jeszcze trochę godności osobistej?
Najwyraźniej to musiało być coś więcej niż płytkie draśnięcie, bo z rany obficie sączyła się jucha, a Uchiha raczej nie był z tych, co łatwo dają za wygraną. Mężczyzna pobladł nieco, ale warknął agresywnie, słysząc słowa przeciwnika i ponownie podniósł miecz, przygotowując się do ataku. Nie takie obrażenia już znosił. Skoczył w kierunku Naruto, machając mieczem niemalże na oślep. Blondyn z łatwością uniknął ostrza i złapał nadgarstek Sasuke, wykręcając mu rękę za plecy. Mężczyzna biernie na to pozwolił i po chwili katana z brzdękiem spadła na ziemię. Uzumaki miał czakrę Lisa i przyspieszoną regenerację, jego przyjaciel nie i jeśli to była poważna rana, to należało niezwłocznie udać się do szpitala, żeby go załatali.
— Żadna przerwa — zawyrokował, uśmiechając się nieznacznie. Musiał wyglądać upiornie, bo cały był uwalony krwią, zarówno swoją, jak i Uchihy, ale niespecjalnie się tym przejmował. — Po prostu cię pokonałem. A teraz idziemy do szpitala — oznajmił pogodnie, wypuszczając drugiego mężczyznę. Przyjrzał mu się uważnie, chcąc ocenić, czy przyjaciel da radę sam dojść, czy będzie w tym potrzebował pomocy — póki co stał na nogach, nawet jeśli nieco się chwiał, więc Naruto postanowił dać mu na razie swobodę. On sam nie chciałby być prowadzony, ani tym bardziej niesiony gdziekolwiek na oczach wszystkich mieszkańców Konohy i Sasuke z pewnością też wolałby tego uniknąć.
Już prawie zdążył się odwrócić, gdy brunet nagle wyprostował się i wyszczerzył do niego zęby — chłopak nie zdążył nawet porządnie zareagować, bo przyjaciel w oka mgnieniu doskoczył do swojej porzuconej katany i po chwili rzucił się na jego plecy. Zanim Uzumaki się zorientował, leżał już na brzuchu, przygwożdżony do ziemi przez siedzącego na nim Uchihę, z ostrzem przyciśniętym do szyi — wystarczyłoby kilka centymetrów głębiej i byłoby po wszystkim.
— Niczego się nie nauczyłeś. — Sasuke zacmokał z dezaprobatą, zabierając miecz. — Nigdy nie odwracaj się do przeciwnika plecami.
— To było oszustwo, draniu — warknął Naruto, starając się zrzucić z siebie przyjaciela, który najwyraźniej dobrze czuł się tam gdzie był i chciał jeszcze trochę pochełpić się zwycięstwem. — Wiesz, istnieje coś takiego jak uczciwość i zaufanie. Myślałem, że coś ci się stało.
— Nie odwracaj się plecami do nikogo, młotku, a już zwłaszcza do mnie. Jestem przecież tym złym gościem, zapomniałeś?
— Proszę, proszę, dobrze się bawicie? — Ich uszu dobiegł rozbawiony głos Nejiego. Obaj jak na komendę odwrócili głowy i ujrzeli ciemnowłosego mężczyznę opartego o pobliskie drzewo i z uśmiechem na twarzy obserwującego ich poczynania. — Ależ nie przeszkadzajcie sobie, ja tu tylko sprzątam.
— Złaź ze mnie, draniu — zażądał kategorycznie Naruto, wierzgając nogami w dramatycznej próbie zrzucenia z siebie przyjaciela. I on się potem zastanawiał skąd się brały te wszystkie plotki? Ludzie nigdy nie przechodzili obok, kiedy się tłukli i na siebie warczeli, ale jak kończyli walkę w jakiejś pozycji rodem z kamasutry, to nagle zza krzaczków wyrastała cała rzesza obserwatorów. Standardowo. Sasuke zachichotał złośliwie, ale posłusznie zszedł z kolegi, przetaczając się na trawę obok niego. W międzyczasie nie omieszkał jeszcze klepnąć Uzumakiego w pośladek — chłopak autentycznie zdębiał i poczuł, że po jego twarzy rozlewa się gorąco, które niewiele ma wspólnego z krwią sączącą się z nosa. Klaps nie był mocny, tym niemniej jednak był. I Hyuuga z pewnością to zauważył. Blondyn szybko zerwał się z ziemi i otrzepał ubranie, po czym spojrzał jeszcze krzywo na Uchihę.
— Kretyn z ciebie i tyle — zawyrokował, decydując, że to nie jest najlepszy moment, by wykłócać się o to, czy należy mu ufać, czy nie. Ale zanotował sobie w pamięci, że kiedyś będą musieli poruszyć to zagadnienie, tak samo jak kwestię klepania po tyłku. A już zwłaszcza klepania po tyłku w obecności innych ludzi, bo do klapsów jako takich Naruto nic nie miał. — Ale tak serio, jak twój bok?
— Nie jest źle. — Sasuke w komicznym geście pomachał do niego zakrwawioną dłonią. — Nie trafiłbyś w słonia z odległości kilku metrów, więc naturalnie chybiłeś. Płytkie cięcie, obejdzie się bez pomocy medycznej.
— Dawałem ci fory — oznajmił Uzumaki, odwracając się, by wymienić uścisk dłoni z Nejim, który podszedł do nich w międzyczasie. Hyuuga wyglądał na rozdartego pomiędzy wybuchnięciem panicznym śmiechem, a wpatrywaniem się w dwójkę ninja jak cielę w malowane wrota.
— Wy to się kiedyś naprawdę pozabijacie — wykrztusił w końcu, postanawiając miłosiernie pominąć tę część, w której docieka, skąd między nimi taka zażyłość, że sprzedają sobie klapsy w pośladki, chociaż aż się palił, żeby zapytać.
— Dzięki, staramy się jak możemy.
— Przechodziłem obok, więc pomyślałem, że… — Neji przerwał na moment, mrugając kilkakrotnie. Przekrzywił głowę i przyjrzał się uważnie szyi Naruto, który był błogo nieświadomy, o co też chodziło koledze. Chwilę później zagwizdał przeciągle, przyglądając się koledze z uznaniem. — No, no, chłopie, nie wiedziałam, że Sakura jest taka…
— No jaka niby? — zainteresował się wciąż siedzący na trawie Sasuke, spoglądając na Hyuugę, który wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać i zacząć nawijać o tym, jaki to on dumny nie jest.
— Ognista — dodał po chwili mężczyzna i wskazał palcem na szyję Naruto, jakby to cokolwiek wyjaśniało. Chłopak bezwiednie podniósł dłoń i przejechał palcami po wskazanym przez kolegę miejscu, jednak nie wyczuł tam nic interesującego. — Nieźle cię wyobracała, stary.
Uzumaki podrapał się po głowie, zastanawiając się, o co też mogło chodzić. Słowa Nejiego zazwyczaj miały jakiś sens, tylko czasem był on głęboko ukryty i chyba miał właśnie do czynienia z jednym z takich przypadków.
— Mógłbyś jaśniej?
— Stylowa malinka, Naruto. — Hyuuga mrugnął do niego porozumiewawczo, powodując, że chłopak pokraśniał i instynktownie zasłonił wspomniane miejsce dłonią. Teraz już pamiętał. I w zasadzie to kumpel miał rację i w ogóle pogratulować spostrzegawczości, z tą tylko drobną różnicą, że Haruno fizycznie nie miała możliwości pozostawienia takich śladów na ciele, bo nigdy nie była z nim tak blisko, o czym Neji na szczęście nie wiedział. Co innego pewien drań, który właśnie zwijał się ze śmiechu. Naruto uśmiechnął się sztucznie, po czym dyskretnie przesunął się w kierunku Sasuke i kopnął go w bok. Ot, w ramach pomocy w zamknięciu się. Trafił prosto w tę nieszczęsną ranę? Ojej. Przecież to nie tak, że zrobił to z premedytacją. Uchiha syknął złowrogo, wykrzywiając twarz w grymasie bólu. Cięcie może i było płytkie, ale bolało tak czy inaczej.
— Neji, ja na twoim miejscu bym się nie przejmował. To pewnie jakiś siniak, który dopiero co zafundował mi Sasuke, nic takiego — bagatelizował chłopak, machając lekceważąco dłonią.
— Wiesz, nie wnikam, kto ci to zafundował, ale mniemam, że nie Sasuke. — Doprawdy, Neji? Zechciałbyś może podzielić się z resztą obecnych tu shinobi, jakie u licha ciężkiego rozumowanie doprowadziło cię do takich wniosków? Uzumaki zgrzytnął zębami, chcąc jak najszybciej zejść z tego drażliwego tematu, ale kolega najwyraźniej znajdował rozrywkę w gnębieniu go. — Nie musisz się wstydzić, tu przecież sami swoi. Opowiadaj!
— Siniak — kłócił się Naruto, krzyżując ramiona na piersi. Wyglądał w tym momencie jak, nie przymierzając, obrażony kilkulatek, co zapewne nie było najlepszą kampanią wyborczą dla kandydata na Hokage, ale miał to w nosie. Brakowało jeszcze tupnięcia nóżką i melodyjki.
— Jasne. — Hyuuga przewrócił oczami, po czym spojrzał na kolegę z politowaniem. — Taki czerwony, ze stylową obwódką i to jeszcze na szyi. Jeśli to rzeczywiście ślad po walce stoczonej z Sasuke, to proszę, oszczędźcie mi szczegółów.
— Siniak, do cholery!
Uchiha prychnął, po czym podniósł się z trawy i podszedł do Naruto. Po drodze posłał mu jeszcze ostrzegawcze spojrzenie, obiecujące śmierć w męczarniach, gdyby ten ośmielił się jeszcze raz urazić jego rozcięty bok. Złapał delikatnie szczękę przyjaciela i ze znawstwem przyjrzał się śladom na jego szyi, robiąc z tego niezłe przedstawienie na użytek Nejiego. Coś w jego ciemnych oczach zabłyszczało niebezpiecznie.
— Ale żeby tak przed ślubem? Niegrzeczny chłopiec. — Uchiha zacmokał z dezaprobatą i Naruto uczynił ogromny wysiłek woli, by nie zamordować go tu i teraz. Taka bezczelność powinna być ścigana z urzędu, słowo honoru. — Nie wnikam co i z kim wyprawiałeś — zaczął, w irytujący sposób przeciągając słowa „co” i „z kim”. — Przykro mi, kochanie, ale to malinka. Definitywnie. — Sasuke mrugnął do niego porozumiewawczo, po czym z wyjątkową gracją uniknął pięści Uzumakiego, szybującej w kierunku jego szczęki. — Koniecznie musisz mi kiedyś opowiedzieć jak było, wręcz umieram z ciekawości! — zawołał jeszcze na odchodne, po czym odwrócił się i nieco utykając oddalił się w kierunku swojego domu. To, że obejdzie się bez wizyty w szpitalu, nie znaczyło jeszcze, że rany nie trzeba opatrzyć.
— Jutro w tym samym miejscu i o tej samej porze! — krzyknął za nim Naruto. Nie uzyskał co prawda żadnej konkretnej odpowiedzi, ale był pewien, że przyjaciel przyjął to do wiadomości. I niewątpliwie stawi się tu następnego dnia, choćby był cały owinięty bandażami, bo za żadne skarby nie przegapiłby możliwości skopania mu tyłka.
— No dobra, nie spytam — oświadczył Neji, przyglądając mu się zagadkowo, ale z pewną obawą, jakby bał się, że Uzumaki zaraz zacznie tańczyć kankana albo coś równie bzdurnego. Chłopak westchnął, po czym rozejrzał się po polance i zgarnął jeszcze butelkę wody mineralnej, którą tam wcześniej porzucili. Ostatecznie i tak o niej zapomnieli w ferworze walki, ale zawsze warto było mieć przy sobie jakieś picie, ot na wszelki wypadek. Stoczyli o to epicką potyczkę, bo Sasuke cały czas zrzędził coś o zarazkach i wszędobylskich bakcylach, więc Naruto zmuszony był odwoływać się do cięższych argumentów. Jak choćby wyłożył przyjacielowi, że przecież wcześniej jakoś nie brzydził się jego śliny, więc czemu nagle miał zaczynać?
— Spoko, nie obrażę się. Pytaj — westchnął blondyn, rozmasowując obolałe ramię, na którym zaczął już pojawiać się dorodny siniec. Nie pamiętał nawet skąd się on wziął, ale mgliście kojarzył, że chyba przyjął na nie jakiś cios. — No przecież widzę, że zaraz się zapowietrzysz.
— On tak zawsze? — zapytał wreszcie Hyuuga, gdy upewnił się, że kolega jest zbyt zmęczony, aby mu przywalić za zbyt bezpośrednie i dociekliwe pytania.
— W sumie to tak.
— Należy ci się chyba jakiś order upamiętniający twoją odwagę i cierpliwość — stwierdził kąśliwie Neji, a Uzumaki z zapałem pokiwał głową. Doszedł do tego samego wniosku już lata temu. — Frapuje mnie jedno. Niby od kiedy jesteś jego kochaniem?
— Pytaj się mnie, a ja ciebie. — Naruto wzruszył ramionami, komunikując, że co złego to nie on. Nie chciał przecież dokarmiać tych niestworzonych plotek, które ostatnimi czasy krążyły po Konosze i dotyczyły kwiecistego romansu między nim a Uchihą. Nie byłoby to aż tak dołujące, gdyby wspomniany romans rzeczywiście miał miejsce — Uzumaki nie potrafił jeszcze jednoznacznie określić, czy miał ciągoty w tym kierunku — ale w obecnej sytuacji, było to straszliwie irytujące. — U niego ten zwrot funkcjonuje raczej jako obelga, do stosowania wymiennie z epitetami takimi jak młot, czy matoł. Też mnie to kiedyś zastanawiało, ale jego psychika jest tak zjebana, że prędko odpuściłem i niech sobie gada co chce.
— Skoro tak twierdzisz — zgodził się polubownie Hyuuga, ale widać było jak na dłoni, że nie jest z tego wszystkiego zadowolony, o czym świadczyło zmarszczenie brwi i niezbyt przychylne spojrzenie. — A nie uważasz przypadkiem, że trochę na za dużo mu pozwalasz?
— Żeby to było takie proste. — Naruto zaśmiał się pod nosem i uciekł spojrzeniem. Neji może i nie był tak chamski i bezczelny jak Sasuke, ale miał zadatki na równie dobrego obserwatora. Uprzejmością z jego strony było dzielenie się swoimi wnioskami w sposób bardziej kulturalny i niedoprowadzający człowieka do szewskiej pasji. Tak czy inaczej, chłopak trafił w sedno problemu i Uzumaki nie chciał, żeby dopatrzył się prawdy w jego oczach. Od zawsze był dość transparentny jeśli chodzi o swoje uczucia i kwestia pracowania nad ich nieokazywaniem, to zdecydowanie świeża sprawa. Zaczął mniej więcej wtedy, gdy zorientował się, że darzy drania jakimś uczuciem, które z przyjaźnią nie ma za wiele wspólnego. Wcześniej czy później i tak musiałby opanować tę umiejętność, bo Hokage ciskający się na prawo i lewo, gdy coś pójdzie nie po jego myśli, raczej nie przypadłby opinii publicznej do gustu, więc czemu by nie zacząć od razu? — To nie jest kwestia pozwalania i niepozwalania — zaczął spokojnie, ostrożnie dobierając słowa. — Sasuke źle radzi sobie z jakimikolwiek zakazami i restrykcjami, coś w jego mózgu się przestawia i robi wszystko co w jego mocy, by jakoś to obejść. Gdybym bezpośrednio poprosił go, aby zaprzestał tytułowania mnie swoim kochaniem, bez wątpienia chciałby się dowiedzieć dlaczego i ogólnie stałby się jeszcze gorszy w obyciu niż na co dzień. A potem znalazłby coś, co wkurza mnie bardziej. W takiej sytuacji najprościej było więc wywiesić białą flagę.
— To świetnie, Naruto, ale nie chodziło mi tylko o sposób w jaki się do ciebie zwraca.
— Wiem. — Chłopak westchnął i zmierzwił swoje i tak już skłębione włosy i pogodził się z porażką. Neji, gdy chciał, potrafił być bardzo upierdliwy i ciężko było go zdekoncentrować. — Ja po prostu nie mam ambicji, żeby walczyć z nim o takie rzeczy.
— Nie masz ambicji? A może takie zachowanie ci nie przeszkadza albo wręcz odpowiada? — zauważył inteligentnie Hyuuga, powodując, że kolega zamknął usta z cichym kłapnięciem, rezygnując z tego, co chciał właśnie powiedzieć. Nie miał bladego pojęcia co odpowiedzieć na takie zarzuty. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to kategoryczne oznajmienie, że to nie jest sprawa Nejiego i ten nie powinien się wtrącać, ale to po pierwsze jedynie potwierdziłoby jego domysły, a po drugie Uzumaki wiedział, że kumpel miał dobre intencje i ta dociekliwość nie wynikała za złośliwości, a ze zwykłej troski.
— Może — odparł w końcu, lekceważąco wzruszając ramionami i ogólnie starając się wyglądać na nieprzejętego. — Czy to naprawdę jest takie ważne? Nikomu nie dzieje się z tego powodu żadna krzywda, więc nie rozumiem problemu.
— Żaden z was nie jest nierozpoznawalny i powiem ci szczerze, że ludzie, którzy was nie znają, nie wiedzą co myśleć na wasz temat. Sam już nie mam pojęcia co o tym wszystkim sądzić.
— Aha — mruknął Uzumaki, czując potężny ból głowy rodzący się gdzieś przy podstawie czaszki. Jakby nie wystarczyło mu jego prywatnych przemyśleń na ten temat i jeszcze Neji musiał wtrącić swoje trzy jeny. — Mógłbyś rozwinąć?
— Po prostu sposób w jaki reagujecie na siebie nawzajem… — Hyuuga przerwał na moment, zastanawiając się jak ubrać swoje myśli w słowa. I najlepiej zrobić to jeszcze w taki sposób, żeby nie oberwać w łeb od Naruto, którego cierpliwość malała z każdą kolejną minutą tej rozmowy. — Kłócicie się jak stare dobre małżeństwo i ciężko was od siebie oderwać. Do tego dochodzą jeszcze te wszystkie gesty, które, przynajmniej teoretycznie, powinny być zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Sakury, bo to ona jest twoją narzeczoną. Tymczasem ty jeszcze nigdy nie dałeś się złapać w dwuznacznej sytuacji z twoją przyszłą żoną i normalnie pochwaliłbym takie zachowanie, bo gardzę publicznym okazywaniem uczuć, ale częściej niż często można natknąć się na ciebie i Uchihę niemalże in flagranti. Wierz mi lub nie, ale to sprzyja powstawaniu plotek.
Naruto przymknął powieki, wsłuchując się w głos kolegi. To była prawda, cała prawda i jeszcze raz prawda — temu niestety zaprzeczyć nie mógł. W końcu nigdy nie twierdził, że nie wie skąd mieszkańcy Konohy wzięli sobie takie teorie spiskowe. W pewnym sensie to było nawet zabawne, bo wychodziło na to, że właśnie przez jego relację z Sasuke dojdzie do zawarcia związku małżeńskiego z Haruno. Gdyby się tak nie zachowywali, być może Rada nie żądałaby od niego podjęcia tak radykalnych kroków.
Uzumaki zamilkł na dłuższą chwilę, rozważając słowa Nejiego. Nie próbował nawet porównywać tego, jak zachowywał się przy swojej narzeczonej, z tym co działo się z nim w obecności Uchihy. W pierwszym wypadku był cierpliwy, rozumiejący i wręcz ociekający wdzięcznością — w końcu Sakura wyciągnęła jego tyłek z naprawdę dużych tarapatów i sprawiła, że jego marzenie o stanowisku Hokage nie zostało z miejsca przekreślone. Może nieco obawiał się, czy będzie w stanie zapewnić kobiecie szczęście — momentami uważał nawet, że nigdy nie sprosta temu zadaniu, ale też nie zamierzał przestać próbować. Natomiast gdy przychodziło do Sasuke, cała sytuacja zmieniała się diametralnie — te minimum cierpliwości i opanowania, które zdołał sobie w bólu i pocie czoła wyrobić, wyskakiwały przez okno, machając mu radośnie na pożegnanie. Wszystko było nowe i fascynujące, a propozycje wydawały się nie do odrzucenia. Usta i dłonie przyjaciela doprowadzały go do białej gorączki, czego nigdy nie czuł w obecności Haruno. Wiedział, bo spróbowali kiedyś zbliżyć się do siebie w tym sensie — z oczywistych względów Naruto nie podołał wyzwaniu, bo chociaż patrząc obiektywnie Sakura była wyjątkowo piękną kobietą i nawet on musiał to przyznać, to pewnych istotnych rzeczy, do których ciągnęło Uzumakiego, nie posiadała w ogóle, a innych miała w nadmiarze. Skończyło się na śmiechu i obietnicy spróbowania za jakiś czas. Naruto był wyjątkowo wdzięczny, bo bał się, że jego narzeczona będzie rozczarowana i wycofa się z wszystkiego, ale przyjaciółka po raz kolejny go zaskoczyła. Cóż, zasadniczo, to Uchiha też go zaskoczył swoim zachowaniem podczas powrotu z misji, ale w tym razem Hokage in spe był bardziej niż chętny i nie wątpił, że temu wyzwaniu już by podołał.
Im dłużej Naruto o tym myślał, tym bardziej miał wrażenie, że to wszystko powinno być na odwrót.
— A ty wierzysz w te plotki? — zapytał po chwili, gdy Neji stracił już chyba nadzieję na otrzymanie odpowiedzi w tym stuleciu. Hyuuga westchnął ciężko i spojrzał na kolegę kątem oka.
— Nie chcesz wiedzieć — odparł w końcu, kręcąc nieznacznie głową.
— A właśnie, że chcę. Coraz więcej osób mniej lub bardziej otwarcie zarzuca mi zaangażowanie w związek z Sasuke, ale generalnie na to zlewam, bo ci ludzie mnie nie znają i nie mają informacji z pierwszej ręki. Są po prostu żądni sensacji i nie mają problemów z wyolbrzymianiem pewnych faktów i naginaniem rzeczywistości do własnych potrzeb. Ty to co innego. Więc?
— Nie wiem, serio. — Neji westchnął i skierował spojrzenie swoich przerażająco białych oczu prosto na Naruto. Hyuuga naprawdę wart był swojej wagi w złocie, bo widać było, że nie zamierza kłamać, ani owijać niczego w bawełnę. Niestety Uzumaki miał wrażenie, że słowa kolegi nie przypadną mu do gustu, ale mimo wszystko chciał wiedzieć. Musiał się dowiedzieć. — Uparcie powtarzam sobie, że przecież jesteś hetero i to w dodatku zaręczonym hetero. — W tym momencie Naruto taktownie odwrócił wzrok, wpatrując się z fascynacją w kwietniki wystawione na mijanych przez nich oknach. O, jaka piękna paprotka! — Tylko jakoś ciężko mi patrzeć na ciebie w kategoriach narzeczonego Sakury, kiedy tarzasz się z Uchihą po ziemi, a on jak gdyby nigdy nic maca cię po tyłku. Te dwie wizje trochę się ze sobą kłócą, sam rozumiesz. Słucham tych wszystkich plotek o waszym gorącym romansie jednym uchem i wypuszczam drugim, ale coś tam mi w głowie zostaje. Bardzo chciałbym w to nie wierzyć, ale fakty przemawiają same za siebie.
Uzumaki porzucił obserwację fascynujących reliktów minionej epoki geologicznej na rzecz wbicia spojrzenia we własne sandały. Nie miał bladego pojęcia co odpowiedzieć na zarzuty kolegi, które były jak najbardziej trafne. Już wcześniej miał mętlik w głowie, a ostatnia misja jedynie to pogorszyła, potęgując jego wątpliwości. Wciąż doskonale pamiętał próbę nieudanego zbliżenia z Sakurą i jego mózg mimowolnie zestawiał to z Uchihą próbującym mu dowieść, że jest homoseksualny. I choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że to właśnie drugie doświadczenie powinien uważać za pomyłkę, było wręcz odwrotnie. Po raz kolejny zaczął się zastanawiać, czy nie powinien przypadkiem spróbować z Sasuke na ten temat porozmawiać, ale tak na dobrą sprawę, nie miał zielonego pojęcia jak przyjaciel mógłby zareagować. Bieganie po wiosce z obnażoną kataną i wyżynanie wszystkich, którzy odważą się zarzucać mu gejozę wydawało się równie prawdopodobnie co wybuchnięcie szaleńczym śmiechem i zaciągnięcie Naruto do łóżka — najlepiej przy świadkach, żeby ostatecznie potwierdzić te pogłoski. Były nukenin był zdecydowanie zbyt obłąkany i nieobliczalny, by dzielić się z nim takimi przemyśleniami, a poza tym Uzumaki jeszcze nie czuł się gotowy na taką rozmowę.
Ale skoro nawet Neji, który dobrze go znał i bynajmniej nie był pierwszy do dawania wiary takim rewelacjom, uważał, że coś w tych plotkach musi być, to Naruto wolał się nawet nie zastanawiać, co na ten temat sądziła reszta Konohy.
— No ale nic to. Za niecałe dwa tygodnie się żenisz, więc myślę, że to powinno ostatecznie zamknąć wszystkim plotkarzom usta — dodał uspokajająco Hyuuga, gdy zobaczył pierwszy błysk paniki w oczach kolegi. — Mimo wszystko wierzę, że Uchiha będzie miał akurat na tyle moralności, by nie podwalać się do zajętego faceta, a jak nie to będę apelować do twojego zdrowego rozsądku i interweniować w razie potrzeby. — Chłopak jakby w geście pocieszenia poklepał Naruto po plecach.
— Dla Sasuke moralność jest jedynie uciążliwą przeszkodą i niejednokrotnie próbował mnie z niej, jak to sam określił, wyleczyć. To tak na marginesie — uściślił Uzumaki, czarno widząc cały ten koncept „odwoływania się do moralności Uchihy”. Och, oczywiście, gdyby ktoś go o to zapytał, bez problemu przytoczyłby słownikową definicję, ale nic poza tym. — A co do tego ślubu za niecałe dwa tygodnie, to… eee… — Młody mężczyzna zająknął się, nerwowo drapiąc się z tyłu głowy. Najchętniej zapadłby się teraz pod ziemię, bo instynktownie czuł, że Neji nie zareaguje zbyt dobrze na rewelacje, które zamierzał mu właśnie zaserwować. — Bo ja właśnie w tej sprawie idę do Sakury.
— Naruto, ja cię przywołuję do porządku. — Głos kolegi momentalnie stwardniał, gdy ten zatrzymał się i skrzyżował ramiona na piersi, wyczekująco wpatrując się w twarz swojego rozmówcy. — Teraz następuje ten moment, w którym przestajesz kręcić i grzecznie mówisz mi, co ty znowu, u licha ciężkiego, kombinujesz. Co jest nie tak z waszym ślubem? Nie powiesz mi chyba, że się rozmyśliłeś i chcesz to wszystko odkręcić? — Uzumaki również zatrzymał się niechętnie, odnotowując, że doszli prawie pod mieszkanie Haruno, które to mieszkanie było celem jego wyprawy. Niewiele brakło, naprawdę niewiele, a być może zdołałby uniknąć tego przesłuchania. Westchnął ciężko i odwrócił wzrok, nie chcąc obserwować rozczarowania, które niewątpliwie zaraz pojawi się na twarzy Nejiego.
— Tam zaraz odkręcić. — Chłopak machnął lekceważąco dłonią, chcąc zbagatelizować całą sytuację. — Po prostu nie udało mi się dogadać wszystkiego z księdzem i przydałoby się trochę przesunąć termin. Tak o jakiś miesiąc.
— Mów dalej — polecił Hyuuga, mocno zaciskając szczęki. Jego oczy, które chwilowo stały się bardziej szare niż białe, ciskały gromy. Naruto pokręcił się nerwowo, wyłamując sobie palce za plecami.
— No ale co tu dalej mówić? Staruszkowi przyszły tydzień nie pasował, to trzeba było wymyślić coś innego i nie miałem tu za wiele do gadania. I właśnie zamierzam poinformować o tym Sakurę.
— To fascynujące, co mówisz — rzucił sarkastycznie Neji, wykrzywiając się w złowrogim grymasie. Takie miny zdecydowanie mu nie pasowały i efekt końcowy był dość przerażający, jeśli wziąć pod uwagę białe tęczówki, które same w sobie potrafiły człowieka nieźle wystraszyć. — Zwłaszcza, że nie dalej jak wczoraj osobiście rozmawiałem z księdzem, który przy okazji napomknął, że strasznie się cieszy na myśl o udzieleniu ślubu przyszłemu Hokage. Mówił też coś o tym, że specjalnie tak sobie to wszystko rozplanował, żeby mieć wolny cały tydzień i pomóc wam w razie potrzeby. Co znaczy, ni mniej, ni więcej, że łżesz jak pies, a twoja teoria o tym, jakoby ksiądz nie miał czasu to nic innego jak bujda na resorach. Pytanie za sto punktów brzmi, dlaczego mnie okłamujesz?
— Bo wiedziałem, że tak właśnie zareagujesz — odparł Naruto zgodnie z prawdą.
— Zostawmy teraz moje reakcje w spokoju. Przełożyłeś ślub bo sam tego chciałeś, prawda?
— Tak! — krzyknął Uzumaki, machając gwałtownie rękoma. Był bliski wyrywaniu sobie włosów z głowy i jego stabilność psychicznie stała w tym momencie pod wielkim, neonowym znakiem zapytania. Hyuuga tylko uniósł brew i milczał, pozwalając mu kontynuować. — Co niby mam ci powiedzieć? To decyzja na całe życie i raczej nie powinno cię dziwić, że się waham — warknął, płynnie przechodząc do ataku. Bo co innego miał zrobić? Powiedzieć, że wątpliwości, które go ogarnęły, miały nawet imię i objawiły się w osobie pewnego przystojnego drania, który nie dawał mu spać po nocach?
Neji zadygotał z wściekłości, po czym otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Chwilę później chłopak zamknął buzię i bystrym wzrokiem przyjrzał się Uzumakiemu, który poczuł się nagle bardzo malutki. Stali tak w milczeniu kilka długich minut, a cisza ciążyła niemiłosiernie, jak głaz bezlitośnie naciskający na klatkę piersiową. Naruto, zdeterminowany, by przerwać tę niezręczną sytuację, wyszportał z kieszeni spodni pojedynczą monetę i zamachał nią Hyuudze przez nosem. Chłopak, nagle wyrwany z letargu, zmarszczył brwi i przyjrzał mu się pytająco.
— Co to?
— Jena za twoje myśli. — Coś w twarzy Nejiego zadrżało, jakby zaraz miała mu pęknąć żyłka, gdy zdecydowanym ruchem odtrącił dłoń Naruto. Następnie, jakby dla uspokojenia, wciągnął głęboko powietrze i oświadczył, co następuje:
— W takiej sytuacji mam tylko jedyno pytanie. Jakiej orientacji jest Uchiha?
Uzumaki zaniemówił. Z wrażenie aż upuścił trzymaną monetę, która z brzdękiem potoczyła się po bruku, ale nie miał jakoś ambicji, by ją łapać. Przekrzywił głowę i uważnie przyjrzał się koledze, starając się jakoś połączyć wątki, ale zadanie to go przerosło. Czy nie rozmawiali przed chwilą o przełożeniu ślubu? Zgodnie z jego ustaleniami, Hyuuga powinien teraz zmywać mu głowę za zmianę terminu i besztać, by to się więcej nie powtórzyło. Skąd więc ta nagła zmiana tematu?
— Że co?
— To proste pytanie o niskim stopniu skomplikowania — ciągnął chłopak, takim tonem jakby tłumaczył opóźnionemu w rozwoju kilkulatkowi coś tak oczywistego jak budowa dzidy. Aczkolwiek Naruto dalej nie nadążał za tokiem jego rozumowania, chyba był na to zbyt zmęczony i obolały po wyczerpującym treningu. — Jesteście z Uchihą najlepszymi przyjaciółmi, więc wnoszę, że wiesz co go kręci. To normalne kwestie, często poruszane w męskich rozmowach. Zdradź mi zatem, co woli Sasuke? — Dzida składa się z przeddzidzia dzidy, śróddzidzia dzidzy i zadzidzia dzidy. Przeddzidzie dzidy składa się z przeddzidzia przeddzidzia dzidy…
— Nie mam pojęcia, nie rozmawiałem z nim nigdy na ten temat — odparł lakonicznie Naruto pod czujnym spojrzeniem kolegi. To nie było kłamstwo, w ścisłym tego słowa znaczeniu, bo on naprawdę nie wiedział co preferuje jego przyjaciel. Na co dzień wydawał się aseksualny i jedyną rzeczą, jakiej okazywał coś uczuciopodobnego był jego miecz. W świetle opinii publicznej, niezależnie od stanu faktycznego, udawałby zapewne stuprocentowego heteryka, jak każdy normalny facet, który miał mózg na swoim miejscu. Skądinąd Uzumaki wiedział jednak, że Uchiha nie miał też nic przeciwko stosunkom męsko-męskim, jednak nie sądził, że mógłby się podzielić tą obserwacją z Nejim. Zapewne musiałby to poprzeć odpowiednimi dowodami, a to nie wydawało się jakimś szczególnie mądrym pomysłem. — Myślę, że na potrzeby tej konwersacji możemy założyć, że jest biseksualny. Powiesz mi teraz o co ci, do diabła, chodzi?
Hyuuga pokiwał głową w milczeniu, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało niepokojąco podobnie do „czyli wszystko jasne”. Już nawet otwierał usta, by wtajemniczyć Uzumakiego w swoje dziwaczne przemyślania, ale zamknął je równie szybko. Ni stąd, ni zowąd, jego spojrzenie złagodniało, a z twarzy zniknął wyraz rozczarowania.
— Cześć, Sakura! — zawołał donośnie, machając dłonią.
— Cześć, chłopcy! — krzyknął ktoś zza jego pleców. Naruto odwrócił się jak na komendę i ujrzał swoją narzeczoną, uginającą się pod ciężarem dźwiganych siatek. Z jednej z nich wystawało coś zielonego, co mężczyzna zidentyfikował jako por, miał więc uzasadnione przypuszczania, że były to zakupy. Natychmiast podszedł do kobiety i odebrał od niej reklamówki, co ta przyjęła z wyjątkową wdzięcznością.
— Dziękuję bardzo. — Dziewczyna westchnęła cicho, rozmasowując obolałe dłonie, na których pojawiły się czerwone pręgi. — Kiedyś dźwigałam takie ciężary bez najmniejszego problemu, a teraz stałam się niewiastą potrzebującą pomocy. Kariera medyka chyba mi nie służy — ciągnęła Haruno, jakby z lekkim rozrzewnieniem wspominając czasy, gdy jeszcze była kunoichi. Cóż, z technicznego punktu widzenia wciąż nią była, jednak po zakończeniu wojny całkowicie zaprzestała treningów i bez reszty poświęciła się szpitalowi i medycynie, co jak widać odbiło się na jej kondycji. Bo poza tym niewiele się zmieniła — wciąż niezbyt wysoka, z tymi samymi wściekle różowymi włosami i wysokim czołem. No, może jej sylwetka nieco się zaokrągliła w pewnych miejscach, dodając jej punktów do kobiecości, ale nic poza tym.
Kobieta uśmiechnęła się i po chwili jej oczy rozszerzyły się, gdy ujrzała w jakim stanie był jej narzeczony.
— Wielkie nieba, Naruto, co ci się stało? Słowo daję, ciebie to strach spuścić z oka na minutę, bo zaraz wracasz cały utytłany ziemią i zakrwawiony! — Kobieta podniosła dłoń do jego twarzy i delikatnie pogładziła obite miejsca i okolice tych rozciętych lub w inny sposób rozwalonych. Jej wargi zadrżały, gdy walczyły w niej dwie potrzeby. Wahała się pomiędzy zruganiem swojego przyszłego męża z góry do dołu za taki przejaw nieodpowiedzialności, a ulżeniem swoim medycznym odruchom bezwarunkowym i zapakowaniem go w bandaże.
— Ja bym go uderzył — rzucił konspiracyjnym tonem Neji gdzieś zza ramienia Uzumakiego, który miał ogromną ochotę niewerbalnego pokazania mu, gdzie może sobie wsadzić swoje pomocne uwagi, ale akurat miał zajęte ręce, a nie wypadało przecież przeklinać w obecności damy.
— Nie pomagasz — rzucił więc tylko, w myślach dziękując niebiosom, że Hyuuga nie kontynuował poprzedniego wątku. Sakura mogła wiedzieć lub nie wiedzieć o tym, czego Neji dopiero się domyślał. Tak czy inaczej nie poruszał z nią nigdy tego tematu — kobieta z miejsca zaakceptowała Sasuke jako pewną stałą w jego życiu i najwyraźniej nie zamierzała z tym walczyć. Co jednak mogłoby ulec zmianie, gdyby dowiedziała się o rzeczach, które jej narzeczony robił ze swoim przyjacielem albo chciał zrobić. Naruto nie miałby jej tego za złe.
— Na górę, natychmiast — zakomenderowała po chwili kobieta, głosem nieznoszącym sprzeciwu. Żeby nie było wątpliwości, pozory bywały mylące, a jej wątła postura i przyjazny uśmiech już wielu zwiodły na manowce. Miała wyjątkowo ciężką rękę, o czym Uzumaki przekonał się nie raz. — Najpierw ci to przemyję i opatrzę, dopiero potem będę krzyczeć.
— Będziesz krzyczeć? — zapytał Naruto, ze wszystkich sił starając się nie skrzywić. Jego bębenki uszne źle wspominały konfrontację z ostatnim wybuchem gniewu Haruno i zdecydowanie wolałby już tego nie powtarzać. Łypnął wzrokiem na chichoczącego Nejiego, który bezgłośnie wyszeptał coś w stylu: „Karma, co poradzisz?”. No właśnie. Co pan poradzisz? Nic pan nie poradzisz.
— Zamierzam — potwierdziła Sakura, kiwając głową. — A teraz może ktoś mi powie, co się właściwie stało? Biliście się? — zapytała zdumiona, powątpiewająco przyglądając się stojącemu nieopodal Hyuudze, który wyglądał na zdecydowanie zbyt czystego i za mało poharatanego, jak na kogoś, kto dopiero co uczestniczył w bijatyce. Już nawet pomijając fakt, że pomimo swojego Byakugana, Neji wciąż nie był dla Uzumakiego równorzędnym przeciwnikiem i jeśli już to właśnie on powinien tak wyglądać.
— On się prał z Uchihą, ja rączki mam czyste — wykpił się ciemnowłosy chłopak, otrzymując od kolegi zranione spojrzenie.
— Znowu? — westchnęła cierpiętniczo Haruno. Najwyraźniej to nie była pierwsza tego typu sytuacja i kobieta była zawiedziona, że jej dydaktyczne wykłady o tym, że treningi nie powinny tak wyglądać i w ogóle co to za przyjaźń, jeśli jeden drugiemu chce zafundować długie miesiące hospitalizacji, nie przyniosły większych efektów.
— Tak.
— Stoję tuż obok, wiecie? — wtrącił się Naruto. Nie lubił być ignorowany, to raz. A poza tym trochę się obawiał, że Hyuuga może zaraz wyskoczyć z czymś z ich wcześniejszej rozmowy, skoro już i tak zeszli na temat Uchihy.
— Och, Naruto, kochanie. — Sakura westchnęła i pokręciła głową, uśmiechając się pobłażliwie. Faceci byli niereformowalni i chyba po prostu musiała się z tym pogodzić.
Chłopak skrzywił się mimowolnie, słysząc w jaki sposób się do niego zwróciła. Nie wiedział, czemu tak zareagował, ale nie spodobało mu się to, wydało w pewien niewytłumaczalny sposób niewłaściwe. Kobieta wypowiedziała to lekko, w naturalny sposób — właśnie tak, jak zwracają się żony do mężów i Naruto nie potrafił się z tym pogodzić. Bez dwóch zdań wolał drwiące i ociekające jadem „kochanie” w wykonaniu Sasuke, które przynajmniej wyzwalało w nim jakieś emocje.
— To wy na siebie krzyczcie, rozmawiajcie ze sobą, czy co tam jeszcze chcecie, a ja będę spadał, bo mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia na mieście — oznajmił Neji, uśmiechając się do nich. Tym razem prawdziwie i szczerze, jakby jednak to co zobaczył chociaż w pewnym stopniu przekonało go o nieprawdziwości jego wcześniejszych zarzutów. — Właśnie, Sakura, byłbym zapomniał — dodał jeszcze, najwyraźniej sobie o czymś przypominając. Poruszył sugestywnie brwiami, dając jasno do zrozumienia, że zamierza być złośliwy, tak w razie gdyby ktokolwiek był w stanie to przegapić. — Miałem ci powiedzieć, że trochę cię nie doceniałem i że jesteś wyjątkowo ognis… — przerwał wpół słowa, zezując w okolice miejsca, gdzie na szyi Naruto znajdowała się feralna malinka. Wyglądał, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał.
— Tak, Neji? — ponagliła go kobieta, popychając Uzumakiego w kierunku wejścia na klatkę schodową. — O czym miałeś mi powiedzieć?
— W sumie to o niczym — zreflektował się prędko Hyuuga, kręcąc gorliwie głową. — Coś mi się musiało pochrzanić, sama rozumiesz. Nawet najlepszym się czasami zdarza. O, to już tak późno? Wybaczcie, ale naprawdę muszę lecieć!
— Do zobaczenia! — odpowiedziała Sakura, uśmiechając się do niego dziwnie. Nie kupiła tej gadki o pochrzanieniu, ale nie zamierzała też dociekać. Chociaż widać było jak na dłoni, że jest szalenie ciekawa i wiele by oddała, żeby się dowiedzieć co też kolega zamierzał przed chwilą powiedzieć. Neji pomachał im ręką, po czym nachylił się na moment nad Naruto i wyszeptał złowróżbnie:
— Wrócimy do tego.
Chwilę później pędził uliczkami Konohy, jakby go sam diabeł gonił — teoretycznie rzucił się w wir Ważnych Spraw, które miał załatwić na wczoraj, a w praktyce wolał zapewne jak najszybciej zniknąć z zasięgu wzroku Haruno, zanim ta zdąży zmienić zdanie i zechce go jednak przycisnąć i zmusić do zwierzeń. Naruto posłusznie skierował się do mieszkania narzeczonej, mentalnie przygotowując się na czekającą go rozmowę, która zapewne nie będzie przyjemna.
Neji był na niego zły o przełożenie ślubu i dopatrywał się w tym wszystkim czegoś głębszego — słusznie, czy niesłusznie, to już materiał na osobną historię. Jednak kolega dopiero niedawno poznał datę i nie wiedział, że ten termin… co tu dużo mówić. Wątpliwości, które targały niedoszłym panem młodym były naprawdę kolosalne, a gra w jaką próbował go wciągnąć Sasuke zdecydowanie zbyt kusząca. Na razie nie chciał w nią zagrać — za bardzo cenił sobie wierność jako taką, a poza tym Uchiha był jego przyjacielem i nie chciał dodatkowo tego wszystkiego komplikować. Co nie znaczyło jednak, że pogodził się już z myślą, że nigdy nie będzie miał szansy choćby spróbować. Nie wiedział nawet dokładnie na co właściwie czekał, by chyba nie na to, aż Sasuke nagle rzuci mu się w ramiona i wyzna głęboko skrywaną miłość. Ta hipotetyczna miłość musiałaby być bardzo, bardzo, głęboko skrywana — tak głęboko, że prawie nieistniejąca. Tak czy inaczej, chwilowo nie chciał mu niczego zabraniać. Naruto miał na tyle jasne i klarowne zasady moralne, że gdyby był żonaty, odmówiłby Sasuke, nawet jeśli ten przyszedłby do niego w nocy nagi, rozgrzany i gotowy na wszystko. I właśnie z tego powodu wolał jak najdłużej nie być żonatym — ot, na wszelki wypadek, w razie gdyby jednak coś.
Neji nie miał pojęcia, że to był już łącznie trzeci raz, jak Uzumaki przekładał termin ślubu.
Sakura wiedziała i niech bogowie mają go w opiece.
'If anyone reads'
OdpowiedzUsuńNo wątpliwości nieuzasadnione Ci się narzucają-nie dość, że reads(i to z wielką przyjemnością) to jeszcze czeka z niecierpliwością na ciąg dalszy i grozi wszelkiej rzeczy, która bezczelnie opóźnia kolejne publikacje.
I jeszcze zmieniając perspektywę na mniej trzecioosobową- aktualnie mogę tylko siedzieć sobie w fotelu z herbatką i mruczeć z zadowolenia, tak miło jest czytać Twoje teksty. A to nie koniec, więc pędzę czytać dalej(no, może najpierw do kuchni, bo herbata...)
fukurou
Cóż, skoro twierdzisz, że moje wątpliwości są nieuzasadnione, to załóżmy, że faktycznie tak jest. Dziękuję za dobre słowo i za ujawnienie się, no i oczywiście cieszę się, że moja pisanina przypadła Ci do gustu. Co do opóźnień... Opóźnia mnie wszystko, chociaż w tym miesiącu była to głównie sesja. Nigdy nie sądziłam, że będę miała taki problem z publikacją - jakby nie patrzeć, skończonego - opowiadania.
UsuńDziękuję raz jeszcze, w spokoju delektuj się herbatką i do napisania!
Jedne z lepszych opowiadań jakie czytałam, nawet jeśli jeszcze niedokończone.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńoni znów się piorą, czyżby Uchiha wykorzystywał łatwowierność Naruto? Mam jakieś takie wrażenie, że Sasuke wiedział o obecności Nejego…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia