piątek, 4 kwietnia 2014

Friends never say goodbye (6/6)

Fragmenty piosenek wykorzystane w rozdziale piątym:
„Let it burn" — Red (wenogenną piosenką poratowała Sylwia — gdyby nie to, tekst prawdopodobnie nigdy nie doczekałby się zakończenia)
„You have a friend in me" — z bajki „Toy Story" (tłumaczenie zgodne z polską wersją językową)

ROZDZIAŁ PIĄTY

Where were you when our hearts were bleeding?
Where were you It all crashed down?
I never thought that you'd deceive me
Where are you now?

~oOo~

Podobno w sytuacjach krytycznych ludzki organizm jest w stanie dać z siebie sto dwadzieścia procent normy, o czym właśnie przekonał się Naruto Uzumaki. Wcześniej już wielokrotnie dawał z siebie wszystko, jednak miał wrażenie, że jeszcze nigdy nie pędził z taką prędkością. Dla ewentualnych przechodniów wyglądałby teraz zapewne jak rozmazana, pomarańczowa plama. Słowo „ewentualny" poprzedzające słowo „przechodzień" nie było jednak przypadkowym doborem leksyki, bowiem Uzumaki znajdował się na samym środku lasu, gdzie dość ciężko było o spacerujących cywilów. Zawsze wolał rozwiązania polegające na użyciu niewyobrażalnej ilości chakry i siły fizycznej — wystarczyło skopać kilka tyłków i do widzenia, ale w razie wyjątkowo naglącej potrzeby umiał również podążać czyimś śladem lub zastawiać zasadzki — był do tego szkolony. Naruto wykorzystywał w tym momencie Tryb Mędrca, którego nauczył się dzięki Zboczonemu Pustelnikowi i nie było sposobu, aby przegapił ślad jaki zostawił za sobą uciekający Sasuke.
Nie wiedział, ile dokładnie biegł, może były to minuty, a może godziny, ale w końcu dojrzał przed sobą szybko przemieszczający się czarny punkcik, który mógł, choć nie musiał, być jego byłym przyjacielem. No ale poważnie, kto inny biegłby na złamanie karku przez sam środek dość zarośniętego lasu, który dziwnym trafem był najszybszą drogą prowadzącą z Konohy do Suny? Uzumaki przyśpieszył.
— Sasuke! — wrzasnął, skupiając tym samym na sobie uwagę zbiega. Był niemalże pewien, że tamten zupełnie go zignoruje lub nawet zwiększy tempo, co byłoby bardzo w jego stylu, więc jego zdziwienie, gdy Uchiha momentalnie stanął w miejscu, nie było małe. Blondyn również się zatrzymał jakieś dwa metry od drugiego mężczyzny i poczekał, aż jego towarzysz się do niego odwróci. Obaj byli zarumienieni z wysiłku i dyszeli lekko. — Nie możesz tam iść, to zasadzka — oświadczył po prostu, decydując się tym razem nie zakładać żadnych masek i grać w otwarte karty.
— I powinienem w to uwierzyć ponieważ? — Sasuke przymrużył oczy i przekrzywił lekko głowę. Jego oceniające spojrzenie bardzo nie spodobało się Naruto, ale dzielnie je wytrzymał. — To część mojego egzaminu, nie mam zamiaru rezygnować tylko dlatego, że tobie coś się uroiło.
— Czy ty jesteś głuchy?! To nie ma nic wspólnego z egzaminem, zaraz dopadnie cię oddział ANBU i może wtedy przekonasz się, co takiego mi się uroiło — Uzumaki nie pozwoli mu zrobić niczego głupiego, nawet jeśli musiałby związać drugiego mężczyznę jak prosiaka i przygwoździć go tyłkiem do gruntu na tak długo, aż nie zmądrzeje.
— Jest tak jak powiedziałem. Cokolwiek by to nie było, zdam to — rzucił i już, już obracał się, aby odbiec w siną dal, ale powstrzymały go słowa Naruto.
— Jesteś pewny siebie jak zawsze, draniu — blondyn od zawsze lubił grać mu na nosie, a jego rozdmuchane ego często było powodem wielu sporów. Może fala wspomnień z dzieciństwa, a może czyta przekora, cokolwiek to było sprawiło, że Uchiha zatrzymał się i spojrzał drwiąco na Naruto.
— A co powiesz o sobie? Wielki Hokage się znalazł. Może zastanów się chwilę nad tym, komu tak właściwie próbujesz teraz rozkazywać? — nie umknęło jego uwadze, że Naruto skrzywił się nieznacznie na określenie „Wielki Hokage", ale mimo to nie spuścił z tonu. — Po tylu latach spodziewałem się czegoś innego.
— No to się przeliczyłeś — warknął rozsierdzony Naruto. Jego rywal poruszył właśnie temat tabu, jak gdyby nigdy nic nawiązując do tego, co ich kiedyś łączyło. Bardzo chciał przedyskutować z nim tę kwestię, najlepiej z użyciem pokaźnej ilości sake i łopatą jako bardzo przekonującym argumentem, ale to po prostu nie była odpowiednia chwila na rozdrapywanie starych ran. Poza tym, czego on się niby spodziewał? Miał się rozpłakać ku jego uciesze i wywrzaskiwać inwektywy? Nie żeby nie miał takich ciągot, po prostu chciał zachować choć odrobinę godności. — Przyjmij proszę moje najszczersze kondolencje.
— Przeliczyłem się, doprawdy? Mam nieco inną teorię — oczy Sasuke zabłyszczały niebezpiecznie, gdy ten powoli zaczął się zbliżać do drugiego mężczyzny. Naruto odruchowo cofnął się, nieco obawiając się zamiarów Uchihy, ale jego potencjalna droga ucieczki została zablokowana, gdy wpadł plecami na rosnące nieopodal drzewo. Cóż, zawsze pozostawało mu wdrapanie się na konar i salwowanie się ucieczką po gałęziach. Jego serce przyspieszyło, gdy Sasuke nie zatrzymał się w takiej odległości jaka była powszechnie akceptowalna społecznie, a zbliżył się jeszcze bardziej, tak, że teraz ich ciała dzieliły centymetry, a Uzumaki mógł poczuć na policzku jego rozgrzany oddech. — Pozwolisz, że ją przetestujemy?
Naruto poczuł palącą chęć zaprotestowania, ale na swoje nieszczęście — choć w świetle późniejszych wydarzeń mogło to nie być aż tak wielkie nieszczęście — nie zdążył i chwilę później poczuł coś ciepłego i wilgotnego na swoich wargach. Chwilę zajęło zrozumienie, co takiego właściwie się działo, bo jakoś nie mógł pogodzić się z myślą, że Sasuke właśnie go całował. Sapnął wściekle i gwałtownie odepchnął od siebie drugiego mężczyznę.
— Co ty sobie wyobrażasz?! — wrzasnął, próbując ponownie powrócić do rzeczywistości. Nie żeby mu się to nie podobało, ale tego za żadne skarby nie przyzna. W tym momencie wolał po prostu jak najbardziej oddalić się od Uchihy, zanim zrobi coś, czego później będzie żałować.
— Za dużo gadasz — mruknął Sasuke i ponownie przysunął się do Naruto, napierając na niego całym ciałem i przyciskając go do pnia, po czym gwałtownie wpił się w jego usta zanim ten zdążył zareagować w jakikolwiek przemyślany sposób. Jedną rękę wplótł w jego włosy i brutalnie odchylił w tył blond głowę, aby nie musiał się schylać, a drugą dłoń położył na jego lędźwiach, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Tym razem nie napotkał już oporu ze strony blondyna, wręcz przeciwnie. Naruto, którego zdrowy rozsądek najwyraźniej został w drugiej parze spodni, zareagował bardzo entuzjastycznie, ochoczo oddając pocałunki i badając dłońmi wycięcie w stroju na torsie Sasuke, które jego zdaniem ukazywało zbyt wiele. Chwilę później poczuł jak Uchiha przygryza jego wargi, domagając się wpuszczenia języka do środka, na co blondyn chętnie przystał. W tym pocałunku nie było zbyt wiele czułości, było za to dużo nienawiści, tęsknoty, może nawet odrobina sadyzmu.
W umyśle Uzumakiego niejasno pobrzękiwało coś, co ludzie pospolici zwali racjonalnością i przyzwoitością, ale teraz żaden z nich nie przejmował się drobnym faktem, że jakby nie patrzeć, w każdej chwili zza drzew mogą wyskoczyć uzbrojeni po zęby członkowie ANBU. Naruto powoli zaczęło się nudzić bycie biernym i już, już miał zamiar odpłacić się Sasuke pięknym za nadobne, ale w tym momencie ciepło drugiego ciała zniknęło i został pod drzewem sam na sam ze swoim podnieceniem.
Rozejrzał się po okolicy wciąż nieobecnym wzrokiem i ujrzał Uchihę stojącego kilka metrów dalej, poprawiającego swoje ubranie, z przepięknym wyrazem znudzenia wymalowanym na twarzy.
— Widzisz? — rzucił od niechcenia, machając przy tym ręką. — Wciąż te same reakcje. Jednak jest jeszcze gorzej, niż się spodziewałem. — To mówiąc, uśmiechnął się drwiąco i odwrócił na pięcie.
— Stój! — krzyknął za nim zdesperowany Naruto. — Nawet mi się nie waż tak po prostu odchodzić, nie po tym wszystkim! Porozmawiasz ze mną na ten temat dobrowolnie, albo cię zmuszę! — bezmyślnie ruszył za Sasuke z wyciągniętą ręką, gotów złapać jego ramię, ale tamten zareagował szybciej.
Błyskawicznie odwrócił się w kierunku rozgorączkowanego Uzumakiego, a jego twarz wykrzywił zwierzęcy grymas wściekłości. Następne wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Sasuke w okamgnieniu wyjął swoją katanę i gwałtownie skoczył w kierunku blondyna. Naruto przez jedną irracjonalną chwilę był pewien, że ostrze zaraz przeszyje jego serce, ale usłyszał jedynie stukot metalu o metal i moment później Uchiha już stał przed nim trzymając swój miecz wysoko nad głową swojego byłego kolegi z drużyny. Uzumaki odwrócił się szybko i ujrzał biało—czerwoną, drewnianą maskę.
ANBU.
Sztylet, który zamaskowany mężczyzna trzymał w dłoni, był wymierzony idealnie w czubek jego głowy i gdyby nie Sasuke, najprawdopodobniej miałby teraz rozłupaną czaszkę.
Dość szybko zrozumiał. To musiał być właśnie oddział, który został wyznaczony do wyeliminowania Sasuke, a to znaczyło, że gdzieś w pobliżu czaiło się jeszcze kilku wojowników czekających na właściwą okazję. Jednak dlaczego atakowali jego? No tak, ci shinobi pochodzili z Wioski Piasku, więc nie byli w stanie go rozpoznać, a swój płaszcz Hokage zostawił w Rezydencji, co w tym momencie działało na jego niekorzyść. Z racji przebywania z międzynarodowym przestępcą, on sam również stał się naturalnym celem ataków grupy pościgowej.
Czarne oczy Sasuke rozbłysły czerwienią, gdy ten aktywował swój Sharingan. Zaraz… gdy Naruto przyjrzał się uważniej nie dostrzegł charakterystycznych trzech wirujących łezek, do których zdążył się przyzwyczaić, a dziwny kształt do złudzenia przypominający czerwony kwiat lotosu — najwyraźniej podczas swojej nieobecności Uchiha obudził Mangekyō Sharingan.
—Amaterasu! — krzyknął Sasuke, a jego przeciwnik stanął w czarnych jak skrzydło kruka, niegasnących płomieniach. Zamaskowany mężczyzna zaczął wrzeszczeć w agonii i padł jak kłoda na ziemię. Co dziwniejsze, to samo stało się z Uchihą — wypuścił katanę z dłoni i zatoczył się, przyciskając dłonie do oczu i sycząc z bólu. Naruto zobaczył krew wypływającą spod jego powiek. Szybko do niego doskoczył i przytrzymał, chroniąc go przed upadkiem, ale w tym momencie w polu widzenia pojawiło się jeszcze czterech ninja w biało—czerwonych maskach. Uzumaki fachowym okiem ocenił sytuację. Sasuke, z bliżej mu nieznanych przyczyn, nie był w stanie dalej walczyć, więc musiał sam rozprawić się z resztą. Wypuścił bruneta z objęć, z przestrachem obserwując jak ten zatacza się i pada na ziemię obok swojej ofiary.
— Kage Bunshin no Jutsu! — zawołał Naruto, formując odpowiednią pieczęć i już po chwili stał w otoczeniu pokaźnej gromadki swoich klonów. Nie wątpił, że będzie w stanie pokonać czterech członków ANBU, zwłaszcza gdy jego moc na stałe wymieszała się z chakrą Kuramy.
Cóż, nawet Jiraiya-sensei zawsze był pod wrażeniem popisowego Rasengana, który potrafił formować Naruto — ba, dysponował taką ilością energii, że nawet jego klony potrafiły używać Rasengana. Dlatego też walka Naruto ze zdekompletowanym oddziałem ANBU była krótka i brutalna, z zupełną dominacją jednej strony, a niecały kwadrans później czwórka zamaskowanych mężczyzn leżała z rozprutymi klatkami piersiowymi nieopodal truchła ich wciąż tlącego się czarnym ogniem kolegi.
Chwilę później Naruto już klęczał przy Sasuke, ze strachem przypatrując się jak z jego oczodołów wypływa coraz większa ilość krwi, spływa po jego przystojnej twarzy i opada miękko na runo pod jego głową.
— Sasuke? — wyszeptał Naruto, obawiając się, że w tym momencie jego przyjacielowi może zaszkodzić nawet głośniej wypowiedziane słowo. Uchiha w nagłym przypływie elokwencji jedynie chrząknął i uczepił się kurczowo rękawa bluzy towarzysza, po czym z jego drobną pomocą podniósł się do siadu i zamrugał kilka razy.
— Cholera — tylko tyle powiedział, ale nie wiedzieć czemu, te trzy sylaby były tak przepełnione bólem i rezygnacją, że wszystkie inne trzysylabowe wyrazy mogłoby się jedynie zarumienić i schować.
— Co ci się, do diabła, stało? Padłeś jak długi, bałem się, że umierasz czy coś! — zawołał Naruto, jednak dopiero po chwili dostrzegł nienaturalną bladość na twarzy drugiego mężczyzny. Na ten widok spoważniał i bezgłośnie przełknął ślinę. Gdyby sytuacja była normalna, Uchiha już zdążyłby go obrazić na jakieś sto sposobów, zarzucając mu ślimacze tempo walki i niepotrzebne okazywanie uczuć, ale teraz jedynie milczał ze wzrokiem utkwionym w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie z okropnie zakrwawioną twarzą, co nadawało mu dość upiorny wygląd. — Co jest nie tak?
— Ja… nie myślałem, że do tego dojdzie, ale chyba będę zmuszony poprosić cię o przysługę — powiedział Sasuke grobowym tonem, wciąż nie patrząc na Naruto. Gdy blondyn nie zareagował w żaden sposób, kontynuował. — Obiecasz mi, że spełnisz jedną moją prośbę?
— Wystrzegam się takich obietnic. Najpierw powiedz o co konkretnie chodzi — jeszcze jakiś czas temu Naruto zapewne zgodziłby się w ciemno, ale życie czegoś go nauczyło.
— Tak jak myślałem… — Sasuke zwiesił smętnie głowę, tak, że jego oblicze niemal całkowicie zakryły czarne włosy. — Po prostu mnie zabij.
— Co? — oczy Naruto rozszerzyły się w stanie ciężkiego szoku. — Dopiero co uratowałeś mi życie, dlaczego, do cholery, miałbym cię zabijać?
— Nie zrozumiesz.
— Więc mi wytłumacz — cała ta sytuacja coraz mniej podobała się blondynowi, który odczuwał dziwną mieszankę zdenerwowania i zagubienia. — Jeśli masz jaja, żeby wracać tutaj po piętnastu latach, szantażować mnie, a następnie gwałcić w lesie, to równie dobrze możesz mi po prostu powiedzieć, dlaczego miałbym cię zabić. Nie bardzo nadążam za twoim pokręconym rozumowaniem.
— Punkt dla ciebie — skwitował krótko Sasuke i, choć nie nawiązał w żaden sposób do gwałcenia w lesie i szantażowania, postanowił nieco rozwinąć swoją myśl. — Nie wątpię, że wiesz, czym mniej więcej jest Mangekyō Sharingan?
— No raczej… — odparł pewnie Naruto. Prawda była taka, że oczywiście nie wiedział na ten temat za wiele, ale w ramach akcji ograniczania narcystycznych zapędów Uchihy, postanowił udawać jak najbardziej zorientowanego w temacie. — To po prostu kolejny poziom Sharingana.
— Można to w ten sposób ująć. Po zamordowaniu brata udało mi się przebudzić Mangekyō Sharingan, ale wtedy nie wiedziałem jeszcze, jakie mogą być tego konsekwencje.
Cóż, Uzumaki rzecz jasna również nie miał bladego pojęcia o wspomnianych konsekwencjach, więc jedynie skinął energicznie głową, zachęcając tym samym rozmówcę do kontynuowania. Taka postawa zazwyczaj działała i choć nie każdego dało się podejść w ten sposób i nakłonić do zwierzeń, często można było dzięki temu znacznie poszerzyć zakres swojej wiedzy.
— Niegasnące płomienie Amaterasu, które miałeś możliwość oglądać przed chwilą, Susanoo, Tsukuyomi, kontrola nad Ogoniastymi Bestiami… cały wachlarz możliwości — Sasuke najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy jak jego słowa wstrząsnęły Naruto. „Kontrola nad Ogoniastymi Bestiami"? Jego rywal mógł wiedzieć lub nie wiedzieć o tym, że blondyn ma w sobie zapieczętowanego Kyuubiego, ale ten zdecydowanie wolał tego nie sprawdzać. — Niestety ten świat jest tak skonstruowany, że za wszystko trzeba zapłacić jakąś cenę. Nadużywanie Mangekyō Sharingan dla przykładu powoli przytępia zmysł wzroku, prowadząc ostatecznie do całkowitej ślepoty — ostatnie dwa słowa mężczyzna wyszeptał tak cicho, że Uzumaki nie był pewien czy usłyszał prawidłowo.
— Czekaj… — Naruto zająknął się, niepewny czy chce dalej w to brnąć. Ninja pozbawiony wzroku jest niemalże bezużyteczny, na polu walki jedynie by zawadzał. Nawet tak wspaniały shinobi jak Sasuke. — Twoje oczy… jak bardzo „nadużywałeś" tej techniki?
— Wystarczająco — brunet jedną dłonią odgarnął włosy zasłaniające jego twarz i odwrócił głowę w kierunku Uzumakiego otwierając przy tym szeroko oczy. Blondyn ze świstem wciągnął powietrze gdy ujrzał czarne jak noc tęczówki Uchihy skierowane w jego stronę. Brunet patrzył na niego, ale go nie widział. Przypuszczalnie nie widział już niczego, jedynie wszechogarniającą, przytłaczającą ciemność.
— Czyli, że… W momencie, w którym mnie uratowałeś… — Naruto urwał, bo następne słowa stanęły mu w gardle i za nic nie chciały wydostać się na zewnątrz. — Cholera, Uchiha, nie mogłeś go potraktować Chidori, albo no… czymkolwiek? — części układanki zaczęły powoli wskakiwać na swoje miejsce. Uzumaki czuł coś na kształt wyrzutów sumienia i odpowiedzialności za stan drugiego mężczyzny.
— Skumulowanie chakry potrzebnej do utworzenia Chidori, wbrew temu co zdajesz się sądzić, wymaga nieco czasu. Czasu, którego nie miałem. To jak będzie z tą moją prośbą? — dodał autorytarnym tonem, wprawiając tym samym swojego rozmówcę w coraz większą konsternację. Cała ta sytuacja, zdaniem Uzumakiego, nie miała najmniejszego sensu. Dla Sasuke był jedynie nic niewartym śmieciem, w najlepszym wypadku znajomym z przeszłości i mężczyzna nie omieszkał utwierdzić Naruto w tym przekonaniu. Jednak uratował mu życie, ponownie, w dodatku tracąc przy tym wzrok. Ludzie tacy jak Uchiha nie mylą się w obliczeniach i prawdopodobnie doskonale wiedział, co może się stać, gdy ponownie użyje Mangekyō Sharingana, ale nie zawahał się nawet przez moment.
— Jeśli myślisz, że zabiję cię po całej tej wyprawie krzyżowej, aby uchronić cię przed ANBU, to grubo się mylisz.
— Szkoda — szepnął Sasuke, jednak jego twarz nie wyrażała w tym momencie absolutnie niczego. Wyglądał jak duża kukła, której twórca zapomniał dorobić jakieś cechy charakterystyczne.
— Sasuke — zaczął niepewnie Naruto. Przebywanie z Uchihą coraz bardziej przypominało mu grę w rosyjską ruletkę — nigdy nie wiadomo, na co trafisz. Raz uśmiechał się cynicznie i ranił samymi słowami, by zaraz potem przyciskać go do pnia drzewa i całować jakby od tego zależało jego życie. Najwyraźniej piętnaście lat nieustannej walki, ucieczki i nienawidzenia wszystkiego wkoło, nie odbiły się pozytywnie na jego, i tak już spaczonym, charakterze. Był na swój sposób szalony, jak każdy weteran Światowej Wojny Shinobi — niewykluczone, że swoim szaleństwem dorównywał Uzumakiemu i jego obsesji. — Dlaczego mnie dzisiaj uratowałeś? Mogłeś po prostu rzucić się do ucieczki w momencie, gdy tylko zobaczyłeś kogokolwiek z grupy pościgowej i wtedy nie byłoby całej tej sytuacji.
— Wtedy byłbyś martwy — odrzekł tylko Sasuke, po czym zamilkł, najwyraźniej uznając, że to wyjaśniało wszystko.
— Byłbym — przytaknął Naruto. — I co by to zmieniło? Czemu ci zależy? — dopytywał się blondyn. Nie był pewien czy chce usłyszeć odpowiedź i poznać prawdę. Istniało wysokie prawdopodobieństwo, że to jedynie pogorszy stan jego psychiki, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że nie miał nic do stracenia.
— Wszystko. To zmieniłoby wszystko — odparł brunet po chwili wahania. — Uwierzyłeś w moje zapewnienia, że wróciłem jedynie dla zdania egzaminu, prawda? Talentu aktorskiego nigdy mi nie brakowało.
— Draniu, o czym ty… — sapnął Naruto, a jego oczy robiły się coraz większe, gdy powoli docierało do niego znaczenie słów Uchihy.
— Tobie to nawet w myśleniu trzeba pomagać — sarknął Sasuke, a jego wargi wykrzywiły się w cynicznym uśmieszku. Mimo to, w jego twarzy było coś, co sprawiło, że Uzumaki poczuł się jakby po bardzo długiej podróży wreszcie wrócił do domu. — Młocie — dodał jeszcze brunet i to sprawiło, że Naruto wyszczerzył się jak szaleniec. Zdawał sobie sprawę, że należałoby mu się miejsce w szpitalu psychiatrycznym dla obłąkanych. No bo kto normalny szaleje z radości, gdy jest obrażany przez leżącego w błocie, zakrwawionego i ślepego przyjaciela, którego nie widział od przeszło piętnastu lat?
— Cholera, draniu, po co było to wszystko? Czemu nie wróciłeś wcześniej… no wiesz, jak już zemściłeś się na bracie i skasowałeś Orochimaru? — Blondyn z miejsca zaczął zasypywać towarzysza gradem pytań, ale ten jedynie westchnął ciężko i z politowaniem pokręcił głową.
— Teraz to i tak bez znaczenia. Wróciłem, bo miałem taką zachciankę, ale tak czy inaczej ktoś zabić mnie musi. Kto, jeśli nie ty? Jesteś Hokage, a ja zbiegłym mordercą, a z tej ścieżki nie ma odwrotu. W dodatku dopiero co zabiłem funkcjonariusza ANBU na służbie, co raczej nie stawia mnie w korzystnym świetle — wyjaśnił rzeczowym tonem Sasuke. — Bo wiesz, bycie mordercą zobowiązuje do zabicia kogoś od czasu do czasu, tak dla rozrywki.
— Poważnie, Sasuke? — uśmiech Naruto stawał się coraz szerszy. Jego towarzysz najwyraźniej w swym geniuszu pominął jeden, dość istotny szczegół, ale zaraz zostanie oświecony. Obaj zachowywali się jakby postradali zmysły, ale żadnego to w tym momencie nie obchodziło. — To teraz słuchaj uważnie. Oddział, który miał cię zdjąć liczył sobie pięciu shinobi, z czego ty zabiłeś tylko jednego, a martwa jest cała piątka. Zapewniam, że stylowe dziury jakie pozostała czwórka ma w klatkach piersiowych, dość jednoznacznie wskazują na użycie Rasengana.
— Zabiłeś ich — stwierdził, jakże odkrywczo, Uchiha. Jego wargi zaczęły nieznacznie drżeć, jakby ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem. — No to obaj jesteśmy w dupie. Kage czy nie, morderca to morderca i każda Rada dopisze cię na listę poszukiwanych ninja. Gratuluję serdecznie i witam po ciemnej stronie.
Naruto jedynie wzruszył ramionami i podniósł się z kolan, energicznie otrzepując spodnie z liści i błota. Następnie schylił się i łapiąc Sasuke za ramię, jego również ustawił do pionu.
— Nie przejmuj się, jakoś sobie z tym poradzimy.
Uchicha, ślepy czy nie, wciąż miał dobry refleks i dlatego bez większego problemu strzepnął ze swojego łokcia rękę drugiego mężczyzny.
— Jak ty to sobie wyobrażasz, młocie? Obaj jesteśmy teraz nukeninami, a do tego ja jestem ślepy. To jest sytuacja bez wyjścia. Co z twoją posadą Hokage? — zapytał natarczywie, jednak Naruto dobrze wiedział, że nie to naprawdę frapowało Uchihę, choć dotarcie do sedna problemu zapewne chwilę potrwa.
— Pieprzyć moje stanowisko. W Konoha Gakure jest wielu wspaniałych shinobi, wybiorą sobie kogoś innego. Naprawdę myślisz, że byłbym w stanie tak po prostu zostawić cię w środku lasu i odejść? Już pomijając kwestię, że nie miałbym dokąd, bo od jakiegoś kwadransa oficjalnie dołączyłem do grona neukeninów. — Uchiha spiął się na jego słowa, a rysy twarzy bruneta nieznacznie się wyostrzyły.
— Dlaczego to robisz? Czemu znowu poświęcasz się w imię widma z przeszłości? — zapytał mocnym głosem, zaciskając dłonie w pięści.
— Sądzisz, że tym właśnie dla mnie jesteś? Widmem z przeszłości? — dociekał Naruto mrużąc oczy, a pięść zaczęła go swędzieć, tak jakoś napadła go chcica na przemeblowanie tej przystojnej gęby.
— A nie?
— Nie udawaj skromnego, tobie to nie pasuje — sarknął blondyn, ale gdy jego towarzysz nie zareagował na zaczepkę w żaden szczególny sposób, stwierdził, że najwyraźniej to on będzie musiał teraz poruszyć dręczącą kwestię i odsłonić karty. Najwyraźniej nie istniało coś takiego jak sprawiedliwość dziejowa, bo w przeciwnym wypadku Sasuke już dawno powinien wyśpiewać mu wszystko od stworzenia świata.
— Jesteś największym draniem jakiego kiedykolwiek nosiła ta ziemia. Nienawidzę cię i chęć zamordowania twojej arcy—wkurzającej osoby już dawno weszła mi w krew — zdawało mu się, albo Uchiha skulił się lekko słysząc jego słowa. Definitywnie mu się zdawało. — Mimo to, nigdy nie skazałbym cię na taki los. Jeszcze kilka dni temu wydawałeś się być tego doskonale świadomy.
— Naprawdę zrobiłbyś to? Zrezygnowałbyś ze swojego dotychczasowego życia, stanowiska Hokage… dla mnie?
— Sasuke, cholera, czy ty przypadkiem nie miałeś być pieprzonym geniuszem? — warknął Uzumaki, czując, że ponownie zaczyna tracić nad sobą panowanie. Uchiha był niemożliwy i Naruto chyba powinien jeszcze raz dobrze przemyśleć cały ten plan ratowania jego tyłka. — Przez piętnaście lat starałem się ciebie odzyskać, jako jedyny wierzyłem, że pozostało w tobie coś z człowieka, którego kiedyś znałem. Piętnaście, Uchiha. Ludzie wokół mnie zakładali rodziny, przeżywali przygody, a ja głupi goniłem za tobą. Teraz, kiedy już to sobie wyjaśniliśmy, natychmiast wytłumaczysz mi jak pracuje twój umysł i dlaczego sądzisz, że zostawiłbym cię na pastwę losu.
Twarz drugiego mężczyzny przez dłuższą chwilę nie wyrażała absolutnie niczego. Wyglądał właśnie jakby usilnie próbował rozwiązać jakiś skomplikowany problem matematyczny. Po chwili jednak wyprostował się, a jego twarz rozjaśnił uśmiech — jasny, szeroki i szczery. Całość, w połączeniu z jego nieobecnym wzrokiem i krwią spływającą po policzkach, wyglądała raczej upiornie, ale Naruto poczuł się jakby po wyjątkowo długiej podróży wrócił do domu, gdzie czekała na niego ukochana osoba z miską ciepłego ramen o smaku miso. I dopiero teraz, po tych wszystkich latach, poczuł się jakby z powrotem wyszło słońce, a życie na nowo nabrało barw.
— Obaj jesteśmy równo popierdoleni — oświadczył wesoło Uchiha, po czym uśmiechnął się, odsłaniając przy tym koniuszki zębów. Uzumakiemu prawie pociekła ślinka na ten widok, ale mężnie zdusił w sobie wszelkie niepożądane ciągoty. W końcu wykorzystywanie seksualne niepełnosprawnego dość poważnie godziło w jego kodeks moralny.
— Czyli że… jesteśmy przyjaciółmi? — dociekał Naruto, chcąc usłyszeć jakieś potwierdzenie swoich domysłów. Bo, jak na razie, niekoniecznie nadążał za rozumowaniem Sasuke i obawiał się, że jego pogrążony w obsesji umysł mógł dokonać pewnej nadinterpretacji zaistniałej sytuacji.
— Kiedyś byliśmy, młocie — głos bruneta miał temperaturę zera bezwzględnego i mógłby ciąć szkło. Uzumaki zamarł na moment i spuścił głowę. Czyli jednak tym właśnie była cała sytuacja — nadinterpretacją. Chyba jeszcze to do niego nie docierało, ale w niewyjaśniony sposób poczuł fantomowy ból w klatce piersiowej. Coś jakby powidok rany, którą rywal zadał mu lata temu podczas ich konfrontacji w Dolinie Końca. Cisza stała się ciężka i dusząca, aż w końcu Sasuke uśmiechnął się drwiąco i zagaił lekkim, konwersacyjnym tonem, który jednoznacznie zwiastował kłopoty. — Powiedz mi Naruto, naprawdę chcesz, żebym był twoim przyjacielem? Rozumiesz, co właściwie oznacza to trudne słowo?
— Zamknij się. Po prostu nie mów w moim kierunku. Wiesz, co jest zabawne? — warknął Naruto, coraz bardziej rozeźlony. W momencie, w którym stanął przed wyborem pomiędzy wściekaniem się i sprowokowaniem potyczki z Uchihą, a załamaniem nerwowym, wybrał opcję pierwszą. — To, że ja naprawdę myślałem…
— Myślałeś? To fascynujące — przerwał mu bezceremonialnie Sasuke, nie przestając się sardonicznie uśmiechać, jednak nie dał blondynowi czasu na reakcję i szybko kontynuował znudzonym tonem. — Według słownikowej definicji przyjaźń oznacza akceptację, a także bliskie i serdeczne stosunki z drugą osobą oparte na wzajemnej życzliwości i zaufaniu.
— Patrząc na to w ten sposób, nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Ty i życzliwość? — prychnął Naruto, zaciskając dłonie w pięści. Ta rozmowa z minuty na minutę miała coraz mniej sensu. Uzumaki zaczął powoli uświadamiać sobie jak głupio postąpił obnażając się w ten sposób przed wrogiem, ale teraz mógł jedynie postarać się wyjść z sytuacji z twarzą. Co było ciężkie, wziąwszy pod uwagę fakt, iż dopiero co zdradził, że połowę swojego życia poświęcił na pogoń za widmem z przeszłości.
Sasuke westchnął ciężko i pokręcił głową z politowaniem, po czym jedną ręką zmierzwił swoje przydługie włosy. Wyglądał na wyjątkowo niezainteresowanego całą sytuacją i w tym właśnie momencie Naruto był bliższy zamordowania go niż kiedykolwiek wcześniej. Każdy sąd by go uniewinnił. Poza tym, w końcu to nie tak, że on CHCIAŁ to zrobić… Jak bezdusznym trzeba być, aby nie spełnić ostatniej woli kompana z dawnych lat?
— Chciałem po prostu zauważyć, że przyjaźń nijak nie łączy się z pewnymi dość istotnymi dla mnie aspektami. Interpretuj to jak chcesz. — Mężczyzna machnął ręką, po czym ponownie stanął prosto.
— Och tak, to przecież wymagałoby minimalnego zaangażowania i troski. Czyżby cię to przerastało, co draniu?
— Młocie. Miałem raczej na myśli bliskość fizyczną.
— Co? — niemalże pisnął Naruto, unosząc wysoko brwi i krzywiąc twarz w przekomicznym grymasie.
— Przeliterować?
— Uchiha, nikt cię nigdy nie nauczył, że ludzi powinno się traktować inaczej niż zabawki? — warknął Naruto agresywnie i zmrużył oczy w cienkie szparki. Drugi mężczyzna nieznacznie skrzywił się na jego słowa i dopiero wtedy zrozumiał, że nieco się zapędził. Sasuke nie mógł się pochwalić najszczęśliwszym dzieciństwem, więc teoria jakoby nikt nigdy nie pokazał mu jak powinien się obchodzić z osobami bliskimi jego sercu nie była taka znowu niestworzona… wróć, on nie miał serca.
— Staram się być wyrozumiały. Ale gdybyś raczył na chwilę zniżyć się do mojego poziomu, to zauważ proszę, że moje dotychczasowe życie też właśnie poszło w cholerę — tu wymownie wskazał ręką na stygnące ciała członków ANBU, zapominając, że towarzysz raczej nie był w stanie dostrzec tego gestu — i zacznij mówić po ludzku.
Słysząc te wypowiedziane napastliwym tonem słowa, Uchiha wyprostował się i wydać było, że coś przedsięwziął i był wyjątkowo zdeterminowany, aby to osiągnąć. Poruszył się i zaczął się powoli przemieszkać w kierunku stojącego nieopodal mężczyzny. Stawiał stopy bardzo ostrożnie, wpierw sprawdzając twardość podłoża, ale na jego nieszczęście znajdowali się w lesie. Wystający korzeń w lesie zasadniczo nie jest czymś niecodziennym. Brunet potknął się i zaklął siarczyście, ale Uzumaki zdążył go złapać zanim upadłby na ziemię. Postawił kolegę do pionu i chciał się odsunąć na bezpieczną odległość, ale Sasuke jedynie objął go w pasie i przywarł do niego jeszcze szczelniej, najwyraźniej ani myśląc o wypuszczeniu go.
— Zniszczyliśmy już wszystko co było do zniszczenia i zrobiliśmy to perfekcyjnie — szepnął wyższy mężczyzna, nachylając się nieznacznie i drażniąc ciepłym oddechem odsłoniętą szyję towarzysza. — Naszą przyjaźń też. Pamiętasz nasze dzieciństwo?
— Pamiętam marzenia, które dzieliliśmy. Nasze wspólne — odparł Naruto zachrypniętym głosem. Czuł gulę w gardle, co nieco utrudniało mu poprawne artykułowanie dźwięków. Targały nim sprzeczne emocje, zupełnie nie wiedział, co powinien teraz myśleć, a tym bardziej jak postąpić. Zabrał ręce z ramion Sasuke i oplótł nimi jego smukłe ciało, bez słowa sprzeciwu zgadzając się na tę chwilę bliskości. Być może był to ostatni raz, gdy miał przyjaciela tak blisko siebie. — Wiem, wiem. Zaraz powiesz, że ty nie masz marzeń, bo jesteś mścicielem — westchnął.
— Cokolwiek by to nie było, przeistoczyło się w coś spaczonego i spowitego mrokiem. W rzeczywistym świecie nasza wyśniona utopia nie ma racji bytu, a zemsta nie przynosi ukojenia. Nic nie jest takie jak chcieliśmy. — Uzumaki nie mógł się z nim nie zgodzić. Wraz z biegiem lat kolejno upadały jego ideały, bastiony, w których zwykł szukać schronienia przestały zapewniać bezpieczeństwo, a życie było mdłe i bez smaku. A jego marzenie o tytule Hokage? Miało sens i było czymś, co go napędzało i dodawało mu sił. Potem się ziściło i nic nie było takie jak dawniej, a jego marna egzystencja miała jeszcze mniej sensu. Cisza się przeciągała, drążąc serce Naruto jak robak. — Jestem wyniszczony wewnętrznie i ślepy, a każdy shinobi na tym pieprzonym świecie chce skrócić mnie o głowę. Nie mówię, że niezasłużenie, ale zawsze. Ty też się wypalasz, prawda, Naruto?
Blondyn jedynie mruknął coś, co ostatecznie można było zakwalifikować jako potwierdzenie i mocniej przycisnął do siebie tors Sasuke, nie dbając o to, że drugiemu mężczyźnie musiało być niewygodnie.
— Nie zmieniłem się, wciąż jestem socjopatą i nie posiadam zbyt wielu ludzkich odruchów. To prawdopodobnie już nic nie znaczy, ale byłeś najbliższy mojej prywatnej wizji przyjaciela.
— To pożegnanie? — wykrztusił z siebie blondyn.
— Tak sądzę — mruknął Uchiha chowając twarz w zagłębieniu szyi Uzumakiego i przesuwając nosem po rozgrzanej skórze.
— Byłeś moją obsesją — słowa uleciały z ust Naruto, zanim ten zdążyłby odpowiednio je przefiltrować. Najwyraźniej po prostu nie potrafił dłużej funkcjonować w ten sposób. — Nie tylko przyjacielem. W pewnym momencie coś się zmieniło, sam nie wiem co… a potem odszedłeś. I wtedy stałeś się moim celem. Nie wiem nawet, po co chciałem cię znaleźć, nie wiedziałbym jak się zachować, gdybym w końcu stanął z tobą twarzą w twarz. Nie musisz odpowiadać — dodał, nieco zażenowany tym, co właśnie powiedział. Oczywiście nie oczekiwał niczego konkretnego po Sasuke, ale mimo to gdzieś w głębi serca zrobiło mu się przykro, gdy poczuł jak drugi mężczyzna prostuje się i wypuszcza go z objęć. Ale brunet nie odsunął się, a jedynie na oślep podniósł dłonie do jego twarzy i dotknął jej delikatnie. Wodził opuszkami palców po jego skórze, bliznach na policzkach, spierzchniętych wargach. Po chwili pochylił się do przodu — powoli, tak że jego intencje były dla Uzumakiego zupełnie jasne — i lekko go pocałował.
Pocałunek ten w niczym nie przypominał dwóch poprzednich. Nie było miejsca na zaskoczenie i oburzenie jak za pierwszym razem w sali wykładowej przed egzaminami na genina, ani brutalności i gwałtowności sprzed kilku godzin. Tym razem smakowali się powoli, intensywnie, ale jednocześnie delikatnie, chcąc się jak najbardziej nacieszyć bliskością drugiej osoby. Zaschnięta krew na twarzy Sasuke wymieszała się ze łzami, które nie wiadomo kiedy zaczęły wypływać niewielkimi strużkami z oczu Naruto. Uchiha wplótł ręce w jego włosy, przyciągając go jeszcze bliżej siebie i lekko odchylając jego głowę. Chwilę później oderwali się od siebie — obaj zarumienieni i z przyspieszonymi oddechami.
— To moja odpowiedź, młocie — szepnął cicho Sasuke, głaszcząc Naruto po raz ostatni po policzku, po czym zabrał dłoń i odsunął się od niego.
— Nie pozwolę temu się tak zakończyć — oświadczył nagle Uzumaki, gdy dotarła do niego ostateczność tej sytuacji. Oto stał przed swoim przyjacielem, swoją obsesją i wiedział, że drugiej szansy nie dostanie. Nie miał pojęcia czy trwanie przy Sasuke nie spowoduje jeszcze większego cierpienia, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby choć nie spróbował. Bo taki właśnie był — nigdy się nie poddawał i nie cofał raz danego słowa — to było jego nindo i poniekąd określało to jaką był osobą.
— Między nami nie ma już przyjaźni, zerwaliśmy te więzi dawno temu.
— Tak — zgodził się Naruto bez oporów, co nieznacznie zaskoczyło jego rozmówcę — ale paradoksalnie łączy nas wszystko. Obaj nie mamy dokąd wrócić i brakuje nam celu w życiu. Nie możemy już za bardzo pogorszyć sytuacji, ale zawsze możemy odbić się od dna. Razem. — Uśmiechnął się niepewnie, zachęcająco. Uchiha oczywiście nie mógł tego zobaczyć, ale zdawało się, że zrozumiał koncept, który właśnie starał się nakreślić Uzumaki.
— Wspólnie zapewnić sobie cel w życiu? — dodał, również lekko się uśmiechając.
— Mniej więcej. Co ty na to, draniu? — zapytał blondyn, a w jego głosie pobrzmiewało wyzwanie.
— Jestem ślepy, nie mam sposobności żeby się bronić i nie chcę twojej litości, ja…
— Histeryzujesz. Nie oczekuj ode mnie litości, bo jej nie dostaniesz. Mogę cię wspierać, ale nie będę cię żałować. Dla prawdziwego shinobi to nie problem, poradzisz sobie. Zawsze sobie radzisz, Sasuke. A co do walki — teraz Naruto szczerzył się już otwarcie — dam radę za dwóch.
— Ze wsparciem Lisa? — rzucił niby od niechcenia Uchiha, a blondyn poczuł na te słowa ogarniające go ciepło. Tyle lat i nikt nie domyślił się prawdy o Kuramie, a ten psychopata rozpracował go w kilka chwil. To pokazywało jak dobrze go znał.
— A jakże. Więc jak będzie, draniu?
Naruto wyciągnął w stronę towarzysza dłoń i czekał. Nie miało to bynajmniej symbolizować zawarcia męskiej umowy — chciał, żeby Sasuke ujął jego rękę, aby mogli odbudować swój mały świat i iść dalej razem przez życie. Nie jako rywale, nie jako przyjaciele, lecz właśnie tak — towarzysze i partnerzy. Niezręczna cisza przeciągała się i Uzumaki zaczynał czuć się coraz bardziej niepewnie. Czyżby znowu się jedynie wygłupił? Źle odczytał podteksty ukryte w wypowiedziach i zachowaniu drugiego mężczyzny? Zrozumienie spłynęło dopiero po chwili. Zadumał się chwilę nad własną bezbrzeżną głupotą — Uchiha nie miał jak zauważyć wyciągniętej w jego stronę dłoni i wciąż zdawał się czekać na jakąś reakcję z jego strony — po czym zaśmiał się krótko i zrobił dwa kroki w przód, zdecydowanym ruchem splatając dłoń Sasuke ze swoją. Naruto zanotował w pamięci, aby nigdy więcej nie zapomnieć o niepełnosprawności swojego towarzysza i starać się go wspierać w miarę możliwości.
— A więc postanowione — oznajmił wesoło Uchiha, zaciskając nieco dłoń. — Żebyś tylko potem nie żałował.
— Już żałuję — zaśmiał się blondyn po czym pociągnął Sasuke za sobą i powolnym krokiem obaj skierowali się na wschód. Brunet nie zdążył jeszcze przywyknąć do nowej dla niego sytuacji i starał się tym razem uniknąć wszelkich wystających powierzchni, pod czujnym spojrzeniem drugiego mężczyzny. Gdy znowu się potknął, Naruto przytrzymał go za łokieć. Widział jak bardzo niekomfortowa ta sytuacja była dla Uchihy i, szczerze mówiąc, nie dziwił mu się. Ninja bez wzroku nie nadaje się do niczego i w praktyce jedynie zawadza. Jednak on obiecał sobie, że nie pozwoli mu na załamanie z tego powodu i nigdy nie da mu odczuć w żaden sposób, że jest gorszy lub niewarty uwagi innych. — Mogę być twoim prywatnym psem przewodnikiem, wiesz.
— Nie chcę żebyś był moim psem przewodnikiem — sarknął Uchiha, wyjątkowo nieelegancko wydymając wargi po kolejnym potknięciu, ale szedł dzielnie nie poddając się. — To, kochanie, byłaby już zoofilia.
— Mhm — mruknął Naruto kraśniejąc malowniczo i mężnie tłumiąc jakiekolwiek inne reakcje. — Mówił ci już ktoś, że jesteś rasowym psychopatą?
— Dziękuję, staram się.
Po tych słowach obaj wybuchli głośnym śmiechem. W jeden dzień życie praktycznie zwaliło im się na głowy — jeden oślepł, drugi całkowicie zaprzepaścił swoją karierę jako Hokage i wyrzekł się wszelkich powiązań z Konohą. Sasuke miał rację — nie byli już przyjaciółmi. To co ich łączyło było o wiele głębsze, czego najlepszym dowodem był fakt, iż łącząca ich więź nie zniknęła wraz z upływem lat. Życie potrafiło zaskakiwać — Naruto przypomniał sobie sytuację sprzed kilku dni, gdy siedząc w salonie państwa Hyuuga postanowił wyrzec się Uchihy. Najwyraźniej los postanowił sobie z niego zażartować, bo oto szedł z nim ramię w ramię, w nieznane, zostawiając za plecami wszystko to, co udało mu się odbudować przez te piętnaście lat jego nieobecności. Był pewien, że poradzą sobie bez niego, zrozumieją. Wyciągnął z kieszeni jedną z opasek — tą przepołowioną — i wcisnął ją towarzyszowi w wolną rękę.
— Co to? — zapytał zaskoczony, obracając w dłoni otrzymany przedmiot, palcami badając jego fakturę.
— Opaska — odparł prosto Uzumaki, czekając aż Sasuke odkryje, iż jest to ta sama, która kiedyś należała do niego. Wargi bruneta wygięły się w delikatnym uśmiechu, gdy wymacał głęboką, poszarpaną rysę znaczącą blaszkę. — Oddaję ci ją.
— Nie sądziłem, że ją zatrzymasz. — Naruto wzbił się na wyżyny swojego opanowania i umiejętności zdobytych jako Hokage i zachował dostojne milczenie. Aczkolwiek musiało być to dość wymowne milczenie, bo Uchiha prychnął rozbawiony. — Zaraz jeszcze się okaże, że jesteś sentymentalną babą i przez te wszystkie lata zamiast swojej opaski nosiłeś tę…
— Draniu!
I właśnie tak miała odtąd wyglądać ich rzeczywistość. Mogli się kochać lub nienawidzić, ale żaden z nich, nigdy, w żadnym z alternatywnych wszechświatów, nie byłby w stanie powiedzieć drugiemu „żegnaj".

~oOo~

Ty druha we mnie masz
Ty druha we mnie masz
Kiedy masz kłopot — diabeł z nim
Pomocy trzeba Ci — wal jak w dym
Razem trzymajmy się — przekonasz się, że
Ty druha we mnie masz
Ty druha we mnie masz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz