piątek, 28 marca 2014

Friends never say goodbye (5/6)

Fragmenty piosenek wykorzystane w rozdziale czwartym:
„I see fire" — Ed Sheeran

ROZDZIAŁ CZWARTY

Następne kilka dni młody Hokage zniósł niewyobrażalnie ciężko. Miał niejasne przeczucie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu, a wszechświat za wszelką cenę zapragnął uczynić jego życie jeszcze bardziej gównianym — nie żeby to było takie znowu łatwe. Jakby na to nie patrzeć, poprzeczka była ustawiona wysoko, za co ukłony można skierować głównie w stronę Kuramy. Lis uznał całą sytuację za pierwszorzędną komedię i naigrywał się z Naruto przy każdej dogodnej okazji, ale był to jedynie wierzchołek góry lodowej.
O powrocie Sasuke Uchihy do Konohy wiedziało niewiele osób — jedynie członkowie Rady i sam Hokage — ale ilość ta była absolutnie wystarczająca, aby powstało niemałe zamieszanie. Naruto spędził trzy doby, szukając jakiejś luki w przepisach, czegokolwiek, co pozwoliłoby mu na odstąpienie od wyroku wydanego na zbiegłego shinobi. Problem byłby zdecydowanie mniejszy, gdyby tamten chciał jedynie powrócić do Wioski Liścia i wieść tu spokojne życie — wtedy całą sprawę można by dyskretnie zamieść pod dywan, a Radę utrzymać w stanie błogiej nieświadomości. Inaczej to wszystko wyglądało, gdy przychodziło do egzaminu na jonina, którego Sasuke kategorycznie zażądał, bo takie kwestie zawsze były wywlekane i dogłębnie analizowane na oficjalnych zebraniach Rady.
Koniec końców, Uzumaki odkrył ponad trzy sposoby na defraudację znacznej sumy pieniędzy, które mógłby przeznaczyć choćby na popularyzację własnoręcznie przygotowywanych posiłków oraz dorobił się efektownych worów pod oczami, ale nie znalazł żadnego alternatywnego rozwiązania sprawy Sasuke. Zdesperowany stanął więc przed obliczem Rady Konohy i poinformował ich o stanie faktycznym możliwie jak najbardziej przymilnym głosem, powołując się na prawa przysługujące mu z racji piastowania stanowiska Hokage, mając nadzieję, że nie rzucą się na niego jak stado wygłodniałych wilków.
Skończyło się to mniej więcej tak jak przewidywał — starszyzna Wioski zaprezentowała całą gamę emocji, począwszy od świętego oburzenia, a na dzikich wrzaskach skończywszy, ale niestety nie były to emocje pozytywne. Ogólne stanowisko Rady prezentowało się następująco: Uchihę należy jak najszybciej zlikwidować zanim zdąży skrzywdzić jeszcze kogoś — choć byli także zwolennicy uprzedniego zaserwowania zdrajcy serii średniowiecznych tortur, najlepiej na forum publicznym. Natomiast Naruto, jako przywódca wioski, powinien być organem wykonawczym. W pewnym momencie starszyzna zaczęła nawet coś przebąkiwać o wypowiedzeniu posłuszeństwa, i Uzumaki musiał przypominać częściej niż raz, kto tu tak właściwie ma władzę.
Dlatego właśnie kiedy uznał, że kryzys został zażegany, przynajmniej chwilowo, zaryglował się w swoim biurze. Postanowił udawać, że go nie ma, nie istnieje i w spokoju wypić kubek gorącej kawy. Jakież było jego zaskoczenie, gdy w swoim gabinecie zastał czekającego na niego Neji'ego Hyuugę.
— Twoi strażnicy rozpoznali mnie i wpuścili — wyjaśnił, czując na sobie pytające spojrzenie blondyna, który w tym momencie zdecydowanie nie przypominał rozumnej formy życia.
Naruto jedynie pokiwał głową z zapałem, po czym poczłapał do biurka i opadł na miękki fotel, uprzednio odstawiwszy kubek parującej cieczy na blat. Był bardziej niż niechętny do rozmowy z kolegą, ale nie miał też siły go wyrzucać, zwłaszcza że w ostatnich dniach wyjątkowo wiele osób zostało wykopanych z gabinetu wściekłego Hokage. Neji uważnie obserwował poczynania drugiego mężczyzny, nie odzywając się przez dłuższą chwilę, po czym również podszedł do biurka, jednak nie usiadł na wolnym krześle, a jedynie oparł o nie ramiona.
— Dobrze. Teraz następuje ten moment, w którym grzecznie powiesz mi co się, do cholery, dzieje i dlaczego cała Rada nagle zaczęła wariować jakby co najmniej wybuchła kolejna wojna, a ty wyglądasz jak uosobienie wkurwienia.
Naruto odstawił kubek, uprzejmie ignorując żądanie kolegi. Zamknął oczy i gotów był uciąć sobie krótką drzemkę, mając nadzieję, że choć częściowo zregeneruje siły przed kolejnym starciem z rozjuszoną starszyzną, ale zdenerwowany mężczyzna uderzył w blat otwartą dłonią, skupiając tym samym na sobie jego uwagę.
— Naruto—san. Nie jestem idiotą i dobrze wiem, że dzieje się coś niedobrego. Bądź tak miły i powiedz mi co, bo dobrze wiesz, że kiedyś i tak się dowiem, a lepiej wcześniej niż później. — Jakby dla podkreślenia jego słów, w mlecznobiałych oczach Hyuugi zapłonął Byakugan.
— Neji, jestem dziś wyjątkowo zmęczony, więc będę mówił powoli. — Naruto westchnął ciężko. — Wybacz mi, ale nie twój zasrany interes, dlaczego Rada jest zdenerwowana. Jeżeli jakaś informacja nie została upubliczniona to najwyraźniej jest ku temu konkretny powód.
Oczy drugiego mężczyzny rozszerzyły się i już otwierał usta, zapewne aby powiedzieć coś wyjątkowo nieprzyjemnego i wykłócać się dalej, ale przerwało mu pukanie do drzwi, które otworzyły się jeszcze zanim gospodarz zdążył zareagować. Do środka wpadł rozemocjonowany pomocnik Hokage, który najwyraźniej pełnił aktualnie zaszczytną rolę gołębia pocztowego.
— Lordzie Hokage, przybył…
— Nie obchodzi mnie to. Prosiłem, żeby mi nie przeszkadzano, czyżbym nie wyraził się wystarczająco jasno? — Naruto podniósł się z fotela i tylko dzięki bożej opatrzności ustał na nogach. Spojrzał groźnie na chłopca, który dopiero co wtargnął do pomieszczenia. Bardzo go lubił, ale teraz naprawdę nie miał ochoty na jakiekolwiek kontakty międzyludzkie.
— Przepraszam pana, ale to… — wysapał nieco zdenerwowany chłopak, z lękiem patrząc na sylwetkę Uzumakiego obleczoną w tradycyjny, biało—czerwony płaszcz.
— W takim razie wyjdź i dopilnuj, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Ktokolwiek to jest, poczeka.
— Tak jest — chłopiec posłusznie skłonił głowię i w te pędy wybiegł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
Neji ze zmarszczonym czołem obserwował tę sytuację, po czym skrzyżował ramiona na piersi i krytycznie przyjrzał się koledze.
— Normalnie tak się nie zachowujesz. Wnioskuję, że ma to jakiś związek ze świrującą starszyzną — Hyuudze nie można było odmówić umiejętności szybkiego łączenia faktów. Mężczyzna zamilkł, cała jego sylwetka wręcz domagała się wyjaśnień.
— Powiedzmy, że Rada ma dość konserwatywne poglądy i zarzuca mi naginanie pewnych praw — powiedział zmęczonym głosem Naruto, z powrotem moszcząc się w fotelu. Uznał bowiem, że najlepiej będzie powiedzieć Neji'emu pół—prawdę i, jeśli los się do niego uśmiechnie, uda mu się tym samym nieco osłabić czujność drugiego mężczyzny. Zza drzwi usłyszał bliżej niezidentyfikowane krzyki świadczące o zdenerwowaniu potencjalnego gościa, ale zupełnie to zignorował. Był dyspozycyjny niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę, jemu też należało się trochę odpoczynku od problemów innych ludzi.
— A od kiedy to jesteś zwolennikiem naginania prawa do własnych potrzeb? — Neji Hyuuga nie był osobą, która łatwo się dekoncentrowała i był zdeterminowany by ciągnąć temat, aż uzyska wszystkie interesujące go informacje. — Nigdy bym cię o to nie podejrzewał…
Przerwał mu okropny huk i gdyby nie jego osławiony refleks, nie zdołałby uchronić się przed bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z mknącymi w jego kierunku drzwiami. Cóż, nie można powiedzieć, że chłopak nie starał się zatrzymać przybysza, bo był praktycznie uczepiony dopiero co wyważonych drzwi, niczym tonący tratwy i wleciał do środka razem z nimi. Całość była uroczo okraszona śladowymi ilościami pustynnego piasku. Zaraz… piasek? Obaj mężczyźni podnieśli głowy i uważnie przyjrzeli się tajemniczemu gościowi, który miał czelność tak bezpardonowo wtargnąć do gabinetu Hokage. Po drugiej stronie futryny, w której jeszcze nie tak dawno osadzone były drzwi, stał wysoki mężczyzna, podobnie jak Naruto odziany w biały płaszcz, choć zamiast czerwonym akcentów, wykończenia jego stroju były niebieskie. Miał ogniście czerwone włosy i sporą gurdę przymocowaną do pleców. Nic dziwnego, że drzwi nie zdołały na długo powstrzymać przybysza. Lichy, nieprzeszkolony kawałek drewna versus Demon Piaskowy, znany także jako Kazekage Wioski Piasku? Walka była doprawdy wyrównana. Witaj, Gaara.
— Lordzie Kazekage — odezwał się Neji, który zareagował jako pierwszy i skłonił głowę w geście szacunku. Przybysz nie zaszczycił go nawet pojedynczym spojrzeniem tylko wszedł do gabinetu, przestępując po drodze przez trzęsącego się ze strachu chłopca, który uciekł tak szybko, jak było to fizycznie możliwe. Przebywanie w tym samym pomieszczeniu z dwójką rozjuszonych Kage było potencjalnie niebezpieczne i groziło trwałym kalectwem lub jeszcze trwalszą śmiercią.
— Naruto-san — rzucił krótko Gaara w ramach przywitania, wciąż rozsierdzony. Cóż, najwyraźniej nie przywykł do tego, że ludzie każą mu czekać albo nie chcą z nim rozmawiać.
— Gaara — Hokage ponownie wstał z fotela, chwiejąc się nieznacznie ze zmęczenia. — Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? — zapytał, jednocześnie dbając o to, aby słowo „zaszczyt" wyrażało jego irytację i poddawało jego domniemane znaczenie w wątpliwość.
Kazekage nie odpowiedział od razu, jedynie wpatrywał się w zmęczoną i zirytowaną twarz Naruto, a jego oblicze nieco złagodniało. Potem przeniósł spojrzenie na stojącego nieopodal Hyuugę, który uważnie przyglądał się obu mężczyznom.
— Twoja obecność nie jest niezbędna, Hyuuga — oznajmił chłodno. — Właściwie, jest ona wręcz niepożądana — dodał, gdy Neji nie poruszył się nawet o milimetr. Brunet spojrzał szybko na Hokage, ale gdy ten nie zaprotestował, jedynie pokręcił głową i skierował się w stronę wyłomu w ścianie.
— Wybacz mi tak bezprecedensowe wyproszenie stąd twojego przyjaciela — dodał Gaara, gdy mężczyzna w końcu wyszedł. Uprzejmie udał, że nie dostrzegł niecodziennego wyrazy twarzy Uzumakiego na użyte przez niego słowo. — Nie sądzę, żebyś chciał obecności świadków w związku z tym, co zaraz usłyszysz.
Naruto ponownie westchnął, zamrugał kilkakrotnie oczami i, uprzednio wskazawszy Kazekage krzesło po drugiej stronie mahoniowego biurka, zasiadł w fotelu. Miał wrażenie jakby jego kończyny dryfowały radośnie we wszystkich kierunkach i nie marzył o niczym tak bardzo, jak o własnym, ciepłym łóżku, ale cholernie dobrze wiedział, że wizyta Gaary nie zwiastowała niczego dobrego, więc heroicznym wysiłkiem woli powstrzymał wyjątkowo nieeleganckie ziewnięcie i usiadł prosto. Zajrzał z nadzieją do stojącego na blacie kubka, ale przeżył ogromne rozczarowanie, gdy ujrzał jedynie czarne fusy, smętnie spoczywające na dnie. Nigdy nie parał się żadnymi technikami, choćby luźno powiązanymi z wróżbiarstwem, ale gdy ujrzał, że złośliwe farfocle uformowały się w coś do złudzenia przypominającego nagrobek z krzyżem, stwierdził, że nie potrzebuje żadnych głębszych studiów aby zrozumieć przekaz.
— Wydaje mi się, że wiem z czym związana jest twoja wizyta — zaczął zrezygnowany, woląc mieć to już za sobą. Kogo jak kogo, ale Gaary nie mógł ot tak wykopać za drzwi, niezależnie od tego z jaką sprawą tu przybył.
— Zapewne — zgodził się Piaskowy Demon i, choć jego twarz nie wyrażała w tym momencie absolutnie niczego, widać było, że stopień jego niezadowolenia mógł równać się z Naruto. — Nie wiem czy wiesz, ale twoja Rada zarzuciła ci nieudolność, niepoczytalność i kilka innych równie ciekawych epitetów, mających na celu pomóc mi zwizualizować sobie ogrom twojego szaleństwa — to mówiąc zmarszczył nieznacznie brwi. Hokage bynajmniej nie wyglądał na niespełna rozumu, co najwyżej na kogoś, kto właśnie ukończył bieg maratoński i nie jest w stanie utrzymać otwartych powiek. — Masz coś do powiedzenia na ten temat?
Naruto jedynie pokręcił głową w milczeniu. Był bardziej niż pewny, że Gaara nie da się nabrać na gadkę—szmatkę o różnicach poglądów i jego liberalnym podejściu do niektórych aspektów prawa. Co więcej, Kazekage był już prawdopodobnie zaznajomiony z wszystkimi szczegółami zaistniałej sytuacji. To takie typowe dla starszyzny Konohy — gdy pojawił się problem, którego nie byli w stanie rozwiązać sami, za pomocą swoich jakże oświeconych, humanistycznych umysłów, szukali pomocy u kogoś, kto stał wyżej w hierarchii. Rada, z racji swojej pozycji, nie miała prawa podważać decyzji Hokage, ale nie tyczyło się to Gaary, który w świetle prawa był mu równy.
— W związku z tym wystosowali do mnie list z prośbą o natychmiastowe przybycie i spacyfikowanie twoich, uwaga cytuję, „destrukcyjnych dla całej Wioski Liścia zamiarów". Śmiem dodać, że całość miała dość błagalny wydźwięk. Zapytam więc tylko raz. Co ty, do diabła, myślisz, że robisz?
— Staram się pogodzić moje sumienie z tak zwaną odpowiedzialnością cywilną, ale najwyraźniej niezbyt mi to wychodzi — odparł prosto blondyn, zaczynając się zastanawiać, dlaczego właśnie jego to wszystko spotkało.
— Problem w tym, że najwyraźniej w ogóle nie myślisz — skwitował Gaara, przyglądając mu się krytycznie. — Dlaczego po prostu nie skażesz Uchihy na śmierć? Znasz prawo równie dobrze jak ja. Nie ma litości dla morderców i zdrajców.
— Zarzuć mi słabość jeśli chcesz, ale nie potrafię. Po prostu — Naruto westchnął przeciągle. Od dziecka marzył o tytule Hokage i nie podejrzewał, że kiedykolwiek mógłby świadomie zrezygnować z tego stanowiska. Teraz jednak zaczął bardzo poważnie rozważać, czy aby nie korzystniej byłoby po prostu spakować cały swój dobytek do plecaka i uciec jak najdalej, pozostawiając cały ten cyrk za sobą, by poradziła sobie z nim Rada.
— Tylko przez to, że ktoś jest dla ciebie ważny, nie musi być on dobry. Choćbyś wiedział, że ten ktoś jest zły, z samotnością nie wygrasz — dodał Kazekage nieco nostalgicznie. W jego przeszłości również czaiło się wiele cieni, dużo bólu i jeszcze więcej samotności i odrzucenia. Doskonale rozumiał trudną sytuację w jakiej znalazł się Naruto. Nikt nie powinien być zmuszony do wyboru pomiędzy życiem bliskiej osoby, a spełnieniem swej powinności. — Znasz mnie, Naruto—san. Tak samo jak ja znam ciebie i wiem, że nie ma wielu rzeczy, które cię przerastają. Nie przebyłem całej drogi z Suny dlatego, że nie wierzę w twoje kompetencje, ale to po prostu nie jest decyzja, którą jesteś w stanie podjąć sam. To zniszczyłoby cię psychicznie.
— Co więc proponujesz? Sasuke był moim najlepszym i jedynym przyjacielem, niezależnie od czynów jakich się dopuścił, nie będę w stanie go zabić — przy ostatnim słowie głos blondyna zadrżał nieznacznie, jednak była to jedyna oznaka jego obecnego roztrzęsienia i braku równowagi emocjonalnej. Nie mógł sobie pozwolić na okazywanie słabości w obecności Gaary, ale ten i tak zauważył.
— Powinieneś po prostu zapomnieć. Ten Uchiha nie jest już tą samą osobą, za którą tak tęsknisz. Minęło piętnaście lat, to nie mogło obejść się bez echa. Twój przyjaciel umarł już dawno, teraz została jedynie pusta skorupa po nim, wypełniona po brzegi pragnieniem zemsty.
Ciekawa konkluzja. Naruto, ze śladową pomocą Kuramy, doszedł już kiedyś do podobnych wniosków, jednak teraz — w świetle ostatnich wydarzeń — gotów był ponownie rozważyć całą kwestię. Wciąż miał przed oczami zimne oczy Sasuke i jego szyderczy uśmiech, które miał okazję podziwiać kilka dni temu. Pogodzenie się z tym nie było łatwe, ale fakty przemawiały same za siebie.
— Nieważne — uciął, nie mogąc dłużej słuchać tego współczującego i solidaryzującego się z nim Gaary. — Niezależnie od tego, co sobie postanowię, wciąż muszę podjąć jakąś konkretną decyzję w sprawie jego egzaminu na jonina.
— Myślałeś o tym jakie zadanie mu przydzielić? — zapytał zagadkowo Kazekage, pozornie porzucając poprzedni temat.
Och tak, Naruto dużo o tym myślał. W głębi serca wiedział, że prawdopodobnie Sasuke ponownie dostanie to, czego chce i zostanie dopuszczony do egzaminu. A on, jako Hokage, musiałby wtedy wyznaczyć mu jakieś zadanie. Wiedział dobrze, że jego rywal jest cholernie silnym shinobi — zawsze był, a biorąc pod uwagę, że nie był typem, który tak po prostu „osiada na laurach" przez ostatnie lata zapewne stał się jeszcze silniejszy. Standardowa walka mająca na celu pokonanie konkretnego przeciwnika nie wchodziła więc w grę, nie było to coś, co mogłoby stanowić dla niego poważniejszą przeszkodę. Jedynym, który mógłby się z nim mierzyć był sam Uzumaki — a tego też nie chciał, mając na uwadze swoją miażdżącą porażkę w Dolinie Końca. W najlepszym wypadku obaj straciliby nad sobą panowanie i pozabijaliby się wzajemnie. W najlepszym, bo równie dobrze Naruto mógł ponownie przegrać, a to z kolei wiązałoby się z utratą szacunku w oczach mieszkańców wioski i w konsekwencji koniecznością rezygnacji ze stanowiska Hokage. I właśnie wtedy doznał olśnienia. Jonini musieli wypełniać także inne obowiązki, jak choćby prowadzenie nowo uformowanych drużyn geninów. Dlaczego by więc nie nakazać Sasuke, aby pracował z jakimś dzieciakiem? Tutaj przed oczami stanęła mu roześmiana buzia Sida — młody miał ostatnio poważne problemy w Akademii, a on sam nie miał zbyt wiele czasu na doraźną pomoc, więc dodatkowe lekcje z pewnością by mu nie zaszkodziły. Co zaś się tyczyło Uchihy — był rasowym introwertykiem, więc bycie tak blisko kogoś, w relacji mistrz—uczeń mogłoby być dla niego przeszkodą nie do pokonania.
— Owszem, doszedłem do wniosku, że…
— Niepotrzebnie — oznajmił Gaara z drapieżnym błyskiem w oku, który bardzo nie spodobał się Naruto. — Mówiłem prawdę, że nie jesteś w stanie sam sobie z tym poradzić. Każdy scenariusz zakładający przeżycie Uchihy jest równoważny utracie przez ciebie stołka. Podejrzewam, że byłbyś na tyle głupi i szlachetny aby ponieść tę ofiarę, ale on i tak nie pożyłby długo, gwarantuję, że Rada by o to zadbała.
— Gaara? Co zrobiłeś? — cała senność opuściła Hokage, jak ręką odjął.
— Wysłałem go na pewną misję w ramach jego egzaminu na jonina. Pamiętasz Nagato, prawda? Jak mógłbyś zapomnieć. Niedawno w okolicach Suny powstała pewna organizacja, mająca na celu odnalezienie jego zapieczętowanego ciała i zapewne przejęcie jego moc czy coś takiego. Same żółtodzioby, jeśli chcesz znać moje zdanie. Byłem zbyt zajęty, aby się tym zająć, więc na pewien czas po prostu pozwoliłem im działać, postanawiając wyeliminować ich później.
— Sasuke poradzi sobie z nimi bez problemu, jesteś tego świadomy? — zauważył Naruto, wciąż nie rozumiejąc do czego zmierzał jego kolega po fachu.
— W to nie wątpię — wąskie usta Gaary wykrzywiły się w maniakalnym uśmiechu, choć jego oczy nadal pozostały poważne. — Jednak nie poradzi sobie w pojedynkę, ze specjalnie przeszkolonym oddziałem ANBU, który podążył jego tropem.
— Co… jak… — oniemiały Hokage dość nieudolnie próbował przetrawić słowa Kazekage.
— Podjąłem tę decyzję za ciebie. W ten sposób przynajmniej zachowasz swoje wymarzone stanowisko.
Oczy Naruto rozszerzyły się z przerażenia, a adrenalina pomieszana z chakrą Kyuubiego wystrzeliła w jego żyły, gwałtownie dodając mu energii. Poderwał się z fotela, który wywrócił się na podłogę z głuchym łoskotem i uderzył pięściami w blat. Drewno pękło pod wpływem tego uderzenia i Gaara wzdrygnął się nieznacznie, wbijając w blondyna uważne spojrzenie.
— Chcesz powiedzieć, że praktycznie wydałeś na niego wyrok śmierci, o niczym mnie uprzednio nie informując?! — wrzasnął, nie będąc w stanie nad sobą zapanować.
— Właściwie to tak — Kazekage również wstał i bez cienia lęku spojrzał w oczy kolegi. Czy też raczej w oczy Lisiego Demona. — Nie liczę, że mi za to podziękujesz. Ale to jedyne słuszne wyjście z tej sytuacji i kiedy już ochłoniesz, dojdziesz do podobnego wniosku.
— Jak mogłeś?! — Naruto zaczął trząść się z wściekłości, a niewielkie iskierki ognia zaczęły trzaskać na koniuszkach jego palców. Niewzruszony Gaara poprawił swój biało-niebieski płaszcz i bez słowa udał się do wyjścia. Przed opuszczeniem pomieszczenia zatrzymał się jeszcze na chwilę i przyjrzał walającym się po podłodze kawałkom drewna.
— Przepraszam za zdemolowanie drzwi. Uspokój się, Naruto-san, już po wszystkim. Nie musisz się już niczym więcej martwić — i po prostu wyszedł, tak samo gwałtownie jak się pojawił.
Opanuj się. Jesteś buddyjskim mnichem, pamiętaj — wtrącił się Kurama, najwyraźniej starając się zapobiec ewentualnemu wybuchowi ze strony Szóstego Hokage, który wręcz rwał się do zdemolowania czegoś. Właściwie fakt, że byli na siebie skazani nie dziwił, gdy dogłębniej poznało się ich charaktery — jak to mówią, ciągnie swój do swego. Szczęście w nieszczęściu, że wpadali we wściekłość z powodu innych rzeczy, więc zazwyczaj mogli wzajemnie gasić swoje mordercze zapędy.
Pierdolonym buddyjskim mnichem. Nie mogę tego tak zostawić!
Piaskowy Demon ma rację. Powinieneś paść przed nim na kolana i dziękować za to, że zechciał przywlec tu swój tyłek aż z Suny i wykonać za ciebie brudną robotę. Czego chcesz więcej?
Chcę żeby Sasuke żył. Nieważne jakim jest dupkiem, wiem, że gdzieś tam, głęboko w sercu wciąż jest tym samym skrzywdzonym przez los dzieckiem. Nie zasługuje na taki koniec. — Prowadząc dysputę filozoficzną z Kuramą, rozgorączkowany Naruto jednocześnie zastanawiał się, co mógł teraz zrobić. Bo tego, że nie pozwoli, aby jego przyjaciel — nieważne, były czy obecny — został zaszlachtowany przez oddział ANBU, był bardziej niż pewien. Nie bardzo go w tym momencie obchodziło czy przypłaci to swoją pozycją, czy głową. W końcu jeżeli przyjaźń nie była wartością, za którą warto umrzeć, to co nią było?
Nie poniżaj się aż tak i nie udawaj szlachetnego — Kyuubi zamilkł na moment i Uzumaki zaczął już naiwnie wierzyć, że po prostu odczytał jego mało subtelne sygnały i zwyczajnie się zamknął, ale w porę zorientował się, że jest to raczej niemożliwe. Prędzej piekło zamarznie, niż Kurama zacznie zachowywać swoje jakże ambitne myśli dla siebie. — Pozwól, że coś ci doradzę. Jeśli już musisz, biegnij go ratować. Nie udawaj tylko, że robisz to w imię wyższych ideałów, bądź egoistą i zrób to dla siebie.
Co chcesz przez to powiedzieć, Krynico Mądrości? — Naruto zamarł, stojąc na środku pomieszczenia i choć tak naprawdę już jakiś czas temu zdecydował co zrobi w zaistniałej sytuacji, to wciąż chciał dowiedzieć się, co takiego miał mu do zakomunikowania Kurama.
Średnio mnie obchodzi zgraja obłąkańców zwanych dumnie Radą, Demon Piaskowy, czy nawet sam Uchiha. Ale za to dość poważnie interesuje mnie twoje życiowe szczęście — tylko nie próbuj używać później tego argumentu przeciwko mnie, bo wszystkiemu zaprzeczę zrzucając całą winę na twoją chwilową niepoczytalność — a prawda jest taka, że kochasz go. — Naruto poczerwieniał na twarzy, słysząc to oświadczenie, w dodatku wypowiedziane przez Lisa bez choćby cienia kpiny, ale nie skomentował tego, pozwalając mu kontynuować. — Zatem zrób sobie i mi przysługę i nie pozwól swojemu szczęściu odejść, nie teraz, gdy ponownie jest w zasięgu ręki.
Blondyna bardzo zaskoczyła reakcja Kuramy, który najwyraźniej zdążył rozpracować jego uczucia, zanim on sam do tego doszedł. Lis miał rację — musi coś zrobić. Poddać się w tym momencie to jak przegrać życie. Odetchnął głęboko i rozejrzał się po swoim gabinecie, który wyglądał jak po bardzo ekscytującej przygodzie ze zgrają niedoświadczonych geninów, najpewniej ze schizofrenią paranoidalną. Podszedł do przepołowionego mahoniowego biurka i zaczął rozpinać swój biało-czerwony płaszcz Hokage. Był z siebie dumny, bo dłonie ani razu mu nie zadrżały. Zdjął z siebie okrycie i przewiesił je przez oparcie fotela, a kapelusz położył na zniszczonym blacie. Pogłaskał go opuszkami palców i uśmiechnął się — symbol jego spełnionych marzeń o tytule przywódcy Konohy. Pod spodem miał swój firmowy, rażąco pomarańczowo-czarny dres. Następnie schylił się i otworzył jedną z szuflad biurka, skąd wykopał dwie opaski z symbolem Wioski Liścia — swoją własną oraz tą należącą niegdyś do Sasuke — i schował obie do kieszeni bluzy.
Potem, uznawszy że dość już czasu zmarnował, wyskoczył przez szeroko otwarte okno, stawiając wszystko na jedną kartę i decydując się zrobić wszystko co w jego mocy, aby uratować Sasuke. Ponownie. Nie mógł się pozbyć uczucia déjà vu — to wszystko już raz się wydarzyło. Pokonywał już tą samą drogę przeszło piętnaście lat temu, w rozpaczliwej pogoni za zbiegłym przyjacielem. Jednak tym razem nie zawiedzie.

~oOo~

And if we should die tonight
We should all die together
Raise a glass of wine for the last time

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz