piątek, 1 maja 2015

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (12/14)

Rozdział XI
To był dobry dzień dla Naruto. Słońce chyliło się ku zachodowi i jego gabinet coraz bardziej pogrążał się w półmroku. Uzumaki siedział wyciągnięty wygodnie w swoim fotelu — chociaż słowo „siedział” było tu użyte odrobinę na wyrost, bo tak naprawdę wręcz leżał, z nogami wywalonymi na biurko. To była jedna z niekwestionowanych zalet bycia Hokage — nikt mu nie mógł niczego zabraniać. Co najwyżej „delikatnie sugerować”, ale i na to znakomita większość nigdy by się nie poważyła. W przeciągu ostatnich kilku godzin nie miał styczności z żadnym raportem, co było miłą odmianą po ostatnim maratonie, kiedy to na kilka dni musiał się praktycznie przeprowadzić do biura, bo nie nadążał z papierami. Wyrobił sobie nawet umiejętność składania podpisu lewą ręką — ćwiczenia były żmudne i skrajnie irytujące, ale, kiedy już to opanował, wydajność jego pracy znacznie wzrosła. Jeszcze jakiś kwadrans i będzie mógł w spokoju udać się do domu, gdzie czekała na niego żona i ciepła kolacja.
Oczekiwał jeszcze na członka ANBU, który sam miał się oddelegować do pewnej misji. Sprawa była wyjątkowo delikatna, bo chodziło o infiltrację zorganizowanej grupy przestępców, o której ostatnio było coraz głośniej. Coś jak niegdysiejsze Akatsuki, chociaż póki co na szczęście mniej groźne i łatwiejsze do rozpracowania. Ale jeśli nie podjęliby odpowiednich kroków, to organizacja ta mogła się kiedyś przeistoczyć w drugie Akatsuki, więc należało niezwłocznie działać. Naruto nie chciał ingerować w wewnętrzne sprawy konoszańskich skrytobójców bardziej niż to konieczne, więc przekazał jedynie Takumie, którego dopiero co awansował na dowódcę, że oczekuje aż przyślą mu kompetentnego człowieka do bardzo specjalnego zadania. Nie zdradził zbyt wielu szczegółów — im mniej osób wie, tym lepiej.
Zaledwie przed chwilą wyszedł do niego Neji, który wpadł na przysłowiowy momencik i jego wizyta przeciągnęła się do całego popołudnia. W zasadzie nie zrobili nic twórczego, ale było miło. Po ślubie Naruto, Hyuuga postawił sobie za punkt honoru, by spędzać z nim jak najwięcej czasu — mężczyzna zdawał sobie sprawę, że Uzumakiemu było ciężko odnaleźć się w nowej dla niego sytuacji oraz pogodzić się z utratą bliskiej sercu osoby. Niewykluczone, że chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i go pilnować, by przypadkiem nie wywinął Sakurze jakiegoś numeru, ale liczył się efekt. Hokage zdał sobie sprawę, że nie doceniał Nejiego, który raz po raz go zaskakiwał. Z biegiem lat ich relacja pogłębiła się i teraz Naruto był skłonny nazywać posiadacza Byakugana przyjacielem — chociaż wciąż był bardzo ostrożny z używaniem tego terminu.
Z zamyślenia wyrwało go, jakżeby inaczej, pukanie do drzwi. Mężczyzna podniósł głowę i pospiesznie zabrał nogi z blatu biurka, zapraszając gościa do środka. Zerknął jeszcze na zegarek — w zasadzie czas jego pracy już się skończył, więc ktoś najwyraźniej bardzo chciał zagrać mu na nosie. Spóźnianie się do Hokage raczej nie było w dobrym guście — ktoś musiał być bardzo zdeterminowany, by przyjść na ostatnią chwilę i zdenerwować go tym, że musi zostawać po godzinach.
Wszystko wyjaśniło się, gdy do środka wszedł wysoki mężczyzna, odziany w tradycyjny mundur ANBU. Odsłonięte ramiona, z metalowymi naramiennikami, które zarazem były jedynym elementem stroju zdatnym do blokowania ciosów — są. Czarny tatuaż, przedstawiający bliżej niezidentyfikowany, splątany wzór na skórze, świadczący o przynależności do oddziału — jest. Katana przytroczona do pleców — obecna. Obrazu dopełniała upiorna maska przedstawiająca wyszczerzonego kota.
— Uchiha? — rzucił zaskoczony Naruto, zapominając, że miał się przecież do byłego przyjaciela nie odzywać. — Co ty tu, do diabła robisz?
— Witaj, Czcigodny — przywitał się oinin zgodnie z etykietą, jednak pominął ukłon, co Uzumaki przyjął z niejaką wdzięcznością. Jego głos był bezbarwny, nienoszący żadnych znamion złośliwości. Tak właśnie grzeczny shinobi powinien zwracać się do przełożonego.
— Wynoś się — rzucił Hokage, momentalnie sztywniejąc. Niejednokrotnie zastanawiał się, co by zrobił, gdyby Sasuke kiedyś tak po prostu wszedł do jego gabinetu. Jego spekulacje wahały się od rzucenia się na niego z Rasenganem, po kategoryczne zażądanie odpowiedzi na wszystkie te pytania, które powstały przez lata milczenia. Rzeczywistość nieco zweryfikowała jego poglądy — chciał po prostu, żeby ten dupek się wyniósł, zanim zrobi coś nieodpowiedzialnego. — Tak się składa, że akurat na kogoś czekam. Nie jesteś tu mile widziany.
— Czeka pan na mnie — odparł mężczyzna, stając sztywno po drugiej stronie biurka. Wyglądał jak ktoś, kto bardzo pragnie znaleźć się gdziekolwiek indziej i gdyby miał wybór, to na pewno by stąd wyszedł trzaskając po drodze drzwiami. — Takuma kazał mi stawić się tutaj, twierdząc, że ma pan dla mnie jakąś specjalną misję.
— Czemu, do kurwy nędzy, mówisz do mnie per pa… och. — Uzumaki zamilkł, gryząc się gwałtownie w język. Konfrontacja z takim bezosobowym podejściem do jego osoby była bolesna, bo wciąż miał w pamięci Uchihowie „kochanie” wypowiadane drwiącym tonem. Ale nie zamierzał być w niczym od niego gorszy i skoro Sasuke chciał grać w taki sposób, to proszę bardzo. Mogą udawać nieznajomych, między którymi nigdy nic nie było. — Przepraszam za to ordynarne słownictwo, mam nadzieję, że cię nie uraziłem. — Skłonił lekko głowę, z niemałym zadowoleniem odnotowując, że stojący przed nim oinin zacisnął pięści, kipiąc ze złości. W tę grę mogły grać dwie osoby. — Wydaje mi się, że wyraźnie przekazałem twojemu dowódcy, że oczekuję na najbardziej kompetentnego człowieka, bo zadanie jest ekstremalnie niebezpieczne. Co więc tu robisz? — Czytać: „jesteś małym gównem, które przylepiło mi się do podeszwy, kiedy przyjdzie prawdziwy ninja?”.
— Mój dowódca oddelegował do tego zadania właśnie mnie. Jakie mam dalsze rozkazy?
Hokage powoli wyciągnął do niego tekturową teczką opatrzoną jadowicie czerwonym napisem „ściśle tajne”. Uchiha szybko wyrwał ją z jego dłoni, jakby obawiając się, że Naruto zmieni zdanie i schowa ją z powrotem do jednej z przepastnych szuflad biurka, po czym zaczął pospiesznie wertować. Uzumaki wpatrywał się w niego z twarzą bez wyrazu — obecność Sasuke w jego gabinecie była przykrym doświadczeniem, a każde „pan” wypowiedziane formalnym, bezosobowym tonem, odbierał jak smagnięcie biczem.
— A więc mam przeniknąć do szeregów tej organizacji i zdobyć informacje o jej funkcjonowaniu, czy dobrze zrozumiałem?
— Tak — potwierdził Naruto, skinąwszy głową. — Nie jesteśmy w stanie jednoznacznie określić jej liczebności, ani rozmieszczenia oddziałów, więc chwilowo nie możemy przypuścić otwartego ataku, bez ryzykowania życia naszych ludzi. Dlatego też potrzebujemy jednostki, która te informacje zdobędzie — mówił Uzumaki i właśnie wtedy spłynęło na niego zrozumienie. Uchiha, jakkolwiek wspaniałym shinobi by nie był, na dłuższą metę był również problematyczny. Zdrajca ścigający zdrajców, Szósty dobrze wiedział, jak o nim mówiono. Taka misja była skrajnie niebezpieczna — pięćdziesiąt procent, że pechowy oinin już nigdy nie wróci do Konohy. Za Sasuke nikt by nie zatęsknił, więc naturalnie był pierwszy do odstrzału, a Takuma przy okazji pozbyłby się źródła uciążliwych plotek. ANBU działali w cieniu i nie potrzebowali jakiegokolwiek rozgłosu. Plan idealny.
— Wierzę, że Czcigodny może mi w tej kwestii zaufać. Znam się na rzeczy i obiecuję zrobić co w mojej mocy żeby sprostać wyzwaniu.
— Nie sądzę, żeby można było ci ufać w jakiejkolwiek kwestii, co wielokrotnie dowiodłeś. — I najlepiej się tym zadław. Naruto skrzywił się mimowolnie słysząc słowa o zaufaniu, na które w jego mniemaniu Uchiha nie zasługiwał. A poza tym, zaczęli krążyć zdecydowanie zbyt blisko relacji, która kiedyś ich łączyła i kwestią czasu było, kiedy któryś z nich wybuchnie. — Nie kwestionuję twoich umiejętności jako ninja, ale to nie jest zadanie dla ciebie. Istnieje pewne ryzyko, że znowu nas zdradzisz i nie wrócisz już z tej misji i to niekoniecznie dlatego, że nie będziesz w stanie wrócić. — Słowa Naruto może i były krzywdzące i nieco niesprawiedliwie, bo Sasuke już od lat zachowywał się bez zarzutu, jeśli chodziło o wierność Konosze i sumienne wykonywanie misji. Tylko że jego to w tym momencie nie obchodziło.
— Pozwolę sobie nie zgodzić się z panem. Mam odpowiednie umiejętności, by wykonać to zadanie. — Uchiha praktycznie wypluł to zdanie, a jego prawa dłoń drgnęła nieznacznie. Naruto znał ten odruch. Stojący przed nim mężczyzna żelazną siłą woli powstrzymywał się, by nie sięgnąć po miecz i nie rozpłatać mu gardła. — I z całym szacunkiem, ale pańskie osobiste animozje nie powinny mieć na to żadnego wpływu.
— Ach tak? Niby cóż to za umiejętności poza tchórzostwem i dwulicowością?
— Moja ambiwalencja przemawia chyba w tym wypadku na moją korzyść. Pozwolę sobie przypomnieć, że przez pewien czas, do którego pan tak uparcie nawiązuje, należałem do Akatsuki, więc wiem lepiej niż większość, jak działają takie organizacje.
Uzumaki już otwierał usta, by się odgryźć, jednak zmienił zdanie. Lżenie Sasuke nie miało większego sensu, a cała ta formalna rozmowa niewątpliwie właśnie do tego by się sprowadziła. Czuł się jakby połknął coś wyjątkowo gorzkiego — on naprawdę nie chciał, żeby tak to wszystko wyglądało. Wolałby już nigdy nie mieć z byłym przyjacielem żadnego kontaktu, niż widywać go codziennie, ale nie móc się nawet do niego odezwać. Nie wiedział już nawet kiedy i z czyjej winy sprawy się tak straszliwie spieprzyły — naturalnie obwiniał za wszystko Sasuke, jednak on sam również miał swoje za uszami. Obaj dokonali swoich wyborów i to doprowadziło do tej sytuacji — dwóch nieznajomych stojących po przeciwnych stronach biurka i mierzących się jadowitymi spojrzeniami. Hokage pokręcił głową, przymykając nieznacznie powieki. To nie powinno tak wyglądać.
— Sasuke — zaczął ostrożnie, odnotowując, że drugi mężczyzna się zjeżył. — To nie ma sensu. Masz rację, posiadasz odpowiednie kwalifikacje, by wykonać to zadanie. Jeśli to wszystko, to możesz już iść. — Naruto zamilkł na moment, ważąc na języku następne słowa. Spojrzał jeszcze na oinina, który wciąż epatował chłodną nienawiścią, ale mimo to nie ruszył się z miejsca. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna siła trzymała go w tym gabinecie i nie pozwalała mu wyjść. Uzumaki odchrząknął znacząco. — A jeśli chcesz ze mną porozmawiać, to zróbmy to normalnie.
Uchiha wyprostował się, zaskoczony takim obrotem sytuacji, jakby spodziewał się, że zaraz wyleci z gabinetu w podskokach. Przekrzywił nieznacznie głowę i przyjrzał się swojemu przełożonemu zza kociej maski. Cisza przeciągała się i żaden z nich nie potrafił jej przerwać, aż w końcu Sasuke ostrożnie odłożył trzymaną teczkę na biurko i obszedł mebel, zatrzymując się przed Hokage, który śledził uważnie każdy jego ruch.
— Co pan rozumie przez normalną rozmowę? — zapytał oschle, krzyżując ramiona na piersi. Cały był spięty i gotów w każdej chwili rzucić się do ucieczki, gdyby coś poszło nie po jego myśli.
— Przede wszystkim daruj sobie tego pana — rzucił Naruto, który miał coraz większy mętlik w głowie. Czy naprawdę chciał prozaicznej rozmowy? Teraz, po wszystkich tych latach? Nie pamiętał już, kiedy ostatnio przebywali z Sasuke sami w pomieszczeniu i nie miał bladego pojęcia jak powinien zareagować. Wiedział tylko, że jeśli Uchiha jeszcze raz zwróci się do niego w taki sposób, to wybuchnie. — I mógłbyś przy okazji zdjąć tę maskę, bo zaczyna mnie konkretnie wkurwiać.
— To o masce to rozkaz, czy sugestia? — zapytał złośliwie Uchiha, opierając się o blat biurka. No, to przynajmniej było znajome i nie tak bezosobowe.
— Sugestia. — Uzumaki westchnął ciężko, znając dobrze tę postawę. Wiedział, że Sasuke nie pójdzie w kwestii maski na żadną ugodę. Być może zdjąłby ją, gdyby o to nie poprosił, ale w takiej sytuacji w charakterystyczny dla siebie, uroczy sposób, tak czy inaczej postawi się okoniem. Hokage podejrzewał, że musiałby najpierw go zabić, a dopiero potem mógłby odsłonić jego twarz. — Ale to żebyś sobie darował pana, to jak najbardziej rozkaz.
— Cokolwiek rozkażesz — wycedził oinin, przesuwając się jeszcze bliżej drugiego mężczyzny. Nachylił się nad nim, opierając dłonie na poręczach fotela. Uzumaki wstrzymał oddech, nie spodziewając się po nim czegoś takiego. Ale niby od kiedy to Sasuke robił to, czego od niego oczekiwano? — Powiedz mi, Czcigodny Hokage, jak często wspominałeś swój wieczór kawalerski, gdy pieprzyłeś się z żoną? Z pewnością więcej niż raz.
— Nie pieprzyłem się z Sakurą — warknął agresywnie Naruto, zaskoczony taką bezpośredniością pytania. To był zdecydowanie cios poniżej pasa, a Uchiha znajdował się zbyt blisko niego — albo za daleko, zależy jak na to spojrzeć — aby mógł myśleć logicznie, więc tylko wpatrywał się w kuriozalną kocią mordę.
— No tak, mój błąd. Ty się nie pieprzysz, ty uprawiasz miłość.
— Ty naprawdę jesteś tak głupi, czy tylko udajesz? — Uzumaki zadrżał, czując przemożną ochotę by przywalić byłemu przyjacielowi i przy okazji rozwalić drewnianą maskę w drzazgi. Nie kontrolował już siebie, ani swoich reakcji i nie był w stanie patrzeć na człowieka, z którym przeżył tak wiele i jednocześnie tak mało. Mimo to nie był też w stanie go wyrzucić, nie teraz, gdy był tak blisko. Gdyby wyciągnął rękę, mógłby przejechać palcami po czarnym tatuażu ANBU i Bóg jeden wie, jak bardzo chciał to zrobić. — Mam ci to może przeliterować, żeby w końcu dotarło? Nigdy nie uprawiałem seksu z Sakurą, to jest białe małżeństwo. Już nawet pomijając fakt, że jest moją przyjaciółką i nie chciałem jej wykorzystywać w ten sposób, tego rodzaju bliskość fizyczna między nami nie byłaby możliwa.
— Czy ty właśnie próbujesz mi wmówić, że przez ostatnie lata nie byłeś z nikim w ten sposób? — Sasuke zamarł i przekrzywił głowę, jakby nie był w stanie przetrawić tej informacji. Naruto prychnął tylko i odepchnął mężczyznę od siebie, obawiając się, że zaraz zwariuje i do głosu dojdzie coś, co koło rozsądku nawet nie stało. Po chwili wstał i spojrzał prosto w ciemne oczy — jedyne żywe punkty kociej maski.
— Tak, właściwie to tak. Nie każdy z nas ma problemy z utrzymaniem swojego ptaka w spodniach dłużej niż kilka dni. Tamta noc, z tobą, to ostatnie zbliżenie jakiego doświadczyłem. Na ile się orientuję, moja żona nie posiada doczepianego penisa, co automatycznie dyskwalifikuje ją, jako kandydatkę na kochankę, więc została mi do dyspozycji tylko ręka.
— I wspomnienia, co?
— Pierdol się. — Uzumaki zacisnął powieki i zazgrzytał zębami. Takie zachowanie Uchihy nie powinno go dziwić — trochę go znał i wiedział, że atakowanie przychodzi mu najłatwiej, zresztą tak samo jak i jemu. Cienka linia dzieliła ich od otwartej walki i obaj aż się palili, żeby ją rozpocząć, ale jednocześnie żaden nie chciał być tym, który przekroczy granicę. — Tak, rozpamiętywałem ten wieczór kawalerski, co chyba nie powinno cię dziwić, skoro właśnie tego po mnie oczekiwałeś. Zadowolony?
— Nawet sobie nie wyobrażasz jak.
— Fantastycznie. Uwierz, że dogadzanie tobie od zawsze było moim priorytetem. Możemy już wrócić do sprawy, z którą tu przyszedłeś, skoro najwyraźniej nie potrafimy już normalnie ze sobą rozmawiać?
— Nie, nie możemy — odparł prosto Uchiha, robiąc krok do przodu i zmuszając tym samym Naruto do cofnięcia się. Wyglądał jakby dręczenie psychiczne byłego przyjaciela dostarczało mu nieziemskiej rozrywki.
— Uchiha, pozwól, że postawę sprawę jasno — warknął Uzumaki, który miał już gdzieś, czy to on będzie tym, który przekroczy granicę, czy nie. Obecność Uchihy zawsze wyzwalała w nim skrajne emocje. Tym razem również nie był w stanie nad sobą zapanować — kłócili się zupełnie tak jak kiedyś, a Sasuke był tuż obok i wystarczyłoby wyciągnąć rękę, by go dotknąć. Może nawet by to zrobił, ale słowa, które mężczyzna wypowiedział lata temu wciąż były żywe w jego umyśle. — To ty byłeś tym, który kopnął mnie w tyłek i kazał wypierdalać. Nie ja.
— Nie kazałem ci wypierdalać, ja tylko chciałem ci uświadomić, że…
— Nie przerywaj mi jak mówię, do cholery! — wciął się bezceremonialnie Hokage, który zaczynał powoli dyszeć z wściekłości. Och tak, dobrze pamiętał, co mu kiedyś powiedział Uchiha. On, głupi i naiwny wierzył, że byli przyjaciółmi, miał nawet moment słabości, w którym gotów był się założyć, że było między nimi coś więcej. Sasuke natomiast sprowadził to wszystko do bezosobowego pieprzenia i chociaż Naruto ciężko było uwierzyć w takie wyrachowanie i brak jakichkolwiek uczuć, to takie właśnie były fakty — zimne i niepozwalające ze sobą dyskutować. Co Uchiha chciał od niego usłyszeć? Prawdę? Ależ proszę bardzo. — Tak jak powiedziałem kiedyś, nigdy nie kochałem Sakury w romantycznym sensie, między nami nie było chemii. Co innego z tobą. Chciałbym udawać, że to nigdy nie miało miejsca, ale dobrze wiem, że mi na to nie pozwolisz. Nie ma problemu, powiem głośno to, co obaj i tak już wiemy. Czułem do ciebie coś więcej niż do przyjaciela. Byłem głupi i myślałem, że może nam się udać, odwlekałem ślub, ile tylko się dało. Miotałem się, bo z jednej strony był stołek Hokage, a z drugiej ty, arogancki cynik, który śmieje się z każdego mojego upadku. Nie wiedziałem co robić, ale, na szczęście, przyszedłeś mi z pomocą, jasno i dobitnie uświadamiając mnie, że nie mam czego u ciebie szukać. Mój ty bohaterze.
— Gratuluję odwagi. — Uchiha roześmiał się pod nosem, chociaż jego głos brzmiał jakoś dziwnie. Jakby mniej ociekał jadem i stał się odrobinę bardziej poważny. — Przyznanie się do tego musiało boleć, nieprawdaż?
— Niezły z ciebie kawał skurwysyna. Najwyraźniej miałeś jednak rację i ja też mam nierówno pod sufitem, bo nie wyobrażam sobie jak zdrowy na umyśle człowiek może sądzić, że jest w tobie coś poza zdrajcą i bezczelnym dupkiem — rzucił Naruto, czując jak żelazna dłoń zaciska się na jego organach wewnętrznych. To cholernie bolało i teraz wiedział już, że pod żadnym pozorem nie powinien był pozwolić, żeby sytuacja rozwinęła się aż do tego stopnia. Jego penis drżał i twardniał w obecności Sasuke, na co nie mógł zbyt wiele poradzić — rozpamiętywanie momentów, które kiedyś dzielili zapewne też w niczym nie pomagało — mężczyzna był za blisko, by jego reakcje były normalne. A jeszcze głupsze serce jedynie temu przyklaskiwało. Rozum, który ostatkami sił trzymał się u władzy, podpowiadał, że najlepszym rozwiązaniem będzie jak najszybsze usunięcie stąd Sasuke i za tym głosem Uzumaki postanowił podążyć. Złapał szarą teczkę ze swojego biurka i cisnął nią w drugiego mężczyznę. — To są szczegóły misji, to jest moje biurko, na którym za cztery dni ma się znaleźć szczegółowe sprawozdanie, a tam są drzwi. Nie przytrzaśnij sobie tyłka, jak będziesz wychodzić. Skończyliśmy.
— A co miałem, kurwa, zrobić? — Huknęło, gdy dokumenty zostało z powrotem odrzucone na biurko. — Jako dzieciak wbiłeś sobie do głowy, że zostaniesz Hokage. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek ci się to uda, a ty mnie raz po raz zaskakiwałeś. Piąłeś się coraz wyżej, zjednałeś sobie Konohę, a to więcej niż ja mógłbym kiedykolwiek osiągnąć. Kim ja jestem, żeby rozwalać ci życie? To było twoje marzenie i sam doskonale zdajesz sobie sprawę, że jakakolwiek forma związku ze mną pogrzebałaby je pod stosem oskarżeń i żali. Znasz mnie cholernie dobrze i wiesz, że nigdy nie byłbym w stanie trzymać cię za rączkę i pocieszać jak już Rada rozsmarowałaby ci to wszystko po twarzy i raz na zawsze zablokowała drogę do stanowiska Hokage. Biorąc to wszystko pod uwagę, jedyne co mogłem ci zaoferować, to brudny seks. Nocami, kiedy miasto śpi, a twoja żona nie patrzy.
— To, że dla ciebie kodeks moralny nie istnieje, nie znaczy jeszcze, że zgodziłbym się na zdradzanie żony dla kilku chwil wątpliwej przyjemności z twoją chudą dupą. Wyjdź stąd, teraz, albo cię do tego zmuszę — rozkazał Naruto, siląc się by wyglądać tak, jak powinien wyglądać Hokage. Profesjonalnie i niewzruszenie — nie takie rzeczy już widział i nie takich twardzieli pokonał.
— Ani mi się śni — szepnął Sasuke i naparł na drugiego mężczyznę. Uzumaki chciał się cofnąć, jednak na swojej drodze napotkał fotel, który podciął mu kolana. Z łoskotem zwalił się na krzesło, które zajęczało niebezpiecznie, ale wytrzymało. Uchiha poruszał się spokojnie, jak duży kot na polowaniu. Wciąż się zbliżał, jednak tym razem nie poprzestał na oparciu dłoni o podłokietniki i uwięzieniu w ten sposób drugiego mężczyzny — tym razem posunął się znacznie dalej, bo po chwili Hokage poczuł ciężar obcego ciała na swoich udach. Naruto wierzgnął gwałtownie, starając się go z siebie zrzucić, ale nie przyniosło to większego skutku. — Teraz ja mówię, a ty słuchasz.
Hokage skinął nieznacznie głową, niepewny, czy mógł w tej sytuacji zaufać swojemu głosowi, bo ciało już go zdradziło, po swojemu reagując na bliskość Uchihy. Teoretycznie mógł mu zarzucić napastowanie seksualne, ale… Mimowolnie przypomniał sobie pokręconą rozmowę, którą kiedyś odbyli podczas powrotu z misji, podczas której mieli za zadanie eskortować Podróżniczkę. Sasuke przekomarzał się z nim i stwierdził, że gdyby zechciałby go przelecieć, to nie byłby to gwałt, bo w takim wypadku jedna strona z definicji musi być niechętna. No i właśnie, teraz sytuacja była w sumie podobna. Jego wizerunek mógłby ucierpieć, gdyby zaczął nagle wzywać pomocy, niezdolny by samodzielnie się obronić, zwłaszcza, że to on trzymał oinina, więc potencjalny… Zaraz, trzymał go? Uzumaki najwyraźniej przegapił moment, w którym jego dłonie zawędrowały w okolice odcinka lędźwiowego byłego przyjaciela.
— Naprawdę sądzisz, że tak po prostu wyrzuciłem z pamięci wszystkie te lata i byłeś dla mnie tylko chętnym ciałem do łóżka?
— Tak — odparł Naruto, czując jak jego gardło się zaciska. Skoro wrzeszczenie na siebie już odhaczyli, to równie dobrze mogli szczerze porozmawiać. Następnym punktem na liście było rzucenie się na siebie z bronią. Uchiha westchnął ciężko i pokręcił głową.
— Młotek z ciebie — skwitował, brzmiąc na nieco rozczarowanego. Uzumakiemu mimowolnie zrobiło się jakoś tak cieplej na sercu. Wszystko było lepsze od „pana” i „czcigodnego”, nawet znienawidzony „młotek”. — Zdajesz sobie sprawę, że ten pomysł jest kompletnie idiotyczny i nielogiczny?
— Pamiętam, co mówiłeś — zauważył Naruto, który powoli przestawał się orientować co do kierunku, w jakim zmierzała ta rozmowa. Czegoś w tym wszystkim brakowało — poza sprawą oczywistą, czyli sensem — albo to on całkowicie zidiociał na starość.
— Groziłem ci też śmiercią po kilka razy dziennie, a jakoś nie wąchasz jeszcze kwiatków od spodu. — Rzucił Uchiha kąśliwie i Hokage był pewien, że skrzywił się pod swoją maską. Jego ton daleki był od przyjemnego, choć wciąż spokojny. — Weź poprawkę na to, że mam głęboko spierdoloną psychikę i nie reaguję jak normalni ludzie.
— Czyli co?
— Czyli to, młotku, że odepchnięcie ciebie wydawało mi się wtedy najlogiczniejszym rozwiązaniem. Oczekiwałeś ode mnie, że zawetuję ten ślub, prawda? — Uzumaki skinął głową, w skupieniu czekając na ciąg dalszy. — Zdradzę ci w tajemnicy, że nawet chciałem to zrobić. Byłem w stanie zrobić wiele, bylebyś tylko zrezygnował. Myślałem wówczas, że naprawdę czujesz coś do Haruno i zdaję sobie sprawę, że nie świadczy to o mnie za dobrze, ale byłem gotów z nią konkurować, nawet jeśli wymagałoby to ode mnie nieczystych zagrań. A potem powiedziałeś mi o ultimatum, jakie postawiła ci Rada i zrezygnowałem. Mógłbym cię zniechęcać do żywej kobiety, jednak nie potrafiłem zrobić niczego, co utrudniłoby uzyskanie tytułu Hokage.
— Ach tak? Więc sądzisz, że twoje zachowanie było cokolwiek pomocne?
— Nie psuj — skarcił go Sasuke, uderzając delikatnie w ramię. — Jak teraz o tym pomyślę, to faktycznie niczego ci nie ułatwiłem, masz rację. Nie miałem nigdy wcześniej doświadczenia z tego typu… ciepłymi uczuciami i nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić. — Naruto żałował w tym momencie, że nie może sięgnąć przez czas i przestrzeń i obtłuc kilku mord. Zwłaszcza tych należących do konoszańskiej starszyzny urzędującej w wiosce za czasów Itachiego, jak i samego starszego Uchihy. Był dobrze zaznajomiony z mroczną przeszłością Sasuke, nawet jeśli zdarzało mu się czasem zapomnieć, że kolega był w pewien sposób okaleczony i to w dodatku przez osoby, które powinny być dla niego ostoją. — Nie potrafiłem całkiem się wycofać i pozwolić ci związać się na zawsze z kobietą, której nie kochasz i sam wiesz jak to się skończyło. Początkowo naprawdę sądziłem, że zdeprawuję cię do tego stopnia, że nie będziesz miał nic przeciwko małemu romansowi za plecami żony. To nie jest takie znowu nadzwyczajne w aranżowanych małżeństwach. A później wykorzystałem to, żeby cię odepchnąć, bo wyobraziłem sobie aferę jaka mogłaby wybuchnąć, gdyby to wyszło na jaw i stwierdziłem, że to nie na moje nerwy.
— Czekaj, łączę wątki — szepnął Naruto, którego mózg przestał wyrabiać na zakrętach. Wciąż nie rozumiał za wiele z tego co mu właśnie wykładał Uchiha. Oinin był zaskakująco poważny — nie śmiał się, nie prychał i nie posyłał morderczych spojrzeń, ale czy to wystarczało, by tym razem sklasyfikować jego słowa jako prawdę? — Chcesz mi powiedzieć, że skrycie mnie kochałeś i zrobiłeś to wszystko dla mojego dobra?
— Nie używałbym takich kwiecistych słów, bo to brzmi trochę tandetnie, wiesz — mruknął Sasuke, który nieznacznie zesztywniał. Cóż, istniał sposób, by Uzumaki przekonał się, czy to wszystko prawda. — Poza tym nie powiedziałbym, że wystawianie cię na pokuszenie, było dla twojego dobra, ale…
— Zdejmij maskę — poprosił łagodnie, przerywając drugiemu mężczyźnie jego wywód. Kiedyś bez problemów potrafił czytać z jego twarzy. Nie wiedział, czy wciąż posiadał tę umiejętność, jednak warto było spróbować. — To wciąż nie jest rozkaz, ale bardzo ładnie cię o to proszę. Zdejmij maskę, Sasuke. Chcę rozmawiać z tobą, a nie z jakimś debilnym kocurem.
Uchiha zamilkł, najwyraźniej rozważając jego propozycję. Ten kamuflaż stał się nieodzowną częścią jego stroju, bez którego nie pokazywał się ludziom już od lat. Miał serdecznie dość ludzi wytykających go palcami i szepczących za jego plecami, więc anonimowość była bardziej niż pożądana. Ukrywanie prawdziwych emocji za szyderczą miną przestało wystarczać, bo miał coraz więcej do ukrycia. Po dłużej chwili Naruto poczuł, jak Sasuke kręci się na jego kolanach, ocierając się przy okazji o wrażliwe miejsca.
— Zmuś mnie — rzucił tylko, po czym znieruchomiał i czekał na reakcję Hokage. Naruto uśmiechnął się nieznacznie. To było wyzwanie w najczystszej formie, dobrze to znał i wiedział jak sobie z tym poradzić.
I on sobie kiedyś wmawiał, że jak będzie już żonaty, to da radę odmówić Sasuke? Wolne żarty. W tym momencie Sakura zeszła na dalszy plan, liczył się tylko mężczyzna, który siedział na jego kolanach i chętnie czekał na ciąg dalszy. Kręgosłup moralny był ważny, a i owszem, ale dopiero co odzyskany przyjaciel ważniejszy. Uzumaki zastanowił się jeszcze, czy nie powinien przypadkiem wstać i zakluczyć drzwi od środka, żeby nie wszedł nikt niepożądany, ale postanowił machnąć na to ręką i gdy schylał się do odsłoniętej szyi Uchihy, nie myślał już o niczym. Pocałował bladą skórę powoli, z namaszczeniem, wyraźnie wyczuwając puls, który — tak na marginesie — był nieco szybszy niż być powinien. Brunet wydał z siebie coś pośredniego pomiędzy westchnieniem, a jękiem i odchylił głowę, umożliwiając drugiemu mężczyźnie lepszy dostęp. Naruto wyczyniał cuda ze swoimi ustami i językiem, ze wszystkich sił chcąc przekonać Sasuke, że zdjęcie maski będzie najlepszą decyzją jaką podejmie w życiu. Chyba mu się to poniekąd udało, bo kolega zacisnął dłonie na jego ramionach, a jego spodnie przybrały z przodu kształt, jakiego wcześniej nie miały. No cóż, czyli było ich już dwóch.
— I jak? Zdejmiesz maskę? — zapytał po chwili Uzumaki, nieco ochrypłym głosem, odrywając się od ciepłej skóry. Uchiha zadrżał nieznacznie, najwyraźniej żałując przerwanego kontaktu. Każdy normalny człowiek na jego miejscu już dawno zdjąłby tę pieprzoną maskę w cholerę, ale on nie byłby sobą, gdyby tak po prostu przystał na czyjeś żądania. Za bardzo lubił życie na krawędzi i igranie z ogniem, więc oświadczył, co następuje:
— Za słabo się starasz, młotku.
Naruto uniósł brew, ale postanowił podnieść rękawicę. Musiał w końcu dać jakiś dowód swojej legendarnej brawurze. Jedną dłoń wplótł w ciemne włosy siedzącego na jego kolanach mężczyzny i powrócił do składania pocałunków na niezasłoniętej maską powierzchni, a drugą zacisnął na nabrzmiałej erekcji Uchihy. Sasuke syknął coś bliżej niezrozumiałego, ale nie oponował w żaden sposób — ani wtedy, ani później, gdy zręczna ręka Naruto rozpięła jego spodnie i zanurkowała pod bieliznę, pewnie owijając się wokół stojącego na baczność penisa. Hokage bez reszty poświęcił się pieszczeniu męskości partnera, całkowicie zapominając o otaczającym ich świecie.
Znajdowali się w otwartym gabinecie, do którego każdy mógł bez przeszkód wejść? Też coś.
— A chuj z tym. — Sasuke ze świstem wciągnął powietrze, po czym jednym ruchem zrzucił kocią maskę, która smętnie potoczyła się po podłodze i wpadła gdzieś pod biurko. Nie szczędząc czasu, wpił się w usta Uzumakiego, który z chęcią mu odpowiedział. Czuł się jakby wrócił po długiej wędrówce do domu, jakby wreszcie znalazł sobie miejsce na świecie. Niemalże codziennie całował się z żoną jednak to doświadczenie nigdy nie było tak namiętne i szalone. Z Uchihą to nie była tylko rutyna i przykry obowiązek, do którego przywykł — jego wargi zawładnęły nim całkowicie, zmuszając do odpowiedzi na nieme wyzwanie. Ostatni taki pocałunek przeżył w ciemnej uliczce, w dzień swojego ślubu — nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek będzie mu dane to powtórzyć, więc miał wyjątkowo przyjemną niespodziankę.
Z niemałym zaskoczeniem odnotował, że jego sumienie wcale nie zaczęło wyć, chociaż niewątpliwie powinno — w perfidny sposób zdradzał właśnie żonę i jakby tego było mało, to chciał więcej, zacznie więcej. Zastanowiłby się nad tym głębiej, ale po chwili poczuł jak niecierpliwe palce Sasuke walczą z zapięciem jego spodni. Nie było to szczególnie romantyczne — szybkie rękodzielnictwo za otwartymi drzwiami gabinetu — ale pomogło mu pozbyć się wątpliwości.
Twarz Uchihy nic się nie zmieniła i na całe szczęście jego obawy okazały się bezpodstawne — bez problemu wyczytał prawdę w ciemnych oczach.
Chwilę później, kiedy obaj opadli z sił, Uchiha westchnął ciężko i schował twarz w ramieniu Uzumakiego, który, jak gdyby nigdy nic, objął go i przyciągnął jeszcze bliżej. Najwyraźniej udało im się wreszcie dojść do jakiegoś porozumienia — Naruto znowu miał swojego przyjaciela blisko i chwilowo ani myślał wypuszczać go z objęć, niezależnie od tego, co Sasuke mógł sądzić na temat przytulania jako takiego. Jednak, ku jego zaskoczeniu, mężczyzna nie próbował nawet się wyrywać. Zamiast tego wcisnął dłonie między plecy Hokage, a fotel przywierając jeszcze bliżej niego.
— Ale z nas idioci. — Naruto oparł brodę na czarnej czuprynie i poczuł jak ciało Uchihy wibruje od tłumionego śmiechu.
— Mów za siebie.
— Sasuke? — zapytał leniwie Hokage, zamykając oczy. Wpadł mu do głowy pewien szalony pomysł i postanowił go zrealizować zanim zdążyłby to lepiej przemyśleć. Przyjaciel tylko mruknął coś bliżej zidentyfikowanego, pozwalając mu mówić. — Mogę to teraz powiedzieć?
— Co?
— To, co chciałem powiedzieć wtedy, w dzień ślubu, ale nie dałeś mi skończyć. — Mężczyzna w jego ramionach zesztywniał i przez chwilę Naruto zwątpił, czy on jeszcze w ogóle oddychał. Jednak po kilku sekundach Uchiha z powrotem się rozluźnił i rzucił niezobowiązująco:
— A powiedziałeś to kiedyś żonie?
— Nie.
— W takim razie nie mów.
— Wiesz co? W dupie to mam. — Hokage wplótł palce w czarne włosy i zmusił przyjaciela, by podniósł głowę i spojrzał mu w oczy. W czarnych tęczówkach błyszczała ciekawość i niepewność, ale też ich właściciel nie wyglądał jakby zamierzał oponować. Nie istniały takie uczucia, który mógłby wyznać Sakurze, więc nie powtarzał tego często. — Kocham cię.
Uchiha skinął tylko głową, przyjmując to do wiadomości, po czym raz jeszcze pocałował usta przyjaciela — tym razem delikatnie, bez tej pasji i zapamiętania, chociaż wciąż było to wyjątkowo miłe doświadczenie. Niecodzienne, ale Naruto mógłby chyba przywyknąć do takiego Sasuke. Nie oczekiwał od niego żadnej konkretnej odpowiedzi i bardzo dobrze, bo żadnej nie otrzymał. Odczuł jednak pewną ulgę, gdy upewnił się, że partner nie zamierza go wyśmiać, tak jak zrobił to ostatnio.
— Co teraz zamierzasz zrobić, młotku? — zapytał po chwili Uchiha, gdy już oderwali się od siebie. Naruto odetchnął z ulgą, gdy mężczyzna wstał z jego kolan — jakkolwiek przyjemne i erotyczne by to nie było, po pewnym czasie krew przestała mu dopływać do nóg, co skutecznie zabijało nastrój. Obaj powoli doprowadzili się do porządku, pełni nadziei, że ewentualni obserwatorzy nie zauważą po nich niczego poza zmęczeniem materiału wywołanym dniem pełnym wrażeń.
— Nie wiem, serio. Pomijając dzisiejsze, wciąż nie zamierzam doprawiać żonie rogów, więc podejrzewam, że najpierw będę musiał z nią porozmawiać. Teraz oficjalnie jestem już Szóstym Hokage, więc Rada może mi co najwyżej naskoczyć.
— Wciąż będą sprawiali problemy — zauważył inteligentnie Uchiha, ale został zbyty niedbałym wzruszeniem ramion. — Znaczy wiesz, nie zamierzam w to ingerować i nie będę ukrywać, że ucieszyłoby mnie, gdybyś jakoś to wszystko rozwiązał.
— To niech sobie sprawiają problemy, droga wolna. Zawsze możemy im wklepać i sprawić, że nas popamiętają. Jak myślisz, jak głęboko do ich tyłków da się wepchnąć te zawszone stołki, których tak uparcie się chwytają?
— Nie wiem, ale chętnie się przekonam. — Sasuke uśmiechnął się drapieżnie, odsłaniając koniuszki zębów, co nie wróżyło za dobrze konoszańskiej starszyźnie. — Podoba mi się ten plan. A z tym rozmawianiem z Haruno, to może lepiej poczekaj na mnie, razem coś wymyślimy, bo tobie samemu myślenie idzie, najdelikatniej mówiąc, kiepsko — rzucił kąśliwie, po czym porwał z biurka dokumenty i schylił się po upuszczoną wcześniej kocią maskę ANBU. Przewrócił oczami, widząc brak zrozumienia na twarzy Hokage i mówiąc bardzo powoli i wyraźnie, wyjaśnił:
— Misja, pamiętasz? Infiltracja organizacji przestępczej, mówi ci to coś, czy całkiem odebrało ci rozum?
— Sasuke, nie pójdziesz. Nie pozwalam ci — rzucił Uzumaki w nagłym przypływie paniki. Zadanie naprawdę było ekstremalnie niebezpieczne i jeśli Uchiha na nie pójdzie, to może już nigdy nie wrócić. Wiedział, że jako Hokage nie powinien się tak zachowywać — czasami był po prostu zmuszony do przedkładania dobra ogółu nad dobro jednostki, niezależnie od tego co sądził na ten temat prywatnie. Ale nie mógł wysłać tam przyjaciela — nie teraz, gdy dopiero co go odzyskał.
— Młotku, jestem już dużym chłopcem, poradzę sobie.
— Nie żartuj sobie ze mnie, draniu — warknął Naruto, przybierając bojową minę. — Nie chcę żebyś tam zginął. Wyślę kogoś innego.
— Przemawia przez ciebie brak profesjonalizmu i obiektywizmu, kochanie — zrzędził Sasuke, ale pospiesznie uniósł dłonie w geście kapitulacji, gdy Uzumaki posłał mu swoje najtwardsze spojrzenie. — Nie żartuję sobie z ciebie. Kogo innego chcesz wysłać? Wiesz, ja naprawdę byłem kiedyś członkiem Akatsuki i wiem co nieco o tego typu szajkach. Jeśli ktoś ma szanse to przeżyć, to tym kimś jestem ja i obaj cholernie dobrze o tym wiemy. Okazałbyś ukochanemu trochę zaufania — rzucił niedbale Uchiha, z kołtuńskim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Hokage zmełł w ustach przekleństwo i policzył w myślach do dziesięciu. Drań miał rację, jak zwykle. Gdyby miał wybrać z Konohy ninja, w którego umiejętności pokłada największą wiarę, wybór padłby właśnie na niego.
— Nie podoba mi się to. Tak cię tylko informuję, żebyś wiedział.
— Nie musi ci się to podobać. — Sasuke nachylił się nad nim i wycisnął na jego ustach szybki, krótki pocałunek, tym razem będący obietnicą. — Wrócę. Wrócę do ciebie — szepnął jeszcze, po czym odsunął się i podszedł do drzwi. Niepocieszony Hokage odprowadził go wzrokiem. Uchiha zamarł na moment z ręką na klamce i zerknął na niego przez ramię.
— Młotku?
— No?
— Ja ciebie też. — Mężczyzna uśmiechnął się uśmiechem szczerym i prawdziwym, który automatycznie sprawił, że Naruto zrobiło się cieplej na sercu. Uzumaki otworzył usta, by jakoś mu odpowiedzieć, ale zanim się zorientował został w gabinecie sam. Sasuke znowu odszedł, jednak tym razem obiecał wrócić — i to w dodatku wrócić do niego. Hokage mógł obstawiać w ciemno, że droga, którą będą musieli przejść od tego momentu będzie wyjątkowo ciernista, wyboista i zapewne nie raz i nie dwa skoczą sobie do gardeł.
Tego wieczoru zdradził żonę i wyrzekł się własnych ideałów na rzecz szaleństwa i obłędu. Nie wiedział jeszcze, jak będzie w stanie wrócić do domu i spojrzeć Sakurze w oczy i był pewien, że całkiem niedługo Rada ogłosi go wrogiem publicznym numer jeden — gdyby mogli go ekskomunikować, zrobiliby to z wielką chęcią — ale miał nadzieję na lepsze jutro.
Jak to szło…
Wszystko dobre, byle razem?

1 komentarz:

  1. Hej,
    tak, tak podejrzewałam, że to właśnie Uchiha się pojawi, wyjaśnili sobie wiele, Sasuke robił to tylko dlatego, żeby spełniło się marzenie Naruto, nie chciał stać mu na drodze...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń