Fragmenty
piosenek wykorzystane w rozdziale piątym:
„Let it
burn" — Red (wenogenną piosenką poratowała Sylwia — gdyby nie to, tekst
prawdopodobnie nigdy nie doczekałby się zakończenia)
„You have a
friend in me" — z bajki „Toy Story" (tłumaczenie zgodne z polską wersją językową)
ROZDZIAŁ PIĄTY
Where were you when our hearts were bleeding?
Where were you It all crashed down?
I never thought that you'd deceive me
Where are you now?
~oOo~
Podobno w sytuacjach krytycznych ludzki organizm jest
w stanie dać z siebie sto dwadzieścia procent normy, o czym właśnie przekonał
się Naruto Uzumaki. Wcześniej już wielokrotnie dawał z siebie wszystko, jednak
miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie pędził z taką prędkością. Dla ewentualnych
przechodniów wyglądałby teraz zapewne jak rozmazana, pomarańczowa plama. Słowo
„ewentualny" poprzedzające słowo „przechodzień" nie było jednak
przypadkowym doborem leksyki, bowiem Uzumaki znajdował się na samym środku
lasu, gdzie dość ciężko było o spacerujących cywilów. Zawsze wolał rozwiązania
polegające na użyciu niewyobrażalnej ilości chakry i siły fizycznej —
wystarczyło skopać kilka tyłków i do widzenia, ale w razie wyjątkowo naglącej
potrzeby umiał również podążać czyimś śladem lub zastawiać zasadzki — był do
tego szkolony. Naruto wykorzystywał w tym momencie Tryb Mędrca, którego nauczył
się dzięki Zboczonemu Pustelnikowi i nie było sposobu, aby przegapił ślad jaki
zostawił za sobą uciekający Sasuke.
Nie wiedział, ile dokładnie biegł, może były to minuty,
a może godziny, ale w końcu dojrzał przed sobą szybko przemieszczający się
czarny punkcik, który mógł, choć nie musiał, być jego byłym przyjacielem. No
ale poważnie, kto inny biegłby na złamanie karku przez sam środek dość
zarośniętego lasu, który dziwnym trafem był najszybszą drogą prowadzącą z
Konohy do Suny? Uzumaki przyśpieszył.
— Sasuke! — wrzasnął, skupiając tym samym na sobie
uwagę zbiega. Był niemalże pewien, że tamten zupełnie go zignoruje lub nawet
zwiększy tempo, co byłoby bardzo w jego stylu, więc jego zdziwienie, gdy Uchiha
momentalnie stanął w miejscu, nie było małe. Blondyn również się zatrzymał
jakieś dwa metry od drugiego mężczyzny i poczekał, aż jego towarzysz się do
niego odwróci. Obaj byli zarumienieni z wysiłku i dyszeli lekko. — Nie możesz
tam iść, to zasadzka — oświadczył po prostu, decydując się tym razem nie
zakładać żadnych masek i grać w otwarte karty.
— I powinienem w to uwierzyć ponieważ? — Sasuke
przymrużył oczy i przekrzywił lekko głowę. Jego oceniające spojrzenie bardzo
nie spodobało się Naruto, ale dzielnie je wytrzymał. — To część mojego
egzaminu, nie mam zamiaru rezygnować tylko dlatego, że tobie coś się uroiło.
— Czy ty jesteś głuchy?! To nie ma nic wspólnego z
egzaminem, zaraz dopadnie cię oddział ANBU i może wtedy przekonasz się, co
takiego mi się uroiło — Uzumaki nie pozwoli mu zrobić niczego głupiego, nawet
jeśli musiałby związać drugiego mężczyznę jak prosiaka i przygwoździć go
tyłkiem do gruntu na tak długo, aż nie zmądrzeje.
— Jest tak jak powiedziałem. Cokolwiek by to nie było,
zdam to — rzucił i już, już obracał się, aby odbiec w siną dal, ale
powstrzymały go słowa Naruto.
— Jesteś pewny siebie jak zawsze, draniu — blondyn od
zawsze lubił grać mu na nosie, a jego rozdmuchane ego często było powodem wielu
sporów. Może fala wspomnień z dzieciństwa, a może czyta przekora, cokolwiek to
było sprawiło, że Uchiha zatrzymał się i spojrzał drwiąco na Naruto.
— A co powiesz o sobie? Wielki Hokage się znalazł.
Może zastanów się chwilę nad tym, komu tak właściwie próbujesz teraz
rozkazywać? — nie umknęło jego uwadze, że Naruto skrzywił się nieznacznie na
określenie „Wielki Hokage", ale mimo to nie spuścił z tonu. — Po tylu
latach spodziewałem się czegoś innego.
— No to się przeliczyłeś — warknął rozsierdzony
Naruto. Jego rywal poruszył właśnie temat tabu, jak gdyby nigdy nic nawiązując
do tego, co ich kiedyś łączyło. Bardzo chciał przedyskutować z nim tę kwestię,
najlepiej z użyciem pokaźnej ilości sake i łopatą jako bardzo przekonującym argumentem,
ale to po prostu nie była odpowiednia chwila na rozdrapywanie starych ran. Poza
tym, czego on się niby spodziewał? Miał się rozpłakać ku jego uciesze i
wywrzaskiwać inwektywy? Nie żeby nie miał takich ciągot, po prostu chciał
zachować choć odrobinę godności. — Przyjmij proszę moje najszczersze
kondolencje.
— Przeliczyłem się, doprawdy? Mam nieco inną teorię —
oczy Sasuke zabłyszczały niebezpiecznie, gdy ten powoli zaczął się zbliżać do
drugiego mężczyzny. Naruto odruchowo cofnął się, nieco obawiając się zamiarów
Uchihy, ale jego potencjalna droga ucieczki została zablokowana, gdy wpadł
plecami na rosnące nieopodal drzewo. Cóż, zawsze pozostawało mu wdrapanie się
na konar i salwowanie się ucieczką po gałęziach. Jego serce przyspieszyło, gdy
Sasuke nie zatrzymał się w takiej odległości jaka była powszechnie akceptowalna
społecznie, a zbliżył się jeszcze bardziej, tak, że teraz ich ciała dzieliły
centymetry, a Uzumaki mógł poczuć na policzku jego rozgrzany oddech. —
Pozwolisz, że ją przetestujemy?
Naruto poczuł palącą chęć zaprotestowania, ale na
swoje nieszczęście — choć w świetle późniejszych wydarzeń mogło to nie być aż
tak wielkie nieszczęście — nie zdążył i chwilę później poczuł coś ciepłego i
wilgotnego na swoich wargach. Chwilę zajęło zrozumienie, co takiego właściwie
się działo, bo jakoś nie mógł pogodzić się z myślą, że Sasuke właśnie go
całował. Sapnął wściekle i gwałtownie odepchnął od siebie drugiego mężczyznę.
— Co ty sobie wyobrażasz?! — wrzasnął, próbując
ponownie powrócić do rzeczywistości. Nie żeby mu się to nie podobało, ale tego
za żadne skarby nie przyzna. W tym momencie wolał po prostu jak najbardziej
oddalić się od Uchihy, zanim zrobi coś, czego później będzie żałować.
— Za dużo gadasz — mruknął Sasuke i ponownie przysunął
się do Naruto, napierając na niego całym ciałem i przyciskając go do pnia, po
czym gwałtownie wpił się w jego usta zanim ten zdążył zareagować w jakikolwiek
przemyślany sposób. Jedną rękę wplótł w jego włosy i brutalnie odchylił w tył
blond głowę, aby nie musiał się schylać, a drugą dłoń położył na jego
lędźwiach, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Tym razem nie napotkał już
oporu ze strony blondyna, wręcz przeciwnie. Naruto, którego zdrowy rozsądek
najwyraźniej został w drugiej parze spodni, zareagował bardzo entuzjastycznie,
ochoczo oddając pocałunki i badając dłońmi wycięcie w stroju na torsie Sasuke,
które jego zdaniem ukazywało zbyt wiele. Chwilę później poczuł jak Uchiha
przygryza jego wargi, domagając się wpuszczenia języka do środka, na co blondyn
chętnie przystał. W tym pocałunku nie było zbyt wiele czułości, było za to dużo
nienawiści, tęsknoty, może nawet odrobina sadyzmu.
W umyśle Uzumakiego niejasno pobrzękiwało coś, co
ludzie pospolici zwali racjonalnością i przyzwoitością, ale teraz żaden z nich
nie przejmował się drobnym faktem, że jakby nie patrzeć, w każdej chwili zza
drzew mogą wyskoczyć uzbrojeni po zęby członkowie ANBU. Naruto powoli zaczęło
się nudzić bycie biernym i już, już miał zamiar odpłacić się Sasuke pięknym za
nadobne, ale w tym momencie ciepło drugiego ciała zniknęło i został pod drzewem
sam na sam ze swoim podnieceniem.
Rozejrzał się po okolicy wciąż nieobecnym wzrokiem i
ujrzał Uchihę stojącego kilka metrów dalej, poprawiającego swoje ubranie, z
przepięknym wyrazem znudzenia wymalowanym na twarzy.
— Widzisz? — rzucił od niechcenia, machając przy tym
ręką. — Wciąż te same reakcje. Jednak jest jeszcze gorzej, niż się
spodziewałem. — To mówiąc, uśmiechnął się drwiąco i odwrócił na pięcie.
— Stój! — krzyknął za nim zdesperowany Naruto. — Nawet
mi się nie waż tak po prostu odchodzić, nie po tym wszystkim! Porozmawiasz ze
mną na ten temat dobrowolnie, albo cię zmuszę! — bezmyślnie ruszył za Sasuke z
wyciągniętą ręką, gotów złapać jego ramię, ale tamten zareagował szybciej.
Błyskawicznie odwrócił się w kierunku
rozgorączkowanego Uzumakiego, a jego twarz wykrzywił zwierzęcy grymas
wściekłości. Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Sasuke w
okamgnieniu wyjął swoją katanę i gwałtownie skoczył w kierunku blondyna. Naruto
przez jedną irracjonalną chwilę był pewien, że ostrze zaraz przeszyje jego
serce, ale usłyszał jedynie stukot metalu o metal i moment później Uchiha już
stał przed nim trzymając swój miecz wysoko nad głową swojego byłego kolegi z
drużyny. Uzumaki odwrócił się szybko i ujrzał biało—czerwoną, drewnianą maskę.
ANBU.
Sztylet, który zamaskowany mężczyzna trzymał w dłoni,
był wymierzony idealnie w czubek jego głowy i gdyby nie Sasuke,
najprawdopodobniej miałby teraz rozłupaną czaszkę.
Dość szybko zrozumiał. To musiał być właśnie oddział,
który został wyznaczony do wyeliminowania Sasuke, a to znaczyło, że gdzieś w
pobliżu czaiło się jeszcze kilku wojowników czekających na właściwą okazję.
Jednak dlaczego atakowali jego? No tak, ci shinobi pochodzili z Wioski Piasku,
więc nie byli w stanie go rozpoznać, a swój płaszcz Hokage zostawił w
Rezydencji, co w tym momencie działało na jego niekorzyść. Z racji przebywania
z międzynarodowym przestępcą, on sam również stał się naturalnym celem ataków
grupy pościgowej.
Czarne oczy Sasuke rozbłysły czerwienią, gdy ten
aktywował swój Sharingan. Zaraz… gdy Naruto przyjrzał się uważniej nie
dostrzegł charakterystycznych trzech wirujących łezek, do których zdążył się
przyzwyczaić, a dziwny kształt do złudzenia przypominający czerwony kwiat lotosu
— najwyraźniej podczas swojej nieobecności Uchiha obudził Mangekyō Sharingan.
—Amaterasu! — krzyknął Sasuke, a jego przeciwnik
stanął w czarnych jak skrzydło kruka, niegasnących płomieniach. Zamaskowany
mężczyzna zaczął wrzeszczeć w agonii i padł jak kłoda na ziemię. Co
dziwniejsze, to samo stało się z Uchihą — wypuścił katanę z dłoni i zatoczył
się, przyciskając dłonie do oczu i sycząc z bólu. Naruto zobaczył krew
wypływającą spod jego powiek. Szybko do niego doskoczył i przytrzymał, chroniąc
go przed upadkiem, ale w tym momencie w polu widzenia pojawiło się jeszcze
czterech ninja w biało—czerwonych maskach. Uzumaki fachowym okiem ocenił
sytuację. Sasuke, z bliżej mu nieznanych przyczyn, nie był w stanie dalej
walczyć, więc musiał sam rozprawić się z resztą. Wypuścił bruneta z objęć, z
przestrachem obserwując jak ten zatacza się i pada na ziemię obok swojej
ofiary.
— Kage Bunshin no Jutsu! — zawołał Naruto, formując
odpowiednią pieczęć i już po chwili stał w otoczeniu pokaźnej gromadki swoich
klonów. Nie wątpił, że będzie w stanie pokonać czterech członków ANBU,
zwłaszcza gdy jego moc na stałe wymieszała się z chakrą Kuramy.
Cóż, nawet Jiraiya-sensei zawsze był pod wrażeniem
popisowego Rasengana, który potrafił formować Naruto — ba, dysponował taką ilością
energii, że nawet jego klony potrafiły używać Rasengana. Dlatego też walka
Naruto ze zdekompletowanym oddziałem ANBU była krótka i brutalna, z zupełną
dominacją jednej strony, a niecały kwadrans później czwórka zamaskowanych
mężczyzn leżała z rozprutymi klatkami piersiowymi nieopodal truchła ich wciąż
tlącego się czarnym ogniem kolegi.
Chwilę później Naruto już klęczał przy Sasuke, ze
strachem przypatrując się jak z jego oczodołów wypływa coraz większa ilość
krwi, spływa po jego przystojnej twarzy i opada miękko na runo pod jego głową.
— Sasuke? — wyszeptał Naruto, obawiając się, że w tym
momencie jego przyjacielowi może zaszkodzić nawet głośniej wypowiedziane słowo.
Uchiha w nagłym przypływie elokwencji jedynie chrząknął i uczepił się kurczowo
rękawa bluzy towarzysza, po czym z jego drobną pomocą podniósł się do siadu i
zamrugał kilka razy.
— Cholera — tylko tyle powiedział, ale nie wiedzieć
czemu, te trzy sylaby były tak przepełnione bólem i rezygnacją, że wszystkie
inne trzysylabowe wyrazy mogłoby się jedynie zarumienić i schować.
— Co ci się, do diabła, stało? Padłeś jak długi, bałem
się, że umierasz czy coś! — zawołał Naruto, jednak dopiero po chwili dostrzegł
nienaturalną bladość na twarzy drugiego mężczyzny. Na ten widok spoważniał i
bezgłośnie przełknął ślinę. Gdyby sytuacja była normalna, Uchiha już zdążyłby
go obrazić na jakieś sto sposobów, zarzucając mu ślimacze tempo walki i
niepotrzebne okazywanie uczuć, ale teraz jedynie milczał ze wzrokiem utkwionym
w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie z okropnie zakrwawioną twarzą, co
nadawało mu dość upiorny wygląd. — Co jest nie tak?
— Ja… nie myślałem, że do tego dojdzie, ale chyba będę
zmuszony poprosić cię o przysługę — powiedział Sasuke grobowym tonem, wciąż nie
patrząc na Naruto. Gdy blondyn nie zareagował w żaden sposób, kontynuował. —
Obiecasz mi, że spełnisz jedną moją prośbę?
— Wystrzegam się takich obietnic. Najpierw powiedz o
co konkretnie chodzi — jeszcze jakiś czas temu Naruto zapewne zgodziłby się w
ciemno, ale życie czegoś go nauczyło.
— Tak jak myślałem… — Sasuke zwiesił smętnie głowę,
tak, że jego oblicze niemal całkowicie zakryły czarne włosy. — Po prostu mnie
zabij.
— Co? — oczy Naruto rozszerzyły się w stanie ciężkiego
szoku. — Dopiero co uratowałeś mi życie, dlaczego, do cholery, miałbym cię
zabijać?
— Nie zrozumiesz.
— Więc mi wytłumacz — cała ta sytuacja coraz mniej
podobała się blondynowi, który odczuwał dziwną mieszankę zdenerwowania i
zagubienia. — Jeśli masz jaja, żeby wracać tutaj po piętnastu latach,
szantażować mnie, a następnie gwałcić w lesie, to równie dobrze możesz mi po
prostu powiedzieć, dlaczego miałbym cię zabić. Nie bardzo nadążam za twoim
pokręconym rozumowaniem.
— Punkt dla ciebie — skwitował krótko Sasuke i, choć
nie nawiązał w żaden sposób do gwałcenia w lesie i szantażowania, postanowił
nieco rozwinąć swoją myśl. — Nie wątpię, że wiesz, czym mniej więcej jest
Mangekyō Sharingan?
— No raczej… — odparł pewnie Naruto. Prawda była taka,
że oczywiście nie wiedział na ten temat za wiele, ale w ramach akcji
ograniczania narcystycznych zapędów Uchihy, postanowił udawać jak najbardziej
zorientowanego w temacie. — To po prostu kolejny poziom Sharingana.
— Można to w ten sposób ująć. Po zamordowaniu brata
udało mi się przebudzić Mangekyō Sharingan, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze,
jakie mogą być tego konsekwencje.
Cóż, Uzumaki rzecz jasna również nie miał bladego
pojęcia o wspomnianych konsekwencjach, więc jedynie skinął energicznie głową,
zachęcając tym samym rozmówcę do kontynuowania. Taka postawa zazwyczaj działała
i choć nie każdego dało się podejść w ten sposób i nakłonić do zwierzeń, często
można było dzięki temu znacznie poszerzyć zakres swojej wiedzy.
— Niegasnące płomienie Amaterasu, które miałeś
możliwość oglądać przed chwilą, Susanoo, Tsukuyomi, kontrola nad Ogoniastymi
Bestiami… cały wachlarz możliwości — Sasuke najwyraźniej nie zdawał sobie
sprawy jak jego słowa wstrząsnęły Naruto. „Kontrola nad Ogoniastymi
Bestiami"? Jego rywal mógł wiedzieć lub nie wiedzieć o tym, że blondyn ma
w sobie zapieczętowanego Kyuubiego, ale ten zdecydowanie wolał tego nie
sprawdzać. — Niestety ten świat jest tak skonstruowany, że za wszystko trzeba
zapłacić jakąś cenę. Nadużywanie Mangekyō Sharingan dla przykładu powoli
przytępia zmysł wzroku, prowadząc ostatecznie do całkowitej ślepoty — ostatnie
dwa słowa mężczyzna wyszeptał tak cicho, że Uzumaki nie był pewien czy usłyszał
prawidłowo.
— Czekaj… — Naruto zająknął się, niepewny czy chce
dalej w to brnąć. Ninja pozbawiony wzroku jest niemalże bezużyteczny, na polu
walki jedynie by zawadzał. Nawet tak wspaniały shinobi jak Sasuke. — Twoje
oczy… jak bardzo „nadużywałeś" tej techniki?
— Wystarczająco — brunet jedną dłonią odgarnął włosy
zasłaniające jego twarz i odwrócił głowę w kierunku Uzumakiego otwierając przy
tym szeroko oczy. Blondyn ze świstem wciągnął powietrze gdy ujrzał czarne jak
noc tęczówki Uchihy skierowane w jego stronę. Brunet patrzył na niego, ale go
nie widział. Przypuszczalnie nie widział już niczego, jedynie
wszechogarniającą, przytłaczającą ciemność.
— Czyli, że… W momencie, w którym mnie uratowałeś… —
Naruto urwał, bo następne słowa stanęły mu w gardle i za nic nie chciały
wydostać się na zewnątrz. — Cholera, Uchiha, nie mogłeś go potraktować Chidori,
albo no… czymkolwiek? — części układanki zaczęły powoli wskakiwać na swoje
miejsce. Uzumaki czuł coś na kształt wyrzutów sumienia i odpowiedzialności za
stan drugiego mężczyzny.
— Skumulowanie chakry potrzebnej do utworzenia
Chidori, wbrew temu co zdajesz się sądzić, wymaga nieco czasu. Czasu, którego
nie miałem. To jak będzie z tą moją prośbą? — dodał autorytarnym tonem,
wprawiając tym samym swojego rozmówcę w coraz większą konsternację. Cała ta
sytuacja, zdaniem Uzumakiego, nie miała najmniejszego sensu. Dla Sasuke był
jedynie nic niewartym śmieciem, w najlepszym wypadku znajomym z przeszłości i
mężczyzna nie omieszkał utwierdzić Naruto w tym przekonaniu. Jednak uratował mu
życie, ponownie, w dodatku tracąc przy tym wzrok. Ludzie tacy jak Uchiha nie
mylą się w obliczeniach i prawdopodobnie doskonale wiedział, co może się stać,
gdy ponownie użyje Mangekyō Sharingana, ale nie zawahał się nawet przez moment.
— Jeśli myślisz, że zabiję cię po całej tej wyprawie
krzyżowej, aby uchronić cię przed ANBU, to grubo się mylisz.
— Szkoda — szepnął Sasuke, jednak jego twarz nie
wyrażała w tym momencie absolutnie niczego. Wyglądał jak duża kukła, której
twórca zapomniał dorobić jakieś cechy charakterystyczne.
— Sasuke — zaczął niepewnie Naruto. Przebywanie z
Uchihą coraz bardziej przypominało mu grę w rosyjską ruletkę — nigdy nie
wiadomo, na co trafisz. Raz uśmiechał się cynicznie i ranił samymi słowami, by
zaraz potem przyciskać go do pnia drzewa i całować jakby od tego zależało jego
życie. Najwyraźniej piętnaście lat nieustannej walki, ucieczki i nienawidzenia
wszystkiego wkoło, nie odbiły się pozytywnie na jego, i tak już spaczonym,
charakterze. Był na swój sposób szalony, jak każdy weteran Światowej Wojny
Shinobi — niewykluczone, że swoim szaleństwem dorównywał Uzumakiemu i jego
obsesji. — Dlaczego mnie dzisiaj uratowałeś? Mogłeś po prostu rzucić się do
ucieczki w momencie, gdy tylko zobaczyłeś kogokolwiek z grupy pościgowej i
wtedy nie byłoby całej tej sytuacji.
— Wtedy byłbyś martwy — odrzekł tylko Sasuke, po czym
zamilkł, najwyraźniej uznając, że to wyjaśniało wszystko.
— Byłbym — przytaknął Naruto. — I co by to zmieniło?
Czemu ci zależy? — dopytywał się blondyn. Nie był pewien czy chce usłyszeć
odpowiedź i poznać prawdę. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że to jedynie
pogorszy stan jego psychiki, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że nie miał
nic do stracenia.
— Wszystko. To zmieniłoby wszystko — odparł brunet po
chwili wahania. — Uwierzyłeś w moje zapewnienia, że wróciłem jedynie dla zdania
egzaminu, prawda? Talentu aktorskiego nigdy mi nie brakowało.
— Draniu, o czym ty… — sapnął Naruto, a jego oczy
robiły się coraz większe, gdy powoli docierało do niego znaczenie słów Uchihy.
— Tobie to nawet w myśleniu trzeba pomagać — sarknął
Sasuke, a jego wargi wykrzywiły się w cynicznym uśmieszku. Mimo to, w jego
twarzy było coś, co sprawiło, że Uzumaki poczuł się jakby po bardzo długiej
podróży wreszcie wrócił do domu. — Młocie — dodał jeszcze brunet i to sprawiło,
że Naruto wyszczerzył się jak szaleniec. Zdawał sobie sprawę, że należałoby mu
się miejsce w szpitalu psychiatrycznym dla obłąkanych. No bo kto normalny
szaleje z radości, gdy jest obrażany przez leżącego w błocie, zakrwawionego i
ślepego przyjaciela, którego nie widział od przeszło piętnastu lat?
— Cholera, draniu, po co było to wszystko? Czemu nie
wróciłeś wcześniej… no wiesz, jak już zemściłeś się na bracie i skasowałeś
Orochimaru? — Blondyn z miejsca zaczął zasypywać towarzysza gradem pytań, ale
ten jedynie westchnął ciężko i z politowaniem pokręcił głową.
— Teraz to i tak bez znaczenia. Wróciłem, bo miałem
taką zachciankę, ale tak czy inaczej ktoś zabić mnie musi. Kto, jeśli nie ty?
Jesteś Hokage, a ja zbiegłym mordercą, a z tej ścieżki nie ma odwrotu. W dodatku
dopiero co zabiłem funkcjonariusza ANBU na służbie, co raczej nie stawia mnie w
korzystnym świetle — wyjaśnił rzeczowym tonem Sasuke. — Bo wiesz, bycie
mordercą zobowiązuje do zabicia kogoś od czasu do czasu, tak dla rozrywki.
— Poważnie, Sasuke? — uśmiech Naruto stawał się coraz
szerszy. Jego towarzysz najwyraźniej w swym geniuszu pominął jeden, dość
istotny szczegół, ale zaraz zostanie oświecony. Obaj zachowywali się jakby
postradali zmysły, ale żadnego to w tym momencie nie obchodziło. — To teraz
słuchaj uważnie. Oddział, który miał cię zdjąć liczył sobie pięciu shinobi, z
czego ty zabiłeś tylko jednego, a martwa jest cała piątka. Zapewniam, że
stylowe dziury jakie pozostała czwórka ma w klatkach piersiowych, dość
jednoznacznie wskazują na użycie Rasengana.
— Zabiłeś ich — stwierdził, jakże odkrywczo, Uchiha.
Jego wargi zaczęły nieznacznie drżeć, jakby ledwo powstrzymywał się od
wybuchnięcia śmiechem. — No to obaj jesteśmy w dupie. Kage czy nie, morderca to
morderca i każda Rada dopisze cię na listę poszukiwanych ninja. Gratuluję
serdecznie i witam po ciemnej stronie.
Naruto jedynie wzruszył ramionami i podniósł się z
kolan, energicznie otrzepując spodnie z liści i błota. Następnie schylił się i
łapiąc Sasuke za ramię, jego również ustawił do pionu.
— Nie przejmuj się, jakoś sobie z tym poradzimy.
Uchicha, ślepy czy nie, wciąż miał dobry refleks i
dlatego bez większego problemu strzepnął ze swojego łokcia rękę drugiego
mężczyzny.
— Jak ty to sobie wyobrażasz, młocie? Obaj jesteśmy
teraz nukeninami, a do tego ja jestem ślepy. To jest sytuacja bez wyjścia. Co z
twoją posadą Hokage? — zapytał natarczywie, jednak Naruto dobrze wiedział, że
nie to naprawdę frapowało Uchihę, choć dotarcie do sedna problemu zapewne
chwilę potrwa.
— Pieprzyć moje stanowisko. W Konoha Gakure jest wielu
wspaniałych shinobi, wybiorą sobie kogoś innego. Naprawdę myślisz, że byłbym w
stanie tak po prostu zostawić cię w środku lasu i odejść? Już pomijając
kwestię, że nie miałbym dokąd, bo od jakiegoś kwadransa oficjalnie dołączyłem do
grona neukeninów. — Uchiha spiął się na jego słowa, a rysy twarzy bruneta
nieznacznie się wyostrzyły.
— Dlaczego to robisz? Czemu znowu poświęcasz się w
imię widma z przeszłości? — zapytał mocnym głosem, zaciskając dłonie w pięści.
— Sądzisz, że tym właśnie dla mnie jesteś? Widmem z
przeszłości? — dociekał Naruto mrużąc oczy, a pięść zaczęła go swędzieć, tak
jakoś napadła go chcica na przemeblowanie tej przystojnej gęby.
— A nie?
— Nie udawaj skromnego, tobie to nie pasuje — sarknął
blondyn, ale gdy jego towarzysz nie zareagował na zaczepkę w żaden szczególny
sposób, stwierdził, że najwyraźniej to on będzie musiał teraz poruszyć dręczącą
kwestię i odsłonić karty. Najwyraźniej nie istniało coś takiego jak
sprawiedliwość dziejowa, bo w przeciwnym wypadku Sasuke już dawno powinien
wyśpiewać mu wszystko od stworzenia świata.
— Jesteś największym draniem jakiego kiedykolwiek
nosiła ta ziemia. Nienawidzę cię i chęć zamordowania twojej arcy—wkurzającej
osoby już dawno weszła mi w krew — zdawało mu się, albo Uchiha skulił się lekko
słysząc jego słowa. Definitywnie mu się zdawało. — Mimo to, nigdy nie skazałbym
cię na taki los. Jeszcze kilka dni temu wydawałeś się być tego doskonale
świadomy.
— Naprawdę zrobiłbyś to? Zrezygnowałbyś ze swojego dotychczasowego
życia, stanowiska Hokage… dla mnie?
— Sasuke, cholera, czy ty przypadkiem nie miałeś być
pieprzonym geniuszem? — warknął Uzumaki, czując, że ponownie zaczyna tracić nad
sobą panowanie. Uchiha był niemożliwy i Naruto chyba powinien jeszcze raz dobrze
przemyśleć cały ten plan ratowania jego tyłka. — Przez piętnaście lat starałem
się ciebie odzyskać, jako jedyny wierzyłem, że pozostało w tobie coś z
człowieka, którego kiedyś znałem. Piętnaście, Uchiha. Ludzie wokół mnie
zakładali rodziny, przeżywali przygody, a ja głupi goniłem za tobą. Teraz,
kiedy już to sobie wyjaśniliśmy, natychmiast wytłumaczysz mi jak pracuje twój
umysł i dlaczego sądzisz, że zostawiłbym cię na pastwę losu.
Twarz drugiego mężczyzny przez dłuższą chwilę nie
wyrażała absolutnie niczego. Wyglądał właśnie jakby usilnie próbował rozwiązać
jakiś skomplikowany problem matematyczny. Po chwili jednak wyprostował się, a
jego twarz rozjaśnił uśmiech — jasny, szeroki i szczery. Całość, w połączeniu z
jego nieobecnym wzrokiem i krwią spływającą po policzkach, wyglądała raczej
upiornie, ale Naruto poczuł się jakby po wyjątkowo długiej podróży wrócił do
domu, gdzie czekała na niego ukochana osoba z miską ciepłego ramen o smaku
miso. I dopiero teraz, po tych wszystkich latach, poczuł się jakby z powrotem
wyszło słońce, a życie na nowo nabrało barw.
— Obaj jesteśmy równo popierdoleni — oświadczył wesoło
Uchiha, po czym uśmiechnął się, odsłaniając przy tym koniuszki zębów.
Uzumakiemu prawie pociekła ślinka na ten widok, ale mężnie zdusił w sobie
wszelkie niepożądane ciągoty. W końcu wykorzystywanie seksualne
niepełnosprawnego dość poważnie godziło w jego kodeks moralny.
— Czyli że… jesteśmy przyjaciółmi? — dociekał Naruto,
chcąc usłyszeć jakieś potwierdzenie swoich domysłów. Bo, jak na razie,
niekoniecznie nadążał za rozumowaniem Sasuke i obawiał się, że jego pogrążony w
obsesji umysł mógł dokonać pewnej nadinterpretacji zaistniałej sytuacji.
— Kiedyś byliśmy, młocie — głos bruneta miał
temperaturę zera bezwzględnego i mógłby ciąć szkło. Uzumaki zamarł na moment i
spuścił głowę. Czyli jednak tym właśnie była cała sytuacja — nadinterpretacją.
Chyba jeszcze to do niego nie docierało, ale w niewyjaśniony sposób poczuł
fantomowy ból w klatce piersiowej. Coś jakby powidok rany, którą rywal zadał mu
lata temu podczas ich konfrontacji w Dolinie Końca. Cisza stała się ciężka i
dusząca, aż w końcu Sasuke uśmiechnął się drwiąco i zagaił lekkim,
konwersacyjnym tonem, który jednoznacznie zwiastował kłopoty. — Powiedz mi
Naruto, naprawdę chcesz, żebym był twoim przyjacielem? Rozumiesz, co właściwie
oznacza to trudne słowo?
— Zamknij się. Po prostu nie mów w moim kierunku.
Wiesz, co jest zabawne? — warknął Naruto, coraz bardziej rozeźlony. W momencie,
w którym stanął przed wyborem pomiędzy wściekaniem się i sprowokowaniem
potyczki z Uchihą, a załamaniem nerwowym, wybrał opcję pierwszą. — To, że ja
naprawdę myślałem…
— Myślałeś? To fascynujące — przerwał mu
bezceremonialnie Sasuke, nie przestając się sardonicznie uśmiechać, jednak nie
dał blondynowi czasu na reakcję i szybko kontynuował znudzonym tonem. — Według
słownikowej definicji przyjaźń oznacza akceptację, a także bliskie i serdeczne
stosunki z drugą osobą oparte na wzajemnej życzliwości i zaufaniu.
— Patrząc na to w ten sposób, nigdy nie byliśmy
przyjaciółmi. Ty i życzliwość? — prychnął Naruto, zaciskając dłonie w pięści.
Ta rozmowa z minuty na minutę miała coraz mniej sensu. Uzumaki zaczął powoli
uświadamiać sobie jak głupio postąpił obnażając się w ten sposób przed wrogiem,
ale teraz mógł jedynie postarać się wyjść z sytuacji z twarzą. Co było ciężkie,
wziąwszy pod uwagę fakt, iż dopiero co zdradził, że połowę swojego życia
poświęcił na pogoń za widmem z
przeszłości.
Sasuke westchnął ciężko i pokręcił głową z
politowaniem, po czym jedną ręką zmierzwił swoje przydługie włosy. Wyglądał na
wyjątkowo niezainteresowanego całą sytuacją i w tym właśnie momencie Naruto był
bliższy zamordowania go niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy sąd by go uniewinnił.
Poza tym, w końcu to nie tak, że on CHCIAŁ to zrobić… Jak bezdusznym trzeba
być, aby nie spełnić ostatniej woli kompana z dawnych lat?
— Chciałem po prostu zauważyć, że przyjaźń nijak nie
łączy się z pewnymi dość istotnymi dla mnie aspektami. Interpretuj to jak
chcesz. — Mężczyzna machnął ręką, po czym ponownie stanął prosto.
— Och tak, to przecież wymagałoby minimalnego
zaangażowania i troski. Czyżby cię to przerastało, co draniu?
— Młocie. Miałem raczej na myśli bliskość fizyczną.
— Co? — niemalże pisnął Naruto, unosząc wysoko brwi i
krzywiąc twarz w przekomicznym grymasie.
— Przeliterować?
— Uchiha, nikt cię nigdy nie nauczył, że ludzi powinno
się traktować inaczej niż zabawki? — warknął Naruto agresywnie i zmrużył oczy w
cienkie szparki. Drugi mężczyzna nieznacznie skrzywił się na jego słowa i
dopiero wtedy zrozumiał, że nieco się zapędził. Sasuke nie mógł się pochwalić
najszczęśliwszym dzieciństwem, więc teoria jakoby nikt nigdy nie pokazał mu jak
powinien się obchodzić z osobami bliskimi jego sercu nie była taka znowu
niestworzona… wróć, on nie miał serca.
— Staram się być wyrozumiały. Ale gdybyś raczył na
chwilę zniżyć się do mojego poziomu, to zauważ proszę, że moje dotychczasowe
życie też właśnie poszło w cholerę — tu wymownie wskazał ręką na stygnące ciała
członków ANBU, zapominając, że towarzysz raczej nie był w stanie dostrzec tego
gestu — i zacznij mówić po ludzku.
Słysząc te wypowiedziane napastliwym tonem słowa,
Uchiha wyprostował się i wydać było, że coś przedsięwziął i był wyjątkowo
zdeterminowany, aby to osiągnąć. Poruszył się i zaczął się powoli przemieszkać
w kierunku stojącego nieopodal mężczyzny. Stawiał stopy bardzo ostrożnie,
wpierw sprawdzając twardość podłoża, ale na jego nieszczęście znajdowali się w
lesie. Wystający korzeń w lesie zasadniczo nie jest czymś niecodziennym. Brunet
potknął się i zaklął siarczyście, ale Uzumaki zdążył go złapać zanim upadłby na
ziemię. Postawił kolegę do pionu i chciał się odsunąć na bezpieczną odległość,
ale Sasuke jedynie objął go w pasie i przywarł do niego jeszcze szczelniej,
najwyraźniej ani myśląc o wypuszczeniu go.
— Zniszczyliśmy już wszystko co było do zniszczenia i
zrobiliśmy to perfekcyjnie — szepnął wyższy mężczyzna, nachylając się
nieznacznie i drażniąc ciepłym oddechem odsłoniętą szyję towarzysza. — Naszą
przyjaźń też. Pamiętasz nasze dzieciństwo?
— Pamiętam marzenia, które dzieliliśmy. Nasze wspólne —
odparł Naruto zachrypniętym głosem. Czuł gulę w gardle, co nieco utrudniało mu
poprawne artykułowanie dźwięków. Targały nim sprzeczne emocje, zupełnie nie
wiedział, co powinien teraz myśleć, a tym bardziej jak postąpić. Zabrał ręce z
ramion Sasuke i oplótł nimi jego smukłe ciało, bez słowa sprzeciwu zgadzając
się na tę chwilę bliskości. Być może był to ostatni raz, gdy miał przyjaciela
tak blisko siebie. — Wiem, wiem. Zaraz powiesz, że ty nie masz marzeń, bo
jesteś mścicielem — westchnął.
— Cokolwiek by to nie było, przeistoczyło się w coś
spaczonego i spowitego mrokiem. W rzeczywistym świecie nasza wyśniona utopia
nie ma racji bytu, a zemsta nie przynosi ukojenia. Nic nie jest takie jak
chcieliśmy. — Uzumaki nie mógł się z nim nie zgodzić. Wraz z biegiem lat
kolejno upadały jego ideały, bastiony, w których zwykł szukać schronienia
przestały zapewniać bezpieczeństwo, a życie było mdłe i bez smaku. A jego
marzenie o tytule Hokage? Miało sens i było czymś, co go napędzało i dodawało
mu sił. Potem się ziściło i nic nie było takie jak dawniej, a jego marna egzystencja
miała jeszcze mniej sensu. Cisza się przeciągała, drążąc serce Naruto jak
robak. — Jestem wyniszczony wewnętrznie i ślepy, a każdy shinobi na tym
pieprzonym świecie chce skrócić mnie o głowę. Nie mówię, że niezasłużenie, ale
zawsze. Ty też się wypalasz, prawda, Naruto?
Blondyn jedynie mruknął coś, co ostatecznie można było
zakwalifikować jako potwierdzenie i mocniej przycisnął do siebie tors Sasuke,
nie dbając o to, że drugiemu mężczyźnie musiało być niewygodnie.
— Nie zmieniłem się, wciąż jestem socjopatą i nie
posiadam zbyt wielu ludzkich odruchów. To prawdopodobnie już nic nie znaczy,
ale byłeś najbliższy mojej prywatnej wizji przyjaciela.
— To pożegnanie? — wykrztusił z siebie blondyn.
— Tak sądzę — mruknął Uchiha chowając twarz w
zagłębieniu szyi Uzumakiego i przesuwając nosem po rozgrzanej skórze.
— Byłeś moją obsesją — słowa uleciały z ust Naruto,
zanim ten zdążyłby odpowiednio je przefiltrować. Najwyraźniej po prostu nie
potrafił dłużej funkcjonować w ten sposób. — Nie tylko przyjacielem. W pewnym
momencie coś się zmieniło, sam nie wiem co… a potem odszedłeś. I wtedy stałeś
się moim celem. Nie wiem nawet, po co chciałem cię znaleźć, nie wiedziałbym jak
się zachować, gdybym w końcu stanął z tobą twarzą w twarz. Nie musisz
odpowiadać — dodał, nieco zażenowany tym, co właśnie powiedział. Oczywiście nie
oczekiwał niczego konkretnego po Sasuke, ale mimo to gdzieś w głębi serca
zrobiło mu się przykro, gdy poczuł jak drugi mężczyzna prostuje się i wypuszcza
go z objęć. Ale brunet nie odsunął się, a jedynie na oślep podniósł dłonie do
jego twarzy i dotknął jej delikatnie. Wodził opuszkami palców po jego skórze,
bliznach na policzkach, spierzchniętych wargach. Po chwili pochylił się do
przodu — powoli, tak że jego intencje były dla Uzumakiego zupełnie jasne — i
lekko go pocałował.
Pocałunek ten w niczym nie przypominał dwóch
poprzednich. Nie było miejsca na zaskoczenie i oburzenie jak za pierwszym razem
w sali wykładowej przed egzaminami na genina, ani brutalności i gwałtowności
sprzed kilku godzin. Tym razem smakowali się powoli, intensywnie, ale
jednocześnie delikatnie, chcąc się jak najbardziej nacieszyć bliskością drugiej
osoby. Zaschnięta krew na twarzy Sasuke wymieszała się ze łzami, które nie
wiadomo kiedy zaczęły wypływać niewielkimi strużkami z oczu Naruto. Uchiha
wplótł ręce w jego włosy, przyciągając go jeszcze bliżej siebie i lekko
odchylając jego głowę. Chwilę później oderwali się od siebie — obaj
zarumienieni i z przyspieszonymi oddechami.
— To moja odpowiedź, młocie — szepnął cicho Sasuke,
głaszcząc Naruto po raz ostatni po policzku, po czym zabrał dłoń i odsunął się
od niego.
— Nie pozwolę temu się tak zakończyć — oświadczył
nagle Uzumaki, gdy dotarła do niego ostateczność tej sytuacji. Oto stał przed
swoim przyjacielem, swoją obsesją i wiedział, że drugiej szansy nie dostanie.
Nie miał pojęcia czy trwanie przy Sasuke nie spowoduje jeszcze większego
cierpienia, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby choć nie spróbował. Bo taki właśnie
był — nigdy się nie poddawał i nie cofał raz danego słowa — to było jego nindo
i poniekąd określało to jaką był osobą.
— Między nami nie ma już przyjaźni, zerwaliśmy te
więzi dawno temu.
— Tak — zgodził się Naruto bez oporów, co nieznacznie
zaskoczyło jego rozmówcę — ale paradoksalnie łączy nas wszystko. Obaj nie mamy
dokąd wrócić i brakuje nam celu w życiu. Nie możemy już za bardzo pogorszyć
sytuacji, ale zawsze możemy odbić się od dna. Razem. — Uśmiechnął się
niepewnie, zachęcająco. Uchiha oczywiście nie mógł tego zobaczyć, ale zdawało
się, że zrozumiał koncept, który właśnie starał się nakreślić Uzumaki.
— Wspólnie zapewnić sobie cel w życiu? — dodał,
również lekko się uśmiechając.
— Mniej więcej. Co ty na to, draniu? — zapytał
blondyn, a w jego głosie pobrzmiewało wyzwanie.
— Jestem ślepy, nie mam sposobności żeby się bronić i
nie chcę twojej litości, ja…
— Histeryzujesz. Nie oczekuj ode mnie litości, bo jej
nie dostaniesz. Mogę cię wspierać, ale nie będę cię żałować. Dla prawdziwego
shinobi to nie problem, poradzisz sobie. Zawsze sobie radzisz, Sasuke. A co do
walki — teraz Naruto szczerzył się już otwarcie — dam radę za dwóch.
— Ze wsparciem Lisa? — rzucił niby od niechcenia
Uchiha, a blondyn poczuł na te słowa ogarniające go ciepło. Tyle lat i nikt nie
domyślił się prawdy o Kuramie, a ten psychopata rozpracował go w kilka chwil.
To pokazywało jak dobrze go znał.
— A jakże. Więc jak będzie, draniu?
Naruto wyciągnął w stronę towarzysza dłoń i czekał.
Nie miało to bynajmniej symbolizować zawarcia męskiej umowy — chciał, żeby
Sasuke ujął jego rękę, aby mogli odbudować swój mały świat i iść dalej razem
przez życie. Nie jako rywale, nie jako przyjaciele, lecz właśnie tak —
towarzysze i partnerzy. Niezręczna cisza przeciągała się i Uzumaki zaczynał
czuć się coraz bardziej niepewnie. Czyżby znowu się jedynie wygłupił? Źle
odczytał podteksty ukryte w wypowiedziach i zachowaniu drugiego mężczyzny?
Zrozumienie spłynęło dopiero po chwili. Zadumał się chwilę nad własną
bezbrzeżną głupotą — Uchiha nie miał jak zauważyć wyciągniętej w jego stronę
dłoni i wciąż zdawał się czekać na jakąś reakcję z jego strony — po czym
zaśmiał się krótko i zrobił dwa kroki w przód, zdecydowanym ruchem splatając
dłoń Sasuke ze swoją. Naruto zanotował w pamięci, aby nigdy więcej nie
zapomnieć o niepełnosprawności swojego towarzysza i starać się go wspierać w
miarę możliwości.
— A więc postanowione — oznajmił wesoło Uchiha,
zaciskając nieco dłoń. — Żebyś tylko potem nie żałował.
— Już żałuję — zaśmiał się blondyn po czym pociągnął
Sasuke za sobą i powolnym krokiem obaj skierowali się na wschód. Brunet nie
zdążył jeszcze przywyknąć do nowej dla niego sytuacji i starał się tym razem
uniknąć wszelkich wystających powierzchni, pod czujnym spojrzeniem drugiego
mężczyzny. Gdy znowu się potknął, Naruto przytrzymał go za łokieć. Widział jak
bardzo niekomfortowa ta sytuacja była dla Uchihy i, szczerze mówiąc, nie dziwił
mu się. Ninja bez wzroku nie nadaje się do niczego i w praktyce jedynie
zawadza. Jednak on obiecał sobie, że nie pozwoli mu na załamanie z tego powodu
i nigdy nie da mu odczuć w żaden sposób, że jest gorszy lub niewarty uwagi
innych. — Mogę być twoim prywatnym psem przewodnikiem, wiesz.
— Nie chcę żebyś był moim psem przewodnikiem — sarknął
Uchiha, wyjątkowo nieelegancko wydymając wargi po kolejnym potknięciu, ale
szedł dzielnie nie poddając się. — To, kochanie, byłaby już zoofilia.
— Mhm — mruknął Naruto kraśniejąc malowniczo i mężnie
tłumiąc jakiekolwiek inne reakcje. — Mówił ci już ktoś, że jesteś rasowym
psychopatą?
— Dziękuję, staram się.
Po tych słowach obaj wybuchli głośnym śmiechem. W
jeden dzień życie praktycznie zwaliło im się na głowy — jeden oślepł, drugi
całkowicie zaprzepaścił swoją karierę jako Hokage i wyrzekł się wszelkich
powiązań z Konohą. Sasuke miał rację — nie byli już przyjaciółmi. To co ich
łączyło było o wiele głębsze, czego najlepszym dowodem był fakt, iż łącząca ich
więź nie zniknęła wraz z upływem lat. Życie potrafiło zaskakiwać — Naruto
przypomniał sobie sytuację sprzed kilku dni, gdy siedząc w salonie państwa
Hyuuga postanowił wyrzec się Uchihy. Najwyraźniej los postanowił sobie z niego
zażartować, bo oto szedł z nim ramię w ramię, w nieznane, zostawiając za
plecami wszystko to, co udało mu się odbudować przez te piętnaście lat jego
nieobecności. Był pewien, że poradzą sobie bez niego, zrozumieją. Wyciągnął z
kieszeni jedną z opasek — tą przepołowioną — i wcisnął ją towarzyszowi w wolną
rękę.
— Co to? — zapytał zaskoczony, obracając w dłoni
otrzymany przedmiot, palcami badając jego fakturę.
— Opaska — odparł prosto Uzumaki, czekając aż Sasuke
odkryje, iż jest to ta sama, która kiedyś należała do niego. Wargi bruneta
wygięły się w delikatnym uśmiechu, gdy wymacał głęboką, poszarpaną rysę
znaczącą blaszkę. — Oddaję ci ją.
— Nie sądziłem, że ją zatrzymasz. — Naruto wzbił się
na wyżyny swojego opanowania i umiejętności zdobytych jako Hokage i zachował
dostojne milczenie. Aczkolwiek musiało być to dość wymowne milczenie, bo Uchiha
prychnął rozbawiony. — Zaraz jeszcze się okaże, że jesteś sentymentalną babą i
przez te wszystkie lata zamiast swojej opaski nosiłeś tę…
— Draniu!
I właśnie tak miała odtąd wyglądać ich rzeczywistość.
Mogli się kochać lub nienawidzić, ale żaden z nich, nigdy, w żadnym z
alternatywnych wszechświatów, nie byłby w stanie powiedzieć drugiemu
„żegnaj".
~oOo~
Ty druha we
mnie masz
Ty druha we
mnie masz
Kiedy masz
kłopot — diabeł z nim
Pomocy trzeba
Ci — wal jak w dym
Razem trzymajmy
się — przekonasz się, że
Ty druha we
mnie masz
Ty druha we
mnie masz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz