„Dla mnie
proszę graj" — Maciej Balcar (z bajki „Mustang z Dzikiej Doliny")
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
PIĘTNAŚCIE LAT
PÓŹNIEJ
Dzień dobry, że
tak pozwolę sobie skłamać.*
~oOo~
— No proszę, wujku, zgódź się, proszę! — Przez biuro
Hokage przewalał się właśnie kataklizm w postaci małego huraganu o wzroście
metr trzydzieści w kapeluszu. Starszy ninja jedynie z pobłażaniem pokręcił
głową.
— Mowy nie ma, młody człowieku! — Zawołał donośnym
głosem, po czym heroicznym gestem wyrwał z rąk chłopca biało—czerwony kapelusz,
który świadczył o jego pozycji głowy Konohy, a aktualnie stał się podmiotem
zażartej jatki. Odzyskane w ten sposób nakrycie głowy uniósł na wysokość
wyciągniętego ramienia. — Na niektóre rzeczy trzeba sobie zasłużyć, Sid.
Dzieciak podjął jeszcze kilka prób doskoczenia do
trzymanego przez mężczyznę kapelusza, ale najwyraźniej zdał sobie sprawę, że
musiało to wyglądać komicznie, więc ostatecznie poddał się, skrzyżował ramiona
na swojej chudej piersi i wydął wargi, ostentacyjnie odwracając głowę.
— Moje jeszcze będziesz udawać, że wcale nie
próbowałeś podwędzić opaski mistrza Iruki, gdy byłeś w moim wieku? — Zapytał
obrażony chłopiec, na co Naruto jedynie zachichotał i zmierzwił czarne włosy
Sida wolną ręką. Chłopiec w rzeczywistości nie był z nim spokrewniony, ale ze
względu na to, że był synem Sakury, traktował go poniekąd jako siostrzeńca,
którego nigdy nie posiadał.
— Oczywiście, że próbowałem. Ale teraz jestem boleśnie
świadom, że nie przyniosłoby mi to żadnej satysfakcji. Dopiero po ukończeniu
Akademii i zdaniu egzaminu na genina udowodniłem, że jestem godzien tej
przepaski — dla podkreślenia prawdziwości swoich słów popukał się palcem
wskazującym w czoło, na którym nosił symbol Wioski Liścia — i to zapewniło mi
prawdziwą satysfakcję. Kto wie, może za kilkanaście lat zostaniesz Siódmym
Hokage?
— Wykluczone, tytuł Siódmego zarezerwowany jest dla
Konohamaru, dattebayo!
Szósty Hokage jedynie pokręcił głową z ciężkim
politowaniem i zadbał o to, aby się nie roześmiać. Nie miał chłopcu za złe jego
zachowania — nie był aż takim hipokrytą, a Sid w gruncie rzeczy niewiele się
różnił od niego samego. Również robił co mógł, aby być w centrum uwagi i
zdobywał serca ludzi swoim oddaniem i prostolinijnością. Kapelusz Hogake został
umieszczony na jednej z półek stojących w gabinecie — Naruto nie był jego
wielkim i oddanym fanem, zdecydowanie lepiej się czuł, gdy wiatr targał
włosami, toteż poza wyjątkowo formalnymi okolicznościami starał się ograniczać
jedynie do tradycyjnej biało—czerwonej szaty.
Sid najwyraźniej szybko porzucił wątek domniemanych
pretendentów do tytułu Hokage, bo nie mógł oderwać wzroku od ochraniacza na
czole Naruto, który ten właśnie poprawiał.
— Wujku… mogę cię o coś zapytać?
— Już to zrobiłeś. — Mężczyzna uśmiechnął się ciepło
do chłopca. Nie można mu było odmówić braku ciekawości i zainteresowania
otaczającym go światem. — Ale oczywiście, wiesz, że możesz mnie pytać o co
tylko zechcesz.
— Ile wynosi pierwsza prędkość kosmiczna?
— Yyy… — Elokwencja Hokage była wręcz śmiertelna.
Sid wyglądał jakby nie do końca uwierzył w słowa
Uzumakiego, bo zmarszczył czoło i przyjrzał mu się krytycznie. Wiedział dobrze,
że na pewien zakres pytań dotyczących jego przyszłości „wujek" reagował
alergicznie, nawet jeśli według niego pytania te nie były ze sobą w żaden
sposób powiązane. Miał nadzieję, że tym razem nie wywoła podobnej reakcji — gdy
przychodziło do syna Sakury, młody Hokage miał nieprzerobione zapasy
cierpliwości i zawsze wszystko ochoczo mu tłumaczył, ale zdarzało się, że w
efekcie jego dziecinnej dociekliwości Naruto nagle tracił cały swój rezon i
żywiołowość.
— Właściwie są to dwa pytania… Nigdy nie widziałem,
żeby ktokolwiek z Kage nosił ochraniacz. — Mówiąc to wskazał palcem na
przepaskę z symbolem Wioski Liścia zdobiącą czoło blondyna. — Dlaczego ty go
wciąż nosisz? I, ee… blaszka jest zniszczona, czemu po prostu nie wymienisz go
na nowy?
Na te pytania rysy twarzy Hokage momentalnie stężały.
Wyjątkowo dobry zmysł obserwacji jak na dziesięciolatka, nie sposób zaprzeczyć.
Opaska, którą nosił na czole nie tyle była zniszczona — ona była przepołowiona.
Głęboka, poszarpana rysa znaczyła prawie całą metalową część ochraniacza,
rozdzielając symbol Konohy na dwie części. W tym momencie wypadałoby dodać, że
przepaska, którą Naruto otrzymał po zdaniu egzaminu na genina spoczywała
bezpiecznie na dnie szuflady, zagrzebana pod stertą papierów. Ta, którą nosił,
nie należała do niego. Ale jak, do ciężkiej cholery, miał wytłumaczyć dziecku,
że jest to przepaska pewnego shinobi, który odszedł z życia Uzumakiego, zanim
Sid jeszcze przyszedł na świat, a rysa powstała wskutek ich niemalże śmiertelnej
walki w Dolinie Końca, po której zwycięski ninja odrzucił ową opaskę, tak samo
jak odrzucił Naruto i odszedł, mimo wszystko darując swojemu rywalowi życie — a
stetryczały i naiwny Hokage nosi ją po dziś dzień dla uczczenia jego pamięci?
Mężczyzna już nabierał powietrza, aby w jakiś sposób
odpowiedzieć chłopcu — najpewniej wymówi się jakąś sytuacją z Wielkiej Wojny,
co z kolei powinno wywołać reakcję lawinową i spowodować zainteresowanie
chłopca epickimi bitwami jakie wówczas stoczył — gdy przerwało mu pukanie do
drzwi.
— Wejść! — zawołał Naruto, odwracając się od chłopca i
stając twarzą w twarz z gościem.
Do środka wemknęła się Sakura Hyuuga. Naprawdę miał w
tym momencie ochotę ją uściskać w podzięce za wybawienie z opresji, ale w porę
wyhamował swoje zapędy, wiedząc, że jej mąż niewątpliwie by go zabił. Mężczyzna
uśmiechnął się szeroko na widok byłej koleżanki z drużyny. Kobieta niewiele się
zmieniła od momentu, kiedy poznał ją w Akademii — wciąż była niska, a jej
włosy, pomimo upływu lat, zachowały wściekle różową barwę. Jedyne zmiany jakie
Naruto był w stanie u niej dostrzec to sylwetka, która stała się nieco bardziej
kobieca po tym jak Sakura zdecydowała się porzucić karierę ninja i zaprzestała
treningów — zamiast tego poświęciła całe swoje życie prywatne wychowywaniu
dziecka i dodatkowo rozpoczęła pracę w miejscowym szpitalu — oraz oczy, które
straciły swą dziecinną niewinność i naiwność. Była to zmiana niemalże
nieuchwytna, może jakiś błysk, może nieco bardziej matowy kolor tęczówek, ale
to coś było widoczne u każdego weterana wojny shinobi, która wywróciła ich
dotychczasowe życia do góry nogami i trwale wypaliła w ich umysłach obraz
cierpienia i bólu.
— Czcigodny Hokage — kobieta skłoniła lekko głowę, na
co Naruto skrzywił się i nerwowo podrapał z tyłu szyi. No naprawdę, nie
posiadał żadnego kompleksu boga i z szewską pasją starał się eliminować
wszystkie zachowania jego znajomych, które nosiły znamiona tejże manii
tytułowania.
— Sakurka, tyle razy ci mówiłem… — wyjąkał niepewnie,
gotów zmyć koleżance głowę po raz enty.
— Niereformowalny — kobieta również się uśmiechnęła,
po czym weszła głębiej do pomieszczenia, kierując się do uczepionego płaszcza
mężczyzny Sida. — Mój panie, ktoś tu miał trenować, a przynajmniej tak mi
powiedziałeś! — Przywołała na twarz groźną minę, mającą uzmysłowić każdemu
domniemanemu śmiałkowi możliwe konsekwencje ewentualnej niesubordynacji.
— No ale mamooo, kiedy wujek… — napuszył się chłopiec,
najwyraźniej niewiele sobie robiąc z wojowniczej postawy jego rodzicielki.
Kolejna rzecz, która upodobniała go do młodego Naruto.
— Wujek z pewnością zachęcał cię do wspólnych wygłupów
i zabawy, przecież nie ma żadnych zobowiązań wobec wioski, i ma niespożytkowane
ilości wolnego czasu — rzuciła z przekąsem pani Hyuuga. Uzumaki wolał nie
uświadamiać jej, że właściwie tak to zazwyczaj wyglądało. Po paru latach
piastowania tytułu Hokage nauczył się, kiedy należy zachować dostojne
milczenie, aby nie stracić twarzy. Strapiony Sid jedynie spuścił głowę i
również nie zabrał głosu.
Sakura jedną rękę oparła na biodrze, a drugą wskazała
na drzwi, cały czas groźnie przyglądając się swojemu synowi.
— Panu już dziękujemy. Migusiem do domu, wieczorem
porozmawiam sobie z tatą.
Sid uśmiechnął się niemrawo, po czym wypuścił z rąk
ciężki materiał płaszcza Naruto, a następnie pomachał „wujkowi" i wyszedł
z pomieszczenia ze wzrokiem wbitym we własne buty. Swoją matkę ominął szerokim
łukiem, co ta skwitowała jedynie cichym prychnięciem.
— Nie możesz mieć dzieciakowi za złe, Sakura-chan, on
się tylko stara dobrze bawić — Hokage powolnym krokiem obszedł swoje mahoniowe
biurko po czym opadł na fotel, bliżej nieskoordynowanym gestem dłoni dając do
zrozumienia koleżance, aby zajęła krzesło naprzeciwko niego. Kobieta wygładziła
nieistniejące fałdki na soczyście zielonej sukience i usiadła. Naruto przyjrzał
się jej uważnie, a fakt, że skuliła się pod jego spojrzeniem dał mu jasno do
zrozumienia, że ta wizyta miała jakiś ukryty cel. On to wiedział i ona z
pewnością również była tego świadoma, mimo to mężczyzna nie naciskał.
— Jak ci się żyje, Naruto-san? — zaczęła nieśmiało,
kręcąc się na krześle. Podczas światowej wojny shinobi znacznie się do siebie
zbliżyli i teraz, gdy przeskoczyli już nad szczeniackim zauroczeniem Naruto jej
osobą i ich wzajemną niechęcią, byli dla siebie oparciem w trudnych chwilach.
Mimo to, Uzumaki nigdy nie nazwał Sakury przyjaciółką. Słowo to miało dla niego
wymiar czysto abstrakcyjny — ot, taka bajeczka, którą mami się dzieci. Już
prędzej uwierzyłby w istnienie Świętego Mikołaja niż w przyjaźń.
— Ostatnio wyjątkowo często zadajesz to pytanie —
Hokage przymknął oczy i nagle wyglądał na wyjątkowo umęczonego życiem, co ostro
kontrastowało z postawą wesołego wujka, którą prezentował światu niecały kwadrans
temu. — Pozwól, że odpowiem tak jak zawsze. Życie toczy się do przodu swoim
ślimaczym tempem, a ja staram się dawać z siebie wszystko, aby dbać o
mieszkańców Konohy.
Nie udawaj
altruisty, to ci nie przystoi — mężczyzna niemal usłyszał cmokanie Kuramy w swojej
głowie. Z łatwością przyszło mu wyobrażenie sobie przerośniętego rudego lisa
zgiętego w pół z uciechy.
Mógłbyś
łaskawie nie wtrącać swojego wielkiego nochala w sprawy, które ciebie nie
dotyczą? — Och, jakże on kochał bycie Jinchuuriki. Podczas wojny nawiązał z Lisim
Demonem swego rodzaju przymierze — jego niemalże nieskończone pokłady chakry
bardzo mu pomogły podczas walki. Kiedy Naruto uwolnił Dziewięcioogoniastego z
okowów, ich energie wymieszały się i stali się poniekąd jednym bytem. O dziwo,
udało im się jakoś dogadać i okazało się, że są w stanie w sposób mniej lub
bardziej pokojowy koegzystować, więc mężczyzna nie miał serca więzić go z
powrotem. W wolnym tłumaczeniu — Kyuubi siedział teraz w jego głowie i nie
szczędził Uzumakiemu swoich jakże pomocnych rad. Całe szczęście, że w wyniku
tej chorej „symbiozy" zyskał dostęp do ogromnej mocy Kuramy — zawsze była
to jakaś rekompensata, nawet jeśli niewielka.
Pozwolę sobie
zaprzeczyć. Niestety jesteśmy ze sobą w trwały sposób połączeni — najwyraźniej
musiałem w przeszłości wyjątkowo rozgniewać jakieś bóstwo, bo nie potrafię
sobie w inny sposób wytłumaczyć dlaczego miałbym być skazany akurat na CIEBIE —
więc to jak najbardziej moja sprawa. — Lis zamilkł na chwilę, jakby ważąc w myślach
następne słowa. — Doceń swojego
przeciwnika. Hyuuga nie jest wcale takim bezmózgiem, na jakiego może wyglądać.
Chciałbyś coś
zainsynuować? — Naruto denerwował się coraz bardziej. Wysłuchiwanie uroczego szczebiotu
Kuramy od samego rana nierzadko wzbudzało w nim mordercze zapędy.
Jestem
przekonany, że ona potrafi połączyć kropki. I choć nie pojmuję, dlaczego tak
bardzo zależy ci na zachowaniu twojej małej obsesji w sekrecie, wydaje się to
dla ciebie wiele znaczyć, więc uważaj. Ta kobieta wcześniej czy później cię
rozgryzie.
— Stało się coś, Naruto—san? — na twarzy Sakury
odmalowało się zmartwienie. Najwyraźniej uznała, że Hokage poważnie zastanawiał
się nad odpowiedzią na jej pytanie. Uzumakiego nie bardzo obchodziły teorie wygłaszane
przez Kyuubiego. Jakby nie patrzeć, minęło wiele lat a ona jeszcze nie
zorientowała się, że demon już dawno nie siedzi w zamknięciu.
— Nie, Sakura-chan, wszystko jest w najlepszym
porządku — Naruto zmusił swoje mięśnie twarzy do współpracy i wygiął usta w coś
na kształt uśmiechu, głęboko wierząc, że wypadł autentycznie i przekonująco.
Prawda była taka, że od piętnastu lat nie czuł prawdziwego szczęścia.
Satysfakcję, zadowolenie, poczucie misji, ale nigdy nie był naprawdę szczęśliwy
i prawdopodobnie już nigdy nie miał być. Krążąca w nim lisia chakra wspaniale
sprawdzała się w roli medykamentu na rozmaite rany cielesne, ale nawet
Dziewięcioogoniasty nie był w stanie pomóc mu z bliznami, które szpeciły jego
duszę.
— Wiesz, Naruto ja… — różowowłosa kobieta zawahała się
na moment. W przeciwieństwie do swojego kolegi zazwyczaj myślała zanim coś
powiedziała, ale jak powszechnie wiadomo, wyjątek potwierdza regułę, dlatego
jej następne słowa sprawiły, że Szósty Hokage niemal spadł z krzesła. — Ja
wiem, że nie jest w porządku, bez urazy, ale aż tak dobrym aktorem to ty nie
jesteś. Myślisz, że nie wiem co cię trapi, od ilu to już… piętnastu lat?
Oczy Uzumakiego miały w tym momencie rozmiar miseczek
do ramen. Przez jego umysł przetoczył się rubaszny śmiech Kuramy — A nie mówiłem?
Cholera.
Przecież nie byłem aż tak transparenty!
Kyuubi miał najwyraźniej jeden ze swoich legendarnych
napadów miłosierdzia, bo zachował ugodowe milczenie, decydując się nie dobijać
Naruto jeszcze bardziej. Nawet demony nie są tak okrutne, aby kopać leżącego.
— Sakura-chan, to nie tak jak myślisz…
— Myślałeś o wystosowaniu oficjalnego wezwania przed
oblicze Hokage? Jakby na to nie patrzeć, on wciąż jest uznawany za shinobi
Wioski Liścia, więc jeśli jeszcze identyfikuje się z Konohą, to…
— Jest teraz międzynarodowym przestępcą i jednym z
najbardziej poszukiwanych ninja w kraju — przerwał jej rzeczowym głosem
Uzumaki. Żadne z nich nie wypowiedziało imienia wspomnianego człowieka, bo i
nie było takiej potrzeby. — Za jego głowę wyznaczono nagrodę. Gdybym raz
wstąpił na tę drogę, nie mógłbym potem w żaden sposób odpuścić, ani objąć go
moją protekcją, co więcej jako przykładny Kage musiałbym osobiście wsadzić go
za kratki. A cała nasza trójka wie, że nie byłbym w stanie tego zrobić.
— Masz rację, ale…
— Poza tym, on już dawno przestał się utożsamiać z
Konohą. — Słowa Naruto były zimne, wyprute z jakichkolwiek emocji. W tym jednym
zdaniu zawarte było o wiele więcej… „przestał się utożsamiać ze mną", to
właśnie było drugim dnem tej wypowiedzi i pani Hyuuga z pewnością owe ukryte
znaczenie wyłapała.
— Masz rację, to bez sensu — Sakura wsparła twarz na
zaciśniętych w pięści dłoniach i zamknęła oczy. Ta rozmowa musiała się prędzej
czy później odbyć. Naruto obawiał się co teraz pomyślą o nim w wiosce, gdy
pewne interesujące fakty dotyczące jego życia i… powiedzmy „poglądów"
wyjdą na jaw… — Wiem, że ty nigdy się nie poddajesz, Naruto, ale chyba już
najwyższy czas. — Ramiona kobiety zadrżały lekko. Dla niej cała ta sytuacja
również nie była łatwa ani przyjemna. — On… Wiesz, że kiedyś byłam w nim
zakochana, prawda?
Mężczyzna nie odpowiedział, czekał na ciąg dalszy,
wbijając wzrok w siedzącą przed nim kobietę i wyłamując sobie palce. A więc tego też się domyśliła.
— Wiem, że uczyniłeś z tego swoją życiową misję, ale
nie możesz pozwolić, żeby przysłoniło ci to wszystko inne. Goniłeś go bez
wytchnienia całe dnie, miesiące, lata. Dość już czasu zmarnowałeś…
— Prawdziwy ninja nigdy się nie poddaje! — krzyknął
zdenerwowany Uzumaki, podrywając się gwałtownie na nogi i głośno uderzając
otwartą dłonią w blat biurka. W głębi swojego umęczonego serca wiedział, że
Sakura miała rację. Cała sprawa była przegrana i to od samego początku, ale on
nie potrafił tak po prostu odpuścić. Obsesja
— tak kiedyś skwitował go jego prywatny, lisi psycholog.
— Nie wiesz nawet czy on jeszcze żyje — Sakura
podniosła głowę, zdeterminowana aby upewnić się, że przemówi koledze do rozumu.
W jej dużych oczach błyszczały łzy. — Jeżeli ja potrafiłam odpuścić, tobie
powinno to przyjść znacznie łatwiej.
Naruto spojrzał na nią w ciężkim szoku. Och, a więc
ona nie była świadoma jego niezdrowej fascynacji?
— Chodzi ci o tę obietnicę, którą złożyłeś mi naprędce
tyle lat temu, że sprowadzisz go do Konohy, tak? Wiem, że dla ciebie to kwestia
honoru, więc jeśli sprawi to, że poczujesz się lepiej… zwalniam cię z tej
obietnicy, Naruto Uzumaki. Robiłeś, co mogłeś.
Tak, zdecydowanie nie była świadoma jego małej
fiksacji. Cóż, to dawało niewielką nadzieję na wyjście z tego wszystkiego z
twarzą. Zapatrzył się w koleżankę jakby nagle wyłysiała i wyrosły jej rogi. Czy
ona naprawdę myślała, że Naruto pozwolił sobie wyciąć piętnaście lat z
życiorysu z powodu jakiejś durnej obietnicy?
— Proszę cię, teraz przysięgnij, że dasz sobie spokój…
— Nie, Sakura. Już nic nikomu nie będę obiecywał, bo
to przynosi same kłopoty. — Hokage splótł ręce za plecami po czym obszedł
biurko i niczym uwięzione w klatce zwierzę zaczął przechadzać się po niewielkim
pomieszczeniu. — Jeśli nie zauważyłaś, już dawno zaprzestałem marnych prób
odnalezienia drania. Jednak nie jestem w stanie wyrzucić go z mojego serca.
Pozwól więc, że postąpię tak jak uważam za słuszne i upewnię się, że będzie
miał dokąd — i do kogo — wrócić,
jeśli tego właśnie zechce, rzecz jasna. Tylko to jedno mogę ci przyrzec,
zrozumiałaś? — Mówiąc to, stanął przed Sakurą i wyprostował się, starając się
możliwie jak najbardziej emanować autorytetem Pierwszego Wioski.
— T-tak, oczywiście, Naruto-san — kobieta wyczuła
subtelną zmianę atmosfery i skłoniła nisko głowę. Trwali w milczeniu jeszcze
chwilę, ona ze wzrokiem wbitym w swoje kolana i pięściami kurczowo zaciśniętymi
na swojej zielonej spódnicy, a on wpatrzony w krajobraz za oknem, po czym
Sakura wstała i odchrząknęła cichutko, skupiając na sobie uwagę mężczyzny.
— Będę się zbierać, obowiązki wzywają — wymówka była
wyjątkowo marna, nawet jak na nią, ale Naruto szanował, że nie chciała
przebywać w jego towarzystwie, zwłaszcza po ostrych słowach jakie padły tu
przed chwilą. Wciąż nie patrząc na niego, kobieta podeszła do drzwi, jednak
zamarła na moment z ręką na klamce. — Pozwól mi jeszcze, przekazać wiadomość od
Nejiego. Będziesz w naszym domu mile widziany na jutrzejszym obiedzie — to
mówiąc Sakura uśmiechnęła się delikatnie, jednak jej oczy wciąż były
nachmurzone.
Naruto westchnął i pokręcił głową. Dlaczego zawsze
jego to spotykało? Neji wręcz uwziął się na niego, bowiem obrał sobie za punkt
honoru wyswatanie młodego Hokage ze swoją kuzynką Hinatą.
Jeśli masz z
tym aż taki problem to wywieś przed Rezydencją Hokage duży, kolorowy
transparent głoszący „Jestem homoseksualistą!", gwarantuję, że podziała. — Najwyraźniej
Dzień Dobroci dla Zwierząt się skończył i powrócił dobry, stary Kurama.
Sarkastyczne docinki Kyuubiego dawały kopa jak nic
innego. Naruto jedynie zachichotał, w myślach deliberując nad ewentualnością
zaproponowaną przez bijuu. Ostatecznie stwierdził, że takie posunięcie byłoby
wyjątkowo ryzykowne — choć kuszące — bo otaczało go wielu inteligentnych ludzi,
którzy nie mieliby problemów z połapaniem się w sytuacji. Hokage fantazjujący o
międzynarodowym przestępcy? Wolał nawet sobie nie wyobrażać, co mogłoby się
stać, gdyby dowiedziała się o tym opinia publiczna.
— Wiesz co, Sakura-chan? — Powiedział w momencie,
kiedy zrezygnowana kobieta uchyliła drzwi, uznawszy, że nie doczeka się
odpowiedzi. — Przyjdę z przyjemnością. — Uśmiechnął się. Tym razem szczerze.
Prawie.
— To dobrze, Sid się ucieszy — na ustach pani Hyuuga
również zagościł niewielki uśmiech i wyszła z pomieszczenia tak cicho jak do
niego weszła, dbając o to, aby drzwi nie wydały nawet najmniejszej sugestii
trzaśnięcia.
~oOo~
Dla mnie proszę
graj, graj na trąbce tej
I choć płynie
czas nie wyrzuć mnie z pamięci swej.
Już nie mogę
biec i w bezruchu trwam,
Nie zostało
nic, puste serce mam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz