środa, 11 marca 2015

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (7/14)

No i mamy półmetek. Tym razem wracam nieco szybciej z nowym rozdziałem, no bo trzeba to w końcu ogarnąć raz a dobrze. Zapraszam na następny rozdział i zachęcam do komentowania!
Rozdział VI
Swojego przyjaciela Naruto znalazł siedzącego w kuchni. W całym pomieszczeniu unosił się silny zapach ziół wymieszany z czymś ostrzejszym, czego chłopak nie był w stanie zidentyfikować. Sasuke nawet nie podniósł głowy, żeby go przywitać — prawdopodobnie zdążył wczuć jego obecność już jaki czas temu, więc nawet jeśli ta wieczorna wizyta go zaskoczyła, to nie dał niczego po sobie poznać. Uzumaki usiadł na wolnym krześle, mamrocząc jakieś zdawkowe pozdrowienie, po czym przyjrzał się uważnie temu, czym aktualnie zajmował się gospodarz.
Zamiast spać, jak każdy normalny człowiek o tej porze, Uchiha jak gdyby nigdy nic siedział przy kuchennym stole i polerował swój miecz. Metodycznie pocierał jego powierzchnię kawałkiem filcu, który co chwilę moczył w półpłynnej paście polerskiej. Na jego twarzy malowało się wyjątkowe skupienie, jak gdyby wykonywał właśnie coś arcyważnego i każdy błąd mógł być katastrofalny w skutkach.
— Co ty tak właściwie robisz, draniu?
— A nie widać? — burknął Sasuke niezbyt przyjaźnie, wciąż nie podnosząc wzroku.
— No miecz czyścisz. To nie wystarczy wziąć, nacharać i wytrzeć o rękaw?
— Ty to naprawdę jesteś młotkiem. — Uchiha w końcu spojrzał na niego, krzywiąc się nieznacznie na taki przejaw ignorancji ze strony przyjaciela. Pokręcił nieznacznie głową po czym powrócił do polerowania katany, błogo nieświadomy sposobu, w jaki Narto przyglądał się jego zręcznym, długim palcom mechanicznie jeżdżącym po mieczu w górę i w dół, w górę i w dół.
— Słyszałem kiedyś, że miecz ma duszę — zagadał Uzumaki, chcąc znaleźć coś, co odwróci jego uwagę od rąk Sasuke. Z marną skutecznością, ale liczą się chęci. — Wierzysz w to?
— Jeśli mam być szczery, to nie. Ale uważam, że to bardzo użyteczne narzędzie i trzeba o nie dbać i je szanować. Miecz zawsze należy wytrzeć z krwi przeciwnika i nie wolno go rzucać na ziemię, chyba, że sytuacja absolutnie tego wymaga — wyjaśnił Uchiha jak najspokojniejszym głosem, po czym odłożył szmatkę i wyciągnął przed siebie dłoń, ważąc broń w dłoni i przyglądając się jej pod różnymi kątami.
— No już, już, piękny jest. Świeci się jak psu jajca — zażartował Naruto, jednak nie zdążył nawet dokończyć zdania, bo coś błysnęło i nagle poczuł miecz na swoim gardle. Szybkość Sasuke była momentami zastanawiająca.
— Masz coś do dodania? — Wargi przyjaciela wygięły się w złośliwym uśmieszku. Drańsko. Wiedział, że wygrał tę partię i teraz będzie się tak chełpić zwycięstwem. Uzumaki uśmiechnął się najszczerzej jak potrafił, całkowicie ignorując chłodny metal przystawiony do gardła.
— Właściwie to tak. Herbaty byś zrobił, co? W końcu gość do ciebie przyszedł, obycia trochę.
Uchiha prychnął, po czym pokręcił głową z pobłażaniem i schował miecz do leżącej nieopodal torby, zakręcając przy okazji słoiczek z pastą polerską, ku wielkiemu niezadowoleniu Naruto, który wolałby żeby widowisko potrwało odrobinę dłużej.
— Zasady dobrego wychowania będzie mi wpajał sam Naruto Uzumaki, wszechświat imploduje — zrzędził chłopak, ale posłusznie zwlekł się z krzesła i wstawił wodę do czajnika. — A tak w ogóle, to nie powinieneś przypadkiem być na swoim wieczorze kawalerskim i wysłuchiwać debilizmów Inuzuki?
Blondyn uciekł spojrzeniem, oddając się w pełni kontemplacji firanki. Nagle stał się boleśnie świadomy, po co w ogóle przyszedł do domu przyjaciela. Wydawało mu się, że jeszcze kwadrans temu miał jakieś logiczne uzasadnienie dla swojego zachowania, ale teraz — kiedy przebywał z Uchihą w tym samym pomieszczeniu, pod jego czujnym spojrzeniem — wszystkie racjonalne powody się wzięły i wyskoczyły przez okno, tak po prostu.
— Powinienem i powiem ci, że nawet byłem. Teoretycznie wciąż jestem. Ale właśnie, bo to w sumie prowadzi do pytania, czemu ciebie tam nie było? — No właśnie. Sasuke spojrzał na niego tak, jakby spytał o coś wyjątkowo głupiego i mało się biedak nie poparzył z tego wszystkiego podczas zalewania herbaty. — Była większość moich kumpli. Nie wiem tak do końca, kto to właściwie organizował, ale myślałem, że ciebie też zaproszą.
— Bo mnie zaprosili — oznajmił zwyczajnie Uchiha, stawiając przed przyjacielem kubek z parującym napojem. Pachniała miętą i Uzumaki uśmiechnął się mimowolnie, bo przynajmniej ktoś pamiętał, jaki rodzaj herbaty jest jego ulubionym. — Ale o ile się nie mylę, to nie mam wcale obowiązku uczestniczenia w takich wątpliwej jakości atrakcjach.
— Czyli że kulturalnie wystawiłeś ich za drzwi?
— Młotku, ja ich nawet do domu nie wpuściłem. O ile z Hyuugą mógłbym jeszcze się napić i w ogóle spędzić czas, bo ten przynajmniej czasem kartuje jakąś książkę, tak uważam, że Inuzuka i Akimichi zaniżają IQ osady.
— Uroczo. A ponoć miałeś być moim przyjacielem — skomentował zjadliwie Naruto, ze złością mieszając cukier. Bezczelność jego kolegi czasami potrafiła wytrącić mu z ręki wszystkie argumenty, zostawiając go z niczym.
— No właśnie, ponoć miałem — mruknął zagadkowo Sasuke, przechylając się nieznacznie na krześle i krzyżując ramiona na piersi. Uzumaki chyba powinien w tym momencie ostrzec go, ze takie huśtanie się jeszcze nikomu nie przyniosło niczego dobrego, ale chwilowo nie byłoby to satysfakcjonujące. O wiele lepsze byłoby obserwowanie jak przyjaciel wywraca się na plecy, ot w ramach sprawiedliwości dziejowej i karmy. — W pewnym momencie coś chyba poszło nie tak z tą naszą przyjaźnią, nie uważasz?
— Mógłbyś jaśniej? Weź poprawkę na to, że Kiba przez długie godziny wystawiał moją cierpliwość na próbę i w pewnym momencie mogę ci po prostu przywalić, jeśli nie zaczniesz gadać z sensem — burknął Naruto, przecierając twarz dłonią i zastanawiając się, o co tym razem mogło chodzić przyjacielowi. Uchiha prychnął i wzniósł oczy do nieba, jak gdyby modląc się o cierpliwość do bliżej nieokreślonych bóstw.
— Chciałem tylko zauważyć, że to chyba już nie jest przyjaźń. A nawet jeżeli, to dość wypaczona.
— Kiba. Wystawianie cierpliwości na próbę. Przywalić w razie potrzeby — ostrzegł Uzumaki, groźnie się przy tym marszcząc. Wdawanie się w słowne potyczki z Sasuke jeszcze nigdy nie okazało się dobrym posunięciem — znacznie lepszym wyjściem było nakłonienie go, aby przemówił normalnym, powszechnie zrozumiałym językiem.
— Ależ Naruto, gdzież ja bym śmiał testować twoją cierpliwość? — zapytał Uchiha z miną zranionej niewinności. — Co najwyżej wystawiam cię na pokuszenie i sprawdzam szerokość twojego sumienia. Ale mniejsza o to, bo nieco zboczyłem z tematu. Wszystko sprowadza się do pytania: po co tu właściwie przyszedłeś? — Sasuke wyprostował się na swoim krześle, opierając łokcie na blacie i zajrzał przyjacielowi głęboko w oczy. Uzumaki już otwierał usta, by kazać mu spadać na drzewo, ale Uchiha podniósł dłoń, trafnie odczytując jego zamiary. — Może źle się wyraziłem. Wiem doskonale po co tu przyszedłeś i że twoje pobudki ciężko nazwać szlachetnymi. Pozostaje jedynie kwestia, czy ty jesteś tego świadomy i czy będziesz w stanie to przyznać głośno. Więc jak będzie, młotku?
Naruto zamarł na moment, uważnie przyglądając się drugiemu mężczyźnie. Złośliwość na moment opuściła jego rysy, chociaż w ciemnych oczach wciąż czaiło się coś na kształt wyzwania i ekscytacji. Zupełnie jakby Sasuke był przekonany, że jego przyjaciel stchórzy i nie podniesie rękawicy. To nie byłoby nawet takie głupie — wstać, oświadczyć, że wszystkie te teorie są jakieś niestworzone i wyjść, przy akompaniamencie donośnego trzaśnięcia drzwiami.
Tylko że Uzumaki nie przywykł do takiego rozwiązywania problemów. Zazwyczaj skakał na głęboką wodę, nie bojąc się ryzyka — rozwalał wszystko w drobny mak za pomocą Rasengana, a potem próbował skleić resztki śliną.
Och tak, wiedział po co przyszedł tego wieczoru do domu Uchihy, czego oczekiwał. Chciał zobaczyć, jak daleko mogą się posunąć, dokończyć to, co zaczęli wiele miesięcy temu przy ognisku podczas powrotu z misji. Tamtego dnia doszedł do wniosku, że postradał zmysły — wielokrotnie obracał całą tę sytuację w swoim umyśle, zastanawiając się dlaczego Sasuke zrobił to, co zrobił. Bo przecież nie musiał — znali się jak łyse konie i ten dupek z pewnością wiedział, gdzie powinien uderzyć, żeby sprowokować wyznania. I to bez całowania go i tych wszystkich insynuacji. Co z kolei znaczyło, że chciał to zrobić. A z tym to już Naruto nie miał bladego pojęcia co zrobić. Mniej więcej w tym punkcie zawsze przerywał swoje rozważania, bo zaczynał mieć wrażenie, że prędzej jego mózg się rozpuści, niż pojmie zawiłości zachowania przyjaciela.
— Tak jak myślałem — rzucił Uchiha po dłuższej chwili, po czym wstał i wylał resztkę swojej herbaty do zlewu. Uzumaki uważnie śledził każdy jego ruch. Mroczny ninja wyglądał na nieco rozczarowanego, jakby ominęła go najlepsza część zabawy, ale mimo to nie sprawiał wrażenie zaskoczonego. To była raczej taka milcząca akceptacja, uzyskanie potwierdzenia. — Dopij herbatę i racz się wynieść z mojego domu. I nie zapomnij zgasić światła — zawołał, będąc już w drzwiach, nawet się nie odwracając. Naruto zrozumiał, że to właśnie był moment na działanie.
Teraz albo nigdy — ostatnia szansa, żeby zaszaleć i upewnić się, że będzie miał co wspominać tkwiąc w aranżowanym małżeństwie. Lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż, że się w ogóle nie spróbowało.
— Przyszedłem tutaj, bo chcę ciebie. Chociaż jeden raz. — A na drugie mu było Dyplomata. Nie, to zdecydowanie nie tak powinno zabrzmieć. Raz na jakiś czas jakieś połączenie między mózgiem, a ustami ulegało awarii i kończyło się to tak, a nie inaczej. Uzumaki przełknął ciężko ślinę, z oczekiwaniem wpatrując się w Sasuke, który zamarł, z jedną dłonią opartą o futrynę. Teraz wszystko zależało tylko i wyłącznie od niego — mógł wykopać przyjaciela na wycieraczkę, wyśmiewając po drodze jego śmiałą propozycję. Mógł też… cóż, popchnąć to wszystko dalej.
— Twoja wizja idealnego męża i prawego człowieka trochę podupadła w tym momencie, zdajesz sobie sprawę? — Uchiha odwrócił się powoli, jednak nie podszedł z powrotem do okupującego stół kuchenny Naruto, a oparł się plecami o ścianę. Ciężko było ocenić z tej odległości, ale Uzumakiemu zdawało się, że przyjaciel wręcz promieniuje samozadowoleniem. Drań dobrze wiedział, że wygrał tę potyczkę — niewykluczone, że wszystko to było uprzednio zaplanowane, a on sam został odpowiednio zmanipulowany, ale tak na dobrą sprawę, nie przeszkadzało mu to zbytnio.
— Nie jestem jeszcze niczyim mężem i kiedy ostatnio sprawdzałem, to nie składałem nikomu przysięgi wierności — odparł blondyn, czując jak jakieś bliżej niezidentyfikowane ciepło rozlewa się w jego wnętrzu. Sasuke nie powiedział „nie”, dalej ciągnął tę grę i samo to sprawiało, że krew zaczynała szybciej krążyć w jego żyłach. — A poza tym, to kto jak kto, ale ty mógłbyś sobie podarować wykłady o moralności, bo takowej w ogóle nie posiadasz. Jesteś zdegenerowanym i zepsutym draniem, który czerpie rozrywkę z psychicznego dręczenia innych i nie rozpoznałbyś wyrzutów sumienia nawet gdyby były podpisane.
— Krach. — Uchiha dramatycznym gestem położył dłoń na klatce piersiowej, jednak złośliwy uśmieszek, który w międzyczasie wykręcił jego wargi wcale nie zniknął, a wręcz się poszerzył. — Słyszałeś? To był właśnie odgłos mojego pękającego serca. Osobiście nie zgadzam się z twierdzeniem, że nie mam sumienia. Posiadam je, jest bardzo głośne, irytujące i siedzi w tej chwili w mojej kuchni, zastanawiając się, czy poderżnę mu gardło jeśli spróbuje mnie przelecieć.
— Wiesz, ja wciąż czekam, aż się zamkniesz i powiesz coś co będę w stanie zrozumieć — rzucił niby od niechcenia Uzumaki, po czym leniwie dopił herbatę i odstawił kubek do zlewu, kładąc go obok drugiego, bliźniaczego. Właściwie, to mógłby się chyba do tego przyzwyczaić i codziennie widzieć je w zlewie obok siebie.
Powoli podszedł do przyjaciela, zatrzymując się kilka metrów od niego i czekając na jakąś reakcję. Był niesamowicie podekscytowany, czuł się jak przed jakąś wyjątkowo wyczekiwaną, niebezpieczną misją — w każdej chwili mógł zostać zabity, ale mimo to się nie wahał, bo to wszystko było warte tego ryzyka. To, że Sasuke jeszcze nie wyjął miecza, ani nie formował żadnych pieczęci było swojego rodzaju sukcesem i dobrze mu wróżyło.
— Moje sumienie właśnie zamierza doprawić rogi swojej przyszłej żonie — dumał dalej Uchiha, cmokając z udawaną dezaprobatą. Wyglądał poniekąd jak jakiś szalony wynalazca, który patrzy na swojego Frankensteina z mieszanką dumy i przerażenia zatytułowaną „co ja właśnie stworzyłem?!”.
— Nie będę jej doprawiał rogów — zaprzeczył gwałtownie Naruto, ignorując przypływ czegoś, co od biedy można było interpretować jako głos rozsądku. — Powiedziałem już, nie jesteśmy małżeństwem.
— Jeszcze — zauważył Sasuke, jakby poważniejąc na moment, po czym odbił się od ściany i zrobił kilka kroków w stronę drugiego mężczyzny. — A więc uważasz, że robienie tego teraz, skoro i tak zamierzasz ją poślubić, jest w porządku?
— Zamknij się, draniu — rzucił Uzumaki, bezwiednie kręcąc głową, jakby chciał odepchnąć od siebie te myśli. Alkohol wciąż przyjemnie szumiał mu w głowie i okazał się nieocenionym sprzymierzeńcem, jeśli chodzi o spychanie zdroworozsądkowych argumentów na dalszy plan. — To jak będzie?
— O co tym mnie właściwie pytasz? — Sasuke zmrużył oczy, uśmiechając się kpiąco. Naruto nie mógł się zdecydować, czy bardziej chciał go pocałować, czy uderzyć. Niewątpliwie zasługiwał na oba. — Chcesz wiedzieć, czy masz prawo mnie dotknąć, wziąć? — ciągnął dalej, mówiąc coraz ciszej i jednocześnie zbliżając się do przyjaciela. Nie dotykali się w żaden sposób, jednak było w tym wszystkim coś intymnego i fascynującego — zupełnie jak starodawne tańce, w których tancerze nie mieli ze sobą żadnego kontaktu fizycznego, a mimo to całe zjawisko dosłownie emanowało erotyzmem. — Jeśli o mnie chodzi, to już dawno dałem ci takie prawo, tylko ty po prostu nigdy nie chciałeś z niego skorzystać. I masz rację, już dawno zapomniałem co to moralność. — Uchiha szeptał prosto do ucha Uzumakiego. Na szyi Naruto pojawiła się gęsia skórka, w miejscu gdzie zetknęła się z oddechem przyjaciela. — Ze swojej strony mogę ci zaoferować brudny seks i nie ma dla mnie znaczenia, czy masz żonę, kochankę, czy cały harem. To wcale nie musi być pierwszy i ostatni raz, po twoim ślubie oferta wciąż będzie aktualna.
Naruto westchnął przeciągle, nie mogąc dłużej słuchać słów Sasuke. Poczuł wyraźnie, że jego penis w jednoznaczny sposób reaguje na obecność przyjaciela, barwę jego głosu i gorące ciało znajdujące się tuż obok i wolał nie wdawać się w tym momencie w rozważania natury etyczno-moralnej. Postanowił przerwać drugiemu mężczyźnie, zanim ten zapędziłby się za daleko — poniekąd Uchiha był naprawdę diabłem w ludzkiej skórze. Zrehabilitowany, ale wciąż ten sam nukenin, który zabijał ludzi, bo tak mu się podobało i przez większą część swojego życia był napędzany tylko i wyłącznie pragnieniem zemsty i stania się silniejszym. Taka przeszłość nie mogła przejść bez echa, musiała się odbić w ten czy w inny sposób — coś szalonego wciąż kryło się w spojrzeniu Sasuke i nikt nie miał wątpliwości, że ten człowiek jest nieobliczalny, zdolny zakończyć ludzkie życie bez mrugnięcia okiem. Większość mieszkańców Konohy, gdy widziała go w ciemnej uliczce, ulatniała się dyskretnie.
Uzumaki wcale się go nie bał i zakomunikował to jednoznacznie, gdy jednym krokiem pokonał dzielącą ich odległość i, nie zastanawiając się za bardzo nad swoimi czynami, przywarł do wąskich warg, które nie miały żadnych problemów z wypowiadaniem takich bluźnierstw.
Wyczuł, że obce usta wyginają się w uśmiechu i aż do ostatniej chwili nie był pewien, czy Sasuke nagle go nie odepchnie, informując, że to był tylko kolejny zwariowany eksperyment, a Naruto służył mu jedynie jako spedalony króliczek doświadczalny. Jednak zamiast tego Uchiha uchylił zapraszająco wargi, raz na zawsze rozwiewając wątpliwości przyjaciela. Przynajmniej to jedno było jasne — obaj tego, mniej lub bardziej skrycie, pragnęli.
Uzumaki badał wnętrze ust drugiego mężczyzny z zaangażowaniem, o jakie sam by siebie nie podejrzewał. Języki splatały się w namiętnym tańcu, walcząc o dominację — nawet teraz — jakby starali się coś udowodnić. Nie był to ich pierwszy pocałunek, jednak tym razem było inaczej. Robili to świadomie, wiedząc jakie czekają ich konsekwencje i dokąd to wszystko zaprowadzi. Naruto bez udziału woli przeniósł dłonie na ciało przyjaciela, ciesząc się, że wreszcie może sobie bez obaw pozwolić na taki dotyk. Przesuwał palcami po twardych plecach Uchihy i jego płaskim brzuchu, rozradowany, że chociaż w tę jedną noc będzie bezkarny. Sasuke nie pozostał mu dłużny — chwilę później Uzumaki poczuł długie palce, zakradające się niespiesznie pod jego koszulkę i kreślące niewielkie kółka na rozgrzanej skórze.
Naruto oderwał się na moment od ust przyjaciela, błędnym wzrokiem wpatrując się w jego zarumienioną twarz. Obaj mieli przyspieszone oddechy i ich serca biły zdecydowanie nierówno. Byli facetami i żaden z nich nie sądził, że zbliżenie powinno być delikatne i czułe — chociaż może i powinno takie być, przynajmniej teoretycznie, jednak w praktyce było po prostu takie jak wszystko inne, co ich dotyczyło. Ciągła rywalizacja, agresja wymieszana z wzajemnym zrozumieniem i akceptacją — może i było w tym nieco brutalności, ale im to nie przeszkadzało, bo przynajmniej dzięki temu czuli, że żyją i to co się działo, było jak najbardziej realne.
Chwilę później Sasuke został gwałtownie pchnięty na ścianę, co prawdopodobnie zabolało, jednak nie zdążył jęknąć, bo już za moment jego usta były zajęte czymś innym. Było to wyjątkowo korzystne, bo utrzymanie się w pozycji wertykalnej bez żadnej podpory zaczynało być trudne, gdyż obaj mieli na tę chwilę ważniejsze zajęcia.
Nagle coś kliknęło i po chwili pomieszczenie zatopiło się w całkowitej ciemności, co nieznacznie ich otrzeźwiło.
— Co jest? — zapytał, czy też raczej wychrypiał Naruto, mrugając gwałtownie oczami, w rozpaczliwej próbie zobaczenia czegokolwiek więcej niż tylko niewyraźny kształt stojącego przed nim mężczyzny.
— Trafiłem głową we włącznik, ale nie przejmuj się tym. Mnie to nie przeszkadza — szepnął Uchiha, robiąc krótkie przerwy na złapanie oddechu, po czym ponownie rozpoczął wędrówkę po ciele przyjaciela. Racja, było ciemno i nie widzieli się za dobrze, ale za to inne zmysły, takie jak dotyk, smak i węch działy bez zarzutu, więc jak najbardziej mogli kontynuować.
— Draniu, poszlibyśmy chociaż do łóżka, czy coś — wydukał Uzumaki gdzieś pomiędzy zachłannym pocałunkiem, a momentem w którym stracił koszulkę i Sasuke zaczął zapoznawać się bliżej z tatuażem na jego brzuchu.
— Łóżka są przereklamowane. Zanieść cię nie zaniosę, a jakoś nie wyobrażam sobie, że bylibyśmy w stanie wejść na górę.
— Sasuke, nie — mruknął Naruto, odsuwając dłoń chłopaka od pieczęci na jego ciele.
— Przeszkadza ci to? — drążył Uchiha, odtrącając jego rękę jak natrętną muchę i z nowym zapałem śledząc palcami zawiłe wzory na opalonej skórze. Uzumaki przymknął oczy i westchnął bezgłośnie — nie czuł się z tym komfortowo. Jego więź z Lisem wciąż była tematem tabu i prawdę znali tylko nieliczni. Jeśli mógł, to nie afiszował się z tym i nie lubił, gdy ludzie przyglądali się pieczęci — na ich twarzach często malował się wtedy strach i Naruto był w stanie wyraźnie zobaczyć granicę, jaka ich dzieliła. Starał się pozbyć tego pęknięcia, zasypać je piaskiem, jednak nie było to takie proste, więc zazwyczaj wolał po prostu przemilczeć pewne kwestie. Jednak to był Sasuke — jego najlepszy przyjaciel, który wiedział o nim wszystko, z tym czego nie chciał nigdy nikomu zdradzać włącznie. Długie palce gładziły ciemne linie na jego skórze z czułością i był pewien, że gdyby spojrzał mu w oczy, to nie dostrzegłby tam obawy i odrzucenia, a pożądanie.
— Tak, przeszkadza, ale nie z tobą. Możesz — szepnął tylko, mając pewność, że Uchiha zrozumie. Zazwyczaj szybko pojmował takie rzeczy i tak też stało się tym razem. I to właśnie było piękne w ich relacji — akceptowali się z całym arsenałem przywar i słabości, których ilość była imponująca.
Ostatecznie w milczącym porozumieniu, zataczając się, skierowali się w kierunku stołu kuchennego, przy którym jeszcze nie tak dawno pili herbatę. Zawsze to jakaś płaska powierzchnia, a nie schody, na których niewątpliwie skończyliby, gdyby podjęli próbę dotarcia do sypialni — no i nie były to zimne kafelki, które potrafiłyby zabić najbardziej nawet gorącą i rozbuchaną atmosferę.
Uchiha nie miał żadnych oporów, gdy Naruto podniósł go nieznacznie i posadził na krawędzi stołu, zajmując strategiczną pozycję między jego udami. Wręcz przeciwnie — oplótł go nogami w pasie, przyciągając przyjaciela jeszcze bliżej, rozpaczliwie pragnąc bliskości, kontaktu. Uzumaki natomiast chciał czerpać z tej sytuacji jak najwięcej, by nacieszyć się na zapas. Przynajmniej na jedną noc miał Sasuke na wyłączność i zamierzał to maksymalnie wykorzystać. Zaskakująco pewnym gestem pomógł koledze wyplątać się z krępujących ruchy ubrań, ciesząc się widokiem każdego nowoodkrytego kawałka skóry. No dobrze, wyobrażeniem, bo z tym widokiem to różnie bywało — jego wzrok zdążył się już dostosować do panujących ciemności, ale wciąż rejestrował głównie kontury i kształty, chociaż blada skóra Uchihy wyraźnie odznaczała się na tle ciemnego stołu.
Pod wpływem szalonego impulsu, Naruto oderwał się na moment od ciała przyjaciela i opadł przed nim na kolana, mierząc groźnym spojrzeniem wybrzuszenie, które powstało w spodniach drugiego mężczyzny. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale nie znaczyło to, że nie chciał spróbować.
Dalsza część wieczoru zlała się w ich umysłach w zwariowany kolaż złożony z jęków i ledwo tłumionych westchnień — obaj chcieli nacieszyć się sobą nawzajem, dotknąć jak najwięcej skóry i pocałować tyle miejsc, ile tylko się uda.
Seks zdecydowanie do idealnych nie należał — żaden z nich nie miał w tym niezbędnej wprawy i doświadczenia, ale tacy zdolni shinobi jak oni uczyli się bardzo szybko. Zbliżenia płciowe z osobnikami tej samej płci raczej nie leżały w kręgu zainteresowań żadnego z nich, a przynajmniej do tej pory. Uchiha zazwyczaj zachowywał się jakby w ogóle był aseksualny, bo nie interesował się zupełnie nikim — do tego stopnia, że troskliwi mieszkańcy Konohy doszli do wniosku, że aby określić jego orientację, należałoby zagłębić się w jego stosunki z przyzywanymi wężami.
Nie raz i nie dwa zrobili coś za mocno albo zbyt gwałtownie, jednak średnio im to przeszkadzało. W ich ruchach nie było jednak niepewności i skrępowania, bo bardzo dobrze wiedzieli czego chcą i byli zdeterminowani żeby to wziąć. Całe doświadczenie nie było negatywne, chociaż niewątpliwie było czymś nowym — Naruto żałował, że nie będą mieli więcej okazji, żeby popracować nad techniką i… zgłębić tajniki takich stosunków. Bo jeśli teraz czuł się jakby trafił za życia do nieba, to wolał się nawet nie zastanawiać, jakie wrażenia mógłby mieć później, po odrobinie praktyki.
Nie liczyło się, że Sasuke nie wiedział co powinien począć z rękami, więc ostatecznie jedynie tarmosił jasne kosmyki, wyrywając przy tym część z nich, ani nawet to, że aż do ostatniej chwili nie wiedział w jakiej pozycji powinni to zrobić, żeby jak najmniej się uszkodzić i szarpał Uzumakim w tę i nazad. Ważne było tylko to, że pragnął tego w takim samym stopniu — on nie tylko pozwalał Naruto na wszystko o czym ten miał okazję pomyśleć, on uczestniczył w tym równie aktywnie, po raz kolejny chcąc udowodnić przyjacielowi, że nie jest od niego gorszy i nie zamierza w niczym ustępować pola.
Kiedy było już po wszystkim, usiedli na stole, nie przejmując się stanem do jakiego doprowadzili kuchnię i czekali aż ich oddechy wrócą do normy. Uzumaki odczuwał przemożne pragnienie przytulenia Uchihy — chciał tak po prostu otoczyć go ramionami i przygarnąć do siebie. Pokazać, że to wszystko jest dla niego czymś więcej niż tylko fizycznym aktem, odgarnąć włosy z jego spoconego czoła i tak po prostu przesiedzieć z nim resztę nocy. Jednak nie miał odwagi tego zrobić.
— No wreszcie jakieś konkrety, młocie. — To Sasuke był tym, który wreszcie przerwał ciszę. Moment milczenia zaczął się robić niezręczny, więc powiedzenie nawet najbanalniejszej rzeczy wydawało się fantastycznym pomysłem. Naruto usłyszał jak jego przyjaciel wzdycha, po czym mężczyzna podniósł się, ignorując złowieszcze skrzypienie stołu. Uchiha skrzywił się nieznacznie, gdy próbował rozprostować obolałe ciało i mruknął pod nosem coś o biednych, poszkodowanych facetach, którzy nie będą mogli siedzieć przez najbliższy tydzień. — Zdajesz sobie sprawę, że ja przy tym stole jadam codziennie posiłki?
— Nie widzę związku? — odparł obojętnie Uzumaki, żartując w myślach, że w sumie na tę sytuację można spojrzeć dwojako. Bo jeśli się ktoś uprze, to może go zinterpretować jako coś do pożarcia dla właściciela domu, jednak wolał nie werbalizować swoich nadinterpretacji.
— Nie będę w stanie skonsumować w spokoju płatków na mleku, jeśli przed oczami cały czas będę miał wizję twojego tyłka — zrzędził Sasuke, z powrotem wchodząc w swój standardowy tryb bycia. Naruto zachichotał pod nosem, żelazną siłą woli powstrzymując się od dodania, że w takim razie dobrze, że zdecydowali się na stół kuchenny, bo w przeciwnym wypadku Uchiha mógłby mieć problemy z zaśnięciem.
Uzumaki westchnął ciężko, odpychając od siebie przyjemne rozleniwienie jakie go pochwyciło. Rozpaczliwie pragnął, żeby przyjaciel zatrzymał go w jakiś sposób, powiedział, że dla niego również znaczyło to coś więcej, ale cisza przedłużała się i powiedzenie czegokolwiek błahego wydawało się wysoce niestosowne, a na żadne poważniejsze deklaracje Naruto nie był w stanie się zdobyć. Zeskoczył ze stołu i zadrżał, gdy jego nagie stopy zetknęły się z zimnymi kafelkami, a dreszcze przeszły przez całe rozgrzane ciało. Powoli obszedł Sasuke, zupełnie ignorując jego zaskoczone spojrzenie i nacisnął włącznik, sprawiając, że pomieszczenie na powrót przestało tonąć w mroku.
— Co ty, przepraszam, wyczyniasz? — warknął Uchiha, zakładając ramiona na piersi i mrużąc oczy, które najwyraźniej nie były jeszcze w stanie poradzić sobie z nadmiarem kandeli. Nie przejmował się tym, że jest zupełnie nagi i wypadałoby się czymś okryć, ani również tym, że wyglądał jak wyżęta szmata — stał wyprostowany i dumny jak zwykle, przez co Naruto poczuł dla niego mimowolny podziw, bo on sam nagle zapragnął ukryć się przed jego napastliwym wzrokiem, chociaż zapewne nie wyglądał nawet w połowie tak tragicznie.
— W razie gdybyś nie zauważył, przypominam, że moje rzeczy walają się po całej kuchni, a próba pozbierania ich wszystkich po ciemku w najlepszym wypadku skończyłaby się potknięciem o twoją katanę i wywinięciem efektownego orła — odparł Uzumaki, beznamiętnie wzruszając ramionami, po czym schylił się żeby podnieść coś, co od biedy przypominało sandała. Radośnie zignorował pożądliwe spojrzenie Sasuke, które momentalnie skupiło się na jego odsłoniętym ciele.
— W sumie to mógłbyś na trochę zostać w tej pozycji, wiesz. — Uchiha uśmiechnął się lubieżnie, po czym mrugnął do zaskoczonego przyjaciela i opadł na krzesło, rozmasowując obolałe ramię, a którym niedługo prawdopodobnie pojawi się siniak.
— Nie, w sumie to nie wiem — rzucił Naruto, ignorując potężny rumieniec, który rozlał się po jego policzkach i szyi. Sasuke był niekwestionowanym mistrzem, jeśli chodziło o wprawianie go w zakłopotanie i po raz kolejny tego dowiódł. Chłopak ubierał się w ciszy, powoli, ale metodycznie — chciał dać przyjacielowi szansę na zatrzymanie go, ale Uchiha wciąż milczał jak zaklęty, aż w końcu skończyły mu się rzeczy do zapięcia i zawiązania. Uzumaki pogodził się z porażką i postarał się nie zwracać uwagi na nieprzyjemne uczucie jakie zagnieździło mu się w klatce piersiowej. Nic takiego, tylko oddychanie przychodziło mu nieco trudniej.
Zerknął jeszcze przelotnie na stół kuchenny, który faktycznie nie prezentował się za dobrze — blat był konkretnie upaćkany różnymi substancjami, ale przy odrobinie wyobraźni można było uznać, że po prostu ktoś bez krzty talentu kulinarnego próbował zrobić ciasto, w efekcie rozbijając kilka jajek i wylewając śmietanę. Tej wersji zamierzał się trzymać.
— Weź chociaż przetrzyj ten stół, bo jeszcze ktoś tu wejdzie — mruknął na odchodne, po czym udał się w kierunku drzwi.
— To czemu mi w tym nie pomożesz? — Co dziwne, w głosie Sasuke nie było drwiny i chyba tylko dlatego Naruto natychmiast się zatrzymał i ponownie spojrzał na przyjaciela, którego jeszcze przed chwilą starał się unikać wzrokiem. Mężczyzna wpatrywał się w niego wyczekująco, z uniesioną nieznacznie brwią.
— Bo muszę się zbierać. Czas najwyższy, żebym w końcu wrócił na ten mój nieszczęsny wieczór kawalerski, zanim Kiba i spółka wpadną tutaj z odsieczą.
— Gdyby naprawdę chcieli cię znaleźć, to podejrzewam, że zrobiliby to już jakiś czas temu — zauważył inteligentnie Uchiha, wytrącając mu wymówkę z ręki. I tak była wyjątkowo nędzna i bez polotu, więc Uzumaki skwitował to jedynie zmarszczeniem brwi. — Dopiero co wytykałeś mi nieobecność na tej, pożal się Boże, imprezie, twierdząc, że jako twój przyjaciel powinienem spędzać ten czas z tobą.
— A ty, o ile dobrze pamiętam, stwierdziłeś, że nie jesteśmy przyjaciółmi. Wnoszę, że chciałeś się wymigać — burknął Naruto, co zostało skwitowane rozbawionym prychnięciem. Sasuke pokręcił głową z pobłażaniem, po czym wstał i podszedł powoli do przyjaciela. Jego krok stracił zwyczajową sprężystość, ale szedł wyprostowany, z wysoko podniesioną głową.
— Mniejsza o to. Nie zamierzam sam sprzątać tego bajzlu, tym bardziej, że to po części twoja wina.
Uzumaki uśmiechnął się pod nosem, uznając to nagłe skrępowanie kolegi za pewien fenomen. Uchiha starał się to ukryć pod maską złośliwości i uszczypliwości, ale nie do końca mu to wyszło, bo dało się zauważyć sposób w jaki zaciskał dłonie i uciekał wzrokiem gdzieś ponad ramieniem rozmówcy. Niewprawiony obserwator zapewne doszedłby do wniosku, że właśnie opracowuje plan wyjątkowo brutalnego morderstwa, ale Naruto już dano temu nauczył się, jak interpretować takie zachowanie, co samo w sobie było zastanawiające.
— Czy to twój zawoalowany sposób poproszenia mnie, żebym został na noc? — zapytał ostrożnie, pozwalając nadziei kiełkować. — Bo wiesz, to tak nie funkcjonuje. Nie zamierzam wcielać się tutaj w rolę sprzątaczki, nieważne jak perwersyjne wizje mogą ci się z tym kojarzyć. Pozostało mi chyba już tylko podziękować za miło spędzony czas — rzucił Uzumaki, po czym odwrócił się i w tym samym momencie, poczuł jak silne palce zaciskają się na jego nadgarstku. Gdy się odwrócił, ujrzał nieco błędne spojrzenie Uchihy, który najwyraźniej nie do końca odnajdywał się w sytuacji. Gdyby tylko zechciał, bez problemu mógłby się wyrwać z tego uścisku i odejść, obaj o tym wiedzieli.
— Zamierzam wcisnąć ci nie tylko rolę sprzątaczki, ale też praczki, bo obawiam się, że moje łóżko może znieść twoją obecność gorzej niż stół. Nie zamierzam nigdy więcej pieprzyć się w kuchni, to tylko teoretycznie jest takie podniecające i będę odradzał to każdemu, kto spyta.
— Zaraz, co? — Naruto zamrugał kilkakrotnie powiekami, nie nadążając za tokiem rozumowania Sasuke. Przyjaciel tylko przewrócił oczami, po czym spojrzał na niego, tym razem ze zdecydowaniem.
— Zostań.
— Trzeba było tak od razu. — Uzumaki uśmiechnął się, po czym wyciągnął rękę i dotknął delikatnie twarzy drugiego mężczyzny. Uchiha przyglądał się temu podejrzliwie, jak gdyby w każdym momencie gotów był się odsunąć, ale ostatecznie biernie pozwolił na tę pieszczotę. Każdy inny człowiek, który ośmieliłby się dotknąć go w ten sposób, skończyłby z uciętą kończyną, którą wyciągnął w jego kierunku. Odrąbaną mniej więcej w okolicach pasa. To się jednak nie tyczyło Naruto, bo Sasuke jedynie przymknął powieki i zrobił coś, o co nie posądzałby go nikt o zdrowych zmysłach. Tak, on dosłownie wtulił się w miękką i ciepłą dłoń przyjaciela. Nie, jego reputacja nie przeżyłaby, gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział.
Chwilę później dotarli do sypialni — czyż to od samego początku nie był wspaniały pomysł? — i baraszkowali w najlepsze, ucząc się na swoich własnych błędach.
Uzumaki momentalnie zapomniał o czekających na niego w barze kolegach i Sakurze, która zapewne zamartwiała się czy wszystko w porządku, jak to miała w zwyczaju. Liczyła się tylko ta chwila i leżący pod nim mężczyzna — jego zamglone spojrzenie i ochrypły głos szepczący mu sprośności do ucha. Przez jeden absurdalny moment zapragnął zatrzymać czas i nie budzić się jutro — nie wyobrażał sobie, jakim cudem da radę wstać i zawlec swoje zwłoki przed ołtarz, by zawierzyć samego siebie kobiecie, do której nic nie czuł. Kobiecie, która nie wzbudzała w nim tych sensacji i nie sprawiała, że krew w jego żyłach krążyła szybciej, wznosząc go na wyżyny. Kobiecie, która zdecydowanie nie miała penisa i co najważniejsze, kobiecie, która nie była Sasuke.
Niestety, jeśli pretenduje się do tytułu Hokage, często trzeba przedkładać bliżej nieokreślone Wyższe Dobro nad własne szczęście i to właśnie musiał zrobić. To było odpowiedzialne i gruntownie przemyślane — właśnie dlatego zdusił w zarodku irracjonalny pomysł, który nawiedził jego głowę. Koncept ten nawet nie stał koło czegokolwiek odpowiedzialnego i był zdecydowanie szalony.
Pozostawało mu jedynie nacieszyć się bliskością przyjaciela zawczasu. Ustami i dłońmi z niegasnącym zapałem uczył się na pamięć jego ciała, starając się nie myśleć o świecie zewnętrznym. Ten jeden raz zdawało mu się, że Uchiha pozbył się wszystkich masek i zarzucił wszystkie swoje gierki mające na celu zmanipulowanie go, jednoznacznie się określając. Kto wie, być może nawet taki drań jednak ma jakieś ambitniejsze uczucia, skoro przełamał się i poprosił go, aby został na noc.
To nie miało znaczenia.
Liczyła się Sakura, jej ciepły uśmiech i wsparcie jakie mu okazała. To, że Naruto pozwolił sobie na tę szaloną noc, jeszcze niczego nie przesądzało. Był jej coś winien i nie zamierzał nawalić w ostatnim momencie, po raz kolejny przekładając termin ślubu. Jej kojący uścisk i ledwo widoczne zmarszczki, które pojawiały się, gdy kobieta się uśmiechała. Właśnie tak, o tym powinien myśleć.
Nieważny był sposób, w jaki Sasuke wił się pod nim i jak prosił go o więcej, mocniej. Jego gorące i chętne usta, które doprowadzały Uzumakiego na skraj szaleństwa, sprawiając, że za każdym razem, gdy ich posmakował miał ochotę raz jeszcze zweryfikować swoje plany na przyszłość i zmodyfikować system wartości. Głos, obiecujący więcej wrażeń i niezapomnianych nocy.
To wszystko było bez znaczenia, bo i tak nie mógł tego mieć, nawet jeśli naiwnie wierzył, że Uchiha odwzajemniał jego uczucia. To trochę jak zakazany owoc, którego pragnie się jeszcze bardziej po spróbowaniu, tracąc tym samym resztki rozumu i oddalając się od rzeczywistości.
— Naruto — jęknął głucho Sasuke, gdy opadł z sił i jego głowa zagłębiła się w poduszce. W jego oczach było coś nowego, jakiś wewnętrzny ogień — ten sam, który Uzumaki miał okazję podziwiać wtedy, gdy przyjaciel zasłonił go własnym ciałem przed atakiem wroga, bez wahania narażając dla niego własne życie. Bez wątpienie zrobiłby to ponownie. — Nie idź — mruknął niewyraźnie, składając na wargach przyjaciela delikatny pocałunek, po czym owinął ramiona wokół jego torsu, przylegając do niego całym ciałem.
Naruto osłupiał i nie miał bladego pojęcia jak zareagować. Uchiha właśnie się do niego przytulił, zapisze to wydarzenie w swoim kalendarzu wielkimi, złotymi literami. Kiedy już pierwszy szok minął, poczuł przyjemne uczucie rozlewające się w sercu. Uśmiechnął się błogo i przyciągnął mężczyznę jeszcze bliżej siebie — w ramach odpowiedzi uzyskał jedynie pomruk aprobaty. Żadnych gróźb o ucinaniu dłoni i kończeniu nędznego żywota, tylko milcząca akceptacja i przyzwolenie.
Haruno nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób, ona nie miała w sobie tyle ognia. Zawsze chodziło o Sasuke i tylko o niego, nawet jeśli Uzumaki nieustannie próbował to bagatelizować.
Szkoda tylko, że zrozumiał to tak późno.

5 komentarzy:

  1. Powiem Ci, że wkopałaś biednego chłopaka w ciężką sytuację. Tragiczną, możnaby rzec- jedno wyjście gorsze od drugiego... Co oznacza, że będzie ciekawie. Zwałaszcza, że w tym wszystkim aktywnie uczestniczy Sasuke.
    No i w kwestii Uchichy- jest elementem, który podoba mi się najbardziej w tym opowiadaniu- taki czynnik każący mi czytać dalej (podobne obecne są również w innych Twoich tekstach, co by nie było, że tylko ten niesie ze sobą ryzyko uzależnienia- ale to chyba wiesz ;). Jego charakter, sposób bycia i niektóre zachowania (środek nocy? Cudownie, wyczyszczę miecz!)... Właśnie taki powinien być. Żaden z niego nawrócony, nowy bohater- to człowiek z przeszłością, którego sumienie i wrażliwość dawno zginęły śmiercią tragiczną, nieakceptowany i nie chcący akceptacji (z jednym małym wyjątkiem). No i co najważniejsze- Twój Sasuke jest tak nieobliczalny, że kiedy tylko się pojawia, od razu zaczynam się dziwnie cieszyć (odruch bezwarunkowy). Cóż z tym zrobić? Czytać dalej ^^
    fukurou

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, cieszę się, że przynajmniej Sasuke wyszedł mi wyrazisty. Zgadzamy się co do jednego - taki właśnie powinien być. Jeśli chodzi o ciężkie sytuacje... Jak bardzo zaskoczę, jeśli zawczasu uprzedzę, że to jeszcze nie koniec opowiadania i będzie gorzej? Chociażby w dzisiejszym rozdziale (znaczy, w tym, który dzisiaj opublikuję). Dziękuję za komentarz i przepraszam za taką niewydarzoną (i spóźnioną) odpowiedź, ale spieszę wrzucać następną część. Pozdrawiam i do napisania!

      Usuń
  2. Witam!
    Skłamałabym pisząc, że jestem tu po raz pierwszy. Wpadłam sobie raz, drugi, trzeci, ale jakoś nie skomentowałam. Wiem, jestem niedobra :-(
    Bardzo w tej historii podoba mi się to, że jest nieprzewidywalna. No, przynajmniej dla mnie. Zupełnie nie mam pomysłu, co z tym teraz zrobisz. A może mam pomysł, ale go zwyczajnie zignorowałam? To też całkiem możliwe, bo póki co, to wszystko co zakładałam się nie sprawdziło, więc nieświadomie przestałam się nad tym dłużej zastanawiać. Mam wieczną niespodziankę i bardzo mi to odpowiada. Dylemat, który postawiłaś przed Naruto jest naprawdę ciężki i ja na jego miejscu zapewne schowałabym się pod kołdrą i sączyła herbatkę. Nie no, katastrofa, serio. Cokolwiek by nie wybrał, nie czeka go sielanka i zapewne nie obejdzie się bez wyrzutów sumienia (no, ja bym miała). No nic, ciekawa jestem, co będzie dalej.
    Poza tym oczywiście muszę wspomnieć o moim uwielbieniu Twojego Sasuke. Jest nieobliczalny i cholernie przez to ciekawy. Miałam różne wizje tej postaci, ale jeszcze nigdy mi taki do głowy nie przyszedł :-) każda scena z jego udziałem jest zaskakująca, trochę mroczna i szalona. Cokolwiek można przez to rozumieć.
    Podsumowując ten chaos: będę na pewno wpadać częściej.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam zaraz niedobra. Cieszę się, że w końcu tknęło Cię sumienie i postanowiłaś się ujawnić - to zawsze cieszy autorka, podejrzewam, że coś o tym wiesz. Czy historia jest nieprzewidywalna... Cóż, z pewnością zadbałam o odpowiednią liczbę zwrotów akcji i w zasadzie dobrze, że tak to odbierasz. Lubię zaskakiwać czytelników - bo przynajmniej w pewnym stopniu właśnie o to chodzi w pisaniu, czyż nie? Mi osobiście nie sprawia frajdy czytanie opowiadania, jeśli wiem co będzie dalej (chyba, że jest napisane naprawdę genialnym językiem, ale to się raczej rzadko zdarza w przypadku tworów internetowych). Podoba mi się też sposób, w jaki odbierasz postać Sasuke - TAK MIAŁO BYĆ! Bardzo dziękuję za komentarz, miło mi, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i liczę, że jeszcze się na siebie natkniemy. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Hej,
    naprawdę świetny, taki zagubiony Sasuke, no i w zasadzie co teraz…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń