Cytat na dole powinien być Wam znany, informuję tylko, iż jest to cytat.
Czuję się jeszcze zobligowana uprzedzić, że w poniższym rozdziale mogą
(aczkolwiek nie muszą) wystąpić jakieś błędy logiczne/nieścisłości jeśli chodzi
o powiązania z mangą/anime.
ROZDZIAŁ TRZECI
Szczęście w nieszczęściu, że był prawie środek nocy i
nikt niepożądany nie kręcił się przy Rezydencji Hokage, bo sceny, które miały
się tu zaraz rozegrać, były iście dantejskie. Gdy Naruto w końcu przypomniał
sobie, że oddychanie jest jednak niezbędne do przeżycia i udało mu się ponownie
powrócić do rzeczywistości, jego twarz wykrzywił grymas zwierzęcej wściekłości.
Oto stało przed nim urzeczywistnienie wszystkich jego problemów — właśnie
teraz, kiedy definitywnie postanowił przestać walczyć.
Zanim jego umysł skonsultował z mięśniami, co ma być
teraz zrobione, Uzumaki zdążył już się poruszyć i w następnej chwili zęby
Uchihy rozdzwoniły się pod wpływem mocnego ciosu w szczękę. Blondyn
najwyraźniej zupełnie stracił nad sobą panowanie, wpadł w amok, a jego
zazwyczaj błękitne oczy płonęły teraz wewnętrznym ogniem i czuł buzującą pod
skórą niespożytkowaną energię. Sasuke pierwszy cios przyjął ze stoickim
spokojem — może po prostu się go nie spodziewał, a może uznał to za pewnego
rodzaju pokutę — ale gdy tylko dostrzegł ponownie mknącą ku niemu pięść rywala,
z zadziwiającą szybkością złapał jego nadgarstki, nie przestając się
maniakalnie uśmiechać. Niestety, szybko zdał sobie sprawę, że nie rozwiązało to
problemu nagłego wybuchu agresji blondyna, a jedynie podsyciło jego wściekłość,
bo poczuł silne kopnięcie w goleń. Warknął cicho i obrócił się, ciągnąc za sobą
drugiego mężczyznę w taki sposób, że nadpobudliwy Hokage został zakleszczony
między jego torsem, a ścianą budynku.
— Witaj, Lordzie Hokage. — Jego ton był zimny i jakby
podszyty kpiną, co ostro kontrastowało z treścią przekazu. Przez lata szlifował
swoje umiejętności retoryczne i do perfekcji opanował sztukę lżenia kogoś samym
tonem głosu oraz postawą ciała. Oczywiście, nie dając owej osobie żadnego
konkretnego powodu do wyzwania go na pojedynek.
— Sasuke! — Naruto dyszał wściekle, a w jego oczach
powoli zaczynały z powrotem błyszczeć inteligencja i zrozumienie. — Puszczaj,
draniu!
— Pozwól, że z obawy o moją kondycję psychofizyczną
nie usłucham rozkazu. Nie ufam twoim stalowym nerwom. — Oddech bruneta drażnił
rozpalone oblicze Uzumakiego.
Hokage szarpał się jeszcze przez chwilę, chcąc się
uwolnić z uścisku przeciwnika, ale nie był w stanie. Była to rzecz
niespotykana, bo z pomocą Kyuubiego powinien być w stanie pokonać każdego w
kategorii czystej siły fizycznej, ale jak to się mówi — nosił wilk razy kilka,
ponieśli i wilka. Koniec końców, jedynie sapnął zrezygnowany, z twarzą
zaczerwienioną z wściekłości i rozluźnił mięśnie, mając płonną nadzieję, że
cholerny Uchiha go puści, bo cała sytuacja była dla niego wyjątkowo
niekomfortowa. To już nawet nie chodziło o to, że przywódca Konohy został ot
tak obezwładniony przez kogoś o randze ledwie genina i przyciśnięty do
chłodnego muru, ale raczej o to, że owy shinobi napierał na niego całym ciałem.
Gdy ktoś, komu się poświęciło piętnaście lat z życiorysu i w dodatku skrycie
się go pragnęło przez cały ten czas, przyciska cię do ściany nic sobie nie
robiąc z twojego oporu, do głosu dość łatwo może dojść coś, co na pewno nie
jest rozsądkiem.
— Wróciłeś. — Zauważył jakże odkrywczo wciąż
niespokojny Naruto. — Co takiego się wydarzyło w twoim życiu, że wielki i
potężny dziedzic klanu Uchiha zdecydował się na powrót do Konohy? Jakieś
niespełnione marzenia z przeszłości? — Zapytał napastliwie. Było tyle rzeczy,
które chciał wykrzyczeć stojącemu przed nim mężczyźnie prosto w twarz, że nie
wiedział nawet od czego powinien zacząć.
— Ja nie mam marzeń. — Czarne oczy krytycznie
przyglądały się twarzy Uzumakiego, który wewnętrznie spalał się pod wpływem
tego spojrzenia. — Na potrzeby tej konwersacji załóżmy, że mam pewien cel do
osiągnięcia luźno powiązany z Wioską Liścia.
— Ach, tak? Cel? — wypluł Naruto, który był coraz
bardziej pewien, że wyciągnięcie z Sasuke czegokolwiek sensownego będzie nie
lada wyzwaniem. Jak on śmiał ot tak znikać sobie z jego życia na piętnaście
lat, mówić te wszystkie rzeczy o byciu nic niewartym śmieciem i niegodnym
przeciwnikiem, a potem najzwyczajniej w świecie wracać tutaj i patrzeć mu w
oczy.
— Owszem i obawiam się, że w tym celu muszę
skonsultować się z tobą, Lordzie Hokage. — Raz jeszcze pobieżnie przyjrzał się
Naruto, po czym uwolnił jego nadgarstki i cofnął się lekko, dochodząc do
wniosku, że blondyn już się opanował.
Uzumaki po raz kolejny tej nocy poczuł się jakby ktoś
wymierzył mu siarczysty policzek. Nie wiedział skąd i dlaczego, ale wypełniało
go przekonanie, że jeśli kiedyś w alternatywnej rzeczywistości drogi jego i
Sasuke się skrzyżują, wciąż będzie umiał patrzeć pod jego maski — uważał to za
coś podobnego do jazdy na rowerze, coś, czego się nigdy nie zapomina. Och,
jakże się pomylił. Twarz jego rywala była zimna i nie wyrażała absolutnie
niczego, jeśli nie liczyć sztucznego, drwiącego uśmieszku, który zdawał się być
na stałe przylutowany do jego gęby. Spodziewałby się wszystkiego — szyderczego
śmiechu, obelg, kolejnej epickiej walki, zderzenia Rasengan z Chidori, cholera,
już nawet wybuch namiętności byłby jego zdaniem bardziej prawdopodobny niż to.
Uchiha stał sztywno i cała jego sylwetka wskazywała
jasno i wyraźnie, że Hokage jest jego wrogiem — ani razu nie odwrócił się do
niego plecami i wciąż czujnie obserwował wszystkie jego ruchy, gotów zaatakować
w każdej chwili — nie było w tym ani śladu zaufania i ich dawnej zażyłości. W
dodatku ten zimny ton i tytułowanie go „Lordzie" — żadnej przyjaźni,
żadnej nienawiści, jedynie lodowata, wszechogarniająca obojętność.
Naruto zamknął oczy i wyprostował się. Skoro Sasuke
chciał udawać, że między nimi nigdy nic nie było, on nie będzie znowu od niego
gorszy i sprosta wyzwaniu.
— Nie wiem, jakiż to tym razem masz szczytny cel,
Uchiha, ale z jego realizacją może być niemały problem. — Udało mu się nie
zająknąć i płynnie wszedł w rolę przywódcy Wioski Liścia. Wciąż jednak nie był
gotowy na otworzenie oczu. Nie chciał widzieć tej obojętności na twarzy byłego
przyjaciela. — Jakby na to nie patrzeć, oficjalnie jesteś teraz międzynarodowym
przestępcą, poszukiwanym ninja, za twoją głowę wyznaczono nagrodę, a z tego co
mi wiadomo, masz również jakieś niejasne powiązania z Akatsuki…
— Zapomniałeś jeszcze o tym, że zdradziłem Wioskę
Liścia mordując Danzo, ale reszta się zgadza. — Sprecyzował brunet rzeczowym
tonem. — Ale wiem też, że mimo iż figuruję na liście poszukiwanych ninja, nie
zostałem oznaczony jako shinobi, którego należy za wszelką cenę zabić i
teoretycznie mogę jeszcze powrócić jako obywatel Konohagakure.
— Mylisz się. — Hokage w końcu otworzył oczy i
spojrzał nieprzyjaźnie na stojącego przed nim wojownika. Jego tęczówki
odzyskały kolor błękitnego, czystego nieba i nie było w nich widać żadnych
emocji. — Po twoim ataku na Killera Bee, Raikage wymusił na Radzie dołączenie
cię do listy przestępców bezwzględnie skazanych na śmierć.
Oczy Sasuke nieznacznie się rozszerzyły, lecz nie
wyglądał na zbyt przejętego tym faktem. Doskonale wiedział, że niezależnie od
jego mrocznej przeszłości, Szósty Hokage obejmie go swoją protekcją i uchroni
przed katowskim mieczem i zdawał się wykorzystywać tę wiedzę jak tylko mógł.
— Zatem wybacz moje niedopatrzenie. Co w związku z
tym? — Spojrzał na blondyna wyzywająco.
Jego rozmówca jedynie przymrużył oczy, ale nic nie
powiedział. Jako jeden z pięciu Kage powinien wykazać się chociaż śladową
ilością odpowiedzialności i zabić go tu i teraz — najlepiej własnoręcznie, co w
sumie nie kolidowało zbytnio z jego prywatnymi pragnieniami — ale po prostu nie
był w stanie. W tamtej chwili nienawidził się za okazaną słabość, ale miał
nieprzyjemne przeczucie, że Sasuke nie przyszedłby tu bez uprzedniego
przygotowania się na taką ewentualność.
— Zastanawia mnie, dlaczego straże wpuściły cię do
Wioski. — Nie, żeby Naruto właśnie insynuował, jakoby Uchiha nie należał już do
Konohy, ależ skąd.
— Ośmielę się stwierdzić, że mnie nie zauważyli.
Najwyraźniej po prostu nie potrafią patrzeć. — Sasuke zgrabnie odbił piłeczkę.
Hokage nie wątpił, że ninja jego kalibru potrafił bez większego problemu
przemknąć niezauważony obok nie-tak-znowu-wyszkolonych strażników, ale
wypominanie tego w takim momencie bardzo poważnie godziło w kompetencje Naruto.
Uzumaki zacisnął pięści aż pobielały mu knykcie, ale
udało mu się zachować niewzruszony wyraz twarzy. Oto wreszcie nastąpiło to, na
co tak czekał — w mroku nocy, przemoczeni od stóp do głów, stali naprzeciwko
siebie. Już nie przyjaciele, nawet nie rywale — Hokage i oficjalnie skazany na
śmierć nukenin. Wszystko to, co ich kiedyś łączyło, zostało rozmyte przez czas.
Naruto wrócił wspomnieniami do tych radosnych i słonecznych dni, gdy zwykł
nazywać Sasuke przyjacielem. Te obrazy, choć wyblakłe, przetrwały w jego
pamięci. Roześmiane buzie, bijatyki na polu treningowym, wspólne przesiadywanie
na mostku i wgapianie się w płynącą rzekę, dzielenie się przeżyciami i
pragnieniami, chęć zawojowania świata. Teraz wydawało się to tak odległe i
irracjonalne, jakby wydarzyło się w innym świecie — w świecie, w którym ludzie
potrafią siebie kochać, nie ma wojen, bólu i zdrady, a najlepsi przyjaciele nie
wbijają sobie sztyletów w plecy, gdy tylko ten drugi się odwróci.
— Powinienem cię zabić bez chwili wahania. — Zdanie to
zawisło między nimi, wraz z resztą niewypowiedzianych słów, które nigdy nie
padły oraz całym stosem niedomówień. Na to wypowiedziane drżącym głosem
oświadczenie, Sasuke jedynie przekrzywił głowę, jakby chcąc przyjrzeć się
drugiemu mężczyźnie pod innym kątem. Naruto westchnął zrezygnowany, a jego
sylwetka zaczęła się nieznacznie trząść. Sytuacja była patowa, żadne wyjście
nie było dobre. Skazać na śmierć najdroższą jego sercu osobę, czy darować mu
życie, tym samym zupełnie ignorując obowiązki powiązane z zajmowanym przezeń
stanowiskiem, o którym marzył odkąd sięgał pamięcią? To nie był wybór.
Wszakże
istnieje jeszcze trzecia opcja. Zawsze możesz po prostu zawlec go na górę,
przycisnąć do najbliższej płaskiej powierzchni i dać upust swojej frustracji. — A, właśnie.
Uzumakiemu jakoś wyleciało z głowy, że zawsze może liczyć na pomocnego Kuramę i
jego dobre rady. Nie wiedzieć czemu, w miarę upływu lat nabierał pewności, że
jeżeli Lis w ogóle posiada jakikolwiek kodeks moralny, to musi on być mocno
rozchwiany. — Potem możesz zwyczajnie na
stałe zainstalować go w twoich prywatnych pokojach i już stamtąd nie wypuszczać
— i wszyscy będą szczęśliwi.
Czasami jak tak
ciebie posłucham, to nie mogę się nadziwić, że hasałeś sobie radośnie po
świecie przez tyle lat i nikt cię jeszcze nie wykastrował. Nie pomagasz. — Mimo jego
słów, opcja zaproponowana przez Kyuubiego była chyba najlepszą alternatywą.
Nie, żeby Naruto kiedykolwiek zamierzał zrobić coś takiego, ale zawsze warto
mieć marzenia.
— W takim razie, może mi powiesz, co tak nagle
skłoniło cię do powrotu do miasteczka? — Zapytał zamiast tego, decydując się
nieco odroczyć w czasie moment, w którym będzie musiał podjąć jakąś konkretną
decyzję.
— Oficjalnie wciąż mam jedynie rangę genina. Chciałbym
teraz podjąć pracę jako najemnik i odpłatnie wykonywać misje, których z jakichś
przyczyn nie chcą, lub nie mogą podjąć się mieszkańcy Wioski Dźwięku, ale już
nie raz zarzucono mi brak wystarczających kompetencji — ciągnął spokojnym
głosem Sasuke, zupełnie ignorując fakt, że Naruto bardzo chciał wydrapać mu
oczy w momencie, gdy ten wspomniał o Otogakure. — Do co ciekawszych misji
wymagana jest przynajmniej ranga chuunina lub jonina. Wziąwszy pod uwagę fakt,
że jestem sklasyfikowany jako shinobi Wioski Liścia, postanowiłem przybyć tutaj
i zdać egzamin, który upoważniłby mnie do rangi Elitarnego Ninja.
Gdy do Hokage dotarło znaczenie jego słów, poczuł się
tak jakby jego serce na moment stanęło. Zdawał sobie sprawę, że był żałosny,
ale miał cichutką nadzieję, iż powrót Uchihy do Konohy był w jakiś sposób
powiązany z jego skromną osobą. Jednak pomylił się po raz kolejny — egzamin na
jonina był specyficzny, a sam tytuł przyznawany uznaniowo przez głowę Wioski.
I, jak się okazało, fakt, że właśnie on piastuje to stanowisko był jedynym
powodem, dla którego Sasuke marnował czas na rozmowę z nim.
— Zatem tak się sprawy mają… — wyszeptał, wciąż nie
dowierzając z oczami rozszerzonymi z zaskoczenia. — Obawiam się, że jestem
zmuszony odmówić. Obaj cholernie dobrze wiemy, że nie zabiję cię, a przynajmniej
nie w takich okolicznościach, ale nie mogę też pozwolić, aby wiadomość o twoim
powrocie ujrzała światło dzienne. Wróć tam skąd przyszedłeś i nie pokazuj się
tu więcej. — Bolało go serce, gdy to mówił, ale był świadom, że jednostronna
relacja nie miała racji bytu. Sasuke najwyraźniej faktycznie zrobił to o czym
wspomniał w Dolinie Końca i zerwał wszystkie powiązania z przeszłością, tym
samym wypierając się Naruto i tego, co ich niegdyś łączyło. Teraz nadeszła
kolej na Uzumakiego.
— Chyba nie wyraziłem się wystarczająco jasno. —
Sasuke uśmiechnął się groźnie, drapieżnie odsłaniając przy tym koniuszki zębów.
Uśmiech ten bardzo nie spodobał się Hokage z dwóch powodów. Po pierwsze,
zwiastował całe stado kłopotów, poprzedzanych przez problemy i poganianych
przez krwawe bijatyki. Po drugie, na ten widok niemalże pociekła mu ślinka i
uważał, że zasługuje na jakiś order albo medal upamiętniający jego opanowanie,
bo nie rzucił się na drugiego mężczyznę tu i teraz. Obojętne w jakim celu. —
Pojmuję, dlaczego mój powrót do Konohy będzie dla ciebie niedogodnością, ale
jestem przekonany, że gdybym, oczywiście przypadkiem, zająknął się przed Radą
na temat prawdziwych powodów masakry mojego klanu, byłoby to dla ciebie jeszcze
gorsze. Reasumując, sądzę, że jednak zostanę dopuszczony do egzaminu, który
oczywiście zdam.
Słysząc to, Naruto nieomalże się zapowietrzył. Ten
dupek właśnie zaprezentował szantaż w najczystszej formie. Zawsze miał pewne
skłonności do dominacji, przez co wielokrotnie kończył ze skopanym tyłkiem za
dzieciaka, ale to już była przesada. Sasuke był geniuszem, a podstawowy problem
z geniuszami jest taki, że próby wyperswadowania im czegoś są z góry skazane na
porażkę, bo mają opracowany kompletny plan działania uwzględniający każdą
sytuację. W telegraficznym skrócie — Uchiha jak zwykle miał rację i Hokage miał
związane ręce.
— Ty…
— Och, zdecydowanie ja — wtrącił Sasuke z miną
człowieka, który doskonale wie, że jest na wygranej pozycji.
Naruto założył ręce na piersi i wyprostował się na
całą swą, w gruncie rzeczy mało imponującą, wysokość. Jeszcze nigdy aż tak
bardzo nie żałował, że nie jest wyższy od swojego rywala. Przez jedną,
absurdalną chwilę zdawało mu się, że obraz, który miał przed oczami za moment
pęknie, a brunet uśmiechnie się dziko, nazwie go „młotkiem" i wszystko
będzie tak jak przed piętnastoma laty. Jednak rzeczywistość jest brutalna, o
czym przekonał się po raz kolejny, bo nic takiego nie nastąpiło.
— W takim razie chyba powinienem bezzwłocznie zacząć
sporządzać protokoły. — Głos Hokage był bardzo sztywny i oficjalny, ale nie
przeszkadzało mu to w równoczesnym ociekaniu sarkazmem i kpiną. Uchiha nie
zareagował na zaczepkę, jedynie uśmiechnął się drwiąco, dając tym samym do
zrozumienia, że jest ponad to.
— Cieszę się, że się zrozumieliśmy. Na czym będzie
polegał mój egzamin?
— Nie potrafię jeszcze powiedzieć. Egzaminy na
Elitarnego Ninja są wyjątkowe i sam Hokage ustala szereg zadań, które kandydat
musi w wyznaczonym czasie wykonać. Muszę się dobrze zastanowić nad odpowiednią
formą egzaminu. — Sasuke może sobie być geniuszem, ale to Naruto ma wyższe
stanowisko i, niech go piekło pochłonie, nie da się zastraszać we własnej
wiosce.
— Cokolwiek by to nie było, zdam. — Odparł wyższy
mężczyzna takim tonem jakby mówił o pogodzie. W tym momencie Uzumaki coś sobie
postanowił. Otóż zrobi co w jego mocy, aby drań nie zdał tego, ani żadnego
innego egzaminu. Jego ewentualne pozostanie w wiosce byłoby skutkiem pożądanym,
aczkolwiek nie niezbędnym. Tym razem nie będzie mu niczego ułatwiał. — Będę
czekał na informację. — Sasuke sztywno skinął głową w ramach pożegnania, po
czym szybko wykonał jakąś pieczęć i rozpłynął się w ciemności, pozostawiając
Naruto samego.
~oOo~
Osoby łamiące
prawo są śmieciami. Jednakże osoby, które zostawiają przyjaciół są gorsze od
śmieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz