Wrzucam ostatni rozdział, który jest już napisany, na resztę trzeba niestety czekać. Na pocieszenie mogę jedynie dodać, że w żadnym wypadku nie zapomniałam o tym opowiadaniu. Wręcz przeciwnie - pokochałam je na nowo! Rozdział szósty liczy sobie już około trzech tysięcy słów i liczba ta stale rośnie, więc pojawi się tutaj niebawem.
Rozdział V
Kiedy Naruto się obudził, czuł przyjemne, wszechogarniające ciepło i zdawało mu się, że lepiej już być nie może. Pokręcił się trochę, aby ułożyć się jeszcze wygodniej i zamarł, gdy dotarło do niego, że coś się nie zgadza. Było mu za miękko i wcale nie czuł się połamany — innymi słowy, nie takie wrażenia mają ludzie, którzy spędzili całą noc na zimnej i twardej podłodze. Jednak nie to go zaalarmowało — kiedy kilka godzin wcześniej kładł się spać, owszem, zawłaszczył sobie jedną z poduszek, jednak był w stu procentach pewien, że ta poduszka nie oddychała. W chwili obecnej wyraźnie wyczuwał delikatne ruchy materii pod swoim policzkiem. Kiedy tylko dotarło to do niego, natychmiast uchylił powieki.
Pokój pogrążony był w półmroku, więc jego wzrok nie miał większych problemów z dostosowaniem się do oświetlenia. Zza zasłoniętych okien, przez szpary między materiałem, nieśmiało przedzierały się pierwsze promienie wschodzącego słońca, nadając wszystkiemu blade, lekko szarawe odcienie. Uzumaki przez chwilę podziwiał grę świateł na jego niecodziennej, ruszającej się poduszce, po czym zrugał się mentalnie. Po pierwsze — leżał w łóżku, czyli zdecydowanie nie tam gdzie zasypiał. Po drugie, a właściwie, co gorsza — ramiona miał ciasno owinięte wokół pasa śpiącego na brzuchu Sasuke, a policzek wsparty na jego lędźwiach. Udało mu się powstrzymać okrzyk zaskoczenia, gdyż nie chciał obudzić kolegi, ale nie mógł wyjść z szoku — nie miał bladego pojęcia jakim cudem skończył w takiej właśnie pozycji.
Nie poruszył się i jedynie wbił spojrzenie w czarną czuprynę. Wszystko wskazywało na to, że Uchiha dosłownie zaniósł go w nocy do łóżka. Naruto nie lunatykował, nie cierpiał na zespół niespokojnych nóg, ani też nie wypił poprzedniego wieczoru ani jednej kropelki alkoholu, więc była to jedyna alternatywa. Tylko co to wszystko miało znaczyć? Przecież Sasuke jasno i dobitnie wyraził swoją opinię na temat współlokatora i jego zboczeń, a Naruto, mając to na uwadze, specjalnie nie kładł się z nim do łóżka, nie chcąc nastręczać mu problemów i stwarzać krępujących sytuacji. Uzumaki nie był w stanie dostrzec twarzy chłopaka — ten objął ramionami poduszkę i wtulił się w nią tak, że było widać tylko ciemne włosy i blade plecy. Blondyn dobrze wiedział, że powinien natychmiast go puścić i w te pędy przenieść się na swoją, bezpieczną połowę łóżka, ale nie potrafił. Było coś niewątpliwie fascynującego w sposobie w jaki poruszało się półnagie ciało Sasuke, gdy ten oddychał głęboko oraz w krzywiźnie wyraźnie zarysowanych łopatek. Naruto zamrugał gwałtownie, stwierdziwszy, że ten tok rozumowania nie przyniesie niczego dobrego i delikatnie, dbając o to aby nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, obrócił głowę na drugą stronę.
I to właśnie był jego błąd — jak się okazało, trafił z deszczu pod rynnę. Kołdra zsunęła się gdzieś w okolice kolan Uchihy i Uzumaki miał teraz niecodzienną okazję podziwiania tyłka współlokatora w pełnej krasie. Na marginesie odnotował, że kolega ma na sobie tylko — albo aż, zależy jak na to spojrzeć — bokserki i mimowolnie w kącie jego głowy narodziło się coś na kształt podziwu dla jego odwagi. W końcu znał prawdę o orientacji swojego współlokatora — mało tego, on przecież nawet zdążył już z nim wymienić płyny ustrojowe — i Naruto spodziewał się raczej, że będzie kładł się spać okutany pod samą szyję, w grubym dresie i drucie kolczastym na dupie. Rzeczywistość okazała się nieco inna i to było dla Uzumakiego dość szokujące odkrycie. Chociaż z drugiej strony, Sasuke zapewne nie podejrzewał, że któregoś pięknego poranka obudzi się z nosem pewnego geja, praktycznie przyklejonym do jego pośladków.
Naruto jeszcze przez chwilę kontemplował dwie kształtne półkule obleczone jedynie cienką warstewką granatowej bawełny — wiedział, że nie powinien, on naprawdę wiedział, ale nie potrafił się oprzeć — aż w końcu ciszę w brutalny sposób przerwało walenie do drzwi. Uchiha natychmiast się poderwał i gwałtownie uniósł głowę, tylko po to by po chwili napiąć wszystkie mięśnie i zesztywnieć.
— Uzumaki, zabieraj swoje brudne łapy — mruknął niskim tonem, który z założenia miał zapewne zabrzmieć złowróżbnie, ale w praktyce Sasuke brzmiał jedynie na bardzo rozespanego i nie do końca kontaktującego. Gdyby nie okoliczności, Naruto niechybnie uznałby to za słodkie. Powstrzymał uśmiech cisnący mu się na usta, ale posłusznie puścił drugiego mężczyznę, po czym wstał z łóżka i — łapiąc walającą się po podłodze bluzę — udał się do drzwi. Osobnik po drugiej stronie najwyraźniej był bardzo zdeterminowany, aby wyważyć je tu i teraz, budząc przy okazji pół ośrodka. Blondyn nałożył na siebie okrycie, nie chcąc paradować w samych spodniach od dresu i otworzył drzwi, jednocześnie rozmasowując nieco zdrętwiałe ramię. Chwile później przypomniał sobie jednak o sytuacji z Nejim, więc pospiesznie wyskoczył na korytarz, jak najszybciej zatrzaskując za sobą drzwi. Przed sobą ujrzał niskiego chłopaka, który mógł mieć najwyżej trzynaście lat.
— Co się stało? — zapytał spokojnie, jednocześnie starając się dopasować do dziecięcej buzi jakieś imię, ale jak na złość dopadł go niepożądany niż umysłowy.
— Kibel nam się w pokoju zatkał, proszę pana! — oznajmił chłopak, jednak wyraz jego twarzy był godny kogoś kto właśnie przeżył koniec świata, a nie miał prozaiczne problemy z urządzeniami sanitarnymi. Uzumaki w tym momencie zmienił zdanie na temat tego, że zabijanie jest złe. Westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią, rozdrażniony tą, jak się okazało bezcelową, pobudką.
— Na to nic nie poradzę. Po śniadaniu idźcie na dyżurkę i zgłoście to paniom porządkowym, a teraz możecie skorzystać z toalety na korytarzu — odparł, siląc się na spokój. Chłopak nie odpowiedział i jedynie skwapliwie pokiwał głową. — Coś jeszcze?
— Tak zrobimy. To wszystko, dziękuję panu! — krzyknął na odchodne i już zniknął za zakrętem, pozostawiając Naruto samego. Mężczyzna wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby po czym wrócił do pokoju.
Sasuke wciąż nie wyszedł z łóżka. Siedział po turecku na środku mebla, z nogami okrytymi kołdrą i brodzie wspartej na zaciśniętej pięści i uważnym wzrokiem śledził poczynania Uzumakiego.
— Może mi powiesz, co to wszystko ma znaczyć?
— Mógłbym ci zadać to samo pytanie — odparł wojowniczo Naruto, krzyżując ramiona na piersi i lustrując drugiego mężczyznę kosym spojrzeniem.
— Obłapiałeś mnie w nocy. Co jeszcze robiłeś jak spałem? Dalej, przyznaj się — zażądał Uchiha nieustępliwie z beznamiętnym wyrazem twarzy.
— Dlaczego obudziłem się razem z tobą w łóżku? Zaniosłeś mnie, panie zatroskany? Dalej, przyznaj się — drażnił się Uzumaki. Jego intencją było przede wszystkim wkurzenie Sasuke, ale nie było też sensu ukrywać, że naprawdę chciałby poznać odpowiedzi na te pytania. Brunet warknął coś niezrozumiale, po czym odrzucił kołdrę i zaczął wygrzebywać się z łóżka. Następnie wstał i przeciągnął się, stając przy tym na palcach i prezentując swe ciało w pełnej krasie.
— I co, to cała twoja odpowiedź? — zapytał oniemiały Naruto, walcząc ze sobą, aby jego spojrzenie nie opuściło twarzy rozmówcy.
— Raczej jej brak — mruknął Uchiha, po czym podszedł do szafy i zaczął z niej wyciągać ubrania. — Nie mam ci nic do powiedzenia.
Zrezygnowany Naruto pokręcił tylko głową, po czym wgramolił się na łóżko, skąd mógł w spokoju oddać się obserwacji myszkującego po szafkach Sasuke. Po raz kolejny złapał się na tym, że szukał klucza do rozpracowania zachowania towarzysza, jednak znowu okazało się to poza jego zasięgiem. No cóż, do zakończenia obozu zostało jeszcze stosunkowo dużo czasu, więc doszedł do wniosku, że nie będzie bezczynnie czekał. Gra, którą podjęli była oparta przede wszystkim na prowokacji i złośliwościach, a on nie zamierzał ustępować pola.
— Nie gap się tak na mnie, pedale jeden. — Głos Sasuke wyrwał go z rozmyślań. Kiedy już powrócił do rzeczywistości, jego oczom ukazała się twarz kolegi, który najwyraźniej czerpał z zaistniałej sytuacji jakąś przyjemność. Uzumaki zmrużył oczy i zachichotał pod nosem.
— Skąd teoria, że gapiłem się na ciebie? Ścianę podziwiałem, a teraz odsuń się, bo mi zasłaniasz — rzucił nonszalancko, nie do końca zgodnie z prawdą. W świetle swoich najnowszych przemyśleń, a także całej tej porąbanej sytuacji, na którą składały się pocałunki na pomoście oraz wspólna pobudka, postanowił obrócić to wszystko w żart i zakopać swoją niezdrową fascynację brunetem, pod pozorami lekceważenia i braku zainteresowania.
— Kłamiesz, chyba, że mamy fototapetę ze zbliżeniem na moją klatę. — Oburzony Naruto prychnął, ale nic nie odpowiedział, tylko zwlekł się wreszcie z łóżka i zaczął szukać w walizce, której niestety nie zdążył jeszcze rozpakować, czystych ciuchów do ubrania. Ostatecznie skończył ze zwykłą czerwoną koszulką bez rękawków i krótkimi, spłowiałymi spodenkami dżinsowymi. Wsunął palce pod gumkę swoich dresów i już zamierzał je opuścić, gdy usłyszał bliżej niezidentyfikowany dźwięk — coś pomiędzy sapnięciem i jękiem. Błyskawicznie podniósł wzrok i spojrzał na twarz Sasuke. — Co ty wyprawiasz, młocie?
— Przebieram się? Nie powinno ci to przecież przeszkadzać, czyż nie? — Uzumaki uśmiechnął się tryumfująco i wbił spojrzenie w oczy Uchihy, po czym z pełną premedytacją, powoli zsunął spodnie. Należałoby dodać, że bielizna pozostała w bezpiecznym miejscu, czyli na tyłku, ale nie wypłynęło to nijak na reakcję drugiego mężczyzny. Interesujące. Na bladej twarzy bruneta pojawiły się czerwone plamy, ale szybko zamaskował je kołtuńskim uśmieszkiem i drwiącym uniesieniem brwi, mając nadzieję, że Naruto niczego nie zauważył. Och, zauważył, zauważył, rumieniący się Sasuke to coś zdecydowanie warte zobaczenia.
— To ten gejowski striptiz specjalnie dla mnie? Muszę cię rozczarować, nie takie okoliczności miałem na myśli — rzucił Uchiha, po czym podejrzanie szybkim i sztywnym krokiem obszedł łóżko i usiadł, odwracając się plecami do blondyna, który zachichotał, widząc pewną nieprawidłowość między słowami kolegi, a jego zachowaniem.
— Masz już dość? Ale ja jeszcze dobrze nie zacząłem! — roześmiał się, po czym w trybie ekspresowym narzucił na siebie ubrania.
— Śmiej się, Uzumaki, ale to nie ja wyglądałem wczoraj jakby mi zabrano zabawkę, gdy okazało się, że ćwiczenie bez koszulki było jedynie wkrętem.
— No, ale przecież odbiłem to sobie dziś rano. — Naruto obszedł mebel, po czym kucnął obok Sasuke i z niejakim rozbawieniem przyglądał się jego poczynaniom. Uchiha z zaciętym wyrazem twarzy wciągał właśnie na tyłek czarne spodnie i za wszelką cenę starał się zignorować swoją jednoosobową publikę.
— Idę zaraz do Kiby i Nejiego. Okazało się, że Tsunade ma jeszcze większy burdel w papierach niż początkowo sądziliśmy i trzeba to ogarnąć. Sasuke? — zawiesił na chwilę głos i poczekał aż towarzysz podniesie spojrzenie. Uśmiechnął się w taki sposób, że jego rozmówca nie powinien mieć już żadnych wątpliwości, co do charakteru jego wypowiedzi. — Czyżbyś miał jakiś problem z zapięciem spodni? Może najpierw spróbuj nieco się uspokoić i ochłonąć, bo jak na razie czarno to widzę.
Oniemiały Uchiha podniósł wzrok, a na jego twarzy odmalowało się wyraźne oburzenie. Zacisnął szczęki, napinając mięśnie do granic możliwości i poczerwieniał jeszcze bardziej, ale chwilowo porzucił walkę z niepokornym zamkiem, na rzecz podciągnięcia kolan pod brodę i ukrycia swojego krępującego problemu.
— Lepiej stąd znikaj, jeśli ci życie miłe — warknął ostrzegawczo, po czym delikatnie schylił głowę, jakby mając nadzieję, że czarne włosy osłonią go przed natrętnymi spojrzeniami Uzumakiego.
— Niby czemu? Wiesz, ja mogę ci nawet pomóc z tymi spodniami. Zaoferować pomocną dłoń i takie tam.
— O tak, sądzę, że problem sam by się wystraszył twojej wszędobylskiej łapy.
— Ranisz mnie! Przecież ja mówiłem serio, wszystko to z dobroci serca! — oznajmił Naruto, kładąc dłoń na sercu, jakby dla potwierdzenia prawdziwości swoich słów. Jego propozycja w żadnym wypadku nie była poważna, ale gdyby Sasuke naprawdę chciał z niej skorzystać… Cóż, mógłby to jeszcze raz przemyśleć w drodze wyjątku.
Uchiha wstał powoli, nie próbując już nawet ukrywać charakterystycznego wybrzuszenia, które powstało w jego spodniach. Uniósł jedną brew, gdy zobaczył w jakim kierunku podążył wzrok Uzumakiego, ale powstrzymał się od komentarza i przepchnął się obok drugiego mężczyzny, kierując się do łazienki.
— Mam akurat tyle godności, że sam sobie poradzę z poranną erekcją — oznajmił pewnym głosem, nawet się nie odwracając. — Wypierdalaj, Naruto — dodał jeszcze, mocno trzaskając drzwiami, ale zamierzony efekt został nieco zepsuty, gdyż użył imienia współlokatora, na co ten jedynie zachichotał i wyprostował się kręcąc głową. Wkurzanie Sasuke, wkurzaniem Sasuke, ale jego goniły terminy. Naprawdę musiał się już zbierać do chłopaków. Po drodze przyjrzał się jeszcze z lekkim przestrachem drzwiom do łazienki — jak tak dalej pójdzie, to niedługo wypadną z zawiasów i tyle z tego wszystkiego będzie pożytku.
Jedno się w tym wszystkim nie zgadzało. Był prawie pewny, że erekcja, która męczyła kolegę nie była wcale taka poranna — wcześniej nie dostrzegł niczego podejrzanego. To jest, zanim zaczął robić swój mini striptiz na środku pokoju. Bezwiednie podrapał się po karku rozważając w myślach to zagadnienie — najwyraźniej coś przeoczył. Tak właśnie było, a przynajmniej tej wersji wolał się trzymać.
~oOo~
— Neji, masz jakieś ambitne plany na popołudnie? — zapytał Naruto, z widoczną przyjemnością przeżuwając schabowego. Wymieniony mężczyzna podniósł głowę znad swojego talerza i z zainteresowaniem przyjrzał się koledze.
— Obiecałem pomóc dzieciakom z przygotowaniem plakatów promujących turniej siatkówki plażowej.
— A jak długo ci z tym zejdzie?
— Raczej nie za długo — odparł Hyuuga, który właśnie skończył posiłek i odsunął od siebie zastawę, po czym wyprostował się na krześle i raz jeszcze zerknął na Uzumakiego. — A co się stało, Naruto?
— Kompana szukam. Pamiętasz jak ci mówiłem jakiś czas temu, że chcę spróbować windsurfingu? Chyba już czas najwyższy wcielić ten plan w życie, co nie? — Blondyn również pochłonął już zawartość swojego talerza, ale najwyraźniej nie napełnił jeszcze żołądka, bo rozejrzał się tęsknie po stole. Niestety nie zostało już nic do zjedzenia, więc musiał obejść się smakiem i niepocieszony wyprostował się na krześle, uprzednio odkładając sztućce. Nie karmili ich tutaj źle — na panie kucharki złego słowa nie można było powiedzieć — ale zdaniem Naruto porcje były iście głodowe. A jako, że siedzieli przy stoliku we czwórkę, z Nejim, Kibą i Sasuke, na dokładki nie było co liczyć, bo powszechnie wiadomo, że młodzi mężczyźni w kwiecie wieku potrzebują dużo wartości odżywczych.
— A wiesz, że z chęcią? Tylko nie jestem pewien jak my w ogóle się na tych deskach utrzymamy, bo nie wiem jak ty, ale ja z tym styczności jeszcze nie miałem.
— Neji, chłopie, my nie damy rady? — Naruto uśmiechnął się rozbrajająco, po czym wyciągnął się wygodnie na krześle i zaplótł ręce za głową. Hyuuga nie wyglądał na przekonanego, że jednak się nie potopią, ale nie zgłosił więcej obiekcji.
— Patrzcie, deser niosą! — zakrzyknął Kiba z entuzjazmem, zacierając ręce i wiercąc się niespokojnie na swoim krześle, czym zwrócił na siebie uwagę kolegów. Do ich stolika podeszła pulchna kobieta w średnim wieku, po czym — ze zręcznością i wdziękiem, jakich żaden z nich się nie spodziewał po osobie jej postury — postawiła przed mężczyznami talerz z dzisiejszym deserem. Odchodząc rzuciła jeszcze tęskne spojrzenie w stronę Sasuke, który jako jedyny nawet nie podniósł wzroku i jedynie dłubał coś w swoim talerzu. Ponury brunet podczas posiłków zachowywał się jak gdyby w ogóle nie istniał — raz i drugi napomniał towarzyszy, że chce w spokoju delektować się jedzeniem, więc chłopcy jedynie wzruszyli ramionami i w końca dali sobie spokój z jakimikolwiek próbami socjalizacji. Kiedy kobieta odeszła, mężczyźni jak na komendę spojrzeli na podaną przez nią tackę i miny natychmiast im zrzedły.
Na ceramicznym, lekko wyszczerbionym już talerzu leżały cztery dorodne banany.
— No, to sobie zjedliśmy deser. — Kiba westchnął ciężko, po czym z powrotem opadł na swoje krzesło ze zrezygnowaną miną. Zdezorientowany Naruto patrzył raz na kolegę, raz na owoce, zachodząc w głową o co też mogło mu chodzić.
— Stary, bananów nie lubisz? — zapytał, z wyrazem skrajnego niezrozumienia wymalowanym na twarzy, po czym ponownie przeniósł spojrzenie na przyniesiony przez panią kelnerkę talerz z ich domniemanym deserem. Banany nie były zgniłe, ani nawet poczerniałe od długotrwałego leżenia i Uzumaki nie mógł pojąć o co też mogło chodzić Inuzuce. — Ty, a może jakąś alergię masz? Można w ogóle mieć alergię na coś takiego jak banany? — Kiba westchnął ciężko, po czym złożył ręce i przyjął pozę na wzór psychiatrów, którzy zaraz będą tłumaczyć poważnie chorym ludziom bardzo oczywiste rzeczy. Widząc to, siedzący naprzeciwko nich Neji parsknął śmiechem w zaciśniętą pięść, czym zaskarbił sobie kolejne zaskoczone spojrzenie.
— Nie o to chodzi, Naruto — zaczął chłopak spokojnym tonem, najwyraźniej zastanawiając się jak ubrać swoje przemyślenia w słowa. — Banan to zadeklarowany wróg każdego heteroseksualnego mężczyzny.
— Niby czemu? — zapytał ostrożnie Uzumaki, z całych sił starając się nie roześmiać na widok poważnego i nachmurzonego oblicza Kiby.
— No nie pierdol, że nie wiesz? — Oczy chłopaka rozszerzyły się, gdy ze zgrozą przyjrzał się rozmówcy. Neji po drugiej stronie stołu jedynie pokręcił z pobłażaniem głową, gdyż najwyraźniej doskonale wiedział co nadciągało i postanowił się wtrącić, aby przynajmniej odrobinę dopomóc kumplowi.
— Kiba sądzi, że…
— Kiba sądzi, że banany są przeciwnikami męskości i pomagają szerzyć gejozę na świecie! — oznajmił podniesionym tonem Inuzuka, bezceremonialnie wtrącając się Hyuudze, który tylko bezradnie wzruszył ramionami i posłał Naruto przepraszające spojrzenie, po czym pogrążył się we własnych przemyśleniach, najwyraźniej przestając rejestrować paplaninę rozemocjonowanego kolegi. Uzumaki skrzywił się nieznacznie i z przestrachem rozejrzał się po stołówce, ale na całe szczęście dzieciaki były zbyt zajęte przekrzykiwaniem się i spożywaniem posiłku, żeby zauważyć to nietypowe poruszenie przy stoliku instruktorów. Kątem oka zarejestrował również jak blada dłoń z długimi palcami podwędziła z talerza jednego banana, korzystając z faktu, że Kiba był zbyt pochłonięty swoją — z założenia umoralniającą — gadką. Blondyn powoli podążył spojrzeniem w górę umięśnionego ramienia, aż w końcu napotkał spojrzenie wesołych, czarnych oczu Sasuke. Wargi mężczyzny drgały, jakby ten miał zaraz się roześmiać, ale poza tym jego twarz nie wyrażała absolutnie nic. Mrugnął do niego i wystudiowanym gestem złapał owoc i uniósł go do swoich ust, a spłoszony Naruto prędko odwrócił wzrok, zły na siebie samego, że dał się tak łatwo przyłapać i z powrotem skupił uwagę na wykładzie kolegi. Wychodziło na to, że Uchiha i Hyuuga byli świadkami tego przemówienia przynajmniej raz w swojej instruktorskiej karierze, więc Uzumaki nie miał co liczyć na wsparcie. — Naruto, mówię do ciebie! — Wspomniany chłopak potrząsnął głową, wracając do świata żywych i przyjrzał się rozmówcy, który na moment przestał nerwowo gestykulować.
— Przepraszam, co mówiłeś? — zapytał uprzejmie, dochodząc do wniosku, że nawet nie ma co próbować udawać, że był aktywnym słuchaczem.
— Mówiłem, że są na tym świecie pewne zasady jedzenia bananów, których każdy szanujący się heteryk musi bezwzględnie przestrzegać!
— Aha, to fascynujące — mruknął Naruto, pacyfikując cisnący mu się na usta uśmiech. Postanowił nie uświadamiać kolegi, że nie do końca kwalifikuje się do wspomnianej przez niego grupy. Chociaż z drugiej strony, Kiba wkręcił się w swój wywód do tego stopnia, że prawdopodobnie wiedza o orientacji kolegi, wcale nie ostudziłaby jego zapału. — Mów dalej.
— To tylko cztery, proste do zapamiętania reguły, więc słuchaj uważnie — oznajmił Inuzuka takim tonem, jakby ogłaszał mu właśnie prawdę objawioną. — Zasada pierwsza: zawsze bierzemy małe gryzy. Nie wolno ci wziąć do ust kawałka większego niż cztery centymetry, to niedopuszczalne.
Naruto mimowolnie przeniósł spojrzenie z powrotem na siedzącego na samym skraju stołu Uchihę, który w ciszy, nie zauważony przez Kibę, zdążył już obrać swojego banana i właśnie unosił go do buzi. Zawahał się na moment, jakby się nad czymś usilnie zastanawiał, po czym uśmiechnął się kołtuńsko, przymrużył powieki i powolnym ruchem wsunął go do swoich ust. Należy nadmienić, że był to kawałek znacznie, znacznie większy niż przepisowe cztery centymetry. Uzumaki ze świstem wciągnął powietrze, patrząc jak zahipnotyzowany na jedzącego mężczyznę. Sasuke zachowywał się jakby sam fakt, że jego wargi dotykają powierzchni owocu sprawiał mu niewyobrażalną przyjemność i Naruto nie miał większych problemów z wyobrażeniem sobie swojego członka w miejscu feralnego banana.
— Zasada druga, a zarazem trzecia: nie zamykamy oczu i nie nawiązujemy kontaktu wzrokowego z drugim mężczyzną. Najlepiej wpatrywać się spokojnym wzrokiem w przeciwległą ścianę. W drodze wyjątku wolno spojrzeć w oczy kobiecie, ale tylko pod warunkiem, że znajdujecie się sami w pomieszczeniu i masz zamiar dostać się pod jej spódnicę w przeciągu najbliższych kilku godzin. — Właśnie ten moment wybrał sobie Sasuke na otworzenie oczu. Ma się rozumieć, wbił spojrzenie prosto w błękitne tęczówki Naruto, a w jego własnych zamigotały złośliwe iskierki. Uzumaki poczuł jak fala gorąca uderzyła w jego twarz, a krew zaczęła mimowolnie spływać w dość konkretne miejsce. Powiercił się nerwowo na swoim krześle, mając nadzieję, że zdoła ukryć swój krępujący problem przed światem, ale nie potrafił odmówić sobie widowiska jakie stanowił jedzący Uchiha. Czemu, do cholery, te pieprzone banany musiały mieć falliczny kształt?
— No i jeszcze zasada czwarta, a mianowicie: nie trzymamy banana w ustach dłużej niż przez sekundę. — To mówiąc Kiba, założył ręce na piersi, najwyraźniej dumny ze swojego dzieła. Naruto pospiesznie przekręcił głowę, wbijając spojrzenie w tackę z bananami i mając nadzieję, że koledzy nie zauważą niczego nietypowego w jego zachowaniu. — Jednak najgorszym grzechem jest łamanie wszystkich zasad na raz, wtedy nie ma już ratunku, witamy po tęczowej stronie mocy. — Ach tak? Uzumaki poczuł nagle przemożną chęć rąbnięcia głową w stół, najlepiej tak żeby konkretnie zabolało. Uchiha jak gdyby nigdy nic dokończył spożywanie banana, jednak nie robiąc już przy tym przedstawienia, po czym wytarł usta i odłożył skórkę po owocu na stojący przed nim talerz.
— Uzumaki, cały jesteś czerwony. Co, czyżbyś właśnie zdał sobie sprawę, że jak do tej pory nagminnie łamałeś wszystkie te zasady? — Naruto podniósł rozgorączkowane spojrzenie i zobaczył uśmiechniętego od ucha do ucha Sasuke. Na jego nieszczęście, nie był to uśmiech przyjacielski, a raczej taki który wskazuje na zadowolenie z siebie i, no cóż, perfidię. — Musi być ci niewyobrażalnie głupio… A może chcesz nam o czymś powiedzieć? — kontynuował, uważnie przyglądając się blondynowi, a Kiba nagle z przerażeniem w oczach złapał się za głowę.
— Naruto, jak mogłeś kiedykolwiek jeść banana w taki sposób! Wstyd i hańba! Pozwól, że powtórzę, zasada pierwsza brzmi…
— Inuzuka, to się już staje nudne — wciął się nagle Uchiha, zaskakując tym całą trójkę i powodując, że wszyscy spojrzeli na niego. Z jego twarzy zniknął niebezpieczny uśmiech i teraz nic się nie dało z niej odczytać. — Możemy z Hyuugą cytować ten twój wykład z pamięci i myślę, że Uzumaki też już załapał. Każdy kto je banana w ten sposób jest gejem, proste jak budowa cepa. Swoją drogą, wyjątkowo smaczne te banany, powinniście spróbować — oznajmił bezbarwnym tonem, po czym wstał od stołu i jak gdyby nigdy nic odszedł, ignorując zaskoczone spojrzenia kolegów. Zwłaszcza sam Naruto nie mógł wyjść z szoku i nie miał również pewności, czy aby na pewno się nie przesłyszał. Przecież — prawdopodobnie jako jedyny przy stoliku, bo Neji był zbyt pochłonięty niesłuchaniem, a Kiba za bardzo zatracił się w swoim wywodzie — widział popisówę jaką dopiero co odwalił Uchiha. Minę miał taką jakby przeżywał wielokrotne orgazmy od samego faktu jedzenia tego cholernego banana i Uzumaki poczuł ogromną chęć, aby doświadczalnie sprawdzić głębokość gardła tymczasowego współlokatora. A potem ten drań jeszcze otwarcie przyznał, że w jego mniemaniu każdy kto nie stosuje zasad, o których tak namiętnie perorował Kiba, jest homoseksualistą. Czy to była deklaracja?
— Wszystko w porządku, Naruto? — Zaskoczony blondyn podniósł nachmurzone spojrzenie i ujrzał przed sobą zmartwioną twarz Nejiego, który najwyraźniej starał się coś do niego powiedzieć.
— Jasne — Uzumaki lekceważąco machnął dłonią, po czym sam zaczął powoli wstawać od stołu. — Co jest?
— Idę ogarnąć te plakaty, widzimy się za godzinę?
— Co proszę?
— Przecież chciałeś iść ze mną na deski — powiedział Hyuuga ostrożnie, lustrując uważnym spojrzeniem nieco rozkojarzonego, pochłoniętego we własne przemyślenia, Naruto.
— A, tak, jasne. Za godzinę będzie spoko — mruknął Uzumaki, po czym wykonał bliżej nieskoordynowany gest dłonią, który od biedy miał posłużyć jako pożegnanie z kolegami i skierował się w stronę wyjścia ze stołówki. Zostawił swojego cholernego banana na stole, z nadzieją, że głodne dzieci zjedzą go za niego.
~oOo~
Godzinę później Naruto i Neji, ramię w ramię, uzbrojeni w stylowe laczki, oraz nie mniej modne w tym sezonie ręczniki, stanęli przed ratownikami i z uśmiechem na ustach oznajmili, że chcą spróbować windsurfingu. Dwóch młodych chłopaków wymieniło między sobą zaintrygowane spojrzenia, po czym jeden z nich odłożył przeglądaną gazetę — ciężko pracowali, dosłownie w pocie czoła — i wstał z leżanki.
— Mają panowie w tym jakieś doświadczenie? — zapytał uprzejmie, wyciągając z kieszeni spasiony pęk kluczy i udając się do najbardziej oddalonej części hangaru.
— No właśnie nie mamy, ale chcemy je zdobyć! — odparł radośnie Naruto, czując coraz większe podekscytowanie i rzucił się pomóc ratownikowi, który właśnie siłował się z ciężkimi drewnianymi drzwiami, które nie bardzo chciały współpracować. — A tak w ogóle to przecież deski leżą na brzegu?
— Tak, ale żagle trzymamy tutaj. Jak to mówią, strzeżonego pan Bóg strzeże. — Chłopak odwrócił się do nich i zmierzył ich krytycznym spojrzeniem. — Nie jestem pewien jaki rozmiar żagli panom wydać. Z jednej strony są panowie wysocy, a z drugiej nowicjuszom polecamy zazwyczaj te najmniejsze.
— Proszę się nie przejmować, jakoś sobie poradzimy! — zapewnił go Naruto entuzjastycznie, rzucając ręcznik na trawę obok i zacierając ręce. Ratownik nie wyglądał na przekonanego, więc ostatecznie zaoferował im obu żagle szkoleniowe, przeznaczone dla osób stawiające pierwsze kroki na desce. Kiedy wspólnymi siłami wytaszczyli je z budynku i ostrożnie ułożyli na ziemi, ratownik podszedł do leżącej pod pobliskim drzewem deski z uciętym statecznikiem — najwyraźniej był to model testowy, przeznaczony do ćwiczenia „na sucho”.
— No dobrze, wytłumaczę teraz panom podstawy — oznajmił, po czym stanął twarzą do nich, ale Uzumaki okazał się być bardziej niecierpliwy niż przewidywała ustawa i cały czas jęczał, że szkoda czasu, że sobie poradzą, nie dając tym samym ratownikowi dość do słowa. Ostatecznie stłamszony chłopak westchnął ciężko, po czym przetarł twarz dłonią i raz jeszcze im się przyjrzał. — Na pewno potrafią panowie pływać? — W odpowiedzi Neji zaczął coś przebąkiwać o jakimś patencie, a Naruto jedynie uśmiechnął się i pokiwał głową, ale najwyraźniej chłopak poczuł się usatysfakcjonowany. — No dobrze, jak panowie chcą. Wezmę megafon i będę się starał pomóc z brzegu, proszę jedynie zapamiętać, żeby w razie jakichkolwiek problemów natychmiast rzucić żagiel do wody, chyba, że chcą panowie skończyć po drugiej stronie jeziora. Wracanie wpław może się okazać cokolwiek męczące, jeśli nie niewykonalne.
— Naruto, sądzę, że powinniśmy jednak go posłuchać — mruknął Neji, gdy ratownik oddalił się po wspomniany megafon, a oni poszli wodować deski i zaczęli powoli przyczepiać do nich wyciągnięte wcześniej żagle.
— Nie bądź baba, co może być w tym trudnego? — zapytał Naruto ze szczerym zdumieniem, gdy oporządził już swoją deskę i usiadł na niej, czekając na powrót chłopaka z dalszymi instrukcjami.
— Jakoś nie jestem przekonany — odparł Hyuuga, ale nie protestował więcej, siłując się ze swoim żaglem i starając się przypiąć go do skrzynki masztowej. W tym właśnie momencie wrócił ratownik, w jednej dłoni dzierżąc sprzęt nagłaśniający, a w drugiej jaskrawe kapoki, które natychmiast im rzucił. Mężczyźni spojrzeli na siebie niepewnie, ale bez szemrania ubrali je na siebie.
— Polecałbym panom jeszcze założenie pianek, bo — zaczął ratownik, ale skonstatował, że Uzumaki już w ogóle go nie słuchał, więc ostatecznie jedynie wzruszył lekceważąco ramionami i machnął ręką. — A zresztą, nieważne. Skoro nie chcieli panowie zacząć tak jak dzieci, od zwykłego instruktażu, to zapraszam od razu na głębszą wodę. Statecznik nie może szorować o dno. — Obaj mężczyźni przepchnęli swoje deski kilka metrów od brzegu, po czym zaczęli się na nie niezdarnie gramolić, aż w końcu obaj klęczeli na nich i czekali na dalsze wskazówki. — Wstajemy powoli, dbając o to, żeby zachować równowagę. Łapiemy za fał startowy i powoli wyciągamy żagiel, dbając o to, żeby nie uginać kolan, sylwetka wyprostowana…
Naruto średnio rozumiał pojęcie „fał startowy”, więc jedynie wzruszył ramionami, po czym schylił się i złapał za maszt.
— Fał startowy to ta lina, niech pan zostawi maszt w spokoju! — krzyknął ratownik. Sądząc po wyrazie jego twarzy, miał ochotę zrobić klasycznego facepalma, ale dzielnie się powstrzymał. Naruto zmarszczył czoło, ale faktycznie ujrzał grubą, niebieską linę pałętającą się w okolicach żagla, więc udało mu się go postawić do pionu już bez dalszych komplikacji. — Jedną nogę wysuwamy do przodu, w kierunku dziobu i ustawiamy na wysokości skrzynki masztowej, natomiast drugą trzymamy nieco z tyłu, prostopadle do burty. Kładziemy obie ręce na bom, po czym delikatnie wybieramy żagiel, uginając rękę w łokciu — mniej więcej w tym momencie Uzumaki spanikował i zupełnie przestał rozumieć co ten chłopak gadał, więc jedynie obserwował Nejiego, który najwyraźniej rozumiał cały ten żargon i sumiennie spełniał polecenia ratownika. Naruto postanowił odwzorować jego ruchy i już po chwili poczuł, że rusza z miejsca. — Nie tak bardzo, odpadnij, odpadnij! Żagiel do wody! — krzyczał chłopak energicznie przy tym gestykulując, jednak blondyn już go nie słuchał.
Jego serce zaczęło bić żwawiej gdyż płynął coraz szybciej, zostawiając za sobą ląd, a także Hyuugę, który jedynie obejrzał się za pędzącym Uzumakim. Szum wiatru i plusk wody skutecznie zagłuszyły krzyki ratownika, więc Naruto po prostu dał się ponieść. Jego włosy rozwiały się na wszystkie strony, a on sam zaśmiał się głośno, ciesząc się wrażeniem wolności, jakie udało mu się w ten sposób uzyskać.
Moment później jednak wiatr dmuchnął silniej niż przed chwilą i rozkojarzony chłopak nie zdołał utrzymać pozycji pionowej. Z krzykiem spadł do wody, przykrywając się żaglem. Otoczyło go przeraźliwe zimno, ale nie przejął się tym za bardzo i już po chwili wypłynął na powierzchnię i rozpoczął rozpaczliwą pogoń za uciekającą deską. Odetchnął głęboko i postanowił podjąć kolejną próbę. To było wiele razy lepsze niż wysłuchiwanie utyskiwań Sasuke i Naruto był bardziej niż zadowolony, że przynajmniej na chwilę może uciec od codziennych problemów i po prostu… żyć. Żyć chociaż przez chwilę.
Generalnie rzecz ujmując, nie szło im tak źle, chociaż Uzumaki w pewnym momencie zaczął żałować, że jednak nie pokusili się o wysłuchanie wskazówek, których chciał im udzielić ratownik zanim wypłynęli. Zrozumiał także co chłopaczyna miał na myśli mamrocząc coś o piankach — upadki do wody były częste i nieuniknione, a jego skóra źle to zniosła. Cały był obolały i czerwony jak noworodek. Czego natomiast nie rozumiał, to pojęcia które udało mu się wyłowić z wrzasków ratownika — bajdewind, fordewind, kogo to w ogóle interesowało? Co dziwniejsze, Neji zdawał się rozumieć wszystko, a nawet odróżniał prawy hals od lewego i umiał operować powierzchnią żagla w sposób wystarczający, aby kontrolować kierunek w jakim płynie. Żeglarz, psiakrew.
Mimo wszystko, windsurfing okazał się być bardzo ciekawym zajęciem i koniec końców, obaj obiecali sobie, że spróbują jeszcze raz i zachęcą do tego resztę instruktorów. Naruto był cały oblały i zziębnięty, ale szczęśliwy i nic nie mogło mu popsuć humoru. Nawet widok niewielkiej, obleczonej w czerń figurki usadowionej na pomoście, która najwyraźniej obserwowała ich od samego początku.
Naprawdę świetne, ale szczerze mówiąc (choć może zabrzmi to nieco zbyt pochlebczo), nie spodziewałam się po tobie niczego innego. Twój styl jest niczego sobie, a opowiadanie ciekawe. Jego czytanie nie dłuży się jak to często bywa przy jakichkolwiek dłuższych historii.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie urzekło mnie do tego stopnia, że w najbliższym czasie postaram się zapoznać z resztą twojej twórczości.
A tak apropos tego rozdziału, podoba mi się coraz bardziej! Kiba i jego wykład o bananach był genialny :)
Z niecierpliwością czekam na resztę
Kitsuko (znana Ci z fanfiction.net jak Ryukitsuko :) )
PS. Wplątałaś windsurfing do historii, pływasz? Ja osobiście bardzo lubię, choć średnio mi to na razie wychodzi :)
Witaj! Bardzo się cieszę, że przywędrowałaś tu z fanfiction i że znalazłaś coś dla siebie. Zawsze to miło mieć jakichś czytelników i chciałabym z tego miejsca podziękować za komplementy, no i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej! ;)
UsuńTak, też lubię Kibę i jego banany, chociaż inspiracją był obrazek z internetów, no ale, różne rzeczy potrafią człowieka inspirować. A tak odnosząc się do całości opowiadania - skończyłam już rozdział 6, więc niedługo powinien zawisnąć. ;)
A co do windsurfingu to nie, nie pływam, a przynajmniej nie na desce. Ale za to żegluję, więc logiczne, że wcześniej, czy później spróbowałam i innych sportów wodnych - czasem i deski się tykam, ale dość często kończę w wodzie. Póki co jestem na etapie opanowywania startu z plaży, ale coś czuję w kościach, że dalej nie zajdę.
Pozdrawiam, Ann
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawe co kierowało Sasuke, że przeniósł Naruto do łóżka i czyżby zareagował na jego mały striptiz, interesujące czy z tym bananem było pokazaniem czy prowokacją no i ciekawe ani Kiba ani Neji nic nie widzieli...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witaj,
OdpowiedzUsuńprodukuję tutaj komentarz i zastanawiam się, co mnie napadlo- jestem jednym z tych czytelników, co śledzą i podziwiają, ale tak w ukryciu, wszelkie opinie zachowując dla siebie(tak wiem, niedobra ja, nie bij ;). A tu- czytam, czytam, czytam i widzę... Koniec. No i z wakacji nad jeziorem wpadłam nagle z powrotem w środek zimy i konieczności nauki. A to boli, i to bardzo. To piszę i proszę ładnie o wiecej^^
No a jak juz piszę, to napiszę jeszcze za co lubię tu czytać: za humor, optymizm, ciekawych bohaterów(bo w fandomie to wyczyn) i przyjemny styl- masz talent do układania wyrazów w ciąg logiczny, ja Ci to mówię.
Pozdrawiam, czekam i czytam resztę(no i obiecuje się jeszcze odezwać)
fukurou