wtorek, 25 marca 2014

Friends never say goodbye (4/6)

Cytat na dole powinien być Wam znany, informuję tylko, iż jest to cytat. Czuję się jeszcze zobligowana uprzedzić, że w poniższym rozdziale mogą (aczkolwiek nie muszą) wystąpić jakieś błędy logiczne/nieścisłości jeśli chodzi o powiązania z mangą/anime.


ROZDZIAŁ TRZECI

Szczęście w nieszczęściu, że był prawie środek nocy i nikt niepożądany nie kręcił się przy Rezydencji Hokage, bo sceny, które miały się tu zaraz rozegrać, były iście dantejskie. Gdy Naruto w końcu przypomniał sobie, że oddychanie jest jednak niezbędne do przeżycia i udało mu się ponownie powrócić do rzeczywistości, jego twarz wykrzywił grymas zwierzęcej wściekłości. Oto stało przed nim urzeczywistnienie wszystkich jego problemów — właśnie teraz, kiedy definitywnie postanowił przestać walczyć.
Zanim jego umysł skonsultował z mięśniami, co ma być teraz zrobione, Uzumaki zdążył już się poruszyć i w następnej chwili zęby Uchihy rozdzwoniły się pod wpływem mocnego ciosu w szczękę. Blondyn najwyraźniej zupełnie stracił nad sobą panowanie, wpadł w amok, a jego zazwyczaj błękitne oczy płonęły teraz wewnętrznym ogniem i czuł buzującą pod skórą niespożytkowaną energię. Sasuke pierwszy cios przyjął ze stoickim spokojem — może po prostu się go nie spodziewał, a może uznał to za pewnego rodzaju pokutę — ale gdy tylko dostrzegł ponownie mknącą ku niemu pięść rywala, z zadziwiającą szybkością złapał jego nadgarstki, nie przestając się maniakalnie uśmiechać. Niestety, szybko zdał sobie sprawę, że nie rozwiązało to problemu nagłego wybuchu agresji blondyna, a jedynie podsyciło jego wściekłość, bo poczuł silne kopnięcie w goleń. Warknął cicho i obrócił się, ciągnąc za sobą drugiego mężczyznę w taki sposób, że nadpobudliwy Hokage został zakleszczony między jego torsem, a ścianą budynku.
— Witaj, Lordzie Hokage. — Jego ton był zimny i jakby podszyty kpiną, co ostro kontrastowało z treścią przekazu. Przez lata szlifował swoje umiejętności retoryczne i do perfekcji opanował sztukę lżenia kogoś samym tonem głosu oraz postawą ciała. Oczywiście, nie dając owej osobie żadnego konkretnego powodu do wyzwania go na pojedynek.
— Sasuke! — Naruto dyszał wściekle, a w jego oczach powoli zaczynały z powrotem błyszczeć inteligencja i zrozumienie. — Puszczaj, draniu!
— Pozwól, że z obawy o moją kondycję psychofizyczną nie usłucham rozkazu. Nie ufam twoim stalowym nerwom. — Oddech bruneta drażnił rozpalone oblicze Uzumakiego.
Hokage szarpał się jeszcze przez chwilę, chcąc się uwolnić z uścisku przeciwnika, ale nie był w stanie. Była to rzecz niespotykana, bo z pomocą Kyuubiego powinien być w stanie pokonać każdego w kategorii czystej siły fizycznej, ale jak to się mówi — nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Koniec końców, jedynie sapnął zrezygnowany, z twarzą zaczerwienioną z wściekłości i rozluźnił mięśnie, mając płonną nadzieję, że cholerny Uchiha go puści, bo cała sytuacja była dla niego wyjątkowo niekomfortowa. To już nawet nie chodziło o to, że przywódca Konohy został ot tak obezwładniony przez kogoś o randze ledwie genina i przyciśnięty do chłodnego muru, ale raczej o to, że owy shinobi napierał na niego całym ciałem. Gdy ktoś, komu się poświęciło piętnaście lat z życiorysu i w dodatku skrycie się go pragnęło przez cały ten czas, przyciska cię do ściany nic sobie nie robiąc z twojego oporu, do głosu dość łatwo może dojść coś, co na pewno nie jest rozsądkiem.
— Wróciłeś. — Zauważył jakże odkrywczo wciąż niespokojny Naruto. — Co takiego się wydarzyło w twoim życiu, że wielki i potężny dziedzic klanu Uchiha zdecydował się na powrót do Konohy? Jakieś niespełnione marzenia z przeszłości? — Zapytał napastliwie. Było tyle rzeczy, które chciał wykrzyczeć stojącemu przed nim mężczyźnie prosto w twarz, że nie wiedział nawet od czego powinien zacząć.
— Ja nie mam marzeń. — Czarne oczy krytycznie przyglądały się twarzy Uzumakiego, który wewnętrznie spalał się pod wpływem tego spojrzenia. — Na potrzeby tej konwersacji załóżmy, że mam pewien cel do osiągnięcia luźno powiązany z Wioską Liścia.
— Ach, tak? Cel? — wypluł Naruto, który był coraz bardziej pewien, że wyciągnięcie z Sasuke czegokolwiek sensownego będzie nie lada wyzwaniem. Jak on śmiał ot tak znikać sobie z jego życia na piętnaście lat, mówić te wszystkie rzeczy o byciu nic niewartym śmieciem i niegodnym przeciwnikiem, a potem najzwyczajniej w świecie wracać tutaj i patrzeć mu w oczy.
— Owszem i obawiam się, że w tym celu muszę skonsultować się z tobą, Lordzie Hokage. — Raz jeszcze pobieżnie przyjrzał się Naruto, po czym uwolnił jego nadgarstki i cofnął się lekko, dochodząc do wniosku, że blondyn już się opanował.
Uzumaki po raz kolejny tej nocy poczuł się jakby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. Nie wiedział skąd i dlaczego, ale wypełniało go przekonanie, że jeśli kiedyś w alternatywnej rzeczywistości drogi jego i Sasuke się skrzyżują, wciąż będzie umiał patrzeć pod jego maski — uważał to za coś podobnego do jazdy na rowerze, coś, czego się nigdy nie zapomina. Och, jakże się pomylił. Twarz jego rywala była zimna i nie wyrażała absolutnie niczego, jeśli nie liczyć sztucznego, drwiącego uśmieszku, który zdawał się być na stałe przylutowany do jego gęby. Spodziewałby się wszystkiego — szyderczego śmiechu, obelg, kolejnej epickiej walki, zderzenia Rasengan z Chidori, cholera, już nawet wybuch namiętności byłby jego zdaniem bardziej prawdopodobny niż to.
Uchiha stał sztywno i cała jego sylwetka wskazywała jasno i wyraźnie, że Hokage jest jego wrogiem — ani razu nie odwrócił się do niego plecami i wciąż czujnie obserwował wszystkie jego ruchy, gotów zaatakować w każdej chwili — nie było w tym ani śladu zaufania i ich dawnej zażyłości. W dodatku ten zimny ton i tytułowanie go „Lordzie" — żadnej przyjaźni, żadnej nienawiści, jedynie lodowata, wszechogarniająca obojętność.
Naruto zamknął oczy i wyprostował się. Skoro Sasuke chciał udawać, że między nimi nigdy nic nie było, on nie będzie znowu od niego gorszy i sprosta wyzwaniu.
— Nie wiem, jakiż to tym razem masz szczytny cel, Uchiha, ale z jego realizacją może być niemały problem. — Udało mu się nie zająknąć i płynnie wszedł w rolę przywódcy Wioski Liścia. Wciąż jednak nie był gotowy na otworzenie oczu. Nie chciał widzieć tej obojętności na twarzy byłego przyjaciela. — Jakby na to nie patrzeć, oficjalnie jesteś teraz międzynarodowym przestępcą, poszukiwanym ninja, za twoją głowę wyznaczono nagrodę, a z tego co mi wiadomo, masz również jakieś niejasne powiązania z Akatsuki…
— Zapomniałeś jeszcze o tym, że zdradziłem Wioskę Liścia mordując Danzo, ale reszta się zgadza. — Sprecyzował brunet rzeczowym tonem. — Ale wiem też, że mimo iż figuruję na liście poszukiwanych ninja, nie zostałem oznaczony jako shinobi, którego należy za wszelką cenę zabić i teoretycznie mogę jeszcze powrócić jako obywatel Konohagakure.
— Mylisz się. — Hokage w końcu otworzył oczy i spojrzał nieprzyjaźnie na stojącego przed nim wojownika. Jego tęczówki odzyskały kolor błękitnego, czystego nieba i nie było w nich widać żadnych emocji. — Po twoim ataku na Killera Bee, Raikage wymusił na Radzie dołączenie cię do listy przestępców bezwzględnie skazanych na śmierć.
Oczy Sasuke nieznacznie się rozszerzyły, lecz nie wyglądał na zbyt przejętego tym faktem. Doskonale wiedział, że niezależnie od jego mrocznej przeszłości, Szósty Hokage obejmie go swoją protekcją i uchroni przed katowskim mieczem i zdawał się wykorzystywać tę wiedzę jak tylko mógł.
— Zatem wybacz moje niedopatrzenie. Co w związku z tym? — Spojrzał na blondyna wyzywająco.
Jego rozmówca jedynie przymrużył oczy, ale nic nie powiedział. Jako jeden z pięciu Kage powinien wykazać się chociaż śladową ilością odpowiedzialności i zabić go tu i teraz — najlepiej własnoręcznie, co w sumie nie kolidowało zbytnio z jego prywatnymi pragnieniami — ale po prostu nie był w stanie. W tamtej chwili nienawidził się za okazaną słabość, ale miał nieprzyjemne przeczucie, że Sasuke nie przyszedłby tu bez uprzedniego przygotowania się na taką ewentualność.
— Zastanawia mnie, dlaczego straże wpuściły cię do Wioski. — Nie, żeby Naruto właśnie insynuował, jakoby Uchiha nie należał już do Konohy, ależ skąd.
— Ośmielę się stwierdzić, że mnie nie zauważyli. Najwyraźniej po prostu nie potrafią patrzeć. — Sasuke zgrabnie odbił piłeczkę. Hokage nie wątpił, że ninja jego kalibru potrafił bez większego problemu przemknąć niezauważony obok nie-tak-znowu-wyszkolonych strażników, ale wypominanie tego w takim momencie bardzo poważnie godziło w kompetencje Naruto.
Uzumaki zacisnął pięści aż pobielały mu knykcie, ale udało mu się zachować niewzruszony wyraz twarzy. Oto wreszcie nastąpiło to, na co tak czekał — w mroku nocy, przemoczeni od stóp do głów, stali naprzeciwko siebie. Już nie przyjaciele, nawet nie rywale — Hokage i oficjalnie skazany na śmierć nukenin. Wszystko to, co ich kiedyś łączyło, zostało rozmyte przez czas. Naruto wrócił wspomnieniami do tych radosnych i słonecznych dni, gdy zwykł nazywać Sasuke przyjacielem. Te obrazy, choć wyblakłe, przetrwały w jego pamięci. Roześmiane buzie, bijatyki na polu treningowym, wspólne przesiadywanie na mostku i wgapianie się w płynącą rzekę, dzielenie się przeżyciami i pragnieniami, chęć zawojowania świata. Teraz wydawało się to tak odległe i irracjonalne, jakby wydarzyło się w innym świecie — w świecie, w którym ludzie potrafią siebie kochać, nie ma wojen, bólu i zdrady, a najlepsi przyjaciele nie wbijają sobie sztyletów w plecy, gdy tylko ten drugi się odwróci.
— Powinienem cię zabić bez chwili wahania. — Zdanie to zawisło między nimi, wraz z resztą niewypowiedzianych słów, które nigdy nie padły oraz całym stosem niedomówień. Na to wypowiedziane drżącym głosem oświadczenie, Sasuke jedynie przekrzywił głowę, jakby chcąc przyjrzeć się drugiemu mężczyźnie pod innym kątem. Naruto westchnął zrezygnowany, a jego sylwetka zaczęła się nieznacznie trząść. Sytuacja była patowa, żadne wyjście nie było dobre. Skazać na śmierć najdroższą jego sercu osobę, czy darować mu życie, tym samym zupełnie ignorując obowiązki powiązane z zajmowanym przezeń stanowiskiem, o którym marzył odkąd sięgał pamięcią? To nie był wybór.
Wszakże istnieje jeszcze trzecia opcja. Zawsze możesz po prostu zawlec go na górę, przycisnąć do najbliższej płaskiej powierzchni i dać upust swojej frustracji. — A, właśnie. Uzumakiemu jakoś wyleciało z głowy, że zawsze może liczyć na pomocnego Kuramę i jego dobre rady. Nie wiedzieć czemu, w miarę upływu lat nabierał pewności, że jeżeli Lis w ogóle posiada jakikolwiek kodeks moralny, to musi on być mocno rozchwiany. — Potem możesz zwyczajnie na stałe zainstalować go w twoich prywatnych pokojach i już stamtąd nie wypuszczać — i wszyscy będą szczęśliwi.
Czasami jak tak ciebie posłucham, to nie mogę się nadziwić, że hasałeś sobie radośnie po świecie przez tyle lat i nikt cię jeszcze nie wykastrował. Nie pomagasz. — Mimo jego słów, opcja zaproponowana przez Kyuubiego była chyba najlepszą alternatywą. Nie, żeby Naruto kiedykolwiek zamierzał zrobić coś takiego, ale zawsze warto mieć marzenia.
— W takim razie, może mi powiesz, co tak nagle skłoniło cię do powrotu do miasteczka? — Zapytał zamiast tego, decydując się nieco odroczyć w czasie moment, w którym będzie musiał podjąć jakąś konkretną decyzję.
— Oficjalnie wciąż mam jedynie rangę genina. Chciałbym teraz podjąć pracę jako najemnik i odpłatnie wykonywać misje, których z jakichś przyczyn nie chcą, lub nie mogą podjąć się mieszkańcy Wioski Dźwięku, ale już nie raz zarzucono mi brak wystarczających kompetencji — ciągnął spokojnym głosem Sasuke, zupełnie ignorując fakt, że Naruto bardzo chciał wydrapać mu oczy w momencie, gdy ten wspomniał o Otogakure. — Do co ciekawszych misji wymagana jest przynajmniej ranga chuunina lub jonina. Wziąwszy pod uwagę fakt, że jestem sklasyfikowany jako shinobi Wioski Liścia, postanowiłem przybyć tutaj i zdać egzamin, który upoważniłby mnie do rangi Elitarnego Ninja.
Gdy do Hokage dotarło znaczenie jego słów, poczuł się tak jakby jego serce na moment stanęło. Zdawał sobie sprawę, że był żałosny, ale miał cichutką nadzieję, iż powrót Uchihy do Konohy był w jakiś sposób powiązany z jego skromną osobą. Jednak pomylił się po raz kolejny — egzamin na jonina był specyficzny, a sam tytuł przyznawany uznaniowo przez głowę Wioski. I, jak się okazało, fakt, że właśnie on piastuje to stanowisko był jedynym powodem, dla którego Sasuke marnował czas na rozmowę z nim.
— Zatem tak się sprawy mają… — wyszeptał, wciąż nie dowierzając z oczami rozszerzonymi z zaskoczenia. — Obawiam się, że jestem zmuszony odmówić. Obaj cholernie dobrze wiemy, że nie zabiję cię, a przynajmniej nie w takich okolicznościach, ale nie mogę też pozwolić, aby wiadomość o twoim powrocie ujrzała światło dzienne. Wróć tam skąd przyszedłeś i nie pokazuj się tu więcej. — Bolało go serce, gdy to mówił, ale był świadom, że jednostronna relacja nie miała racji bytu. Sasuke najwyraźniej faktycznie zrobił to o czym wspomniał w Dolinie Końca i zerwał wszystkie powiązania z przeszłością, tym samym wypierając się Naruto i tego, co ich niegdyś łączyło. Teraz nadeszła kolej na Uzumakiego.
— Chyba nie wyraziłem się wystarczająco jasno. — Sasuke uśmiechnął się groźnie, drapieżnie odsłaniając przy tym koniuszki zębów. Uśmiech ten bardzo nie spodobał się Hokage z dwóch powodów. Po pierwsze, zwiastował całe stado kłopotów, poprzedzanych przez problemy i poganianych przez krwawe bijatyki. Po drugie, na ten widok niemalże pociekła mu ślinka i uważał, że zasługuje na jakiś order albo medal upamiętniający jego opanowanie, bo nie rzucił się na drugiego mężczyznę tu i teraz. Obojętne w jakim celu. — Pojmuję, dlaczego mój powrót do Konohy będzie dla ciebie niedogodnością, ale jestem przekonany, że gdybym, oczywiście przypadkiem, zająknął się przed Radą na temat prawdziwych powodów masakry mojego klanu, byłoby to dla ciebie jeszcze gorsze. Reasumując, sądzę, że jednak zostanę dopuszczony do egzaminu, który oczywiście zdam.
Słysząc to, Naruto nieomalże się zapowietrzył. Ten dupek właśnie zaprezentował szantaż w najczystszej formie. Zawsze miał pewne skłonności do dominacji, przez co wielokrotnie kończył ze skopanym tyłkiem za dzieciaka, ale to już była przesada. Sasuke był geniuszem, a podstawowy problem z geniuszami jest taki, że próby wyperswadowania im czegoś są z góry skazane na porażkę, bo mają opracowany kompletny plan działania uwzględniający każdą sytuację. W telegraficznym skrócie — Uchiha jak zwykle miał rację i Hokage miał związane ręce.
— Ty…
— Och, zdecydowanie ja — wtrącił Sasuke z miną człowieka, który doskonale wie, że jest na wygranej pozycji.
Naruto założył ręce na piersi i wyprostował się na całą swą, w gruncie rzeczy mało imponującą, wysokość. Jeszcze nigdy aż tak bardzo nie żałował, że nie jest wyższy od swojego rywala. Przez jedną, absurdalną chwilę zdawało mu się, że obraz, który miał przed oczami za moment pęknie, a brunet uśmiechnie się dziko, nazwie go „młotkiem" i wszystko będzie tak jak przed piętnastoma laty. Jednak rzeczywistość jest brutalna, o czym przekonał się po raz kolejny, bo nic takiego nie nastąpiło.
— W takim razie chyba powinienem bezzwłocznie zacząć sporządzać protokoły. — Głos Hokage był bardzo sztywny i oficjalny, ale nie przeszkadzało mu to w równoczesnym ociekaniu sarkazmem i kpiną. Uchiha nie zareagował na zaczepkę, jedynie uśmiechnął się drwiąco, dając tym samym do zrozumienia, że jest ponad to.
— Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Na czym będzie polegał mój egzamin?
— Nie potrafię jeszcze powiedzieć. Egzaminy na Elitarnego Ninja są wyjątkowe i sam Hokage ustala szereg zadań, które kandydat musi w wyznaczonym czasie wykonać. Muszę się dobrze zastanowić nad odpowiednią formą egzaminu. — Sasuke może sobie być geniuszem, ale to Naruto ma wyższe stanowisko i, niech go piekło pochłonie, nie da się zastraszać we własnej wiosce.
— Cokolwiek by to nie było, zdam. — Odparł wyższy mężczyzna takim tonem jakby mówił o pogodzie. W tym momencie Uzumaki coś sobie postanowił. Otóż zrobi co w jego mocy, aby drań nie zdał tego, ani żadnego innego egzaminu. Jego ewentualne pozostanie w wiosce byłoby skutkiem pożądanym, aczkolwiek nie niezbędnym. Tym razem nie będzie mu niczego ułatwiał. — Będę czekał na informację. — Sasuke sztywno skinął głową w ramach pożegnania, po czym szybko wykonał jakąś pieczęć i rozpłynął się w ciemności, pozostawiając Naruto samego.

~oOo~

Osoby łamiące prawo są śmieciami. Jednakże osoby, które zostawiają przyjaciół są gorsze od śmieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz