Dobrze, to może na początek... Nie wiem co się stało? A już na pewno nie wiem JAK to się stało, że mi się znikło na tyle czasu, ale co ma wisieć nie utonie, więc powróciłam w końcu z kontynuacją messera. Która to kontynuacja jest już oficjalnie skończona, opublikowana nawet i mogliście już się na nią natknąć, jeśli jesteście zarejestrowani na właściwych forach. Nie przedłużając, bo i tak dość się ociągałam od września, zapraszam na ciąg dalszy!
piątek, 24 czerwca 2016
środa, 2 września 2015
Spróbuj opiewać okaleczony świat (2/?)
Ym, um, tak. To w sumie
przykre, że ostatnio publikację każdego tekstu muszę zaczynać słowami
„przepraszam za opóźnienia” ale no, ja się chyba nigdy nie nauczę. A
najgorsze jest to, że ja nawet nie wiem, co właściwie poszło nie tak, bo
jak publikowałam rozdział pierwszy, to drugi i tak był już napisany, a
tutaj minęły już dwa miesiące… co, jak, gdzie? Kosmos. Nie wrzuciłam bo
akapity, bo życie i bo upały, ale teraz skończyły mi się już wymówki,
więc czas się w końcu ogarnąć.
poniedziałek, 6 lipca 2015
Spróbuj opiewać okaleczony świat (1/?)
Skoro
już i tak odtrąbiłam, że piszę sequel, to równie dobrze mogę zacząć się
do niego przyznawać i powoli wrzucać, żeby potem nie było, że mam
rozdziałową sraczkę. Po pierwsze — sama przed chwilą napisałam, że jest
to sequel (do opowiadania "Wolę jeździć, messer") ale radzę się tym nie sugerować, bo tak naprawdę traktuję te dwa
opowiadania jako całość. Po prostu nie ogarnęłam w porę, że to jeszcze
nie koniec tej historii, a raczej jej początek. Powracam więc z messerem
i całym jego dobrodziejstwem.
Tytuł: Spróbuj opiewać okaleczony świat*
Długość: I tu jest pies pogrzebany. Na chwilę obecną tekst ma jakieś 20k, ale rośnie i nie potrafię nawet przewidzieć, jak to będzie wyglądało, gdy skończę. Tak, jest to rozdziałowiec i nie, nie wiem ile tych rozdziałów będzie dokładnie. Wydaje mi się jednak, że zamknę się w dziesięciu.
Pairing: NaruSasu, jeśli chodzi Wam o pozycje, ale nie dlatego, że Sasuke jest zniewieściały i nie wie, w których rurkach zostawił swoje jaja, a Naruto jest maczo-chłopaki-mi-wybaczo, ale dlatego, że nie da się inaczej. A tak w ogóle, to nie lubię tego podpunktu, niech ktoś go usunie.
Gatunek: No i z czym do ludzi? Ten podpunkt też usuńmy. Na pewno jest to sequel i Naruto POV, a poza tym… Ten fik nie jest radosny i nie ma tu patatajania po tęczy, ale nie powiedziałabym też, że jest jakąś specjalną dramą. On jest po prostu lajf. Uznajmy to więc za jakiś nowy gatunek, bo nie jestem w stanie go inaczej sklasyfikować.
Ostrzeżenia: Sceny, moi państwo. Również sceny, które komuś mogą wydać się nie teges, ale taka jest natura tego fika, no a poza tym… Powiem tak — żaden bezbronny czytelnik jeszcze nie ucierpiał, ani nie zapragnął mnie wypatroszyć podczas czytania! Więcej nie powiem, bo spoilery. Zdecydowanie odradzam czytanie, jeśli ktoś nie zapoznał się z częścią pierwszą. Aha, no i oczywiście przekleństwa, ale, szczerze, czego innego się spodziewacie po wewnętrznej narracji Naruto?
*A z tytułem, to było trochę tak, że miałam zero pomysłów, a potem nadrabiałam zaległości w Hannibalu i gdy, zapragnąwszy zrobić sobie kawę, zatrzymałam na moment obraz i zobaczyłam „Spróbuj opiewać okaleczony świat”, uznałam, że jest to znak od niebios. Sezon drugi, odcinek z paletą kolorów, gdyby kogoś interesowało. Potem okazało się, że ponoć istnieje wiersz o takim tytule, napisany przez Adama Zagajewskiego. Jeśli ktoś jest zainteresowany, może sobie wygóglać.
Tytuł: Spróbuj opiewać okaleczony świat*
Długość: I tu jest pies pogrzebany. Na chwilę obecną tekst ma jakieś 20k, ale rośnie i nie potrafię nawet przewidzieć, jak to będzie wyglądało, gdy skończę. Tak, jest to rozdziałowiec i nie, nie wiem ile tych rozdziałów będzie dokładnie. Wydaje mi się jednak, że zamknę się w dziesięciu.
Pairing: NaruSasu, jeśli chodzi Wam o pozycje, ale nie dlatego, że Sasuke jest zniewieściały i nie wie, w których rurkach zostawił swoje jaja, a Naruto jest maczo-chłopaki-mi-wybaczo, ale dlatego, że nie da się inaczej. A tak w ogóle, to nie lubię tego podpunktu, niech ktoś go usunie.
Gatunek: No i z czym do ludzi? Ten podpunkt też usuńmy. Na pewno jest to sequel i Naruto POV, a poza tym… Ten fik nie jest radosny i nie ma tu patatajania po tęczy, ale nie powiedziałabym też, że jest jakąś specjalną dramą. On jest po prostu lajf. Uznajmy to więc za jakiś nowy gatunek, bo nie jestem w stanie go inaczej sklasyfikować.
Ostrzeżenia: Sceny, moi państwo. Również sceny, które komuś mogą wydać się nie teges, ale taka jest natura tego fika, no a poza tym… Powiem tak — żaden bezbronny czytelnik jeszcze nie ucierpiał, ani nie zapragnął mnie wypatroszyć podczas czytania! Więcej nie powiem, bo spoilery. Zdecydowanie odradzam czytanie, jeśli ktoś nie zapoznał się z częścią pierwszą. Aha, no i oczywiście przekleństwa, ale, szczerze, czego innego się spodziewacie po wewnętrznej narracji Naruto?
*A z tytułem, to było trochę tak, że miałam zero pomysłów, a potem nadrabiałam zaległości w Hannibalu i gdy, zapragnąwszy zrobić sobie kawę, zatrzymałam na moment obraz i zobaczyłam „Spróbuj opiewać okaleczony świat”, uznałam, że jest to znak od niebios. Sezon drugi, odcinek z paletą kolorów, gdyby kogoś interesowało. Potem okazało się, że ponoć istnieje wiersz o takim tytule, napisany przez Adama Zagajewskiego. Jeśli ktoś jest zainteresowany, może sobie wygóglać.
sobota, 30 maja 2015
W dzień gorącego lata (6/?)
To
już pół roku minęło od ostatniej aktualizacji... Jakoś szybko zleciało,
no cóż. Jakąś tam kontynuację mam napisaną i to od dość dawna i jeśli
mam być z Wami całkowicie szczera, to ciężko stwierdzić dlaczego tak
właściwie jeszcze jej nie opublikowałam. Jednak pewne okoliczności sprawiły, że postanowiłam się ogarnąć i wstawić w końcu ten zapomniany przez Boga
rozdział. Jeśli przeczytacie, to prawdopodobnie zrozumiecie, czemu się
tak zawiesiłam. Albo złapiecie się za głowę, bo schrzaniłam sprawę. Bo
to jest TEN ROZDZIAŁ. I chyba powinnam jeszcze przeprosić za aż taką
obsuwę. Przepraszam też, że nie odpowiem na Wasze komentarze, ale to
jednak minął szmat czasu i podejrzewam, że musiałabym czytać całe
opowiadanie od początku, żeby te odpowiedzi miały jakieś ręce i nogi.
Za poprawki dziękuję Pico, ale specjalne podziękowania należą się jeszcze e.Q, która ogromnie mi z tym rozdziałem pomogła. A teraz zapraszam!
Za poprawki dziękuję Pico, ale specjalne podziękowania należą się jeszcze e.Q, która ogromnie mi z tym rozdziałem pomogła. A teraz zapraszam!
To ty — tylko przeszłość
Tak, to kolejny tekst, o którym zapomniałam. Również eventowy, znowu prezenty. Tym razem wymogiem była bójka w barze. Tytuł: To ty — tylko przeszłość
Długość: 2,6k
Ostrzeżenia: Myślę, że żadnych poważniejszych, poza tym, że przekleństwa i tematyka jest... nieco nieokrzesana. No i chyba nie do końca wpasowałam się w "pozytywny" klimat...
Myśl dla potomnych: Remember kids. Don't ever write a fanfiction like this.
Długość: 2,6k
Ostrzeżenia: Myślę, że żadnych poważniejszych, poza tym, że przekleństwa i tematyka jest... nieco nieokrzesana. No i chyba nie do końca wpasowałam się w "pozytywny" klimat...
Myśl dla potomnych: Remember kids. Don't ever write a fanfiction like this.
Dlaczego Itachi Uchiha nienawidzi walentynek?
Tekst spod znaku "znajdź tekst, o którym zapomniałaś i zdziw się wielce". Chciałam mieć na tym blogu wszystko, to i publikuję. Miniatura napisana na event walentynkowy, więc może trochę nie wstrzeliłam się z tematyką, ale nikt nie pytał. Tytuł: Dlaczego Itachi Uchiha nienawidzi walentynek?
Długość: 1,5k
Gatunek: AU, obyczaj
Beta: Dita
Ostrzeżenia: Być może odrobinę sprofanowałam Itachiego. No, może trochę więcej niż odrobinę. Ale nie bierzcie tego do siebie — najpierw zamierzałam nad tym popracować, potem zapomniałam, a teraz nie mam czasu. I cieszę się, że w ogóle się wyrobiłam z terminem. Jeśli chodzi o inspirację do tego tekstu — cóż, ŻYCIE. Taka posrana sytuacja wymagała uwiecznienia, więc jakoś wplotłam ją do tekstu eventowego. Jakoś — słowo klucz.
ZDĄŻYŁAM. No cóż, to tyle ode mnie. Pozostało mi jedynie zaprosić do lektury. Pozdrawiam!
Długość: 1,5k
Gatunek: AU, obyczaj
Beta: Dita
Ostrzeżenia: Być może odrobinę sprofanowałam Itachiego. No, może trochę więcej niż odrobinę. Ale nie bierzcie tego do siebie — najpierw zamierzałam nad tym popracować, potem zapomniałam, a teraz nie mam czasu. I cieszę się, że w ogóle się wyrobiłam z terminem. Jeśli chodzi o inspirację do tego tekstu — cóż, ŻYCIE. Taka posrana sytuacja wymagała uwiecznienia, więc jakoś wplotłam ją do tekstu eventowego. Jakoś — słowo klucz.
ZDĄŻYŁAM. No cóż, to tyle ode mnie. Pozostało mi jedynie zaprosić do lektury. Pozdrawiam!
wtorek, 5 maja 2015
Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (14/14)
No
więc to by było na tyle, jeśli chodzi o mój tekst na NaNo. Wiem, że
prawdopodobnie przydałyby mu się jeszcze jakieś poprawki — również od
strony fabularnej, bo po tych kilku miesiącach i jakże pouczających
rozmowach z paroma osobami, wiem, że niektóre wątki powinnam jeszcze
rozwinąć, zmienić. Ostatecznie postanowiłam nic nie modyfikować — raz,
że mi się nie chce i raczej średnio mam czas na takie zabiegi i dwa, że
tekst pisałam w listopadzie, a teraz mamy maj. Nie chcę do niego wracać,
stanowi on dla mnie zamkniętą całość i grzebanie w nim teraz mogłoby
przynieść więcej szkody niż pożytku. Zakończenie... Cóż, zakończenie
miało być inne i, jeśli choć trochę mnie znacie, to prawdopodobnie
domyślacie się jakie. Zrezygnowałam z niego, bo wiedziałam, że wiele
osób na mnie liczyło i mało nadzieję, że nie spieprzę, a przecież
zakończenie otwarte również idealnie tu pasowało. I mam wrażenie, że
(jak na tekst napisany w zaledwie miesiąc) nie jest tak źle. Jak już
kiedyś wspomniałam — pomimo mojego zrzędzenia, jestem raczej zadowolona z
całego tego NaNo i z tego, że jakoś udało mi się sprostać wyzwaniu
natrzaskania pięćdziesięciu tysięcy słów w trzydzieści dni.
Nie ukrywam, że byłoby miło... Może inaczej — jeśli dobrnęliście aż tutaj, to bardzo by mnie ucieszyły komentarze. Ten tekst był swojego rodzaju eksperymentem i jest zarazem najdłuższym (najdłuższym opublikowanym?) projektem nad jakim kiedykolwiek pracowałam, więc naprawdę chciałabym się dowiedzieć, co o tym myślicie. Tymczasem pozdrawiam i do napisania. Dziękuję za czytanie!
Nie ukrywam, że byłoby miło... Może inaczej — jeśli dobrnęliście aż tutaj, to bardzo by mnie ucieszyły komentarze. Ten tekst był swojego rodzaju eksperymentem i jest zarazem najdłuższym (najdłuższym opublikowanym?) projektem nad jakim kiedykolwiek pracowałam, więc naprawdę chciałabym się dowiedzieć, co o tym myślicie. Tymczasem pozdrawiam i do napisania. Dziękuję za czytanie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)