piątek, 1 maja 2015

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (13/14)

Rozdział XII
Neji Hyuuga wypił właśnie ostatni łyk swojej wieczornej herbaty. Zajrzał do kubka i zasmucił się wielce, kiedy zamiast ciepłego napoju zobaczył na dnie tylko smętne fusy. Wstał od stołu i poszedł odnieść kubek do zlewu — sterta brudnych naczyń osiągnęła niepokojące rozmiary i kwestią czasu było, kiedy resztki jedzenia ogłoszą niepodległość i wyrzucą go z kuchni. Podrapał się po głowie i spróbował wzrokowo ocenić od ilu dni nie zmywał — sądząc po liczbie kubków z liśćmi po zielonej herbacie, to będzie już ponad tydzień. Skąd on, do cholery, miał w domu tyle naczyń, by móc ich nie zmywać przez tydzień? Nic to, postanowił, że następnego ranka zakasze rękawy i wypowie garom wojnę.
Ziewnął przeciągle i zamierzał udać się do łóżka. Postawił stopę na pierwszym stopniu schodów wiodących na górę, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi. Czy też raczej — łomotanie. Tajemniczy gość najwyraźniej był bardzo zdeterminowany, by wyważyć biedne drzwi tu i teraz. Neji zmarszczył brwi, zerkając przelotnie na wiszący na ścianie zegarek — tak, nie pomylił się, było już grubo po północy — po czym zwinął się szczelniej w puchaty szlafrok i z wojowniczą miną pomaszerował ratować poszkodowany kawałek drewna.
— O, Neji, nie śpisz — zdziwił się Naruto, który zamarł z pięścią nieopodal Hyuugowskiego nosa, gdzie jeszcze niedawno znajdowały się drzwi. Gospodarz otworzył szerzej drzwi, wpuszczając przyjaciela do środka, chociaż nie ukrywał, że był nieco zirytowany tą późnonocną wizytą. Chociaż nie, nie był zirytowany — po prostu ciekawiło go, co takiego przywiodło Hokage w jego progi w środku nocy.
— Nie, tak się składa, że nie śpię. A nawet gdybym spał, to i tak byś mnie obudził swoim subtelnym pukaniem. A właśnie, chcesz mi powiedzieć, dlaczego prawie wyważyłeś moje drzwi?
Dopiero teraz Neji zauważył, jak ubrany był Uzumaki — zniknął gdzieś tradycyjny płaszcz Hokage, zastąpiony innym, znacznie cięższym i ciemniejszym, takim jakie ubierało się na dalekie podróże. Naruto wyglądał, jakby wyruszał właśnie na jakąś długą misję. Niebezpieczną misję, jeśli sądzić po ilości kunai i innych broni wystających z kieszeni kamizelki, którą miał pod spodem. Również twarz mężczyzny była inna — gościł na niej zdeterminowany i wojowniczy wyraz, ale całość była jakby podszyta strachem. Dodatkowo przybysz milczał jak zaklęty, wbijając spojrzenie we własne sandały.
— Stało się coś, prawda? — zapytał Hyuuga, którego całkowicie opuściły resztki zmęczenia. Szósty Hokage westchnął tylko i posępnie skinął głową. — Chodź do kuchni, zrobię ci coś do picia.
— Nie mam czasu, Neji — odmówił stanowczo mężczyzna, kręcąc nieznacznie głową. Wyciągnął z kieszeni jakiś bliżej niezidentyfikowany przedmiot i wcisnął go w dłoń kolegi. Hyuuga przyjrzał się tajemniczej rzeczy, orientując się, że trzyma drewnianą maskę. Miejscami była zakrwawiona, ale dało się dostrzec wyraźne linie czerwonej farby, układające się w coś, co przypominało upiornego kocura — takiego, który zaraz rzuci się na ciebie z pazurami, by wydrapać oczy. Zerknął zaskoczony na przyjaciela, który stał obok z grobową miną.
— Nie rozumiem — wyznał po chwili, nie widząc w masce niczego szczególnego. — To chyba należy do kogoś z ANBU, prawda?
— Tak, należy. Czy też raczej należało — potwierdził sztywno Hokage. — Odwróć.
Neji zamrugał kilkakrotnie, ale posłusznie przyjrzał się wnętrzu maski. Faktycznie, coś tam było. Jakieś litery, wyryte w drewnie — napis był dość niewyraźny i krzywy, ale dało się go rozczytać.
Zapraszamy osobiście — przeczytał i ponownie spojrzał na twarz przyjaciela. I to było jedynym powodem tej całej wizyty o nieboskiej godzinie? Nie, za tym musiało stać coś więcej. — Czekaj, co?
— To zostało dzisiaj dostarczone do mojego gabinetu — wyjaśnił Naruto, patrząc wyczekująco na kolegę. Hyuuga zamyślił się na moment, starając się połączyć wątki i utworzyć z tego jakąś logiczną całość. — Nie miałem nawet okazji rozmówić się z posłańcem, bo to był tylko jakiś nędzny klon i wyparował zaraz po przekazaniu wiadomości. Ktoś zaczaił się przed bramą miasta i postarał się nie zostać odkrytym.
— Kocia maska… Ktoś z naszych oininów chyba miał taką maskę, dobrze kojarzę? — Neji przyglądał się zwierzęcej mordzie pod różnymi kątami, jakby mógł stamtąd wyczytać odpowiedź. Czasami widywał na ulicach Konohy człowieka z taką właśnie maską, ale nie mógł sobie przypomnieć, kto to był. Kojarzył tylko, że ninja ten miał ciemne włosy i wyjątkowo mało broni jak na ANBU, bo zawsze był uzbrojony tylko i wyłącznie w przytroczoną do pleców katanę… — Och, kurwa. Dlaczego jak dzieje się coś złego, to Uchiha zawsze jest w to wplątany?
— Opowiadałem ci może, o tej bandzie kretynów, która zaczęła się powoli przekształcać w całkiem ogarniętą organizację przestępczą? — Neji skinął głową, czekając na ciąg dalszy. Bycie w kręgu najbliższych znajomych Hokage miało czasem swoje plusy i dostęp do najświeższych informacji był jednym z nich. — No to zaczęli konkretnie przeginać, a nasze patrole miały z nimi coraz więcej problemów. Potrzebowaliśmy dokładnych informacji o ich liczebności, rozmieszczeniu i wyszkoleniu, by się z nimi raz a dobrze rozprawić.
— Niech zgadnę. Uchiha miał zdobyć te informacje?
— W rzeczy samej — potwierdził Uzumaki, wzdychając ciężko i pocierając zmęczoną twarz dłonią. Teraz już Hyuuga rozumiał. — Najwyraźniej coś poszło nie tak i wpadł. Nie wiem co to za organizacja, ani czego dokładnie chcą, ale zażądali żebym się tam stawił. Zamierzam zrobić dokładnie to, o co mnie poprosili, wpadnę tam i urządzę im taki sajgon, że popamiętają mnie do końca swoich nędznych żywotów. Które nie będą takie znowu długie, nawiasem mówiąc.
— Naruto, a wziąłeś pod uwagę, że może… — odezwał się Neji, zastanawiając się jak przekazać przyjacielowi swoje przemyślenia i nie oberwać przy tym w łeb. Uzumaki spojrzał na niego wyczekująco i czerwony cień przemknął przez jego zazwyczaj błękitne oczy. Ślad Kuramy, który wciąż był w nim zapieczętowany. Szóstym Hokage najwyraźniej targały bardzo silne emocje, ale mimo wszystko stał tutaj i w spokoju mu wszystko tłumaczył, zamiast wpaść w destrukcyjny szał. Hyuuga mimowolnie zastanowił się, jak bardzo zmienił się jego przyjaciel na przestrzeni lat. Nie był już tamtym rozwrzeszczanym matołem, który gotów był zrobić wszystko byleby zwrócić na siebie uwagę. Stał się przywódcą, kimś za kim shinobi Konohy jak jeden mąż skoczyliby w ogień. Tylko dlaczego to on zawsze musiał robić za jego głos zdrowego rozsądku, no dlaczego? — No wiesz, to nie byłby pierwszy raz, jak Uchiha opuścił wioskę i już nie wrócił. Raz zdrajca, zawsze zdrajca. Jesteś pewien, że nie maczał w tym palców i można mu ufać?
— Ja mu ufam. Zdanie innych mnie nie obchodzi.
— Naruto, przejrzyj na oczy. Przecież wy już nawet ze sobą nie rozmawiacie! — zauważył Neji, machając mu dłonią przed oczami. Uzumaki mruknął coś niezobowiązująco, po czym wbił spojrzenie we własne stopy. Zaraz, moment, czyżby Hyuuga coś pominął? — Naruto?
— To nie do końca tak, że ze sobą nie rozmawiamy — wyznał w końcu Szósty, na powrót spoglądając w przerażająco białe tęczówki przyjaciela. On sam wyglądał żałośnie i Nejiemu prawie zrobiło się go żal. Jednak nie na tyle, aby odpuścić mu wyjaśnienia. Póki co skrzyżował jedynie ramiona na piersi i czekał na wyjaśnienia, starając się nie wyciągać pochopnych wniosków. No i Uzumaki, jak na spowiedzi, opowiedział mu o wszystkim — począwszy od wizyty, jaką złożył mu kilka dni temu Uchiha, aż po popłoch w jaki wpadł, gdy dostarczono mu kocią maskę. Nie pominął nawet tego ekscesu w jego gabinecie, chcąc dać przyjacielowi jak najlepszy wgląd w sytuację, chociaż nie rozwodził się nad tym zbytnio i był raczej oszczędny w słowach. Hyuuga skwitował to karcącym spojrzeniem, ale powstrzymał się przed wygłoszeniem jakiegokolwiek komentarza.
— Ja pierdolę — rzucił w końcu, gdy stało się jasne, że Hokage skończył już swoją opowieść i czekał na jego reakcję. Piękne podsumowanie, nie ma co. Neji podrapał się po głowie, po czym raz jeszcze zerknął na trzymaną maskę ANBU i z westchnieniem oddał ją przyjacielowi, który na powrót schował ją do przepastnej kieszeni podróżnego płaszcza. — Nie muszę chyba mówić, że to pułapka?
— Nie musisz. To z pewnością pułapka — zgodził się ponuro Uzumaki, nerwowo zerkając w kierunku drzwi, jakby było mu gdzieś bardzo spieszno.
— I nie ma nic, co mógłbym powiedzieć albo zrobić, żeby odwieść cię od radosnego wpakowania się w tę pułapkę? — upewnił się na wszelki wypadek, chociaż był prawie pewien jaką odpowiedź uzyska.
— Nie sądzę.
— Tak też myślałem. Chłopie, w niezłe bagno się w pakowałeś — dodał jedynie.
Tak naprawdę, to w głębi serca tylko czekał, aż wydarzy się coś podobnego. Miał tu na myśli zejście Uzumakiego i Uchihy, nie porwanie tego drugiego. Ta dwójka była w bliżej nieokreślonym związku już od lat, na długo zanim żądania Rady pojawiły się na horyzoncie. Ślub Naruto i Sakury jedynie opóźnił moment, w którym te kołki wreszcie były w stanie przyznać się do swoich uczuć. Właśnie dlatego tak się zdziwił, gdy usłyszał o tym małżeństwie — wszystko wyjaśniło się dopiero później, gdy poznał szczegóły. Hokage miał godne pozazdroszczenia normy moralne i chyba tylko dlatego wytrzymał pięć długich lat, zanim znowu doszło do jakiejś interakcji z byłym nukeninem.
I może było mu odrobinę szkoda pani Uzumaki, która niewątpliwie wyszła na tym wszystkim najgorzej, ale jakoś nie potrafił otwarcie stanąć w jej obronie. Wiedział doskonale, że jej mąż ją szanuje i robi co tylko w jego mocy, żeby zapewni małżonce szczęście. Dba o jej dobrobyt, kupuje prezenty, całuje na dobranoc, stara się w żaden sposób nie ograniczać. Ale jednocześnie miał przed oczami obraz Naruto i Sasuke, promieniejących, walczących. Neji nie miał sprecyzowanego zdania, co do związków między osobami tej samej płci — ani ich nie popierał, ani nie tępił — ale jeśli to nie była miłość, to on już nie wiedział co nią było.
Nie powinno go więc dziwić, że Hokage znowu bezmyślnie rzuci się, by uratować przyjaciela. Już raz to zrobił — wiele lat temu, urządził szaleńczą pogoń, rozpaczliwie chcąc mu pomóc. Jeżeli był na tym świecie ktoś, kto mógł powstrzymać Sasuke przed całkowitym stoczeniem się w ciemność, to był to właśnie Naruto i póki co wywiązywał się z tego zadania znakomicie. Czemu więc nie miałby wyruszyć za nim jeszcze raz, zwłaszcza, że wreszcie doszedł do tego, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń?
— Chcesz, żebym poszedł z tobą? — zapytał w końcu, uznając, że to jedyna rzecz, jaką mógł zrobić w tej sytuacji, by pomóc koledze. Uzumaki uśmiechnął się z wdzięcznością, ale pokręcił powoli głową.
— Wiedziałem, że to zaproponujesz. Dziękuję, ale nie. Nie wiem, co to za ludzie i do czego są zdolni, a zdecydowanie wolałbym nie oglądać, jak odcinają mu głowę, w momencie, w którym zorientują się, że przyszedłem z obstawą.
— Też prawda. — Neji westchnął ciężko i poklepał przyjaciela po ramieniu. — Nie podoba mi się to wszystko.
— Dokładnie to samo powiedziałem Sasuke, gdy wyruszał na misję i patrz jak się to skończyło. — Uzumaki uśmiechnął się do niego, jednak był to uśmiech niesięgający oczu. Hyuuga znał ten stan i wiedział doskonale, że Hokage tak naprawdę rozpogodzi się dopiero, gdy wszyscy wrogowie będą rozczłonkowani albo spaleni, a on będzie trzymał Uchihę w ramionach.
— Nie poszedłbyś ratować szeregowego ninja — zauważył Neji i to nie było pytanie. Obaj zdawali sobie z tego sprawę.
— Fakt. Ale chyba rozumiesz, że nie mogę siedzieć na dupie i spokojnie czekać, aż zabiją faceta, którego koch…
— Stop! — przerwał mu przyjaciel, teatralnym gestem zasłaniając swoje uszy. — Ja bardzo wiele rzeczy akceptuję i rozumiem, ale słuchać o tym nie muszę. Tak między nami, mogę ci zdradzić, że mimo wszystko cieszę się, że osiągnęliście wreszcie etap werbalizacji waszych uczuć, bo zdrowo tym wszystkich wkurwialiście, ze mną na czele. Ale lepiej zapomnij, że ci o tym powiedziałem, bo w razie potrzeby wszystkiego się wyprę. — Hyuuga posłał mu perskie oczko, powodując, że uśmiech przyjaciela stał się nieco bardziej szczery. — A właśnie, co w takim razie z Sakurą?
Uzumaki westchnął ciężko i podrapał się z tyłu karku, co było u niego ekwiwalentem nerwowego podrygiwania i przestępowania z nogi na nogę. Spojrzenie Nejiego nieznacznie stwardniało.
— To nie jest coś, co możesz sobie tak po prostu odpuścić, stary — zaczął, siląc się na musztrujący ton. — To twoja żona i jesteś jej coś winien. Wiem, wiem, ty nie kochasz jej, a ona nie kocha ciebie, ale i tak sądzę, że nie będzie się czuła dobrze, kiedy będzie musiała patrzeć jak paradujesz z Uchihą. Osobiście dopilnuję, żebyś jakoś to rozwiązał. No i nie zapominaj, że jak tylko wrócisz, to czeka cię rozgrywka z wkurwioną Radą. Nie wiem jak ty, ale ja nie jestem w stanie ocenić, jak daleko mogą się jeszcze posunąć, skoro praktycznie zmusili cię do ślubu.
— No i właśnie o to się wszystko rozbija, czyż nie? — rzucił tylko Uzumaki i właśnie tedy Hyuuga zrozumiał, dlaczego Hokage z taką lekkością podchodził do tych konsekwencji. Dlaczego w ogóle tutaj przyszedł, zamiast od razu rzucić się na ratunek.
— Nie zamierzasz wracać.
Naruto nie odpowiedział, ale też wcale nie musiał, bo Neji stwierdził fakt, nie poddając tego pod dyskusję.
— Nie przejmuj się, wszystko już załatwiłem. Czas na mnie. — Mężczyzna uśmiechnął się ostrożnie i niepewnie wyciągnął przed siebie dłoń, na którą Hyuuga łypnął złowrogo.
— No chyba oczadziałeś! — Neji zaśmiał się, po czym odtrącił dłoń przyjaciela i zamknął go w niedźwiedzim uścisku, słysząc jak ten mruczy coś pod nosem. Nie wiedział co to było, ale wyłapał takie frazesy jak „sentymentalny na starość” i „żeby tak obłapiać biednego Hokage”. Nie przejął się tym jednak, bo Uzumaki odwzajemnił jego uścisk, prawie miażdżąc mu żebra. — Powodzenia, Naruto.

3 komentarze:

  1. O nie.
    Tzn. zacznijmy od końca. Zakończenie zdecydowanie mi się nie podoba. Gdybym przeczytała, że Naruto uratował Sasuke i żyli długo i szczęśliwie, to by mnie zemdliło. Gdyby się okazało, że obaj zginęli, to bym się w pewnym stopniu rozczarowała. Ale najgorsze z tego wszystkiego jest chyba to, co właśnie widzę. Na boga, to zdecydowanie najbardziej dyplomatyczne zakończenie jakie może być, najrozsądniejsze i najbardziej zaskakujące (bo spodziewałam się krwawej jatki), i może dlatego tak mi się ono nie podoba. Niby wszystko jest okej, a jednak jest źle. Historia powstała w Twojej głowie, na papierze (elektronicznym) pojawiła się też dzięki Tobie i ubolewam, że nie dane mi było się dowiedzieć, jakie zakończenie planowałaś, zanim zrodziło się to. I choć podejrzewam, jak mniej więcej by ono wyglądało, to żałuję, że nie dane mi było go przeczytać i dowiedzieć się, jak dokładnie to widziałaś. No przykro :-(
    Sasuke to niesamowity dupek. A jeszcze większy z niego aktor. Serio aż tak dobrze udawał, że mu nie zależy? Mogę Ci tylko pogratulować jego kreacji, bo sama uwierzyłam, że on nic nie czuje do Naruto, chociaż przecież wyjaśnienie całej sprawy wydawało się oczywiste i logiczne. No nie przyszło mi to do głowy. Tak pokierować bohaterem, to naprawdę trzeba umieć. Nie wiem, czy brzmi to tak, jak powinno, ale to tu, to miał być komplement.
    Mam wrażenie, że całość nie brzmi tak pozytywnie, jak miała, bo moja opinia z całą pewnością taka jest. Te wszelkie marudliwe tony nie były zamierzone! :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. To będzie już moje dwudzieste podejście do tego komentarza, więc mam nadzieję, że w końcu się uda -.-, ale przechodząc już do rzeczy: jestem wielką zwolenniczką NaruSasu (jakoś Naruto bardziej mi pasuje na stronę dominującą) dlatego tutaj wielki plusik! Bardzo ładnie wykreowane postacie i relacje między głównymi bohaterami - zero lukru, pudru i (kłamliwej według mnie) słodkości, co dodaje...prawdziwości? Nie wiem jak inaczej to nazwać. Brutalność i pasja - to jest to i tak powinno być (albo ja mam jakieś zboczenia SM o_O). Dziękuję, że oszczędziłaś Sakurze mieszania z błotem i robienia z niej psychicznej fanki Sasuke. Nie pałam do niej fanatycznym uwielbieniem (w mandze), ale jest dla mnie pozytywną postacią i czasami szkoda mi, gdy wiele osób po niej jeździ. Wbrew pozorom to naprawdę spoko dziewczyna i to właśnie pokazałaś.
    Widać, że posiadasz umiejętności i warsztat pisarski (zazdroszczę T^T), bardzo ładnie rozbudowujesz zdania nie przeciągając i przeciążając, mimo długości lekko się czyta. Używasz barwnego słownictwa za co również ogromny plus. Tam w ostatnich rozdziałach wyłapałam kilka literówek (zapewne z pośpiechu), ale były one nieliczne i w żaden sposób nie przeszkadzały w odbiorze tekstu.
    Na koniec powiem jeszcze, że przeczytałam to w jeden wieczór a to już mówi samo za siebie! Pozostaje mi jedynie podziękować i życzyć weny przy kolejnych projektach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    no właśnie czy Sauke coś naprawdę jest, czy to plan aby sprowadzić Naruto, no ten i tak nawet nie zamierza wracać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń