wtorek, 5 maja 2015

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (14/14)

No więc to by było na tyle, jeśli chodzi o mój tekst na NaNo. Wiem, że prawdopodobnie przydałyby mu się jeszcze jakieś poprawki — również od strony fabularnej, bo po tych kilku miesiącach i jakże pouczających rozmowach z paroma osobami, wiem, że niektóre wątki powinnam jeszcze rozwinąć, zmienić. Ostatecznie postanowiłam nic nie modyfikować — raz, że mi się nie chce i raczej średnio mam czas na takie zabiegi i dwa, że tekst pisałam w listopadzie, a teraz mamy maj. Nie chcę do niego wracać, stanowi on dla mnie zamkniętą całość i grzebanie w nim teraz mogłoby przynieść więcej szkody niż pożytku. Zakończenie... Cóż, zakończenie miało być inne i, jeśli choć trochę mnie znacie, to prawdopodobnie domyślacie się jakie. Zrezygnowałam z niego, bo wiedziałam, że wiele osób na mnie liczyło i mało nadzieję, że nie spieprzę, a przecież zakończenie otwarte również idealnie tu pasowało. I mam wrażenie, że (jak na tekst napisany w zaledwie miesiąc) nie jest tak źle. Jak już kiedyś wspomniałam — pomimo mojego zrzędzenia, jestem raczej zadowolona z całego tego NaNo i z tego, że jakoś udało mi się sprostać wyzwaniu natrzaskania pięćdziesięciu tysięcy słów w trzydzieści dni.

Nie ukrywam, że byłoby miło... Może inaczej — jeśli dobrnęliście aż tutaj, to bardzo by mnie ucieszyły komentarze. Ten tekst był swojego rodzaju eksperymentem i jest zarazem najdłuższym (najdłuższym opublikowanym?) projektem nad jakim kiedykolwiek pracowałam, więc naprawdę chciałabym się dowiedzieć, co o tym myślicie. Tymczasem pozdrawiam i do napisania. Dziękuję za czytanie! 


Epilog
Kiedy Sakura Uzumaki otworzyła rano oczy, wiedziała już, że coś jest nie w porządku. Ziewnęła szeroko i usiadła, przecierając zaspane oczy. Druga połowa łóżka była zimna i pusta — nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek w ogóle tam leżał tej nocy. Kobieta bezwiednie przesunęła dłonią po chłodnym prześcieradle i rozejrzała się po sypialni. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, ale, paradoksalnie, zmieniło się wszystko.
Nie byłby to pierwszy raz, kiedy Naruto nie wrócił na noc do domu. Być może musiał zostać dłużej w pracy albo po prostu siedział z Nejim do późna — wolała nie wnikać. Nie byli na tym etapie relacji, aby spowiadać się sobie ze wszystkiego i prawdopodobnie już nigdy nie będą. Tak naprawdę, dobrze im się żyło. Zanim zawarli związek małżeński, dobrze to przemyśleli i być może dlatego wszystko funkcjonowało bez zarzutów — żadnej epickiej miłości, ale za to dużo zaufania i szczerych chęci. Nie oczekiwali od siebie zbyt wiele, więc obyło się bez zbędnej presji. Sakura szybko odnalazła się jako pani Uzumaki i była szczęśliwa na tyle, na ile tylko można, będąc w związku z najlepszym przyjacielem. Czasami zastanawiała się „co by było, gdyby”. Gdyby się zakochała i chciała posmakować prawdziwego, gorącego uczucia? Gdyby ludzie w wiosce odkryli historię, która naprawdę stała za małżeństwem Szóstego? Gdyby to Naruto kogoś poznał, pokochał? Odbyli kiedyś tę rozmowę, ale nie doszli do żadnych konstruktywnych wniosków. Jeśli taka sytuacja naprawdę miałaby miejsce, raczej nie byłoby problemów z rozwodem, przynajmniej z jej strony.
Kobieta wypełzła z łóżka i przemknęła do łazienki. Mimo wszystko, martwiła się o swojego męża i postanowiła złożyć mu wizytę. Jeśli nie było go w domu, to oczywistym wyborem był gabinet Hokage i tam też postanowiła się udać.

~oOo~
Shinobi w różnym wieku — młodzi i starzy — kłaniali się, gdy wdrapywała się po schodach do gabinetu męża i machali jej na powitanie. Odpowiadała uśmiechem i, konsekwentnie, stawiała stopę za stopą, pokonując kolejne stopnie Schodów Zagłady. Nie wiedziała ile stopni miało to diabelstwo i chyba nawet nie chciała się dowiadywać, ale za to była pewna, że architekt musiał nienawidzić całego rodzaju ludzkiego. Po długiej i heroicznej walce dotarła w końcu pod właściwe drzwi, ale miała wrażenie, że jej łydki płonęły żywym ogniem. Podupadła na kondycji, odkąd porzuciła karierę ninja i na poważnie zajęła się szpitalem i takie były właśnie tego efekty.
Nacisnęła klamkę i ostrożnie popchnęła drzwi, wkraczając do pomieszczenia. Niestety, nie zastała Naruto. Gabinet wyglądał, jakby ktoś opuszczał go w wielkim pośpiechu — rozrzucone wszędzie papiery, niedomknięte szuflady biurka, biało—czerwony płaszcz niedbale przerzucony przez oparcie fotela. Przywykła do tego, że jej mąż nieustannie rozsiewał wokół siebie chaos, jednak tym razem to było coś innego.
Skonsternowana kobieta weszła głębiej i jej oczom ukazała się zaplamiona atramentem koperta, leżąca na blacie. Na papierze, kulfoniastym pismem Naruto, napisane zostało jej imię. Nie wiedziała, czego powinna się spodziewać więc wzięła znalezisko do dłoni i uważnie się mu przyjrzała. Kiedy rozerwała opakowanie, na jej dłoń wypadła obrączka. Mimowolnie poczuła jak nieprzyjemne uczucie zagnieździło się na dnie żołądka, gdy tak wpatrywała się w złoty pierścionek. Drżącymi dłońmi wyciągnęła z koperty list i zaczęła czytać.

Droga Sakuro!
Przepraszam. Nawet nie wiem jak powinienem Ci to wszystko wyjaśnić. Może w takim razie spróbuję od początku?
Jesteś bardzo inteligentną kobietą, więc pewnie już jakiś czas temu zorientowałaś się w tym, co właśnie próbuję Ci przekazać albo przynajmniej miałaś jakieś przypuszczenia. Zakochałem się. Bardzo chciałbym zakochać się w Tobie, żebyśmy mogli zbudować szczęśliwą rodzinę i zapewnić Ci to wszystko, o czym zawsze marzyłaś, ale, cholera, to nigdy nie byłaś Ty. To nawet nie tak, że poznałem kogoś i nagle zacząłem widzieć świat przez różowe okulary — ta osoba była w moim życiu od dawna, również wtedy, kiedy stałem z Tobą na ślubnym kobiercu. Wiem, nawaliłem, nie powinienem do tego wszystkiego dopuścić. Jestem męską, szowinistyczną świnią, bo gdy składałem Ci ślubną przysięgę, wciąż czułem na sobie zapach i smak tej osoby. Do dupy, co?
Zapytasz, czemu w takim razie jej nie poślubiłem? Czy też raczej — zapytałabyś, gdybyś nie wiedziała o kogo chodzi. Być może byłem po prostu żałosnym tchórzem albo kariera Hokage przyćmiła mi wszystko inne, więc wybrałem to, co było dla mnie bezpieczniejsze — szeroko otwarte ramiona przyjaciółki, która rozumie (i to czasem więcej niż bym chciał) i jednocześnie stanowi coś w rodzaju bufora, chroni mnie przed Radą. Głupi byłem. Ale to zapewne wiesz lepiej ode mnie, bo zawsze z takim zapałem to powtarzałaś. W alternatywie miałem ramiona przyjaciela, które nawet nie zawsze były otwarte. No i, ma się rozumieć, afiszowanie się homoseksualizmem przed obliczem Rady, co byłoby strzałem w stopę, jeśli chodzi o objęcie stanowiska.
Tak, jestem żałosnym, małym gejem i nic na to nie poradzę. Jeśli to kiedykolwiek wyjdzie na jaw, to proszę, zrób coś dla mnie i udaj stosownie zdziwioną. Albo chociaż stań w obronie mojego biseksualizmu, cokolwiek. Wiesz, oczywiście, że to sprawia, że w świetle prawa nasze małżeństwo jest nieważne? Bo zataiłem przed Tobą prawdę o mojej orientacji? Tak, wiem, że miałaś swoje podejrzenia, ale jeśli chcesz się oczyścić, pozbyć nazwiska, czy co tam jeszcze, to wystarczy, że pójdziesz do sądu i pokażesz im ten list.
Nie wrócę już do Konohy, Sakura. Uchiha, jak zwykle, wpakował się w jakieś kłopoty. Tym razem naprawdę poważne, niestety, i to ja jestem tym, który wyciągnie jego tyłek z tarapatów. Albo przynajmniej spróbuję wyciągnąć, bo szczerze mówiąc, to wątpię, czy to się dobrze skończy. Najprawdopodobniej, zanim skończysz czytać ten list, będę już dawno martwy albo na prostej drodze do przemiany w świeżutkiego trupa. Co się w sumie tyczy nas obu. Jednak nawet jeśli uda nam się jakoś wydostać z tego gówna, to nie wrócimy. Tak, tak, wiem jak to zabrzmi, ale uciekniemy razem — całkiem możliwe, że zabijemy się przy okazji, to akurat byłoby bardzo w naszym stylu. Chyba w końcu trochę zmądrzałem i doszedłem do wniosku, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze i jeśli mam szansę być szczęśliwy, nawet tylko przez chwilę, to nie zamierzam jej zmarnować na przejmowanie się opinią publiczną i tym co sobie pomyśli Rada. Albo oszalałem do szczętu, jedno z dwóch. Chyba to drugie.
Przepraszam, że musisz przez to wszystko przechodzić i że trafiłaś na tak kiepskiego faceta. Jesteś wspaniałą, energiczną kobietą i uważam się za prawdziwego szczęściarza, że byłaś moją przyjaciółką. Nigdy nie traktowałem Cię tak, jak powinienem traktować żonę, prawda, ale pozwól mi wierzyć, że nie nawaliłem aż tak bardzo jako przyjaciel. Wierzę, że znajdziesz kiedyś właściwego mężczyznę, z którym będziesz chciała iść przez życie, który prawdziwie Cię pokocha i będzie lepszym mężem niż ja. Chociaż to ostatnie nie jest akurat jakimś trudnym warunkiem do spełnienia, więc lepiej się tym nie kieruj. Raz jeszcze przepraszam, przepraszam za wszystko i życzę powodzenia.

Twój, mimo wszystko kochający, chociaż nie tak jak byś tego chciała, mąż,
Naruto

Sakura jeszcze długo wpatrywała się w kartkę, aż w końcu litery przed jej oczami zaczęły się rozmazywać. Słone łzy spadały jedna po drugiej, mocząc list i sprawiając, że niektóre słowa stawały się nieczytelne. Kobieta nie była nawet zaskoczona. Jej twarz rozświetlił delikatny uśmiech, gdy wierzchem dłoni ocierała łzy. Nie miała im niczego za złe — może i tego nie rozumiała, ale szanowała ich i wybory, których dokonywali. Nie wiedziała, gdzie znajdują się teraz Naruto i Sasuke, ani czy w ogóle jeszcze żyją, ale miała nadzieję, że, gdziekolwiek są, są szczęśliwi. Obaj na to zasługiwali.

Koniec.

1 komentarz:

  1. Hej,
    ach chociaż napisał list... nikt wcześniej nie zauważył, że nie ma hokage? och przeczytałabym czy uratował Uchihe i jak żyją...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń