piątek, 1 maja 2015

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (9/14)

Przepraszam za opóźnienia. Mam nadzieję, że nikt mnie za to nie zabije, ale zamierzam w końcu wrzucić całość bez wydurniania się i czekania nie wiadomo na co, bo ten tekst przeleżał odłogiem zdecydowanie za długo, no i chcę to mieć w końcu z głowy. Informuję również, że kolejne rozdziały są niebetowane (a przynajmniej teraz, bo część była poprawiana jeszcze w listopadzie/grudniu) i jeśli mam być szczera, to mnie to nie dziwi, że nikomu nie chce się mierzyć z taką ilością tekstu. Niemniej jednak, zapraszam do czytania!
Rozdział VIII
Moment składania przysięgi ślubnej to fantastyczny moment na przemyślenie dotychczasowego życia i rozważania natury filozoficzno-bytowej, a przynajmniej tak się Naruto zdawało. Nie było to szczególnie męskie i raczej nie w jego stylu, ale trzęsły się pod nim kolana. Wpatrywał się w jeden, bliżej nieokreślony punkt gdzieś za ramieniem starego księdza i za wszelką cenę unikał spojrzenia Sakury. Jeszcze nawet nie byli małżeństwem, a on już miał wrażenie, że nawalił na całej linii. Stał tutaj, powtarzał słowa wyuczonej formułki, którą wypowiadały przed nimi już setki par i czuł się zbrukany.
— Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z tobą, Sakuro Haruno i przyrzekam, że uczynię wszystko aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. — Uzumaki pogratulował sobie, że chociaż głos mu się nie zachwiał. Nieobecny duchem, wysłuchał jak jego przyszła żona powtarza tę samą przysięgę i po chwili poczuł drobne palce wplatające się w jego własne.
Kątem oka zerknął na stojącą u jego boku kobietę, z którą właśnie związał swoje życie. Była jego najlepszą przyjaciółką i choćby dlatego, chciał jej zapewnić szczęście. Wydawała się zmartwiona, ale uśmiechała się delikatnie, jak gdyby pragnęła go jakoś podnieść na duchu. Ścisnął porozumiewawczo jej palce, nie rejestrując słów, które wypowiadał klecha.
Miał wrażenie, że całe jego ciało płonie — wszędzie na sobie czuł dłonie Uchihy, jego zęby i język znaczące rozgrzaną skórę, a w ustach wciąż czuł smak przyjaciela. Zdawało mu się, że lada moment, a cały kościół dowie się, co też takiego wyczyniał jeszcze kilka godzin temu i wszystko to skończy się, zanim się na dobre zaczęło.
— Panie Uzumaki! — Skonsternowany Naruto zamrugał gwałtownie i wrócił myślami na ziemię. Ksiądz patrzył na niego z przyganą, jakby przyłapał go na gorącym uczynku. — Może pan pocałować pannę młodą.
Mężczyzna skinął mechanicznie głową, po czym odwrócił się ostrożnie do Sakury i przyjrzał się jej uważnie. Oto stała przed nim pani Uzumaki, jego przyjaciółka i przepustka do stanowiska Hokage. Uśmiechnął się do niej, z nadzieją, że obawy i wyrzuty sumienia nie znajdą odzwierciedlenia na jego twarzy. Kobieta wyszeptała do niego bezgłośnie coś łudząco podobnego do „będzie dobrze”, po czym zrobiła krok do przodu i już po chwili ich usta się zetknęły, a kościół rozbrzmiał gromkimi brawami. W tym pocałunku Naruto wyczuł coś, czego wyczuć nie powinien — nutkę goryczy i rozczarowania, czegoś co zdecydowanie do niej nie należało.

~oOo~
Kilka godzin później, świeżo upieczeni państwo Uzumaki krążyli między gośćmi, przyjmując prezenty i gratulacje. Zabawa zaczęła się już jakiś czas temu i Naruto skutecznie udało się na kilka chwil wyłączyć. Po prostu podążał za roześmianą Sakurą, ściskał dłonie i dziękował wszystkim za przybycie — pestka, tego typu aktywności nie wymagały wcale udziału mózgu. Chłopak nie zdążył się jeszcze zalogować do rzeczywistości po ceremonii i miał nieodparte wrażenie, że za kilka chwil obudzi się w swoim własnym, wąskim łóżku. Opcjonalnie w nieco szerszym łóżku w posiadłości Sasuke.
Nagle poczuł jak uczepiona jego ramienia kobieta ciągnie go za rękaw, chcąc w ten sposób zwrócić jego uwagę. Wykonywała przy tym bardzo jednoznaczne gesty oczami i głową, więc zaciekawiony Naruto podążył za jej spojrzeniem i ujrzał dwójkę starszych mężczyzn, przeciskających się ku nim przez tłum. O ile go oczy nie myliły, byli to reprezentanci Rady.
— Gratuluję, panie Uzumaki — zaczął wyższy z nich pogodnym głosem, wyciągając przed siebie dłoń, którą pan młody energicznie potrząsnął.
— Ma pan bardzo piękną żonę, taka kobieta to skarb — dodał drugi, w kurtuazyjnym geście całując rękę Sakury, po czym również wymienili uścisk dłoni. — Wierzę, że teraz możemy poważniej porozmawiać o panu i objęciu przez pana stanowiska Hokage. Rada nie widzi żadnych przeciwwskazań. Możemy się umówić na pojutrze w gabinecie czcigodnej Tsunade?
— Oczywiście — odparł Naruto, ze wszystkich sił starając się nie palnąć czegoś głupiego. Bardzo chciał w tym momencie rzucić jakąś uwagę o wspomnianych „przeciwwskazaniach” i „tolerancyjnej inaczej” Radzie, ale mężnie się wzbraniał. Chociaż z drugiej strony, co to za wesele bez miłej, głośnej, awantury?
— Raz jeszcze gratulujemy i mamy nadzieję na owocną współpracę w przyszłości. — Mężczyźni uśmiechnęli się, chociaż nie były to uśmiechy szczególnie przyjazne, po czym skinęli głowami i pospiesznie oddalili się w kierunku wyjścia.
— Wyglądasz jakbyś rozważał właśnie wyjątkowo brutalne morderstwo — zaśmiała się Sakura, sprawiając tym samym, że jej mąż wreszcie wypuścił długo wstrzymywane powietrze. Kobieta strzepnęła z jego marynarki nieistniejący pyłek, po czym ucałowała go w policzek. — Naruto, pójdę teraz do mojej rodziny, bo wyraźnie chcą ze mną porozmawiać. Nie przejmuj się tymi starymi pierdzielami, oni żyją tylko po to, żeby irytować innych. Teraz już będzie dobrze, prawda?
— Mam taką nadzieję — odpowiedział, tym razem szczerze, Uzumaki i odprowadził wzrokiem swoją żonę.
Obiecał sobie w duchu, że jak już na dobre zainstaluje się na stanowisku Hokage, to zrobi porządek z tą całą Radą. Mógłby przysiąc, że ich życiową misją było uczynienie go nieszczęśliwym. Banda starych zgredów, którzy mieli wrażenie, że są najważniejsi w całej wiosce. Teoretycznie, instytucja ta powstała, aby mieszkańcy osady czyli się spokojniejsi i żeby nieco odbarczyć Hokage. W praktyce rozpanoszyli się wszędzie i trzymali się swoich stołków zębami i pazurami. Tsunade jakoś z nimi wytrzymywała, ale działo się tak pewnie dlatego, że kogo jak kogo, ale ją szanowali. Czego nie można było powiedzieć o Naruto.
— I jak tam, stary? — zapytał wesoło Neji, który nie wiadomo kiedy przepchnął się do Uzumakiego. Miał w dłoni kieliszek szampana i nieprzyzwoicie szeroki uśmiech przyklejony do twarzy. — Wyglądasz jakbyś zobaczył stracha na wróble.
— Blisko, zaliczyłem spotkanie z członkami Rady — odparł Naruto, przecierając twarz dłonią, po czym skierował się do pobliskiego stolika z nadzieją na zlokalizowanie jakiegoś alkoholu. Najbardziej formalna część już się skończyła, a on miał wrażenie, że nie przetrwa tego wszystkiego na trzeźwo. Wzrokiem odszukał jeszcze Sakurę, która pomachała mu z drugiego końca sali, gdzie stała właśnie ze swoimi rodzicami. — Chyba nie wierzę, że to się dzieje.
— Szczerze mówiąc to ja też. Cholera, a sądziłem, że to ja będę pierwszy do żeniaczki! — Neji zagwizdał i poruszył sugestywnie brwiami, na co Uzumaki jedynie wzruszył ramionami. Poza byłymi członkami Drużyny Siódmej nikt nie wiedział o prawdziwych powodach tego małżeństwa i chociaż bardzo chciał wtajemniczyć kolegę, wiedział też, że nie powinien tego robić. Im mniej ludzi wie, tym lepiej dla nich wszystkich. — A właśnie, gdzieś ty nam wczoraj spierdolił? Pół nocy cię szukaliśmy, ale dosłownie wyparowałeś jak kamfora. Obeszliśmy chyba wszystkie puby i knajpy w wiosce!
— Nie wątpię, że sami świetnie się bawiliście? — odparł Naruto, czując jak coś nieprzyjemnie ściska go w gardle. Chciał jak najszybciej uciąć ten temat i skończyć tego typu rozważania, bo Hyuuga czasem potrafił wydedukować niepokojące rzeczy.
— A owszem, zabawa przednia, ale to ponoć miał być twój wieczór kawalerski. No, chłopie, czerwienisz się. Moja ciekawość właśnie wzrosła. — Neji zaśmiał się i usiadł przy jednym z wolnych stolików, zachęcając pana młodego, aby zrobił to samo. Miejsca były chwilowo wolne, bo ktoś najwyraźniej poszedł tańczyć, więc równie dobrze mogli tu przycupnąć. — No nie mów tylko, że na dupy poszedłeś. Tego to ja bym się po tobie nie spodziewał.
— Ślubu z Sakurą też się po mnie nie spodziewałeś, no nie? — Uzumaki skrzyżował ramiona na piersi i wbił wzrok w parkiet. To był bardzo ładny, solidny parkiet, a wzorki przykuwały uwagę i na pewno były ciekawsze od tego, pożal się Boże, przesłuchania.
— Może tak, może nie. Nie krytykuję cię, bo to w sumie normalne, że facet chce po raz ostatni posmakować wolności. Po prostu mnie zaskoczyłeś.
— Neji, słuchaj, nie byłem w nocy z żadną kobietą — zapewnił Naruto, ostrożnie dobierając słowa. Chciał to zrobić tak, żeby nie otrzeć się o kłamstwo, ale jednak uspokoić kolegę. Powiedzenie mu prawdy nie wchodziło w rachubę. — Po prostu chciałem, jak to ładnie ująłeś, posmakować czegoś po raz ostatni. Pierwszy i zarazem ostatni, jeśli mam być szczery.
— Twoja sprawa, nie wnikam — oświadczył Hyuuga, w obronnym geście wyrzucając ramiona w górę, jednak uśmiech spełzł z jego twarzy. — Mam tylko nadzieję, że zdajesz sobie sprawę jak to brzmi. Bo brzmi jakbyś miał nie wiadomo jakie, brudne sekrety i pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że, cokolwiek by to nie było, nie ujrzy światła dziennego. To by cię skreśliło jako Hokage, mam rację? Obyś nie musiał tego potem żałować.
— Już żałuję. Ale żałowałbym bardziej, gdybym nigdy nie spróbował, jeśli wiesz co mam na myśli. — Naruto podparł brodę na złączonych dłoniach i zacisnął powieki, starając się przywołać do porządku, bo zachowywał się zdecydowanie niepoprawnie. Gdy tak sobie tutaj gawędzili o brudnych sekretach, przed oczami miał zaczerwienioną od podniecenia twarz Uchihy, jego sklejone potem, ciemne włosy rozsypane w artystycznym nieładzie po poduszce i niewiele brakowało, a usłyszałby cichy, urwany w połowie jęk. Wstał gwałtownie, prawie przewracając krzesło, po czym pokręcił energicznie głową. — Wybacz, Neji, ale chyba muszę się przewietrzyć. To za dużo wrażeń jak na jeden wieczór.
— Co racja to racja. Ja chyba pójdę znaleźć moją kuzynkę i porwę ją do tańca. Chyba jeszcze nie do końca zaakceptowała fakt, że jesteś już żonaty. — Neji również się podniósł, a na jego twarz ponownie wypłynął uśmiech. — Naruto? — zawołał, gdy pan młody zdążył się już nieco oddalić, po czym przyjrzał mu się uważnie. — Wrócimy do tej rozmowy.
Zanim Uzumakiemu udało się wydostać z zatłoczonego pomieszczenia, musiał jeszcze zatańczyć z Tsunade, która nieustannie mu gratulowała i cieszyła się jak szalona, że wreszcie będzie mogła przejść na zasłużoną emeryturę i matką Sakury, która z kolei obiecała mu spalenie w ogniach piekielnych jeśli ośmieli się skrzywdzić jej małą córeczkę. Tej drugiej nawet się wystraszył, ale udało mu się niczego po sobie nie pokazać. Jego teściowa była poniekąd straszna — owszem, widział ją wcześniej kilka razy, ale nigdy nie patrzył na nią pod tym kątem. Zachowywała się jak klasyczny przykład mamy lwicy i Naruto czuł się w pewien sposób winny z tego powodu.
Kiedy w końcu wytoczył się na świeże powietrze, czuł się jakby dotarł do ziemi obiecanej. Co najmniej. Zmierzwił włosy jedną dłonią i przeszedł się kawałek ulicą, ciesząc się chłodem nocy. Ich wesele nie było jakoś specjalnie huczne — zarezerwowali na jeden wieczór salę w restauracji. Pomieszczenie było na tyle duże, że dało się w nim spokojnie tańczyć i jednocześnie na tyle małe, by zachować wrażenie kameralności. Uzumaki doszedł do wniosku, że krótki spacer mu nie zaszkodzi — musiał uporządkować swoje myśli, a przy odrobinie szczęścia nikt poza Nejim nie zauważy jego nieobecności.
Nie zdążył jeszcze dobrze wyjść na ulicę, gdy dostrzegł obleczoną w czerń sylwetkę opartą o pobliską ścianę. Postać była za wysoka jak na kobietę i zbyt dobrze wtapiała się w ciemność jak na przyzwoitego obywatela.
— Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz?!
— Poczułem się dotknięty brakiem zaproszenia na twój ślub. — Uchiha uśmiechnął się szeroko, obnażając koniuszki zębów, które zabłyszczały w świetle okolicznych latarni. — Czy nie miałem ponoć być twoim, uwaga cytuję, najlepszym i jedynym przyjacielem? Przyjaciół chyba się zaprasza na takie uroczystości — zrzędził Sasuke, chociaż wcale nie brzmiał na jakoś specjalnie obrażonego. Och nie, brzmiał raczej jak psychopata, który zaraz zamierza wyrwać flaki swojemu rozmówcy i jeszcze go nimi nakarmić na dokładkę. Naruto rozejrzał się okolicy, aby upewnić się, że nie ma nikogo w zasięgu słuchu i dopiero potem zwrócił się do drugiego mężczyzny.
— Jeśli masz na myśli, że kumpli, którzy wspierają cię w trudnych chwilach i dają się czasami wyciągnąć na piwo, należałoby zaprosić na własne wesele, to przyznaję ci rację. Nie zgadzam się natomiast z tym, że faceta, który chciał cię zabić więcej niż raz i którego zeszłej nocy bzyknąłeś, trzeba na cokolwiek zapraszać. Poza tym i tak byś się nie pofatygował.
— Niby czemu nie? Dręczenie gości mogłoby się okazać całkiem dobrą zabawą.
— Zależy dla kogo. — Uzumaki westchnął ciężko, po czym spróbował pokręcić trochę ramionami. Koszula nieznośnie piła go pod pachami i w ogóle miał już dość tego ubrania. Nie był przyzwyczajony do takich uroczystych strojów, w garniturze czuł się mniej więcej tak, jakby wciągnął na siebie jakąś blaszaną zbroję. Uchiha zlustrował go uważnym spojrzeniem, po czym odbił się od ściany, o którą się obierał i podszedł bliżej. Zdecydowanie za blisko. Naruto mógł poczuć jego oddech i niestety nie udało mu się powstrzymać napływu wspomnień.
To było jak walka z wiatrakami — z góry skazane na porażkę. Nie mógł nawet już patrzeć, jak Uchiha się poruszał, bo za każdym razem przypominał sobie jak wił się pod nim, gdy badał dłońmi każdą krzywiznę jego ciała. Ponoć myśli nie są zdradą, bo ludzie nie są w stanie ich do końca kontrolować, ale on tego tak nie widział. Miał żonę, której był coś winien. Na przykład wierność. Tylko jakoś Sakura nie miała tak przyjemnej w dotyku skóry, ani gorących ust, a jej pocałunki nie były tak zdecydowane i namiętne. Pozostała mu tylko nadzieja, że Sasuke czuł się z tym choć w pewnym stopniu równie źle jak on. Cóż, prędzej piekło zamarznie.
Uchiha podniósł powoli ręce i długimi palcami rozsupłał krawat przyjaciela, który chwilę później wetknął do zewnętrznej kieszeni jego marynarki.
— Rozluźniłbyś się trochę, młocie.
— Nie myśl sobie, że masz prawo mnie dotykać, draniu — warknął Naruto, gdy poczuł chłodne palce rozpinające dwa górne guziki przy jego koszuli.
— Szybko zmieniasz zdanie, Uzumaki. Wczoraj inaczej śpiewałeś. — Sasuke uśmiechnął się złośliwie, po czym pochylił się nad drugim mężczyzną i zatrzymał się, z ustami kilka centymetrów od jego szyi. Ich ciała nie stykały się ze sobą, ale wystarczyłby najdrobniejszy ruch, aby to zmienić. Iskra, by wzniecić pożar. — O ile dobrze pamiętam, było to raczej coś w rodzaju „och, proszę, nie prze…” — Uchiha zamilkł, gdy przyjaciel położył dłoń na jego ustach. W jego oczach coś zabłyszczało niebezpiecznie, po czym z rozmysłem wysunął język i delikatnie polizał skórę przyjaciela.
— Przestań — szepnął Uzumaki bez przekonania. Wiedział, że powinien teraz odwrócić się i odejść, a zanim to zrobi, to najlepiej jeszcze zdzielić obecnego tu Sasuke w łeb. Tylko jakoś tak, nie wiedzieć czemu, nie potrafił tego zrobić.
— Mam dla ciebie ofertę, Uzumaki. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że będzie to propozycja nie do odrzucenia.
— Układanie się z tobą jest jak zawieranie paktów z diabłem. Równie inteligentne i bezpieczne. — Naruto zabrał dłoń, po czym uważnie przyjrzał się stojącemu przed nim mężczyźnie. Jego twarz, standardowo, szpecił złośliwy, pokręcony uśmieszek, ale miał nieodparte wrażenie, że tym razem pod tą maską kryło się coś więcej. I Bóg jeden wiedział, kiedy nauczył się to rozpoznawać. — Mów szybko, bo muszę wracać.
— Myślę, że zapewniłem ci dobrą rozrywkę w wieczór kawalerski. Może chcesz ze mną spędzić również swoją noc poślubną? — Uzumaki zdębiał. Autentycznie, stał tam i nie wiedział co odpowiedzieć. Za każdym razem, gdy sądził, że bezczelność Uchihy osiągnęła apogeum i gorzej już nie będzie, ten nieustannie go zaskakiwał. Jego ego było jak wszechświat, cały czas się rozrastało.
— Może bym chciał. Jest tylko jeden problem. Nie ty jesteś moim ślubnym, więc jakby ci to krótko… spierdalaj? Powinienem dać ci w zęby. — Ton Naruto był stanowczy. Właśnie tak, powinien zdecydowanie dać przyjacielowi do zrozumienia, że jest grzecznym chłopcem i nie będzie się tak bawił. Tylko czemu wciąż nie potrafił się zdobyć na zrobienie tych kilku kroków do tyłu?
Sasuke mruknął coś niezrozumiałego, po czym przywarł do rozchylonych ust, jedną dłoń owijając wokół pasa drugiego mężczyzny, a drugą zaciskając na jego krótkich, jasnych włosach. Uzumaki był zmęczony i nie wyszedł jeszcze z szoku i tylko dlatego zareagował tak, jak zareagował. Zamiast gwałtownie odepchnąć od siebie Uchihę, przyciągnął go do siebie, z zapałem odpowiadając na jego zachłanne pocałunki. Językiem zaatakował wąskie wargi, które rozchyliły się zachęcająco, zapraszając do dalszej zabawy.
Po chwili oderwali się od siebie i Naruto, który najwyraźniej zostawił zdrowy rozsądek i normy moralne w innych spodniach, przeniósł się w okolice obnażonego gardła Uchihy. Na bladej skórze wciąż jeszcze było widać ślady zębów, które zostawił tam wczoraj i niewielkie, różowe malinki.
Momencik, różowe?
To chyba coś mu powinno mówić. Coś ważnego, o czym nie powinien był nigdy zapominać. Co to mogło być…
Różowe włosy.
Jego żona, Sakura Uzumaki.
Kiedy jego mózg w końcu zaskoczył, z cichym westchnieniem, gwałtownie oderwał się od Sasuke, po czym z całej siły rąbnął go pięścią w szczękę. Uchiha odskoczył jak oparzony, jednak utrzymał się na nogach. Twarda sztuka, taki cios każdego normalnego człowieka posłałby na bruk, bo Naruto nie szczędził czakry. Miał jeszcze czelność wyglądał na zaskoczonego, gdy potarł bolące miejsce i splunął krwią na chodnik.
— Rozumiem, że to znaczy: nie.
— To zawsze znaczyło: nie. Zapomnij o tym co wydarzyło się wczoraj, draniu. Praktycznie wpierdalasz się na mój ślub, na który nie bez powodu nie zostałeś zaproszony, nawet mi nie gratulujesz, a potem jeszcze obcałowujesz mnie praktycznie pod nosem mojej żony. — Naruto był czerwony, jego dłoń pulsowała, a krew w ciele wciąż nie krążyła tak jak powinna. — Miałeś swoją szansę, miałeś ich wiele. Więcej niż ktokolwiek inny. Wszystkie odrzuciłeś, więc teraz stój tutaj i patrz jak ja odrzucam ciebie.
Tym razem Uzumaki się nie zawahał. Odwrócił się i odszedł, nie oglądając się nawet za siebie. Uchiha posunął się za daleko i nie miało znaczenia, że nie tylko on tego chciał. Seks z nim był błędem od początku do końca, nieważne jak wspaniały i podniecający mógłby się wydawać. To Sasuke był tym, przez którego ślub opóźnił się o kilka miesięcy i to on był tym, który ostatecznie sprawił, że małżeństwo zostało zawarte.
Kiedy tak stał, samotny, na środku ciemnej ulicy, Naruto prawie zrobiło się go szkoda. Prawie. Jeszcze wczoraj miał nadzieję, że uda im się jakoś to rozpracować i pozostać przyjaciółmi, bo Uchiha był dla niego kimś szczególnym, ważniejszym nawet niż świeżo poślubiona żona. Jednak los zadecydował inaczej. Odejście i dochowanie wierności miało być pierwszą odpowiedzialną decyzją w jego życiu. Jako Hokage będzie musiał wiele takich podejmować i zapewne większość z nich nie będzie przyjemna. I tylko jego głupi penis i jeszcze głupsze serce rwały się do mrocznego ninja.
Za rogiem, jak gdyby nigdy nic, stał sobie Neji. Uważnie studiował swoje paznokcie, a na twarzy miał wymalowany wyraz przepięknego znużenia. Gdy zobaczył kolegę uniósł tylko brwi i posłał mu zdecydowanie nieprzyjazne spojrzenie. Naruto zbladł, kiedy go ujrzał i momentalnie znieruchomiał, jak gdyby każdy gwałtowny ruch mógł być katastrofalny w skutkach.
— Twoja żona — na to słowo Hyuuga położył szczególny nacisk — zamartwiała się, że nigdzie cię nie może znaleźć, więc zaproponowałem, ze pójdę cię poszukać. Jest coś o czym chciałbyś mi powiedzieć?
Kurwa mać.

1 komentarz:

  1. Hej,
    no w pewien sposób też mi się zrobiło żal Uchihy, ale cieszę się z tego zł zrobił Naruto, czy Neji zawsze musi się wpieprzać…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń