niedziela, 30 listopada 2014

W dzień gorącego lata (1/?)

Nie, to jeszcze nie jest tekst, który pisałam na NaNoWriMo. To jedynie moi starzy, dobrzy koloniści, którzy ostatnio wracają do łask. Zamierzam się wreszcie konkretniej wziąć za przerzucanie tu moich zabawek, bo póki co przekleiłam jedynie miniatury. Opowiadanie, które zaczęłam pisać jeszcze w wakacje - tak, pracuję nad jego ukończeniem, dalsze rozdziały właśnie się piszą. Zapraszam!

Tytuł: W dzień gorącego lataDługość: Ciężko stwierdzić... Moja magiczna rozpiska zapowiada ponad dziesięć rozdziałów, ale pożyjemy, zobaczymy. Póki co prezentuję rozdział pierwszy, liczący sobie około 2,5k słów (wiem, że krótki, ale to takie wprowadzanie, rozumiecie)Pairing: SasuNaru(Sasu?)Gatunek: Na pewno AU, a poza tym proszę wybrać właściwe - obyczaj/dramat/humorBeta: PicoOstrzeżenia: Momenty są, ludzie, a poza tym to jeszcze nieogarnięcie życiowe autorki

Rozdział I 
— Może jednak ci pomogę?
— Nie, nie ma potrzeby. Wszystko jest pod kontrolą — wysapał Naruto. Klęczał właśnie na swojej walizce i za wszelką cenę starał się ją dopiąć. Jego współlokator stał nieopodal oparty o framugę drzwi, paląc fajkę i z niewzruszonym wyrazem twarzy przyglądając się poczynaniom kolegi. Chwilę później do jego uszu dobiegł zwycięski okrzyk, gdy Uzumaki z najwyższym trudem zasunął zamek. Blondyn zerwał się na równe nogi i zainscenizował coś, co wyglądało jak, nie przymierzając, taniec szczęścia.
— A co z tymi gaciami, które leżą na łóżku? Są dla mnie? — zapytał Shikamaru i gestem dłoni wskazał na walającą się po pościeli bieliznę. Naruto zamarł momentalnie i spojrzał we wskazanym kierunku tylko po to, by za chwilę zakląć soczyście. Kiedy uzmysłowił sobie, że będzie zmuszony powtarzać walkę z zamkiem, na jego twarzy odmalowało się przerażenie, po czym jak długi wyłożył się na upstrzonej skarpetkową mozaiką wykładzinie.
— Zabij mnie — jęknął błagalnie.
Nara zaśmiał się pod nosem, po czym zgasił niedopałek papierosa, który wyrzucił do stojącej na najbliższej szafce butelce po piwie, przerobionej tymczasowo na popielniczkę i kucnął obok przyjaciela.
— Właśnie po to są kobiety, Naruto.
— To faktycznie jakiś argument, ale i tak mnie nie przekonuje.
— No wiesz, facet cię nie spakuje. Co więcej, dwóch facetów to dwa razy większy pierdolnik do ogarnięcia — oznajmił Shikamaru.
— Zajebiście. Ale chwilowo nie mam ani faceta, ani kobiety, a i tak nie mogę się spakować — pożalił się Naruto, tonem jakby obwiniał kolegę o całe zło tego świata.
— Wstawaj, pomogę ci. — Shikamaru uśmiechnął się, po czym wyprostował i podał Uzumakiemu wyciągniętą dłoń. Chwilę później walizka ponownie została otwarta i chłopcy wspólnymi siłami zapakowali do środka pominiętą wcześniej bieliznę. — Kiedyś myślałem, że wszyscy geje są z natury pedantyczni i mają nerwicę natręctw — mruknął Nara, opadając na swoje, nieco mniej zagracone niż współlokatora, łóżko.
— A potem poznałeś mnie i dotarło do ciebie, że jednak można być gejem i żyć w chlewie? — zapytał Naruto, siadając po turecku obok przyjaciela.
— Wyjątek potwierdza regułę — zaśmiał się Shikamaru. Obaj zamilkli na chwilę, a Naruto krytycznie zlustrował spojrzeniem całe pomieszczenie, aby upewnić się, że tym razem już o niczym nie zapomniał. Nie był stworzony do pakowania i jego orientacja nie miała tu nic do rzeczy. — Jesteś pewien, że dasz sobie radę? — Pytanie kolegi wyrwało go z zamyślenia.
— Jasne, Shika, czemu miałbym nie dać rady?
— No wiesz, tak jakby jedziesz na trzytygodniowy obóz z bandą nieokrzesanych dzieciaków. Nawet jeśli ty jakimś cudem z nimi wytrzymasz, nie jest powiedziane, że one nie napadną na ciebie z siekierą — zauważył inteligentnie Nara.
— Doceniam, że we mnie wierzysz, stary — odparł Naruto, szczerząc się do kolegi. Prawda była taka, że istotnie miał pewne obawy w związku z planowanym wyjazdem.
Uzumaki był na drugim roku studiów i w końcu dopadło go to, co czyha na wielu studentów — borykał się z bardzo poważnym kryzysem natury, jak to lubił nazywać — seksualno-ekonomicznej. W wolnym tłumaczeniu — człowiek zagląda do portfela, a tam chuj. Doszło nawet do tego, że chłopak coraz częściej zastanawiał się kiedy umrze z głodu albo wyląduje pod mostem z powodu niezapłaconych rachunków. Jego rodzice zginęli w wypadku, zanim zaczął choćby raczkować i od tamtego czasu opiekował się nim wujek Iruka. Gdyby mężczyzna dowiedział się o jego problemach, z pewnością by mu pomógł, jednak Naruto nie chciał go kłopotać, bo ten też ledwo wiązał koniec z końcem.
Kiedy był młodszy, pojechał kilka razy na obóz rekreacyjno-sportowy organizowany przez firmę Konoha Sport. Wyjazdy te były bardzo specyficzne, ale uśmiechał się ilekroć je wspominał — to dzięki nim odkrył w sobie zamiłowanie do sportu i ostatecznie skończył na Akademii Wychowania Fizycznego. Wakacyjne przygody odeszły w niepamięć i zabrał się za trenowanie na poważnie — zapisał się nawet do lokalnego klubu baseballowego i był szalenie szczęśliwy, że udało mu się znaleźć pasję, którą pokochał całym sercem. W przypływie szaleństwa zrobił nawet kurs wychowawcy kolonijnego, aby po skończeniu studiów mógł sobie w ten sposób dorabiać, jednak póki co, ów papierek gnił na dnie którejś szuflady i czekał na lepsze czasy. Jakież było jego zdziwienie, gdy dzień wcześniej zadzwoniła do niego szefowa firmy Konoha Sport.
Okazało się, że jeden z instruktorów, który miał jechać na tegoroczny obóz, w wyniku nieszczęśliwego wypadku złamał nogę i musieli na wczoraj zorganizować za niego jakieś zastępstwo. Skończyło się to telefonem do zaskoczonego Naruto, który do teraz nie dowiedział się, jakim cudem szefostwo zdobyło informacje o tym, że na gwałt potrzebował pieniędzy — najwyraźniej nie doceniał potęgi plotek.
I właśnie dlatego, Uzumaki po raz kolejny wybierał się na wakacyjny obóz, jednak tym razem w roli wychowawcy.
— No dobra, jednak nie dam rady. — Powrócił myślami do rzeczywistości i westchnął ciężko.
— Naruto, nie zachowuj się jak ciota — zganił go Shikamaru, kręcąc głową z politowaniem. Przechodzili przez to już któryś raz i Nara podziwiał sam siebie, że jeszcze nie wyrzucił irytującego współlokatora za okno. Odpowiedział mu niewyraźny pomruk, który od biedy dało się zinterpretować jako „ale przecież ja jestem ciotą”, co sprawiło, że chłopak prychnął i wstał z łóżka, po czym podszedł do swojej szafki i rozpoczął wykopaliska. — Spoko, w razie czego dzwoń.
— A co, przyjedziesz mi z odsieczą?
— Raczej nie, ale za to tak ci wsiądę na psychikę, że szybko się pozbierasz do kupy. — Najwyraźniej Shikamaru znalazł to czego szukał, bo po chwili zatrzasnął szufladę i podszedł do leżącej na środku pokoju walizki, trzymając w dłoni małe zawiniątko.
— Nie mów tylko, że jeszcze o czymś zapomniałem, bo… — głos Naruto załamał się dramatycznie, a na jego twarzy pojawił się wyraz czystego przerażenia.
— Nic z tych rzeczy, po prostu mam coś dla ciebie. Będę spokojniejszy, sam rozumiesz — mruknął Shikamaru, po czym możliwie jak najszybszym ruchem odpiął jedną z bocznych kieszonek torby i wepchnął do środka niewielką reklamówkę, a potem zgrabnie zasunął zamek. Po skończonej operacji brunet teatralnym gestem otarł pot z czoła. — No, teraz możesz jechać.
— Chcę wiedzieć co to takiego? — zapytał Naruto podejrzliwie przyglądając się swojemu bagażowi. Zaczął nawet wstawać, aby samemu zidentyfikować tajemniczy przedmiot, ale następne słowa kolegi szybko go usadziły.
— Sprawdź sobie, śmiało, ale nie licz, że potem będę się jeszcze raz użerał z domykaniem twojej walizy — ostrzegł chłopak, łypiąc na współlokatora groźnym spojrzeniem.
— Dobra — mruknął Uzumaki, rozsiadając się na powrót na łóżku przyjaciela. — Dajmy na to, że ci ufam.
— Me serce się raduje — oparł ironicznie Shikamaru, ale kiedy uważniej przyjrzał się zmartwionemu obliczu kolegi, westchnął, a jego ton złagodniał. — Wierzę w ciebie, chłopie. A poza tym to praca marzenie! No sam pomyśl… Karmią cię, płacą ci, a ty masz tylko tam być i pilnować porządku. Żyć nie umierać!
Naruto nie odpowiedział i jedynie uśmiechnął się słabo, po czym zerknął na wiszący nad drzwiami zegarek. Najwyższy czas wyruszać, naprawdę nie chciał się spóźnić i już na wejściu zrobić zaliczyć wpadkę. Jedną dłonią zmierzwił swoje blond włosy, po czym dźwignął się na nogi i przeciągnął. Skrzywił się, kiedy coś mu strzeliło w kręgosłupie, ale chwilę później wiązał już buty i zarzucał plecak na ramiona.
— No, mam nadzieję, że wszystko wziąłem — powiedział z nadzieją, po raz ostatni lustrując wzrokiem pomieszczenie. Teoretycznie, przyjaciel mógłby mu wysłać potencjalną pominiętą rzecz, ale to za bardzo by mu przypominało czasy, gdy Iruka dosyłał mu majtki, bo źle je przeliczył. Tak więc, jeśli czegoś nie zabrał, to będzie musiał być twardy i obejść się bez tego. W najgorszym wypadku będzie biegał po pokojach na rumuńską pandę i żebrał o potrzebne rzeczy. — Dzięki za pomoc i wsparcie, Shika. Pilnuj dobytku, bo chcę mieć dokąd wrócić!
— Jasne, jasne. A ty — dodał złowieszczo, wskazując palcem na Bogu ducha winnego Uzumakiego — nawet mi się nie waż wracać tutaj z facetem.
— Stary, z jakim facetem? — zaśmiał się Naruto, drapiąc się nerwowo po karku. Nie planował żadnych miłosnych podbojów na te wakacje, ale z drugiej strony… Jeśli będzie miał okazję przeżyć przygodę, to raczej nie będzie się przejmował ględzeniem Nary.
— Już ja cię znam. Bo cię do mieszkania nie wpuszczę! — zagroził, tym samym ucinając dalsze wymówki Naruto. Objął przyjaciela i poklepał go po plecach, a potem wcisnął mu w dłoń jego wypchaną po brzegi walizkę. — Lepiej już idź, bo ci autobus ucieknie.
Uzumaki uśmiechnął się szeroko i pomachał mu jedną ręką, po czym wytoczył się na klatkę schodową. Trochę za późno wyszedł, ale nie tracił nadziei, że zdąży jeszcze na pociąg — mieli wyjeżdżać ze stolicy, ale niestety, Naruto mieszkał spory kawałek od wspomnianej stolicy, więc musiał tam najpierw dojechać.
~oOo~ 
No cóż, nadzieja matką głupich. Kiedy chłopak cały spocony i zmęczony dobiegł na właściwy peron, pociąg już odjechał i właśnie pomachał mu dupą na zakręcie. Naruto oparł się o zdezelowaną wiatę i zaklął soczyście, zaskarbiając sobie tym samym niepochlebne spojrzenie stojącej nieopodal pani. Łajał się mentalnie za swój brak zorganizowania i zarzekał się, że następnym razem wyruszy z samego rana i w ogóle będzie przygotowany na wszystko.
Uzumaki westchnął ciężko i poprawił plecak, bo ten zaczął mu się boleśnie wżynać w ramiona, po czym podszedł do wiszącego nieopodal rozkładu jazdy, by sprawdzić, o której będzie następne połączenie. Jeśli kartka nie kłamała, to w ciągu najbliższych trzech godzin nie miał co liczyć na jakikolwiek transport. Cudnie. Najwyraźniej Bóg ostrzegał go, że ten wyjazd to nie jest taki znowu dobry pomysł i Uzumaki powinien sobie jednak podarować. Jednak Naruto nie wierzył w coś takiego jak karma albo przeznaczenie i dlatego z zaciętym wyrazem twarzy skierował się do najbliższego przystanku.
Burżujskich środków transportu mu się zachciało. Musiał złapać jakiś autobus miejski i dostać się na drogę wylotową, a potem po raz kolejny zająć się swoją koronną dyscypliną — złapać stopa.
 
~oOo~ 
Stopienie poszło mu całkiem dobrze — po niespełna godzinie od zajęcia stanowiska, zatrzymała się jakaś młoda dziewczyna o krwiście czerwonych włosach. Z radością wypisaną na twarzy zgodziła się zawieźć go do stolicy. Mało tego, nawet na właściwy parking go podwiozła! Dostojnym milczeniem, Naruto pominął fakt, że całą drogę wdzięczyła się do niego niemiłosiernie. Nie chciał rozwiewać jej dziewczęcych marzeń, w obawie, że ta wyrzuci go gdzieś na poboczu i tak zostawi, ale gdy zapytała o jego numer, przypadkiem przekręcił trzy ostatnie cyfry.
Pożegnał się z nią możliwie jak najszybciej i obiecał czekać na jej telefon, po czym wyskoczył z samochodu i podszedł do bagażnika, by wyjąć swoje rzeczy. W międzyczasie odnotował, że autokar już stał — niedobrze. Szybko sprawdził godzinę i zdał sobie sprawę, że miał już prawie trzydzieści minut spóźnienia. No tak, mógł się tego spodziewać, dobrze, że w ogóle dotarł na miejsce.
Przed autobusem stał wysoki facet w jaskrawo-pomarańczowej koszulce i najwyraźniej na niego czekał. Na jego widok Uzumaki nieomalże przystanął w miejscu. Mężczyzna był mniej więcej w jego wieku, może z rok starszy i na pierwszy rzut oka, przynajmniej o dziesięć centymetrów wyższy od Naruto, który również nie był jakimś niziołkiem. Miał ciemne, prawie czarne włosy i wyjątkowo bladą skórę. Uzumaki, jako rasowy gej, naturalnie nie mógł nie zauważyć, że typek był wyjątkowo przystojny, a przyjemnie opięta koszulka świadczyła, że ciało też ma niczego sobie. Mało tego, chłopak gotów był się założyć, że nawet stuprocentowy heteryk przyznałby mu rację — ten facet to ciacho!
Dopiero po chwili odnotował, że mężczyzna coś do niego mówił, czy też raczej — syczał. Jego postawa przywodziła mu jednoznacznie na myśl jadowitego węża, chociaż nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić.
— Jak widzę pan Uzumaki zdecydował się jednak zaszczycić nas swoją obecnością. Proszę przyjąć wyrazy naszej wdzięczności. Dozgonnej wdzięczności. Chociaż, nie ukrywam, byłoby nam wszystkim łatwiej gdybyś po prostu zadzwonił i powiedział, że wolisz się wozić ze swoją dziunią, więc się spóźnisz. — Ton chłopaka był ostry i nieprzyjemny, a na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmieszek. Tak właściwie, to gdy tak się pieklił, wyglądał jeszcze bardziej pociągająco. Brunet napiął mięśnie, a podkładka na notatki, którą trzymał w dłoniach zatrzeszczała niebezpiecznie, ale była to jedyna oznaka zdenerwowania jaką okazał.
— Tak? — mruknął rozkojarzony Naruto, ze wszystkich sił starając się skupić na znaczeniu słów chłopaka, a nie na sposobie w jaki modulował głos. Poirytowany brunet warknął coś niezrozumiale i przyłożył Uzumakiemu w łeb podkładką. Mocno.
— Kierowniczce będziesz się tłumaczył i lepiej żeby mi to był ostatni raz. — Mężczyzna podszedł do blondyna i wyszarpnął mu z ręki walizę, którą z rozmachem wrzucił do wciąż otwartego bagażnika autokaru i wyciągnął z niego niewielką reklamówkę, po czym zatrzasnął drzwiczki i krzyknął do kierowcy, że zaraz będą ruszać. — Rozbieraj się — rzucił w kierunku zszokowanego Naruto. — Nie wpatruj się we mnie jak cielę w malowane wrota, tylko ściągaj koszulkę — dodał napastliwym tonem i wepchnął mu w ręce zawiniątko. Uzumaki kątem oka zarejestrował strażacki pomarańcz, jednak jego mózg nie dział jeszcze na tyle sprawnie, aby zrozumieć czego się od niego oczekiwało. — Halo, ziemia do debila! — zawołał, sprowadzając wreszcie blondyna na ziemię. — Co ty masz w tej głowie? Wszyscy instruktorzy mają nosić takie właśnie koszulki — wyjaśnił tonem jakim zazwyczaj przemawia się do opóźnionych w rozwoju pięciolatków, gestem dłoni wskazując na swój ubiór, czyli jaskrawą koszulkę z czarnym napisem „Konoha Sport”. — Musimy być rozpoznawalni w tłumie.
— Rozpoznawalni — powtórzył tępo Naruto, mechanicznie kiwając głową. — Aha, okej.
Widząc, że wyższy mężczyzna patrzy na niego wyczekująco, udało mu się w końcu wyrwać z letargu i nie ociągając się dłużej, ściągnął swoją wypłowiałą polówkę przez głowę. Za wszelką cenę starał się nie dopuścić do tego, aby nieelegancki rumieniec wypłynął na jego policzki. Ten facet miał na niego zdecydowanie zły wpływ. Zamknął oczy i naciągnął na tors firmową koszulkę w uroczym, oczojebnym kolorze.
— No, no, Uzumaki — zacmokał brunet, zakładając ręce na piersi i podnosząc brwi, jakby w zdziwieniu.
Naruto niepewnie uchylił jedną powiekę, ale bardzo nie spodobał mu się wyraz twarzy towarzysza, który lustrował go uważnym spojrzeniem czarnych oczu, jakby był jakiś eksponatem muzealnym. Jednak kiedy mężczyzna uniósł brwi jeszcze wyżej, a jego wredny uśmiech się poszerzył, czara goryczy przelała się i Uzumaki spojrzał w dół.
Cóż, najwyraźniej koszulki w normalnych rozmiarach zostały już rozdane. Materiał przylegał do jego ciała niczym druga skóra, nie pozostawiając wyobraźni wielkiego pola do popisu. Jakby tego było mało, bluzka była zwyczajnie za krótka i odsłaniała spory kawałek opalonego brzucha. Brakowało mu tylko gaśnicy i skórzanych spodni, kariera tancerza w gejowskim barze murowana.
— No ej! Przecież nie mogę tak się ludziom pokazać! — wrzasnął zrozpaczony Uzumaki, zastanawiając się ile właśnie stracił w oczach drugiego mężczyzny. Brunet nie zareagował, gdyż właśnie taksował go wzrokiem, ale zreflektował się zanim Naruto zauważył, że coś jest nie tak. Wzruszył jedynie ramionami i podszedł do drzwi autokaru.
— Nie moja sprawa. Powinniśmy mieć jeszcze jakieś większe egzemplarze, ale dostaniesz dopiero jak dojedziemy, bo przy sobie nie mamy innych — rzucił przez ramię lekceważącym tonem. Do ich uszu dobiegł odgłos odpalanego silnika. — Ładuj dupę, dość już czasu zmarnowaliśmy czekając aż się łaskawie pojawisz. Nie rób więcej problemów i przelicz dzieciaki, bo nie wiem czy wszystkie wróciły z toalety.
— A nie mogę chociaż pojechać w mojej koszulce i przebrać się dopiero na miejscu? Przecież ja…
— Nie, nie możesz — warknął mężczyzna, obracając się gwałtownie w jego stronę. Spojrzał mu prosto w oczy i dostrzegł chęć mordu. Ale zobaczył coś jeszcze w czarnych tęczówkach, specyficzne wyzwanie, na które nie sposób było nie odpowiedzieć. To będą bardzo długie i pełne wrażeń trzy tygodnie. — Wsiadaj i przelicz dzieciaki. Do pięćdziesięciu chyba jeszcze umiesz liczyć, młocie?

1 komentarz:

  1. Witam,
    ciekawe, ciekawe, bardzo interesujące, coś tak przeczuwałam, że na tym obozie drugim opiekunem będzie Sasuke Uchiha... Uchiha w oczojebnej koszulce jestem pod wrażeniem, ale Naru to chyba taka specjalnie dostał, i ten wzrok Sasuke oceniający Naruto...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń