ROZDZIAŁ CZWARTY
Następne kilka dni młody Hokage zniósł niewyobrażalnie
ciężko. Miał niejasne przeczucie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu,
a wszechświat za wszelką cenę zapragnął uczynić jego życie jeszcze bardziej
gównianym — nie żeby to było takie znowu łatwe. Jakby na to nie patrzeć,
poprzeczka była ustawiona wysoko, za co ukłony można skierować głównie w stronę
Kuramy. Lis uznał całą sytuację za pierwszorzędną komedię i naigrywał się z
Naruto przy każdej dogodnej okazji, ale był to jedynie wierzchołek góry lodowej.
O powrocie Sasuke Uchihy do Konohy wiedziało niewiele
osób — jedynie członkowie Rady i sam Hokage — ale ilość ta była absolutnie
wystarczająca, aby powstało niemałe zamieszanie. Naruto spędził trzy doby,
szukając jakiejś luki w przepisach, czegokolwiek, co pozwoliłoby mu na
odstąpienie od wyroku wydanego na zbiegłego shinobi. Problem byłby zdecydowanie
mniejszy, gdyby tamten chciał jedynie powrócić do Wioski Liścia i wieść tu
spokojne życie — wtedy całą sprawę można by dyskretnie zamieść pod dywan, a
Radę utrzymać w stanie błogiej nieświadomości. Inaczej to wszystko wyglądało,
gdy przychodziło do egzaminu na jonina, którego Sasuke kategorycznie zażądał,
bo takie kwestie zawsze były wywlekane i dogłębnie analizowane na oficjalnych
zebraniach Rady.
Koniec końców, Uzumaki odkrył ponad trzy sposoby na
defraudację znacznej sumy pieniędzy, które mógłby przeznaczyć choćby na
popularyzację własnoręcznie przygotowywanych posiłków oraz dorobił się efektownych
worów pod oczami, ale nie znalazł żadnego alternatywnego rozwiązania sprawy
Sasuke. Zdesperowany stanął więc przed obliczem Rady Konohy i poinformował ich
o stanie faktycznym możliwie jak najbardziej przymilnym głosem, powołując się
na prawa przysługujące mu z racji piastowania stanowiska Hokage, mając
nadzieję, że nie rzucą się na niego jak stado wygłodniałych wilków.
Skończyło się to mniej więcej tak jak przewidywał —
starszyzna Wioski zaprezentowała całą gamę emocji, począwszy od świętego
oburzenia, a na dzikich wrzaskach skończywszy, ale niestety nie były to emocje
pozytywne. Ogólne stanowisko Rady prezentowało się następująco: Uchihę należy
jak najszybciej zlikwidować zanim zdąży skrzywdzić jeszcze kogoś — choć byli
także zwolennicy uprzedniego zaserwowania zdrajcy serii średniowiecznych
tortur, najlepiej na forum publicznym. Natomiast Naruto, jako przywódca wioski,
powinien być organem wykonawczym. W pewnym momencie starszyzna zaczęła nawet
coś przebąkiwać o wypowiedzeniu posłuszeństwa, i Uzumaki musiał przypominać
częściej niż raz, kto tu tak właściwie ma władzę.
Dlatego właśnie kiedy uznał, że kryzys został
zażegany, przynajmniej chwilowo, zaryglował się w swoim biurze. Postanowił
udawać, że go nie ma, nie istnieje i w spokoju wypić kubek gorącej kawy. Jakież
było jego zaskoczenie, gdy w swoim gabinecie zastał czekającego na niego
Neji'ego Hyuugę.
— Twoi strażnicy rozpoznali mnie i wpuścili —
wyjaśnił, czując na sobie pytające spojrzenie blondyna, który w tym momencie
zdecydowanie nie przypominał rozumnej formy życia.
Naruto jedynie pokiwał głową z zapałem, po czym
poczłapał do biurka i opadł na miękki fotel, uprzednio odstawiwszy kubek
parującej cieczy na blat. Był bardziej niż niechętny do rozmowy z kolegą, ale
nie miał też siły go wyrzucać, zwłaszcza że w ostatnich dniach wyjątkowo wiele
osób zostało wykopanych z gabinetu wściekłego Hokage. Neji uważnie obserwował
poczynania drugiego mężczyzny, nie odzywając się przez dłuższą chwilę, po czym
również podszedł do biurka, jednak nie usiadł na wolnym krześle, a jedynie
oparł o nie ramiona.
— Dobrze. Teraz następuje ten moment, w którym
grzecznie powiesz mi co się, do cholery, dzieje i dlaczego cała Rada nagle
zaczęła wariować jakby co najmniej wybuchła kolejna wojna, a ty wyglądasz jak
uosobienie wkurwienia.
Naruto odstawił kubek, uprzejmie ignorując żądanie
kolegi. Zamknął oczy i gotów był uciąć sobie krótką drzemkę, mając nadzieję, że
choć częściowo zregeneruje siły przed kolejnym starciem z rozjuszoną
starszyzną, ale zdenerwowany mężczyzna uderzył w blat otwartą dłonią, skupiając
tym samym na sobie jego uwagę.
— Naruto—san. Nie jestem idiotą i dobrze wiem, że
dzieje się coś niedobrego. Bądź tak miły i powiedz mi co, bo dobrze wiesz, że
kiedyś i tak się dowiem, a lepiej wcześniej niż później. — Jakby dla
podkreślenia jego słów, w mlecznobiałych oczach Hyuugi zapłonął Byakugan.
— Neji, jestem dziś wyjątkowo zmęczony, więc będę
mówił powoli. — Naruto westchnął ciężko. — Wybacz mi, ale nie twój zasrany
interes, dlaczego Rada jest zdenerwowana. Jeżeli jakaś informacja nie została
upubliczniona to najwyraźniej jest ku temu konkretny powód.
Oczy drugiego mężczyzny rozszerzyły się i już otwierał
usta, zapewne aby powiedzieć coś wyjątkowo nieprzyjemnego i wykłócać się dalej,
ale przerwało mu pukanie do drzwi, które otworzyły się jeszcze zanim gospodarz
zdążył zareagować. Do środka wpadł rozemocjonowany pomocnik Hokage, który
najwyraźniej pełnił aktualnie zaszczytną rolę gołębia pocztowego.
— Lordzie Hokage, przybył…
— Nie obchodzi mnie to. Prosiłem, żeby mi nie przeszkadzano,
czyżbym nie wyraził się wystarczająco jasno? — Naruto podniósł się z fotela i
tylko dzięki bożej opatrzności ustał na nogach. Spojrzał groźnie na chłopca,
który dopiero co wtargnął do pomieszczenia. Bardzo go lubił, ale teraz naprawdę
nie miał ochoty na jakiekolwiek kontakty międzyludzkie.
— Przepraszam pana, ale to… — wysapał nieco
zdenerwowany chłopak, z lękiem patrząc na sylwetkę Uzumakiego obleczoną w
tradycyjny, biało—czerwony płaszcz.
— W takim razie wyjdź i dopilnuj, żeby nikt mi nie przeszkadzał.
Ktokolwiek to jest, poczeka.
— Tak jest — chłopiec posłusznie skłonił głowię i w te
pędy wybiegł z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.
Neji ze zmarszczonym czołem obserwował tę sytuację, po
czym skrzyżował ramiona na piersi i krytycznie przyjrzał się koledze.
— Normalnie tak się nie zachowujesz. Wnioskuję, że ma
to jakiś związek ze świrującą starszyzną — Hyuudze nie można było odmówić
umiejętności szybkiego łączenia faktów. Mężczyzna zamilkł, cała jego sylwetka
wręcz domagała się wyjaśnień.
— Powiedzmy, że Rada ma dość konserwatywne poglądy i
zarzuca mi naginanie pewnych praw — powiedział zmęczonym głosem Naruto, z
powrotem moszcząc się w fotelu. Uznał bowiem, że najlepiej będzie powiedzieć
Neji'emu pół—prawdę i, jeśli los się do niego uśmiechnie, uda mu się tym samym
nieco osłabić czujność drugiego mężczyzny. Zza drzwi usłyszał bliżej
niezidentyfikowane krzyki świadczące o zdenerwowaniu potencjalnego gościa, ale
zupełnie to zignorował. Był dyspozycyjny niemalże dwadzieścia cztery godziny na
dobę, jemu też należało się trochę odpoczynku od problemów innych ludzi.
— A od kiedy to jesteś zwolennikiem naginania prawa do
własnych potrzeb? — Neji Hyuuga nie był osobą, która łatwo się dekoncentrowała
i był zdeterminowany by ciągnąć temat, aż uzyska wszystkie interesujące go
informacje. — Nigdy bym cię o to nie podejrzewał…
Przerwał mu okropny huk i gdyby nie jego osławiony
refleks, nie zdołałby uchronić się przed bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z
mknącymi w jego kierunku drzwiami. Cóż, nie można powiedzieć, że chłopak nie
starał się zatrzymać przybysza, bo był praktycznie uczepiony dopiero co
wyważonych drzwi, niczym tonący tratwy i wleciał do środka razem z nimi. Całość
była uroczo okraszona śladowymi ilościami pustynnego piasku. Zaraz… piasek?
Obaj mężczyźni podnieśli głowy i uważnie przyjrzeli się tajemniczemu gościowi,
który miał czelność tak bezpardonowo wtargnąć do gabinetu Hokage. Po drugiej
stronie futryny, w której jeszcze nie tak dawno osadzone były drzwi, stał
wysoki mężczyzna, podobnie jak Naruto odziany w biały płaszcz, choć zamiast
czerwonym akcentów, wykończenia jego stroju były niebieskie. Miał ogniście
czerwone włosy i sporą gurdę przymocowaną do pleców. Nic dziwnego, że drzwi nie
zdołały na długo powstrzymać przybysza. Lichy, nieprzeszkolony kawałek drewna
versus Demon Piaskowy, znany także jako Kazekage Wioski Piasku? Walka była
doprawdy wyrównana. Witaj, Gaara.
— Lordzie Kazekage — odezwał się Neji, który
zareagował jako pierwszy i skłonił głowę w geście szacunku. Przybysz nie
zaszczycił go nawet pojedynczym spojrzeniem tylko wszedł do gabinetu,
przestępując po drodze przez trzęsącego się ze strachu chłopca, który uciekł
tak szybko, jak było to fizycznie możliwe. Przebywanie w tym samym
pomieszczeniu z dwójką rozjuszonych Kage było potencjalnie niebezpieczne i
groziło trwałym kalectwem lub jeszcze trwalszą śmiercią.
— Naruto-san — rzucił krótko Gaara w ramach
przywitania, wciąż rozsierdzony. Cóż, najwyraźniej nie przywykł do tego, że
ludzie każą mu czekać albo nie chcą z nim rozmawiać.
— Gaara — Hokage ponownie wstał z fotela, chwiejąc się
nieznacznie ze zmęczenia. — Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? — zapytał,
jednocześnie dbając o to, aby słowo „zaszczyt" wyrażało jego irytację i
poddawało jego domniemane znaczenie w wątpliwość.
Kazekage nie odpowiedział od razu, jedynie wpatrywał
się w zmęczoną i zirytowaną twarz Naruto, a jego oblicze nieco złagodniało.
Potem przeniósł spojrzenie na stojącego nieopodal Hyuugę, który uważnie
przyglądał się obu mężczyznom.
— Twoja obecność nie jest niezbędna, Hyuuga — oznajmił
chłodno. — Właściwie, jest ona wręcz niepożądana — dodał, gdy Neji nie poruszył
się nawet o milimetr. Brunet spojrzał szybko na Hokage, ale gdy ten nie
zaprotestował, jedynie pokręcił głową i skierował się w stronę wyłomu w
ścianie.
— Wybacz mi tak bezprecedensowe wyproszenie stąd
twojego przyjaciela — dodał Gaara, gdy mężczyzna w końcu wyszedł. Uprzejmie
udał, że nie dostrzegł niecodziennego wyrazy twarzy Uzumakiego na użyte przez
niego słowo. — Nie sądzę, żebyś chciał obecności świadków w związku z tym, co
zaraz usłyszysz.
Naruto ponownie westchnął, zamrugał kilkakrotnie
oczami i, uprzednio wskazawszy Kazekage krzesło po drugiej stronie mahoniowego
biurka, zasiadł w fotelu. Miał wrażenie jakby jego kończyny dryfowały radośnie
we wszystkich kierunkach i nie marzył o niczym tak bardzo, jak o własnym,
ciepłym łóżku, ale cholernie dobrze wiedział, że wizyta Gaary nie zwiastowała
niczego dobrego, więc heroicznym wysiłkiem woli powstrzymał wyjątkowo
nieeleganckie ziewnięcie i usiadł prosto. Zajrzał z nadzieją do stojącego na
blacie kubka, ale przeżył ogromne rozczarowanie, gdy ujrzał jedynie czarne
fusy, smętnie spoczywające na dnie. Nigdy nie parał się żadnymi technikami,
choćby luźno powiązanymi z wróżbiarstwem, ale gdy ujrzał, że złośliwe farfocle
uformowały się w coś do złudzenia przypominającego nagrobek z krzyżem,
stwierdził, że nie potrzebuje żadnych głębszych studiów aby zrozumieć przekaz.
— Wydaje mi się, że wiem z czym związana jest twoja
wizyta — zaczął zrezygnowany, woląc mieć to już za sobą. Kogo jak kogo, ale
Gaary nie mógł ot tak wykopać za drzwi, niezależnie od tego z jaką sprawą tu
przybył.
— Zapewne — zgodził się Piaskowy Demon i, choć jego
twarz nie wyrażała w tym momencie absolutnie niczego, widać było, że stopień
jego niezadowolenia mógł równać się z Naruto. — Nie wiem czy wiesz, ale twoja
Rada zarzuciła ci nieudolność, niepoczytalność i kilka innych równie ciekawych
epitetów, mających na celu pomóc mi zwizualizować sobie ogrom twojego
szaleństwa — to mówiąc zmarszczył nieznacznie brwi. Hokage bynajmniej nie
wyglądał na niespełna rozumu, co najwyżej na kogoś, kto właśnie ukończył bieg
maratoński i nie jest w stanie utrzymać otwartych powiek. — Masz coś do
powiedzenia na ten temat?
Naruto jedynie pokręcił głową w milczeniu. Był
bardziej niż pewny, że Gaara nie da się nabrać na gadkę—szmatkę o różnicach
poglądów i jego liberalnym podejściu do niektórych aspektów prawa. Co więcej,
Kazekage był już prawdopodobnie zaznajomiony z wszystkimi szczegółami
zaistniałej sytuacji. To takie typowe dla starszyzny Konohy — gdy pojawił się
problem, którego nie byli w stanie rozwiązać sami, za pomocą swoich jakże
oświeconych, humanistycznych umysłów, szukali pomocy u kogoś, kto stał wyżej w
hierarchii. Rada, z racji swojej pozycji, nie miała prawa podważać decyzji
Hokage, ale nie tyczyło się to Gaary, który w świetle prawa był mu równy.
— W związku z tym wystosowali do mnie list z prośbą o
natychmiastowe przybycie i spacyfikowanie twoich, uwaga cytuję, „destrukcyjnych
dla całej Wioski Liścia zamiarów". Śmiem dodać, że całość miała dość
błagalny wydźwięk. Zapytam więc tylko raz. Co ty, do diabła, myślisz, że
robisz?
— Staram się pogodzić moje sumienie z tak zwaną
odpowiedzialnością cywilną, ale najwyraźniej niezbyt mi to wychodzi — odparł
prosto blondyn, zaczynając się zastanawiać, dlaczego właśnie jego to wszystko
spotkało.
— Problem w tym, że najwyraźniej w ogóle nie myślisz —
skwitował Gaara, przyglądając mu się krytycznie. — Dlaczego po prostu nie
skażesz Uchihy na śmierć? Znasz prawo równie dobrze jak ja. Nie ma litości dla
morderców i zdrajców.
— Zarzuć mi słabość jeśli chcesz, ale nie potrafię. Po
prostu — Naruto westchnął przeciągle. Od dziecka marzył o tytule Hokage i nie
podejrzewał, że kiedykolwiek mógłby świadomie zrezygnować z tego stanowiska.
Teraz jednak zaczął bardzo poważnie rozważać, czy aby nie korzystniej byłoby po
prostu spakować cały swój dobytek do plecaka i uciec jak najdalej,
pozostawiając cały ten cyrk za sobą, by poradziła sobie z nim Rada.
— Tylko przez to, że ktoś jest dla ciebie ważny, nie
musi być on dobry. Choćbyś wiedział, że ten ktoś jest zły, z samotnością nie
wygrasz — dodał Kazekage nieco nostalgicznie. W jego przeszłości również czaiło
się wiele cieni, dużo bólu i jeszcze więcej samotności i odrzucenia. Doskonale
rozumiał trudną sytuację w jakiej znalazł się Naruto. Nikt nie powinien być
zmuszony do wyboru pomiędzy życiem bliskiej osoby, a spełnieniem swej
powinności. — Znasz mnie, Naruto—san. Tak samo jak ja znam ciebie i wiem, że
nie ma wielu rzeczy, które cię przerastają. Nie przebyłem całej drogi z Suny
dlatego, że nie wierzę w twoje kompetencje, ale to po prostu nie jest decyzja,
którą jesteś w stanie podjąć sam. To zniszczyłoby cię psychicznie.
— Co więc proponujesz? Sasuke był moim najlepszym i
jedynym przyjacielem, niezależnie od czynów jakich się dopuścił, nie będę w
stanie go zabić — przy ostatnim słowie głos blondyna zadrżał nieznacznie,
jednak była to jedyna oznaka jego obecnego roztrzęsienia i braku równowagi
emocjonalnej. Nie mógł sobie pozwolić na okazywanie słabości w obecności Gaary,
ale ten i tak zauważył.
— Powinieneś po prostu zapomnieć. Ten Uchiha nie jest
już tą samą osobą, za którą tak tęsknisz. Minęło piętnaście lat, to nie mogło
obejść się bez echa. Twój przyjaciel umarł już dawno, teraz została jedynie
pusta skorupa po nim, wypełniona po brzegi pragnieniem zemsty.
Ciekawa konkluzja. Naruto, ze śladową pomocą Kuramy,
doszedł już kiedyś do podobnych wniosków, jednak teraz — w świetle ostatnich
wydarzeń — gotów był ponownie rozważyć całą kwestię. Wciąż miał przed oczami
zimne oczy Sasuke i jego szyderczy uśmiech, które miał okazję podziwiać kilka
dni temu. Pogodzenie się z tym nie było łatwe, ale fakty przemawiały same za
siebie.
— Nieważne — uciął, nie mogąc dłużej słuchać tego współczującego
i solidaryzującego się z nim Gaary. — Niezależnie od tego, co sobie postanowię,
wciąż muszę podjąć jakąś konkretną decyzję w sprawie jego egzaminu na jonina.
— Myślałeś o tym jakie zadanie mu przydzielić? —
zapytał zagadkowo Kazekage, pozornie porzucając poprzedni temat.
Och tak, Naruto dużo o tym myślał. W głębi serca
wiedział, że prawdopodobnie Sasuke ponownie dostanie to, czego chce i zostanie
dopuszczony do egzaminu. A on, jako Hokage, musiałby wtedy wyznaczyć mu jakieś
zadanie. Wiedział dobrze, że jego rywal jest cholernie silnym shinobi — zawsze
był, a biorąc pod uwagę, że nie był typem, który tak po prostu „osiada na
laurach" przez ostatnie lata zapewne stał się jeszcze silniejszy.
Standardowa walka mająca na celu pokonanie konkretnego przeciwnika nie
wchodziła więc w grę, nie było to coś, co mogłoby stanowić dla niego
poważniejszą przeszkodę. Jedynym, który mógłby się z nim mierzyć był sam
Uzumaki — a tego też nie chciał, mając na uwadze swoją miażdżącą porażkę w
Dolinie Końca. W najlepszym wypadku obaj straciliby nad sobą panowanie i
pozabijaliby się wzajemnie. W najlepszym, bo równie dobrze Naruto mógł ponownie
przegrać, a to z kolei wiązałoby się z utratą szacunku w oczach mieszkańców
wioski i w konsekwencji koniecznością rezygnacji ze stanowiska Hokage. I
właśnie wtedy doznał olśnienia. Jonini musieli wypełniać także inne obowiązki,
jak choćby prowadzenie nowo uformowanych drużyn geninów. Dlaczego by więc nie
nakazać Sasuke, aby pracował z jakimś dzieciakiem? Tutaj przed oczami stanęła mu
roześmiana buzia Sida — młody miał ostatnio poważne problemy w Akademii, a on
sam nie miał zbyt wiele czasu na doraźną pomoc, więc dodatkowe lekcje z
pewnością by mu nie zaszkodziły. Co zaś się tyczyło Uchihy — był rasowym
introwertykiem, więc bycie tak blisko kogoś, w relacji mistrz—uczeń mogłoby być
dla niego przeszkodą nie do pokonania.
— Owszem, doszedłem do wniosku, że…
— Niepotrzebnie — oznajmił Gaara z drapieżnym błyskiem
w oku, który bardzo nie spodobał się Naruto. — Mówiłem prawdę, że nie jesteś w
stanie sam sobie z tym poradzić. Każdy scenariusz zakładający przeżycie Uchihy
jest równoważny utracie przez ciebie stołka. Podejrzewam, że byłbyś na tyle
głupi i szlachetny aby ponieść tę ofiarę, ale on i tak nie pożyłby długo,
gwarantuję, że Rada by o to zadbała.
— Gaara? Co zrobiłeś? — cała senność opuściła Hokage,
jak ręką odjął.
— Wysłałem go na pewną misję w ramach jego egzaminu na
jonina. Pamiętasz Nagato, prawda? Jak mógłbyś zapomnieć. Niedawno w okolicach
Suny powstała pewna organizacja, mająca na celu odnalezienie jego
zapieczętowanego ciała i zapewne przejęcie jego moc czy coś takiego. Same
żółtodzioby, jeśli chcesz znać moje zdanie. Byłem zbyt zajęty, aby się tym
zająć, więc na pewien czas po prostu pozwoliłem im działać, postanawiając
wyeliminować ich później.
— Sasuke poradzi sobie z nimi bez problemu, jesteś
tego świadomy? — zauważył Naruto, wciąż nie rozumiejąc do czego zmierzał jego
kolega po fachu.
— W to nie wątpię — wąskie usta Gaary wykrzywiły się w
maniakalnym uśmiechu, choć jego oczy nadal pozostały poważne. — Jednak nie
poradzi sobie w pojedynkę, ze specjalnie przeszkolonym oddziałem ANBU, który
podążył jego tropem.
— Co… jak… — oniemiały Hokage dość nieudolnie próbował
przetrawić słowa Kazekage.
— Podjąłem tę decyzję za ciebie. W ten sposób
przynajmniej zachowasz swoje wymarzone stanowisko.
Oczy Naruto rozszerzyły się z przerażenia, a
adrenalina pomieszana z chakrą Kyuubiego wystrzeliła w jego żyły, gwałtownie
dodając mu energii. Poderwał się z fotela, który wywrócił się na podłogę z
głuchym łoskotem i uderzył pięściami w blat. Drewno pękło pod wpływem tego
uderzenia i Gaara wzdrygnął się nieznacznie, wbijając w blondyna uważne
spojrzenie.
— Chcesz powiedzieć, że praktycznie wydałeś na niego
wyrok śmierci, o niczym mnie uprzednio nie informując?! — wrzasnął, nie będąc w
stanie nad sobą zapanować.
— Właściwie to tak — Kazekage również wstał i bez
cienia lęku spojrzał w oczy kolegi. Czy też raczej w oczy Lisiego Demona. — Nie
liczę, że mi za to podziękujesz. Ale to jedyne słuszne wyjście z tej sytuacji i
kiedy już ochłoniesz, dojdziesz do podobnego wniosku.
— Jak mogłeś?! — Naruto zaczął trząść się z
wściekłości, a niewielkie iskierki ognia zaczęły trzaskać na koniuszkach jego
palców. Niewzruszony Gaara poprawił swój biało-niebieski płaszcz i bez słowa
udał się do wyjścia. Przed opuszczeniem pomieszczenia zatrzymał się jeszcze na
chwilę i przyjrzał walającym się po podłodze kawałkom drewna.
— Przepraszam za zdemolowanie drzwi. Uspokój się,
Naruto-san, już po wszystkim. Nie musisz się już niczym więcej martwić — i po
prostu wyszedł, tak samo gwałtownie jak się pojawił.
Opanuj się.
Jesteś buddyjskim mnichem, pamiętaj — wtrącił się Kurama, najwyraźniej starając się
zapobiec ewentualnemu wybuchowi ze strony Szóstego Hokage, który wręcz rwał się
do zdemolowania czegoś. Właściwie fakt, że byli na siebie skazani nie dziwił,
gdy dogłębniej poznało się ich charaktery — jak to mówią, ciągnie swój do
swego. Szczęście w nieszczęściu, że wpadali we wściekłość z powodu innych
rzeczy, więc zazwyczaj mogli wzajemnie gasić swoje mordercze zapędy.
Pierdolonym
buddyjskim mnichem. Nie mogę tego tak zostawić!
Piaskowy Demon
ma rację. Powinieneś paść przed nim na kolana i dziękować za to, że zechciał
przywlec tu swój tyłek aż z Suny i wykonać za ciebie brudną robotę. Czego
chcesz więcej?
Chcę żeby
Sasuke żył. Nieważne jakim jest dupkiem, wiem, że gdzieś tam, głęboko w sercu
wciąż jest tym samym skrzywdzonym przez los dzieckiem. Nie zasługuje na taki
koniec. — Prowadząc dysputę filozoficzną z Kuramą, rozgorączkowany Naruto
jednocześnie zastanawiał się, co mógł teraz zrobić. Bo tego, że nie pozwoli,
aby jego przyjaciel — nieważne, były czy obecny — został zaszlachtowany przez
oddział ANBU, był bardziej niż pewien. Nie bardzo go w tym momencie obchodziło
czy przypłaci to swoją pozycją, czy głową. W końcu jeżeli przyjaźń nie była
wartością, za którą warto umrzeć, to co nią było?
Nie poniżaj się
aż tak i nie udawaj szlachetnego — Kyuubi zamilkł na moment i Uzumaki zaczął już
naiwnie wierzyć, że po prostu odczytał jego mało subtelne sygnały i zwyczajnie
się zamknął, ale w porę zorientował się, że jest to raczej niemożliwe. Prędzej
piekło zamarznie, niż Kurama zacznie zachowywać swoje jakże ambitne myśli dla
siebie. — Pozwól, że coś ci doradzę.
Jeśli już musisz, biegnij go ratować. Nie udawaj tylko, że robisz to w imię
wyższych ideałów, bądź egoistą i zrób to dla siebie.
Co chcesz przez
to powiedzieć, Krynico Mądrości? — Naruto zamarł, stojąc na środku pomieszczenia i
choć tak naprawdę już jakiś czas temu zdecydował co zrobi w zaistniałej
sytuacji, to wciąż chciał dowiedzieć się, co takiego miał mu do zakomunikowania
Kurama.
Średnio mnie
obchodzi zgraja obłąkańców zwanych dumnie Radą, Demon Piaskowy, czy nawet sam
Uchiha. Ale za to dość poważnie interesuje mnie twoje życiowe szczęście — tylko
nie próbuj używać później tego argumentu przeciwko mnie, bo wszystkiemu
zaprzeczę zrzucając całą winę na twoją chwilową niepoczytalność — a prawda jest
taka, że kochasz go. — Naruto poczerwieniał na twarzy, słysząc to
oświadczenie, w dodatku wypowiedziane przez Lisa bez choćby cienia kpiny, ale
nie skomentował tego, pozwalając mu kontynuować. — Zatem zrób sobie i mi przysługę i nie pozwól swojemu szczęściu
odejść, nie teraz, gdy ponownie jest w zasięgu ręki.
Blondyna bardzo zaskoczyła reakcja Kuramy, który
najwyraźniej zdążył rozpracować jego uczucia, zanim on sam do tego doszedł. Lis
miał rację — musi coś zrobić. Poddać się w tym momencie to jak przegrać życie.
Odetchnął głęboko i rozejrzał się po swoim gabinecie, który wyglądał jak po
bardzo ekscytującej przygodzie ze zgrają niedoświadczonych geninów, najpewniej
ze schizofrenią paranoidalną. Podszedł do przepołowionego mahoniowego biurka i
zaczął rozpinać swój biało-czerwony płaszcz Hokage. Był z siebie dumny, bo
dłonie ani razu mu nie zadrżały. Zdjął z siebie okrycie i przewiesił je przez
oparcie fotela, a kapelusz położył na zniszczonym blacie. Pogłaskał go
opuszkami palców i uśmiechnął się — symbol jego spełnionych marzeń o tytule
przywódcy Konohy. Pod spodem miał swój firmowy, rażąco pomarańczowo-czarny
dres. Następnie schylił się i otworzył jedną z szuflad biurka, skąd wykopał
dwie opaski z symbolem Wioski Liścia — swoją własną oraz tą należącą niegdyś do
Sasuke — i schował obie do kieszeni bluzy.
Potem, uznawszy że dość już czasu zmarnował, wyskoczył
przez szeroko otwarte okno, stawiając wszystko na jedną kartę i decydując się
zrobić wszystko co w jego mocy, aby uratować Sasuke. Ponownie. Nie mógł się
pozbyć uczucia déjà vu — to wszystko już raz się wydarzyło. Pokonywał już tą
samą drogę przeszło piętnaście lat temu, w rozpaczliwej pogoni za zbiegłym
przyjacielem. Jednak tym razem nie zawiedzie.
~oOo~
And if we
should die tonight
We should all die together
Raise a glass of wine for the last time
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz