środa, 12 marca 2014

Friends never say goodbye (2/6)

Fragmenty piosenek wykorzystane w rozdziale pierwszym:
„Dla mnie proszę graj" — Maciej Balcar (z bajki „Mustang z Dzikiej Doliny")
*cytat Władysława Sikory
 
ROZDZIAŁ PIERWSZY 
PIĘTNAŚCIE LAT PÓŹNIEJ
Dzień dobry, że tak pozwolę sobie skłamać.*

~oOo~

— No proszę, wujku, zgódź się, proszę! — Przez biuro Hokage przewalał się właśnie kataklizm w postaci małego huraganu o wzroście metr trzydzieści w kapeluszu. Starszy ninja jedynie z pobłażaniem pokręcił głową.
— Mowy nie ma, młody człowieku! — Zawołał donośnym głosem, po czym heroicznym gestem wyrwał z rąk chłopca biało—czerwony kapelusz, który świadczył o jego pozycji głowy Konohy, a aktualnie stał się podmiotem zażartej jatki. Odzyskane w ten sposób nakrycie głowy uniósł na wysokość wyciągniętego ramienia. — Na niektóre rzeczy trzeba sobie zasłużyć, Sid.
Dzieciak podjął jeszcze kilka prób doskoczenia do trzymanego przez mężczyznę kapelusza, ale najwyraźniej zdał sobie sprawę, że musiało to wyglądać komicznie, więc ostatecznie poddał się, skrzyżował ramiona na swojej chudej piersi i wydął wargi, ostentacyjnie odwracając głowę.
— Moje jeszcze będziesz udawać, że wcale nie próbowałeś podwędzić opaski mistrza Iruki, gdy byłeś w moim wieku? — Zapytał obrażony chłopiec, na co Naruto jedynie zachichotał i zmierzwił czarne włosy Sida wolną ręką. Chłopiec w rzeczywistości nie był z nim spokrewniony, ale ze względu na to, że był synem Sakury, traktował go poniekąd jako siostrzeńca, którego nigdy nie posiadał.
— Oczywiście, że próbowałem. Ale teraz jestem boleśnie świadom, że nie przyniosłoby mi to żadnej satysfakcji. Dopiero po ukończeniu Akademii i zdaniu egzaminu na genina udowodniłem, że jestem godzien tej przepaski — dla podkreślenia prawdziwości swoich słów popukał się palcem wskazującym w czoło, na którym nosił symbol Wioski Liścia — i to zapewniło mi prawdziwą satysfakcję. Kto wie, może za kilkanaście lat zostaniesz Siódmym Hokage?
— Wykluczone, tytuł Siódmego zarezerwowany jest dla Konohamaru, dattebayo!
Szósty Hokage jedynie pokręcił głową z ciężkim politowaniem i zadbał o to, aby się nie roześmiać. Nie miał chłopcu za złe jego zachowania — nie był aż takim hipokrytą, a Sid w gruncie rzeczy niewiele się różnił od niego samego. Również robił co mógł, aby być w centrum uwagi i zdobywał serca ludzi swoim oddaniem i prostolinijnością. Kapelusz Hogake został umieszczony na jednej z półek stojących w gabinecie — Naruto nie był jego wielkim i oddanym fanem, zdecydowanie lepiej się czuł, gdy wiatr targał włosami, toteż poza wyjątkowo formalnymi okolicznościami starał się ograniczać jedynie do tradycyjnej biało—czerwonej szaty.
Sid najwyraźniej szybko porzucił wątek domniemanych pretendentów do tytułu Hokage, bo nie mógł oderwać wzroku od ochraniacza na czole Naruto, który ten właśnie poprawiał.
— Wujku… mogę cię o coś zapytać?
— Już to zrobiłeś. — Mężczyzna uśmiechnął się ciepło do chłopca. Nie można mu było odmówić braku ciekawości i zainteresowania otaczającym go światem. — Ale oczywiście, wiesz, że możesz mnie pytać o co tylko zechcesz.
— Ile wynosi pierwsza prędkość kosmiczna?
— Yyy… — Elokwencja Hokage była wręcz śmiertelna.
Sid wyglądał jakby nie do końca uwierzył w słowa Uzumakiego, bo zmarszczył czoło i przyjrzał mu się krytycznie. Wiedział dobrze, że na pewien zakres pytań dotyczących jego przyszłości „wujek" reagował alergicznie, nawet jeśli według niego pytania te nie były ze sobą w żaden sposób powiązane. Miał nadzieję, że tym razem nie wywoła podobnej reakcji — gdy przychodziło do syna Sakury, młody Hokage miał nieprzerobione zapasy cierpliwości i zawsze wszystko ochoczo mu tłumaczył, ale zdarzało się, że w efekcie jego dziecinnej dociekliwości Naruto nagle tracił cały swój rezon i żywiołowość.
— Właściwie są to dwa pytania… Nigdy nie widziałem, żeby ktokolwiek z Kage nosił ochraniacz. — Mówiąc to wskazał palcem na przepaskę z symbolem Wioski Liścia zdobiącą czoło blondyna. — Dlaczego ty go wciąż nosisz? I, ee… blaszka jest zniszczona, czemu po prostu nie wymienisz go na nowy?
Na te pytania rysy twarzy Hokage momentalnie stężały. Wyjątkowo dobry zmysł obserwacji jak na dziesięciolatka, nie sposób zaprzeczyć. Opaska, którą nosił na czole nie tyle była zniszczona — ona była przepołowiona. Głęboka, poszarpana rysa znaczyła prawie całą metalową część ochraniacza, rozdzielając symbol Konohy na dwie części. W tym momencie wypadałoby dodać, że przepaska, którą Naruto otrzymał po zdaniu egzaminu na genina spoczywała bezpiecznie na dnie szuflady, zagrzebana pod stertą papierów. Ta, którą nosił, nie należała do niego. Ale jak, do ciężkiej cholery, miał wytłumaczyć dziecku, że jest to przepaska pewnego shinobi, który odszedł z życia Uzumakiego, zanim Sid jeszcze przyszedł na świat, a rysa powstała wskutek ich niemalże śmiertelnej walki w Dolinie Końca, po której zwycięski ninja odrzucił ową opaskę, tak samo jak odrzucił Naruto i odszedł, mimo wszystko darując swojemu rywalowi życie — a stetryczały i naiwny Hokage nosi ją po dziś dzień dla uczczenia jego pamięci?
Mężczyzna już nabierał powietrza, aby w jakiś sposób odpowiedzieć chłopcu — najpewniej wymówi się jakąś sytuacją z Wielkiej Wojny, co z kolei powinno wywołać reakcję lawinową i spowodować zainteresowanie chłopca epickimi bitwami jakie wówczas stoczył — gdy przerwało mu pukanie do drzwi.
— Wejść! — zawołał Naruto, odwracając się od chłopca i stając twarzą w twarz z gościem.
Do środka wemknęła się Sakura Hyuuga. Naprawdę miał w tym momencie ochotę ją uściskać w podzięce za wybawienie z opresji, ale w porę wyhamował swoje zapędy, wiedząc, że jej mąż niewątpliwie by go zabił. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko na widok byłej koleżanki z drużyny. Kobieta niewiele się zmieniła od momentu, kiedy poznał ją w Akademii — wciąż była niska, a jej włosy, pomimo upływu lat, zachowały wściekle różową barwę. Jedyne zmiany jakie Naruto był w stanie u niej dostrzec to sylwetka, która stała się nieco bardziej kobieca po tym jak Sakura zdecydowała się porzucić karierę ninja i zaprzestała treningów — zamiast tego poświęciła całe swoje życie prywatne wychowywaniu dziecka i dodatkowo rozpoczęła pracę w miejscowym szpitalu — oraz oczy, które straciły swą dziecinną niewinność i naiwność. Była to zmiana niemalże nieuchwytna, może jakiś błysk, może nieco bardziej matowy kolor tęczówek, ale to coś było widoczne u każdego weterana wojny shinobi, która wywróciła ich dotychczasowe życia do góry nogami i trwale wypaliła w ich umysłach obraz cierpienia i bólu.
— Czcigodny Hokage — kobieta skłoniła lekko głowę, na co Naruto skrzywił się i nerwowo podrapał z tyłu szyi. No naprawdę, nie posiadał żadnego kompleksu boga i z szewską pasją starał się eliminować wszystkie zachowania jego znajomych, które nosiły znamiona tejże manii tytułowania.
— Sakurka, tyle razy ci mówiłem… — wyjąkał niepewnie, gotów zmyć koleżance głowę po raz enty.
— Niereformowalny — kobieta również się uśmiechnęła, po czym weszła głębiej do pomieszczenia, kierując się do uczepionego płaszcza mężczyzny Sida. — Mój panie, ktoś tu miał trenować, a przynajmniej tak mi powiedziałeś! — Przywołała na twarz groźną minę, mającą uzmysłowić każdemu domniemanemu śmiałkowi możliwe konsekwencje ewentualnej niesubordynacji.
— No ale mamooo, kiedy wujek… — napuszył się chłopiec, najwyraźniej niewiele sobie robiąc z wojowniczej postawy jego rodzicielki. Kolejna rzecz, która upodobniała go do młodego Naruto.
— Wujek z pewnością zachęcał cię do wspólnych wygłupów i zabawy, przecież nie ma żadnych zobowiązań wobec wioski, i ma niespożytkowane ilości wolnego czasu — rzuciła z przekąsem pani Hyuuga. Uzumaki wolał nie uświadamiać jej, że właściwie tak to zazwyczaj wyglądało. Po paru latach piastowania tytułu Hokage nauczył się, kiedy należy zachować dostojne milczenie, aby nie stracić twarzy. Strapiony Sid jedynie spuścił głowę i również nie zabrał głosu.
Sakura jedną rękę oparła na biodrze, a drugą wskazała na drzwi, cały czas groźnie przyglądając się swojemu synowi.
— Panu już dziękujemy. Migusiem do domu, wieczorem porozmawiam sobie z tatą.
Sid uśmiechnął się niemrawo, po czym wypuścił z rąk ciężki materiał płaszcza Naruto, a następnie pomachał „wujkowi" i wyszedł z pomieszczenia ze wzrokiem wbitym we własne buty. Swoją matkę ominął szerokim łukiem, co ta skwitowała jedynie cichym prychnięciem.
— Nie możesz mieć dzieciakowi za złe, Sakura-chan, on się tylko stara dobrze bawić — Hokage powolnym krokiem obszedł swoje mahoniowe biurko po czym opadł na fotel, bliżej nieskoordynowanym gestem dłoni dając do zrozumienia koleżance, aby zajęła krzesło naprzeciwko niego. Kobieta wygładziła nieistniejące fałdki na soczyście zielonej sukience i usiadła. Naruto przyjrzał się jej uważnie, a fakt, że skuliła się pod jego spojrzeniem dał mu jasno do zrozumienia, że ta wizyta miała jakiś ukryty cel. On to wiedział i ona z pewnością również była tego świadoma, mimo to mężczyzna nie naciskał.
— Jak ci się żyje, Naruto-san? — zaczęła nieśmiało, kręcąc się na krześle. Podczas światowej wojny shinobi znacznie się do siebie zbliżyli i teraz, gdy przeskoczyli już nad szczeniackim zauroczeniem Naruto jej osobą i ich wzajemną niechęcią, byli dla siebie oparciem w trudnych chwilach. Mimo to, Uzumaki nigdy nie nazwał Sakury przyjaciółką. Słowo to miało dla niego wymiar czysto abstrakcyjny — ot, taka bajeczka, którą mami się dzieci. Już prędzej uwierzyłby w istnienie Świętego Mikołaja niż w przyjaźń.
— Ostatnio wyjątkowo często zadajesz to pytanie — Hokage przymknął oczy i nagle wyglądał na wyjątkowo umęczonego życiem, co ostro kontrastowało z postawą wesołego wujka, którą prezentował światu niecały kwadrans temu. — Pozwól, że odpowiem tak jak zawsze. Życie toczy się do przodu swoim ślimaczym tempem, a ja staram się dawać z siebie wszystko, aby dbać o mieszkańców Konohy.
Nie udawaj altruisty, to ci nie przystoi — mężczyzna niemal usłyszał cmokanie Kuramy w swojej głowie. Z łatwością przyszło mu wyobrażenie sobie przerośniętego rudego lisa zgiętego w pół z uciechy.
Mógłbyś łaskawie nie wtrącać swojego wielkiego nochala w sprawy, które ciebie nie dotyczą? — Och, jakże on kochał bycie Jinchuuriki. Podczas wojny nawiązał z Lisim Demonem swego rodzaju przymierze — jego niemalże nieskończone pokłady chakry bardzo mu pomogły podczas walki. Kiedy Naruto uwolnił Dziewięcioogoniastego z okowów, ich energie wymieszały się i stali się poniekąd jednym bytem. O dziwo, udało im się jakoś dogadać i okazało się, że są w stanie w sposób mniej lub bardziej pokojowy koegzystować, więc mężczyzna nie miał serca więzić go z powrotem. W wolnym tłumaczeniu — Kyuubi siedział teraz w jego głowie i nie szczędził Uzumakiemu swoich jakże pomocnych rad. Całe szczęście, że w wyniku tej chorej „symbiozy" zyskał dostęp do ogromnej mocy Kuramy — zawsze była to jakaś rekompensata, nawet jeśli niewielka.
Pozwolę sobie zaprzeczyć. Niestety jesteśmy ze sobą w trwały sposób połączeni — najwyraźniej musiałem w przeszłości wyjątkowo rozgniewać jakieś bóstwo, bo nie potrafię sobie w inny sposób wytłumaczyć dlaczego miałbym być skazany akurat na CIEBIE — więc to jak najbardziej moja sprawa. — Lis zamilkł na chwilę, jakby ważąc w myślach następne słowa. — Doceń swojego przeciwnika. Hyuuga nie jest wcale takim bezmózgiem, na jakiego może wyglądać.
Chciałbyś coś zainsynuować? — Naruto denerwował się coraz bardziej. Wysłuchiwanie uroczego szczebiotu Kuramy od samego rana nierzadko wzbudzało w nim mordercze zapędy.
Jestem przekonany, że ona potrafi połączyć kropki. I choć nie pojmuję, dlaczego tak bardzo zależy ci na zachowaniu twojej małej obsesji w sekrecie, wydaje się to dla ciebie wiele znaczyć, więc uważaj. Ta kobieta wcześniej czy później cię rozgryzie.
— Stało się coś, Naruto—san? — na twarzy Sakury odmalowało się zmartwienie. Najwyraźniej uznała, że Hokage poważnie zastanawiał się nad odpowiedzią na jej pytanie. Uzumakiego nie bardzo obchodziły teorie wygłaszane przez Kyuubiego. Jakby nie patrzeć, minęło wiele lat a ona jeszcze nie zorientowała się, że demon już dawno nie siedzi w zamknięciu.
— Nie, Sakura-chan, wszystko jest w najlepszym porządku — Naruto zmusił swoje mięśnie twarzy do współpracy i wygiął usta w coś na kształt uśmiechu, głęboko wierząc, że wypadł autentycznie i przekonująco. Prawda była taka, że od piętnastu lat nie czuł prawdziwego szczęścia. Satysfakcję, zadowolenie, poczucie misji, ale nigdy nie był naprawdę szczęśliwy i prawdopodobnie już nigdy nie miał być. Krążąca w nim lisia chakra wspaniale sprawdzała się w roli medykamentu na rozmaite rany cielesne, ale nawet Dziewięcioogoniasty nie był w stanie pomóc mu z bliznami, które szpeciły jego duszę.
— Wiesz, Naruto ja… — różowowłosa kobieta zawahała się na moment. W przeciwieństwie do swojego kolegi zazwyczaj myślała zanim coś powiedziała, ale jak powszechnie wiadomo, wyjątek potwierdza regułę, dlatego jej następne słowa sprawiły, że Szósty Hokage niemal spadł z krzesła. — Ja wiem, że nie jest w porządku, bez urazy, ale aż tak dobrym aktorem to ty nie jesteś. Myślisz, że nie wiem co cię trapi, od ilu to już… piętnastu lat?
Oczy Uzumakiego miały w tym momencie rozmiar miseczek do ramen. Przez jego umysł przetoczył się rubaszny śmiech Kuramy — A nie mówiłem?
Cholera. Przecież nie byłem aż tak transparenty!
Kyuubi miał najwyraźniej jeden ze swoich legendarnych napadów miłosierdzia, bo zachował ugodowe milczenie, decydując się nie dobijać Naruto jeszcze bardziej. Nawet demony nie są tak okrutne, aby kopać leżącego.
— Sakura-chan, to nie tak jak myślisz…
— Myślałeś o wystosowaniu oficjalnego wezwania przed oblicze Hokage? Jakby na to nie patrzeć, on wciąż jest uznawany za shinobi Wioski Liścia, więc jeśli jeszcze identyfikuje się z Konohą, to…
— Jest teraz międzynarodowym przestępcą i jednym z najbardziej poszukiwanych ninja w kraju — przerwał jej rzeczowym głosem Uzumaki. Żadne z nich nie wypowiedziało imienia wspomnianego człowieka, bo i nie było takiej potrzeby. — Za jego głowę wyznaczono nagrodę. Gdybym raz wstąpił na tę drogę, nie mógłbym potem w żaden sposób odpuścić, ani objąć go moją protekcją, co więcej jako przykładny Kage musiałbym osobiście wsadzić go za kratki. A cała nasza trójka wie, że nie byłbym w stanie tego zrobić.
— Masz rację, ale…
— Poza tym, on już dawno przestał się utożsamiać z Konohą. — Słowa Naruto były zimne, wyprute z jakichkolwiek emocji. W tym jednym zdaniu zawarte było o wiele więcej… „przestał się utożsamiać ze mną", to właśnie było drugim dnem tej wypowiedzi i pani Hyuuga z pewnością owe ukryte znaczenie wyłapała.
— Masz rację, to bez sensu — Sakura wsparła twarz na zaciśniętych w pięści dłoniach i zamknęła oczy. Ta rozmowa musiała się prędzej czy później odbyć. Naruto obawiał się co teraz pomyślą o nim w wiosce, gdy pewne interesujące fakty dotyczące jego życia i… powiedzmy „poglądów" wyjdą na jaw… — Wiem, że ty nigdy się nie poddajesz, Naruto, ale chyba już najwyższy czas. — Ramiona kobiety zadrżały lekko. Dla niej cała ta sytuacja również nie była łatwa ani przyjemna. — On… Wiesz, że kiedyś byłam w nim zakochana, prawda?
Mężczyzna nie odpowiedział, czekał na ciąg dalszy, wbijając wzrok w siedzącą przed nim kobietę i wyłamując sobie palce. A więc tego też się domyśliła.
— Wiem, że uczyniłeś z tego swoją życiową misję, ale nie możesz pozwolić, żeby przysłoniło ci to wszystko inne. Goniłeś go bez wytchnienia całe dnie, miesiące, lata. Dość już czasu zmarnowałeś…
— Prawdziwy ninja nigdy się nie poddaje! — krzyknął zdenerwowany Uzumaki, podrywając się gwałtownie na nogi i głośno uderzając otwartą dłonią w blat biurka. W głębi swojego umęczonego serca wiedział, że Sakura miała rację. Cała sprawa była przegrana i to od samego początku, ale on nie potrafił tak po prostu odpuścić. Obsesja — tak kiedyś skwitował go jego prywatny, lisi psycholog.
— Nie wiesz nawet czy on jeszcze żyje — Sakura podniosła głowę, zdeterminowana aby upewnić się, że przemówi koledze do rozumu. W jej dużych oczach błyszczały łzy. — Jeżeli ja potrafiłam odpuścić, tobie powinno to przyjść znacznie łatwiej.
Naruto spojrzał na nią w ciężkim szoku. Och, a więc ona nie była świadoma jego niezdrowej fascynacji?
— Chodzi ci o tę obietnicę, którą złożyłeś mi naprędce tyle lat temu, że sprowadzisz go do Konohy, tak? Wiem, że dla ciebie to kwestia honoru, więc jeśli sprawi to, że poczujesz się lepiej… zwalniam cię z tej obietnicy, Naruto Uzumaki. Robiłeś, co mogłeś.
Tak, zdecydowanie nie była świadoma jego małej fiksacji. Cóż, to dawało niewielką nadzieję na wyjście z tego wszystkiego z twarzą. Zapatrzył się w koleżankę jakby nagle wyłysiała i wyrosły jej rogi. Czy ona naprawdę myślała, że Naruto pozwolił sobie wyciąć piętnaście lat z życiorysu z powodu jakiejś durnej obietnicy?
— Proszę cię, teraz przysięgnij, że dasz sobie spokój…
— Nie, Sakura. Już nic nikomu nie będę obiecywał, bo to przynosi same kłopoty. — Hokage splótł ręce za plecami po czym obszedł biurko i niczym uwięzione w klatce zwierzę zaczął przechadzać się po niewielkim pomieszczeniu. — Jeśli nie zauważyłaś, już dawno zaprzestałem marnych prób odnalezienia drania. Jednak nie jestem w stanie wyrzucić go z mojego serca. Pozwól więc, że postąpię tak jak uważam za słuszne i upewnię się, że będzie miał dokąd — i do kogo — wrócić, jeśli tego właśnie zechce, rzecz jasna. Tylko to jedno mogę ci przyrzec, zrozumiałaś? — Mówiąc to, stanął przed Sakurą i wyprostował się, starając się możliwie jak najbardziej emanować autorytetem Pierwszego Wioski.
— T-tak, oczywiście, Naruto-san — kobieta wyczuła subtelną zmianę atmosfery i skłoniła nisko głowę. Trwali w milczeniu jeszcze chwilę, ona ze wzrokiem wbitym w swoje kolana i pięściami kurczowo zaciśniętymi na swojej zielonej spódnicy, a on wpatrzony w krajobraz za oknem, po czym Sakura wstała i odchrząknęła cichutko, skupiając na sobie uwagę mężczyzny.
— Będę się zbierać, obowiązki wzywają — wymówka była wyjątkowo marna, nawet jak na nią, ale Naruto szanował, że nie chciała przebywać w jego towarzystwie, zwłaszcza po ostrych słowach jakie padły tu przed chwilą. Wciąż nie patrząc na niego, kobieta podeszła do drzwi, jednak zamarła na moment z ręką na klamce. — Pozwól mi jeszcze, przekazać wiadomość od Nejiego. Będziesz w naszym domu mile widziany na jutrzejszym obiedzie — to mówiąc Sakura uśmiechnęła się delikatnie, jednak jej oczy wciąż były nachmurzone.
Naruto westchnął i pokręcił głową. Dlaczego zawsze jego to spotykało? Neji wręcz uwziął się na niego, bowiem obrał sobie za punkt honoru wyswatanie młodego Hokage ze swoją kuzynką Hinatą.
Jeśli masz z tym aż taki problem to wywieś przed Rezydencją Hokage duży, kolorowy transparent głoszący „Jestem homoseksualistą!", gwarantuję, że podziała. — Najwyraźniej Dzień Dobroci dla Zwierząt się skończył i powrócił dobry, stary Kurama.
Sarkastyczne docinki Kyuubiego dawały kopa jak nic innego. Naruto jedynie zachichotał, w myślach deliberując nad ewentualnością zaproponowaną przez bijuu. Ostatecznie stwierdził, że takie posunięcie byłoby wyjątkowo ryzykowne — choć kuszące — bo otaczało go wielu inteligentnych ludzi, którzy nie mieliby problemów z połapaniem się w sytuacji. Hokage fantazjujący o międzynarodowym przestępcy? Wolał nawet sobie nie wyobrażać, co mogłoby się stać, gdyby dowiedziała się o tym opinia publiczna.
— Wiesz co, Sakura-chan? — Powiedział w momencie, kiedy zrezygnowana kobieta uchyliła drzwi, uznawszy, że nie doczeka się odpowiedzi. — Przyjdę z przyjemnością. — Uśmiechnął się. Tym razem szczerze. Prawie.
— To dobrze, Sid się ucieszy — na ustach pani Hyuuga również zagościł niewielki uśmiech i wyszła z pomieszczenia tak cicho jak do niego weszła, dbając o to, aby drzwi nie wydały nawet najmniejszej sugestii trzaśnięcia.

~oOo~

Dla mnie proszę graj, graj na trąbce tej
I choć płynie czas nie wyrzuć mnie z pamięci swej.
Już nie mogę biec i w bezruchu trwam,
Nie zostało nic, puste serce mam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz