No i mamy półmetek. Tym razem wracam nieco szybciej z nowym rozdziałem, no bo trzeba to w końcu ogarnąć raz a dobrze. Zapraszam na następny rozdział i zachęcam do komentowania!
Rozdział VI
Swojego
przyjaciela Naruto znalazł siedzącego w kuchni. W całym pomieszczeniu
unosił się silny zapach ziół wymieszany z czymś ostrzejszym, czego
chłopak nie był w stanie zidentyfikować. Sasuke nawet nie podniósł
głowy, żeby go przywitać — prawdopodobnie zdążył wczuć jego obecność już
jaki czas temu, więc nawet jeśli ta wieczorna wizyta go zaskoczyła, to
nie dał niczego po sobie poznać. Uzumaki usiadł na wolnym krześle,
mamrocząc jakieś zdawkowe pozdrowienie, po czym przyjrzał się uważnie
temu, czym aktualnie zajmował się gospodarz.
Zamiast
spać, jak każdy normalny człowiek o tej porze, Uchiha jak gdyby nigdy
nic siedział przy kuchennym stole i polerował swój miecz. Metodycznie
pocierał jego powierzchnię kawałkiem filcu, który co chwilę moczył w
półpłynnej paście polerskiej. Na jego twarzy malowało się wyjątkowe
skupienie, jak gdyby wykonywał właśnie coś arcyważnego i każdy błąd mógł
być katastrofalny w skutkach.
— Co ty tak właściwie robisz, draniu?
— A nie widać? — burknął Sasuke niezbyt przyjaźnie, wciąż nie podnosząc wzroku.
— No miecz czyścisz. To nie wystarczy wziąć, nacharać i wytrzeć o rękaw?
—
Ty to naprawdę jesteś młotkiem. — Uchiha w końcu spojrzał na niego,
krzywiąc się nieznacznie na taki przejaw ignorancji ze strony
przyjaciela. Pokręcił nieznacznie głową po czym powrócił do polerowania
katany, błogo nieświadomy sposobu, w jaki Narto przyglądał się jego
zręcznym, długim palcom mechanicznie jeżdżącym po mieczu w górę i w dół,
w górę i w dół.
— Słyszałem
kiedyś, że miecz ma duszę — zagadał Uzumaki, chcąc znaleźć coś, co
odwróci jego uwagę od rąk Sasuke. Z marną skutecznością, ale liczą się
chęci. — Wierzysz w to?
—
Jeśli mam być szczery, to nie. Ale uważam, że to bardzo użyteczne
narzędzie i trzeba o nie dbać i je szanować. Miecz zawsze należy wytrzeć
z krwi przeciwnika i nie wolno go rzucać na ziemię, chyba, że sytuacja
absolutnie tego wymaga — wyjaśnił Uchiha jak najspokojniejszym głosem,
po czym odłożył szmatkę i wyciągnął przed siebie dłoń, ważąc broń w
dłoni i przyglądając się jej pod różnymi kątami.
—
No już, już, piękny jest. Świeci się jak psu jajca — zażartował Naruto,
jednak nie zdążył nawet dokończyć zdania, bo coś błysnęło i nagle
poczuł miecz na swoim gardle. Szybkość Sasuke była momentami
zastanawiająca.
— Masz coś do
dodania? — Wargi przyjaciela wygięły się w złośliwym uśmieszku.
Drańsko. Wiedział, że wygrał tę partię i teraz będzie się tak chełpić
zwycięstwem. Uzumaki uśmiechnął się najszczerzej jak potrafił,
całkowicie ignorując chłodny metal przystawiony do gardła.
— Właściwie to tak. Herbaty byś zrobił, co? W końcu gość do ciebie przyszedł, obycia trochę.
Uchiha
prychnął, po czym pokręcił głową z pobłażaniem i schował miecz do
leżącej nieopodal torby, zakręcając przy okazji słoiczek z pastą
polerską, ku wielkiemu niezadowoleniu Naruto, który wolałby żeby
widowisko potrwało odrobinę dłużej.
—
Zasady dobrego wychowania będzie mi wpajał sam Naruto Uzumaki,
wszechświat imploduje — zrzędził chłopak, ale posłusznie zwlekł się z
krzesła i wstawił wodę do czajnika. — A tak w ogóle, to nie powinieneś
przypadkiem być na swoim wieczorze kawalerskim i wysłuchiwać debilizmów
Inuzuki?
Blondyn uciekł
spojrzeniem, oddając się w pełni kontemplacji firanki. Nagle stał się
boleśnie świadomy, po co w ogóle przyszedł do domu przyjaciela. Wydawało
mu się, że jeszcze kwadrans temu miał jakieś logiczne uzasadnienie dla
swojego zachowania, ale teraz — kiedy przebywał z Uchihą w tym samym
pomieszczeniu, pod jego czujnym spojrzeniem — wszystkie racjonalne
powody się wzięły i wyskoczyły przez okno, tak po prostu.
—
Powinienem i powiem ci, że nawet byłem. Teoretycznie wciąż jestem. Ale
właśnie, bo to w sumie prowadzi do pytania, czemu ciebie tam nie było? —
No właśnie. Sasuke spojrzał na niego tak, jakby spytał o coś wyjątkowo
głupiego i mało się biedak nie poparzył z tego wszystkiego podczas
zalewania herbaty. — Była większość moich kumpli. Nie wiem tak do końca,
kto to właściwie organizował, ale myślałem, że ciebie też zaproszą.
—
Bo mnie zaprosili — oznajmił zwyczajnie Uchiha, stawiając przed
przyjacielem kubek z parującym napojem. Pachniała miętą i Uzumaki
uśmiechnął się mimowolnie, bo przynajmniej ktoś pamiętał, jaki rodzaj
herbaty jest jego ulubionym. — Ale o ile się nie mylę, to nie mam wcale
obowiązku uczestniczenia w takich wątpliwej jakości atrakcjach.
— Czyli że kulturalnie wystawiłeś ich za drzwi?
—
Młotku, ja ich nawet do domu nie wpuściłem. O ile z Hyuugą mógłbym
jeszcze się napić i w ogóle spędzić czas, bo ten przynajmniej czasem
kartuje jakąś książkę, tak uważam, że Inuzuka i Akimichi zaniżają IQ
osady.
— Uroczo. A ponoć
miałeś być moim przyjacielem — skomentował zjadliwie Naruto, ze złością
mieszając cukier. Bezczelność jego kolegi czasami potrafiła wytrącić mu z
ręki wszystkie argumenty, zostawiając go z niczym.
—
No właśnie, ponoć miałem — mruknął zagadkowo Sasuke, przechylając się
nieznacznie na krześle i krzyżując ramiona na piersi. Uzumaki chyba
powinien w tym momencie ostrzec go, ze takie huśtanie się jeszcze nikomu
nie przyniosło niczego dobrego, ale chwilowo nie byłoby to
satysfakcjonujące. O wiele lepsze byłoby obserwowanie jak przyjaciel
wywraca się na plecy, ot w ramach sprawiedliwości dziejowej i karmy. — W
pewnym momencie coś chyba poszło nie tak z tą naszą przyjaźnią, nie
uważasz?
— Mógłbyś jaśniej?
Weź poprawkę na to, że Kiba przez długie godziny wystawiał moją
cierpliwość na próbę i w pewnym momencie mogę ci po prostu przywalić,
jeśli nie zaczniesz gadać z sensem — burknął Naruto, przecierając twarz
dłonią i zastanawiając się, o co tym razem mogło chodzić przyjacielowi.
Uchiha prychnął i wzniósł oczy do nieba, jak gdyby modląc się o
cierpliwość do bliżej nieokreślonych bóstw.
— Chciałem tylko zauważyć, że to chyba już nie jest przyjaźń. A nawet jeżeli, to dość wypaczona.
—
Kiba. Wystawianie cierpliwości na próbę. Przywalić w razie potrzeby —
ostrzegł Uzumaki, groźnie się przy tym marszcząc. Wdawanie się w słowne
potyczki z Sasuke jeszcze nigdy nie okazało się dobrym posunięciem —
znacznie lepszym wyjściem było nakłonienie go, aby przemówił normalnym,
powszechnie zrozumiałym językiem.
—
Ależ Naruto, gdzież ja bym śmiał testować twoją cierpliwość? — zapytał
Uchiha z miną zranionej niewinności. — Co najwyżej wystawiam cię na
pokuszenie i sprawdzam szerokość twojego sumienia. Ale mniejsza o to, bo
nieco zboczyłem z tematu. Wszystko sprowadza się do pytania: po co tu
właściwie przyszedłeś? — Sasuke wyprostował się na swoim krześle,
opierając łokcie na blacie i zajrzał przyjacielowi głęboko w oczy.
Uzumaki już otwierał usta, by kazać mu spadać na drzewo, ale Uchiha
podniósł dłoń, trafnie odczytując jego zamiary. — Może źle się
wyraziłem. Wiem doskonale po co tu przyszedłeś i że twoje pobudki ciężko
nazwać szlachetnymi. Pozostaje jedynie kwestia, czy ty jesteś tego
świadomy i czy będziesz w stanie to przyznać głośno. Więc jak będzie,
młotku?
Naruto zamarł na
moment, uważnie przyglądając się drugiemu mężczyźnie. Złośliwość na
moment opuściła jego rysy, chociaż w ciemnych oczach wciąż czaiło się
coś na kształt wyzwania i ekscytacji. Zupełnie jakby Sasuke był
przekonany, że jego przyjaciel stchórzy i nie podniesie rękawicy. To nie
byłoby nawet takie głupie — wstać, oświadczyć, że wszystkie te teorie
są jakieś niestworzone i wyjść, przy akompaniamencie donośnego
trzaśnięcia drzwiami.
Tylko
że Uzumaki nie przywykł do takiego rozwiązywania problemów. Zazwyczaj
skakał na głęboką wodę, nie bojąc się ryzyka — rozwalał wszystko w
drobny mak za pomocą Rasengana, a potem próbował skleić resztki śliną.
Och
tak, wiedział po co przyszedł tego wieczoru do domu Uchihy, czego
oczekiwał. Chciał zobaczyć, jak daleko mogą się posunąć, dokończyć to,
co zaczęli wiele miesięcy temu przy ognisku podczas powrotu z misji.
Tamtego dnia doszedł do wniosku, że postradał zmysły — wielokrotnie
obracał całą tę sytuację w swoim umyśle, zastanawiając się dlaczego
Sasuke zrobił to, co zrobił. Bo przecież nie musiał — znali się jak łyse
konie i ten dupek z pewnością wiedział, gdzie powinien uderzyć, żeby
sprowokować wyznania. I to bez całowania go i tych wszystkich
insynuacji. Co z kolei znaczyło, że chciał to zrobić. A z tym to już
Naruto nie miał bladego pojęcia co zrobić. Mniej więcej w tym punkcie
zawsze przerywał swoje rozważania, bo zaczynał mieć wrażenie, że prędzej
jego mózg się rozpuści, niż pojmie zawiłości zachowania przyjaciela.
—
Tak jak myślałem — rzucił Uchiha po dłuższej chwili, po czym wstał i
wylał resztkę swojej herbaty do zlewu. Uzumaki uważnie śledził każdy
jego ruch. Mroczny ninja wyglądał na nieco rozczarowanego, jakby ominęła
go najlepsza część zabawy, ale mimo to nie sprawiał wrażenie
zaskoczonego. To była raczej taka milcząca akceptacja, uzyskanie
potwierdzenia. — Dopij herbatę i racz się wynieść z mojego domu. I nie
zapomnij zgasić światła — zawołał, będąc już w drzwiach, nawet się nie
odwracając. Naruto zrozumiał, że to właśnie był moment na działanie.
Teraz
albo nigdy — ostatnia szansa, żeby zaszaleć i upewnić się, że będzie
miał co wspominać tkwiąc w aranżowanym małżeństwie. Lepiej żałować, że
coś się zrobiło, niż, że się w ogóle nie spróbowało.
—
Przyszedłem tutaj, bo chcę ciebie. Chociaż jeden raz. — A na drugie mu
było Dyplomata. Nie, to zdecydowanie nie tak powinno zabrzmieć. Raz na
jakiś czas jakieś połączenie między mózgiem, a ustami ulegało awarii i
kończyło się to tak, a nie inaczej. Uzumaki przełknął ciężko ślinę, z
oczekiwaniem wpatrując się w Sasuke, który zamarł, z jedną dłonią opartą
o futrynę. Teraz wszystko zależało tylko i wyłącznie od niego — mógł
wykopać przyjaciela na wycieraczkę, wyśmiewając po drodze jego śmiałą
propozycję. Mógł też… cóż, popchnąć to wszystko dalej.
—
Twoja wizja idealnego męża i prawego człowieka trochę podupadła w tym
momencie, zdajesz sobie sprawę? — Uchiha odwrócił się powoli, jednak nie
podszedł z powrotem do okupującego stół kuchenny Naruto, a oparł się
plecami o ścianę. Ciężko było ocenić z tej odległości, ale Uzumakiemu
zdawało się, że przyjaciel wręcz promieniuje samozadowoleniem. Drań
dobrze wiedział, że wygrał tę potyczkę — niewykluczone, że wszystko to
było uprzednio zaplanowane, a on sam został odpowiednio zmanipulowany,
ale tak na dobrą sprawę, nie przeszkadzało mu to zbytnio.
—
Nie jestem jeszcze niczyim mężem i kiedy ostatnio sprawdzałem, to nie
składałem nikomu przysięgi wierności — odparł blondyn, czując jak jakieś
bliżej niezidentyfikowane ciepło rozlewa się w jego wnętrzu. Sasuke nie
powiedział „nie”, dalej ciągnął tę grę i samo to sprawiało, że krew
zaczynała szybciej krążyć w jego żyłach. — A poza tym, to kto jak kto,
ale ty mógłbyś sobie podarować wykłady o moralności, bo takowej w ogóle
nie posiadasz. Jesteś zdegenerowanym i zepsutym draniem, który czerpie
rozrywkę z psychicznego dręczenia innych i nie rozpoznałbyś wyrzutów
sumienia nawet gdyby były podpisane.
—
Krach. — Uchiha dramatycznym gestem położył dłoń na klatce piersiowej,
jednak złośliwy uśmieszek, który w międzyczasie wykręcił jego wargi
wcale nie zniknął, a wręcz się poszerzył. — Słyszałeś? To był właśnie
odgłos mojego pękającego serca. Osobiście nie zgadzam się z
twierdzeniem, że nie mam sumienia. Posiadam je, jest bardzo głośne,
irytujące i siedzi w tej chwili w mojej kuchni, zastanawiając się, czy
poderżnę mu gardło jeśli spróbuje mnie przelecieć.
—
Wiesz, ja wciąż czekam, aż się zamkniesz i powiesz coś co będę w stanie
zrozumieć — rzucił niby od niechcenia Uzumaki, po czym leniwie dopił
herbatę i odstawił kubek do zlewu, kładąc go obok drugiego,
bliźniaczego. Właściwie, to mógłby się chyba do tego przyzwyczaić i
codziennie widzieć je w zlewie obok siebie.
Powoli
podszedł do przyjaciela, zatrzymując się kilka metrów od niego i
czekając na jakąś reakcję. Był niesamowicie podekscytowany, czuł się jak
przed jakąś wyjątkowo wyczekiwaną, niebezpieczną misją — w każdej
chwili mógł zostać zabity, ale mimo to się nie wahał, bo to wszystko
było warte tego ryzyka. To, że Sasuke jeszcze nie wyjął miecza, ani nie
formował żadnych pieczęci było swojego rodzaju sukcesem i dobrze mu
wróżyło.
— Moje sumienie
właśnie zamierza doprawić rogi swojej przyszłej żonie — dumał dalej
Uchiha, cmokając z udawaną dezaprobatą. Wyglądał poniekąd jak jakiś
szalony wynalazca, który patrzy na swojego Frankensteina z mieszanką
dumy i przerażenia zatytułowaną „co ja właśnie stworzyłem?!”.
—
Nie będę jej doprawiał rogów — zaprzeczył gwałtownie Naruto, ignorując
przypływ czegoś, co od biedy można było interpretować jako głos
rozsądku. — Powiedziałem już, nie jesteśmy małżeństwem.
—
Jeszcze — zauważył Sasuke, jakby poważniejąc na moment, po czym odbił
się od ściany i zrobił kilka kroków w stronę drugiego mężczyzny. — A
więc uważasz, że robienie tego teraz, skoro i tak zamierzasz ją
poślubić, jest w porządku?
—
Zamknij się, draniu — rzucił Uzumaki, bezwiednie kręcąc głową, jakby
chciał odepchnąć od siebie te myśli. Alkohol wciąż przyjemnie szumiał mu
w głowie i okazał się nieocenionym sprzymierzeńcem, jeśli chodzi o
spychanie zdroworozsądkowych argumentów na dalszy plan. — To jak będzie?
—
O co tym mnie właściwie pytasz? — Sasuke zmrużył oczy, uśmiechając się
kpiąco. Naruto nie mógł się zdecydować, czy bardziej chciał go
pocałować, czy uderzyć. Niewątpliwie zasługiwał na oba. — Chcesz
wiedzieć, czy masz prawo mnie dotknąć, wziąć? — ciągnął dalej, mówiąc
coraz ciszej i jednocześnie zbliżając się do przyjaciela. Nie dotykali
się w żaden sposób, jednak było w tym wszystkim coś intymnego i
fascynującego — zupełnie jak starodawne tańce, w których tancerze nie
mieli ze sobą żadnego kontaktu fizycznego, a mimo to całe zjawisko
dosłownie emanowało erotyzmem. — Jeśli o mnie chodzi, to już dawno dałem
ci takie prawo, tylko ty po prostu nigdy nie chciałeś z niego
skorzystać. I masz rację, już dawno zapomniałem co to moralność. —
Uchiha szeptał prosto do ucha Uzumakiego. Na szyi Naruto pojawiła się
gęsia skórka, w miejscu gdzie zetknęła się z oddechem przyjaciela. — Ze
swojej strony mogę ci zaoferować brudny seks i nie ma dla mnie
znaczenia, czy masz żonę, kochankę, czy cały harem. To wcale nie musi
być pierwszy i ostatni raz, po twoim ślubie oferta wciąż będzie
aktualna.
Naruto westchnął
przeciągle, nie mogąc dłużej słuchać słów Sasuke. Poczuł wyraźnie, że
jego penis w jednoznaczny sposób reaguje na obecność przyjaciela, barwę
jego głosu i gorące ciało znajdujące się tuż obok i wolał nie wdawać się
w tym momencie w rozważania natury etyczno-moralnej. Postanowił
przerwać drugiemu mężczyźnie, zanim ten zapędziłby się za daleko —
poniekąd Uchiha był naprawdę diabłem w ludzkiej skórze. Zrehabilitowany,
ale wciąż ten sam nukenin, który zabijał ludzi, bo tak mu się podobało i
przez większą część swojego życia był napędzany tylko i wyłącznie
pragnieniem zemsty i stania się silniejszym. Taka przeszłość nie mogła
przejść bez echa, musiała się odbić w ten czy w inny sposób — coś
szalonego wciąż kryło się w spojrzeniu Sasuke i nikt nie miał
wątpliwości, że ten człowiek jest nieobliczalny, zdolny zakończyć
ludzkie życie bez mrugnięcia okiem. Większość mieszkańców Konohy, gdy
widziała go w ciemnej uliczce, ulatniała się dyskretnie.
Uzumaki
wcale się go nie bał i zakomunikował to jednoznacznie, gdy jednym
krokiem pokonał dzielącą ich odległość i, nie zastanawiając się za
bardzo nad swoimi czynami, przywarł do wąskich warg, które nie miały
żadnych problemów z wypowiadaniem takich bluźnierstw.
Wyczuł,
że obce usta wyginają się w uśmiechu i aż do ostatniej chwili nie był
pewien, czy Sasuke nagle go nie odepchnie, informując, że to był tylko
kolejny zwariowany eksperyment, a Naruto służył mu jedynie jako
spedalony króliczek doświadczalny. Jednak zamiast tego Uchiha uchylił
zapraszająco wargi, raz na zawsze rozwiewając wątpliwości przyjaciela.
Przynajmniej to jedno było jasne — obaj tego, mniej lub bardziej
skrycie, pragnęli.
Uzumaki
badał wnętrze ust drugiego mężczyzny z zaangażowaniem, o jakie sam by
siebie nie podejrzewał. Języki splatały się w namiętnym tańcu, walcząc o
dominację — nawet teraz — jakby starali się coś udowodnić. Nie był to
ich pierwszy pocałunek, jednak tym razem było inaczej. Robili to
świadomie, wiedząc jakie czekają ich konsekwencje i dokąd to wszystko
zaprowadzi. Naruto bez udziału woli przeniósł dłonie na ciało
przyjaciela, ciesząc się, że wreszcie może sobie bez obaw pozwolić na
taki dotyk. Przesuwał palcami po twardych plecach Uchihy i jego płaskim
brzuchu, rozradowany, że chociaż w tę jedną noc będzie bezkarny. Sasuke
nie pozostał mu dłużny — chwilę później Uzumaki poczuł długie palce,
zakradające się niespiesznie pod jego koszulkę i kreślące niewielkie
kółka na rozgrzanej skórze.
Naruto
oderwał się na moment od ust przyjaciela, błędnym wzrokiem wpatrując
się w jego zarumienioną twarz. Obaj mieli przyspieszone oddechy i ich
serca biły zdecydowanie nierówno. Byli facetami i żaden z nich nie
sądził, że zbliżenie powinno być delikatne i czułe — chociaż może i
powinno takie być, przynajmniej teoretycznie, jednak w praktyce było po
prostu takie jak wszystko inne, co ich dotyczyło. Ciągła rywalizacja,
agresja wymieszana z wzajemnym zrozumieniem i akceptacją — może i było w
tym nieco brutalności, ale im to nie przeszkadzało, bo przynajmniej
dzięki temu czuli, że żyją i to co się działo, było jak najbardziej
realne.
Chwilę później Sasuke
został gwałtownie pchnięty na ścianę, co prawdopodobnie zabolało,
jednak nie zdążył jęknąć, bo już za moment jego usta były zajęte czymś
innym. Było to wyjątkowo korzystne, bo utrzymanie się w pozycji
wertykalnej bez żadnej podpory zaczynało być trudne, gdyż obaj mieli na
tę chwilę ważniejsze zajęcia.
Nagle coś kliknęło i po chwili pomieszczenie zatopiło się w całkowitej ciemności, co nieznacznie ich otrzeźwiło.
—
Co jest? — zapytał, czy też raczej wychrypiał Naruto, mrugając
gwałtownie oczami, w rozpaczliwej próbie zobaczenia czegokolwiek więcej
niż tylko niewyraźny kształt stojącego przed nim mężczyzny.
—
Trafiłem głową we włącznik, ale nie przejmuj się tym. Mnie to nie
przeszkadza — szepnął Uchiha, robiąc krótkie przerwy na złapanie
oddechu, po czym ponownie rozpoczął wędrówkę po ciele przyjaciela.
Racja, było ciemno i nie widzieli się za dobrze, ale za to inne zmysły,
takie jak dotyk, smak i węch działy bez zarzutu, więc jak najbardziej
mogli kontynuować.
— Draniu,
poszlibyśmy chociaż do łóżka, czy coś — wydukał Uzumaki gdzieś pomiędzy
zachłannym pocałunkiem, a momentem w którym stracił koszulkę i Sasuke
zaczął zapoznawać się bliżej z tatuażem na jego brzuchu.
— Łóżka są przereklamowane. Zanieść cię nie zaniosę, a jakoś nie wyobrażam sobie, że bylibyśmy w stanie wejść na górę.
— Sasuke, nie — mruknął Naruto, odsuwając dłoń chłopaka od pieczęci na jego ciele.
—
Przeszkadza ci to? — drążył Uchiha, odtrącając jego rękę jak natrętną
muchę i z nowym zapałem śledząc palcami zawiłe wzory na opalonej skórze.
Uzumaki przymknął oczy i westchnął bezgłośnie — nie czuł się z tym
komfortowo. Jego więź z Lisem wciąż była tematem tabu i prawdę znali
tylko nieliczni. Jeśli mógł, to nie afiszował się z tym i nie lubił, gdy
ludzie przyglądali się pieczęci — na ich twarzach często malował się
wtedy strach i Naruto był w stanie wyraźnie zobaczyć granicę, jaka ich
dzieliła. Starał się pozbyć tego pęknięcia, zasypać je piaskiem, jednak
nie było to takie proste, więc zazwyczaj wolał po prostu przemilczeć
pewne kwestie. Jednak to był Sasuke — jego najlepszy przyjaciel, który
wiedział o nim wszystko, z tym czego nie chciał nigdy nikomu zdradzać
włącznie. Długie palce gładziły ciemne linie na jego skórze z czułością i
był pewien, że gdyby spojrzał mu w oczy, to nie dostrzegłby tam obawy i
odrzucenia, a pożądanie.
—
Tak, przeszkadza, ale nie z tobą. Możesz — szepnął tylko, mając pewność,
że Uchiha zrozumie. Zazwyczaj szybko pojmował takie rzeczy i tak też
stało się tym razem. I to właśnie było piękne w ich relacji —
akceptowali się z całym arsenałem przywar i słabości, których ilość była
imponująca.
Ostatecznie w
milczącym porozumieniu, zataczając się, skierowali się w kierunku stołu
kuchennego, przy którym jeszcze nie tak dawno pili herbatę. Zawsze to
jakaś płaska powierzchnia, a nie schody, na których niewątpliwie
skończyliby, gdyby podjęli próbę dotarcia do sypialni — no i nie były to
zimne kafelki, które potrafiłyby zabić najbardziej nawet gorącą i
rozbuchaną atmosferę.
Uchiha
nie miał żadnych oporów, gdy Naruto podniósł go nieznacznie i posadził
na krawędzi stołu, zajmując strategiczną pozycję między jego udami.
Wręcz przeciwnie — oplótł go nogami w pasie, przyciągając przyjaciela
jeszcze bliżej, rozpaczliwie pragnąc bliskości, kontaktu. Uzumaki
natomiast chciał czerpać z tej sytuacji jak najwięcej, by nacieszyć się
na zapas. Przynajmniej na jedną noc miał Sasuke na wyłączność i
zamierzał to maksymalnie wykorzystać. Zaskakująco pewnym gestem pomógł
koledze wyplątać się z krępujących ruchy ubrań, ciesząc się widokiem
każdego nowoodkrytego kawałka skóry. No dobrze, wyobrażeniem, bo z tym
widokiem to różnie bywało — jego wzrok zdążył się już dostosować do
panujących ciemności, ale wciąż rejestrował głównie kontury i kształty,
chociaż blada skóra Uchihy wyraźnie odznaczała się na tle ciemnego
stołu.
Pod wpływem szalonego
impulsu, Naruto oderwał się na moment od ciała przyjaciela i opadł przed
nim na kolana, mierząc groźnym spojrzeniem wybrzuszenie, które powstało
w spodniach drugiego mężczyzny. Nigdy wcześniej tego nie robił, ale nie
znaczyło to, że nie chciał spróbować.
Dalsza
część wieczoru zlała się w ich umysłach w zwariowany kolaż złożony z
jęków i ledwo tłumionych westchnień — obaj chcieli nacieszyć się sobą
nawzajem, dotknąć jak najwięcej skóry i pocałować tyle miejsc, ile tylko
się uda.
Seks zdecydowanie
do idealnych nie należał — żaden z nich nie miał w tym niezbędnej
wprawy i doświadczenia, ale tacy zdolni shinobi jak oni uczyli się
bardzo szybko. Zbliżenia płciowe z osobnikami tej samej płci raczej nie
leżały w kręgu zainteresowań żadnego z nich, a przynajmniej do tej pory.
Uchiha zazwyczaj zachowywał się jakby w ogóle był aseksualny, bo nie
interesował się zupełnie nikim — do tego stopnia, że troskliwi
mieszkańcy Konohy doszli do wniosku, że aby określić jego orientację,
należałoby zagłębić się w jego stosunki z przyzywanymi wężami.
Nie
raz i nie dwa zrobili coś za mocno albo zbyt gwałtownie, jednak średnio
im to przeszkadzało. W ich ruchach nie było jednak niepewności i
skrępowania, bo bardzo dobrze wiedzieli czego chcą i byli zdeterminowani
żeby to wziąć. Całe doświadczenie nie było negatywne, chociaż
niewątpliwie było czymś nowym — Naruto żałował, że nie będą mieli więcej
okazji, żeby popracować nad techniką i… zgłębić tajniki takich
stosunków. Bo jeśli teraz czuł się jakby trafił za życia do nieba, to
wolał się nawet nie zastanawiać, jakie wrażenia mógłby mieć później, po
odrobinie praktyki.
Nie
liczyło się, że Sasuke nie wiedział co powinien począć z rękami, więc
ostatecznie jedynie tarmosił jasne kosmyki, wyrywając przy tym część z
nich, ani nawet to, że aż do ostatniej chwili nie wiedział w jakiej
pozycji powinni to zrobić, żeby jak najmniej się uszkodzić i szarpał
Uzumakim w tę i nazad. Ważne było tylko to, że pragnął tego w takim
samym stopniu — on nie tylko pozwalał Naruto na wszystko o czym ten miał
okazję pomyśleć, on uczestniczył w tym równie aktywnie, po raz kolejny
chcąc udowodnić przyjacielowi, że nie jest od niego gorszy i nie
zamierza w niczym ustępować pola.
Kiedy
było już po wszystkim, usiedli na stole, nie przejmując się stanem do
jakiego doprowadzili kuchnię i czekali aż ich oddechy wrócą do normy.
Uzumaki odczuwał przemożne pragnienie przytulenia Uchihy — chciał tak po
prostu otoczyć go ramionami i przygarnąć do siebie. Pokazać, że to
wszystko jest dla niego czymś więcej niż tylko fizycznym aktem, odgarnąć
włosy z jego spoconego czoła i tak po prostu przesiedzieć z nim resztę
nocy. Jednak nie miał odwagi tego zrobić.
—
No wreszcie jakieś konkrety, młocie. — To Sasuke był tym, który
wreszcie przerwał ciszę. Moment milczenia zaczął się robić niezręczny,
więc powiedzenie nawet najbanalniejszej rzeczy wydawało się
fantastycznym pomysłem. Naruto usłyszał jak jego przyjaciel wzdycha, po
czym mężczyzna podniósł się, ignorując złowieszcze skrzypienie stołu.
Uchiha skrzywił się nieznacznie, gdy próbował rozprostować obolałe ciało
i mruknął pod nosem coś o biednych, poszkodowanych facetach, którzy nie
będą mogli siedzieć przez najbliższy tydzień. — Zdajesz sobie sprawę,
że ja przy tym stole jadam codziennie posiłki?
—
Nie widzę związku? — odparł obojętnie Uzumaki, żartując w myślach, że w
sumie na tę sytuację można spojrzeć dwojako. Bo jeśli się ktoś uprze,
to może go zinterpretować jako coś do pożarcia dla właściciela domu,
jednak wolał nie werbalizować swoich nadinterpretacji.
—
Nie będę w stanie skonsumować w spokoju płatków na mleku, jeśli przed
oczami cały czas będę miał wizję twojego tyłka — zrzędził Sasuke, z
powrotem wchodząc w swój standardowy tryb bycia. Naruto zachichotał pod
nosem, żelazną siłą woli powstrzymując się od dodania, że w takim razie
dobrze, że zdecydowali się na stół kuchenny, bo w przeciwnym wypadku
Uchiha mógłby mieć problemy z zaśnięciem.
Uzumaki
westchnął ciężko, odpychając od siebie przyjemne rozleniwienie jakie go
pochwyciło. Rozpaczliwie pragnął, żeby przyjaciel zatrzymał go w jakiś
sposób, powiedział, że dla niego również znaczyło to coś więcej, ale
cisza przedłużała się i powiedzenie czegokolwiek błahego wydawało się
wysoce niestosowne, a na żadne poważniejsze deklaracje Naruto nie był w
stanie się zdobyć. Zeskoczył ze stołu i zadrżał, gdy jego nagie stopy
zetknęły się z zimnymi kafelkami, a dreszcze przeszły przez całe
rozgrzane ciało. Powoli obszedł Sasuke, zupełnie ignorując jego
zaskoczone spojrzenie i nacisnął włącznik, sprawiając, że pomieszczenie
na powrót przestało tonąć w mroku.
—
Co ty, przepraszam, wyczyniasz? — warknął Uchiha, zakładając ramiona na
piersi i mrużąc oczy, które najwyraźniej nie były jeszcze w stanie
poradzić sobie z nadmiarem kandeli. Nie przejmował się tym, że jest
zupełnie nagi i wypadałoby się czymś okryć, ani również tym, że wyglądał
jak wyżęta szmata — stał wyprostowany i dumny jak zwykle, przez co
Naruto poczuł dla niego mimowolny podziw, bo on sam nagle zapragnął
ukryć się przed jego napastliwym wzrokiem, chociaż zapewne nie wyglądał
nawet w połowie tak tragicznie.
—
W razie gdybyś nie zauważył, przypominam, że moje rzeczy walają się po
całej kuchni, a próba pozbierania ich wszystkich po ciemku w najlepszym
wypadku skończyłaby się potknięciem o twoją katanę i wywinięciem
efektownego orła — odparł Uzumaki, beznamiętnie wzruszając ramionami, po
czym schylił się żeby podnieść coś, co od biedy przypominało sandała.
Radośnie zignorował pożądliwe spojrzenie Sasuke, które momentalnie
skupiło się na jego odsłoniętym ciele.
—
W sumie to mógłbyś na trochę zostać w tej pozycji, wiesz. — Uchiha
uśmiechnął się lubieżnie, po czym mrugnął do zaskoczonego przyjaciela i
opadł na krzesło, rozmasowując obolałe ramię, a którym niedługo
prawdopodobnie pojawi się siniak.
—
Nie, w sumie to nie wiem — rzucił Naruto, ignorując potężny rumieniec,
który rozlał się po jego policzkach i szyi. Sasuke był niekwestionowanym
mistrzem, jeśli chodziło o wprawianie go w zakłopotanie i po raz
kolejny tego dowiódł. Chłopak ubierał się w ciszy, powoli, ale
metodycznie — chciał dać przyjacielowi szansę na zatrzymanie go, ale
Uchiha wciąż milczał jak zaklęty, aż w końcu skończyły mu się rzeczy do
zapięcia i zawiązania. Uzumaki pogodził się z porażką i postarał się nie
zwracać uwagi na nieprzyjemne uczucie jakie zagnieździło mu się w
klatce piersiowej. Nic takiego, tylko oddychanie przychodziło mu nieco
trudniej.
Zerknął jeszcze
przelotnie na stół kuchenny, który faktycznie nie prezentował się za
dobrze — blat był konkretnie upaćkany różnymi substancjami, ale przy
odrobinie wyobraźni można było uznać, że po prostu ktoś bez krzty
talentu kulinarnego próbował zrobić ciasto, w efekcie rozbijając kilka
jajek i wylewając śmietanę. Tej wersji zamierzał się trzymać.
— Weź chociaż przetrzyj ten stół, bo jeszcze ktoś tu wejdzie — mruknął na odchodne, po czym udał się w kierunku drzwi.
—
To czemu mi w tym nie pomożesz? — Co dziwne, w głosie Sasuke nie było
drwiny i chyba tylko dlatego Naruto natychmiast się zatrzymał i ponownie
spojrzał na przyjaciela, którego jeszcze przed chwilą starał się unikać
wzrokiem. Mężczyzna wpatrywał się w niego wyczekująco, z uniesioną
nieznacznie brwią.
— Bo muszę
się zbierać. Czas najwyższy, żebym w końcu wrócił na ten mój
nieszczęsny wieczór kawalerski, zanim Kiba i spółka wpadną tutaj z
odsieczą.
— Gdyby naprawdę
chcieli cię znaleźć, to podejrzewam, że zrobiliby to już jakiś czas temu
— zauważył inteligentnie Uchiha, wytrącając mu wymówkę z ręki. I tak
była wyjątkowo nędzna i bez polotu, więc Uzumaki skwitował to jedynie
zmarszczeniem brwi. — Dopiero co wytykałeś mi nieobecność na tej, pożal
się Boże, imprezie, twierdząc, że jako twój przyjaciel powinienem
spędzać ten czas z tobą.
— A
ty, o ile dobrze pamiętam, stwierdziłeś, że nie jesteśmy przyjaciółmi.
Wnoszę, że chciałeś się wymigać — burknął Naruto, co zostało skwitowane
rozbawionym prychnięciem. Sasuke pokręcił głową z pobłażaniem, po czym
wstał i podszedł powoli do przyjaciela. Jego krok stracił zwyczajową
sprężystość, ale szedł wyprostowany, z wysoko podniesioną głową.
— Mniejsza o to. Nie zamierzam sam sprzątać tego bajzlu, tym bardziej, że to po części twoja wina.
Uzumaki
uśmiechnął się pod nosem, uznając to nagłe skrępowanie kolegi za pewien
fenomen. Uchiha starał się to ukryć pod maską złośliwości i
uszczypliwości, ale nie do końca mu to wyszło, bo dało się zauważyć
sposób w jaki zaciskał dłonie i uciekał wzrokiem gdzieś ponad ramieniem
rozmówcy. Niewprawiony obserwator zapewne doszedłby do wniosku, że
właśnie opracowuje plan wyjątkowo brutalnego morderstwa, ale Naruto już
dano temu nauczył się, jak interpretować takie zachowanie, co samo w
sobie było zastanawiające.
—
Czy to twój zawoalowany sposób poproszenia mnie, żebym został na noc? —
zapytał ostrożnie, pozwalając nadziei kiełkować. — Bo wiesz, to tak nie
funkcjonuje. Nie zamierzam wcielać się tutaj w rolę sprzątaczki,
nieważne jak perwersyjne wizje mogą ci się z tym kojarzyć. Pozostało mi
chyba już tylko podziękować za miło spędzony czas — rzucił Uzumaki, po
czym odwrócił się i w tym samym momencie, poczuł jak silne palce
zaciskają się na jego nadgarstku. Gdy się odwrócił, ujrzał nieco błędne
spojrzenie Uchihy, który najwyraźniej nie do końca odnajdywał się w
sytuacji. Gdyby tylko zechciał, bez problemu mógłby się wyrwać z tego
uścisku i odejść, obaj o tym wiedzieli.
—
Zamierzam wcisnąć ci nie tylko rolę sprzątaczki, ale też praczki, bo
obawiam się, że moje łóżko może znieść twoją obecność gorzej niż stół.
Nie zamierzam nigdy więcej pieprzyć się w kuchni, to tylko teoretycznie
jest takie podniecające i będę odradzał to każdemu, kto spyta.
—
Zaraz, co? — Naruto zamrugał kilkakrotnie powiekami, nie nadążając za
tokiem rozumowania Sasuke. Przyjaciel tylko przewrócił oczami, po czym
spojrzał na niego, tym razem ze zdecydowaniem.
— Zostań.
—
Trzeba było tak od razu. — Uzumaki uśmiechnął się, po czym wyciągnął
rękę i dotknął delikatnie twarzy drugiego mężczyzny. Uchiha przyglądał
się temu podejrzliwie, jak gdyby w każdym momencie gotów był się
odsunąć, ale ostatecznie biernie pozwolił na tę pieszczotę. Każdy inny
człowiek, który ośmieliłby się dotknąć go w ten sposób, skończyłby z
uciętą kończyną, którą wyciągnął w jego kierunku. Odrąbaną mniej więcej w
okolicach pasa. To się jednak nie tyczyło Naruto, bo Sasuke jedynie
przymknął powieki i zrobił coś, o co nie posądzałby go nikt o zdrowych
zmysłach. Tak, on dosłownie wtulił się w miękką i ciepłą dłoń
przyjaciela. Nie, jego reputacja nie przeżyłaby, gdyby ktokolwiek się o
tym dowiedział.
Chwilę
później dotarli do sypialni — czyż to od samego początku nie był
wspaniały pomysł? — i baraszkowali w najlepsze, ucząc się na swoich
własnych błędach.
Uzumaki
momentalnie zapomniał o czekających na niego w barze kolegach i Sakurze,
która zapewne zamartwiała się czy wszystko w porządku, jak to miała w
zwyczaju. Liczyła się tylko ta chwila i leżący pod nim mężczyzna — jego
zamglone spojrzenie i ochrypły głos szepczący mu sprośności do ucha.
Przez jeden absurdalny moment zapragnął zatrzymać czas i nie budzić się
jutro — nie wyobrażał sobie, jakim cudem da radę wstać i zawlec swoje
zwłoki przed ołtarz, by zawierzyć samego siebie kobiecie, do której nic
nie czuł. Kobiecie, która nie wzbudzała w nim tych sensacji i nie
sprawiała, że krew w jego żyłach krążyła szybciej, wznosząc go na
wyżyny. Kobiecie, która zdecydowanie nie miała penisa i co
najważniejsze, kobiecie, która nie była Sasuke.
Niestety,
jeśli pretenduje się do tytułu Hokage, często trzeba przedkładać bliżej
nieokreślone Wyższe Dobro nad własne szczęście i to właśnie musiał
zrobić. To było odpowiedzialne i gruntownie przemyślane — właśnie
dlatego zdusił w zarodku irracjonalny pomysł, który nawiedził jego
głowę. Koncept ten nawet nie stał koło czegokolwiek odpowiedzialnego i
był zdecydowanie szalony.
Pozostawało
mu jedynie nacieszyć się bliskością przyjaciela zawczasu. Ustami i
dłońmi z niegasnącym zapałem uczył się na pamięć jego ciała, starając
się nie myśleć o świecie zewnętrznym. Ten jeden raz zdawało mu się, że
Uchiha pozbył się wszystkich masek i zarzucił wszystkie swoje gierki
mające na celu zmanipulowanie go, jednoznacznie się określając. Kto wie,
być może nawet taki drań jednak ma jakieś ambitniejsze uczucia, skoro
przełamał się i poprosił go, aby został na noc.
To nie miało znaczenia.
Liczyła
się Sakura, jej ciepły uśmiech i wsparcie jakie mu okazała. To, że
Naruto pozwolił sobie na tę szaloną noc, jeszcze niczego nie
przesądzało. Był jej coś winien i nie zamierzał nawalić w ostatnim
momencie, po raz kolejny przekładając termin ślubu. Jej kojący uścisk i
ledwo widoczne zmarszczki, które pojawiały się, gdy kobieta się
uśmiechała. Właśnie tak, o tym powinien myśleć.
Nieważny
był sposób, w jaki Sasuke wił się pod nim i jak prosił go o więcej,
mocniej. Jego gorące i chętne usta, które doprowadzały Uzumakiego na
skraj szaleństwa, sprawiając, że za każdym razem, gdy ich posmakował
miał ochotę raz jeszcze zweryfikować swoje plany na przyszłość i
zmodyfikować system wartości. Głos, obiecujący więcej wrażeń i
niezapomnianych nocy.
To
wszystko było bez znaczenia, bo i tak nie mógł tego mieć, nawet jeśli
naiwnie wierzył, że Uchiha odwzajemniał jego uczucia. To trochę jak
zakazany owoc, którego pragnie się jeszcze bardziej po spróbowaniu,
tracąc tym samym resztki rozumu i oddalając się od rzeczywistości.
—
Naruto — jęknął głucho Sasuke, gdy opadł z sił i jego głowa zagłębiła
się w poduszce. W jego oczach było coś nowego, jakiś wewnętrzny ogień —
ten sam, który Uzumaki miał okazję podziwiać wtedy, gdy przyjaciel
zasłonił go własnym ciałem przed atakiem wroga, bez wahania narażając
dla niego własne życie. Bez wątpienie zrobiłby to ponownie. — Nie idź —
mruknął niewyraźnie, składając na wargach przyjaciela delikatny
pocałunek, po czym owinął ramiona wokół jego torsu, przylegając do niego
całym ciałem.
Naruto
osłupiał i nie miał bladego pojęcia jak zareagować. Uchiha właśnie się
do niego przytulił, zapisze to wydarzenie w swoim kalendarzu wielkimi,
złotymi literami. Kiedy już pierwszy szok minął, poczuł przyjemne
uczucie rozlewające się w sercu. Uśmiechnął się błogo i przyciągnął
mężczyznę jeszcze bliżej siebie — w ramach odpowiedzi uzyskał jedynie
pomruk aprobaty. Żadnych gróźb o ucinaniu dłoni i kończeniu nędznego
żywota, tylko milcząca akceptacja i przyzwolenie.
Haruno
nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób, ona nie miała w sobie tyle
ognia. Zawsze chodziło o Sasuke i tylko o niego, nawet jeśli Uzumaki
nieustannie próbował to bagatelizować.
Szkoda tylko, że zrozumiał to tak późno.
Powiem Ci, że wkopałaś biednego chłopaka w ciężką sytuację. Tragiczną, możnaby rzec- jedno wyjście gorsze od drugiego... Co oznacza, że będzie ciekawie. Zwałaszcza, że w tym wszystkim aktywnie uczestniczy Sasuke.
OdpowiedzUsuńNo i w kwestii Uchichy- jest elementem, który podoba mi się najbardziej w tym opowiadaniu- taki czynnik każący mi czytać dalej (podobne obecne są również w innych Twoich tekstach, co by nie było, że tylko ten niesie ze sobą ryzyko uzależnienia- ale to chyba wiesz ;). Jego charakter, sposób bycia i niektóre zachowania (środek nocy? Cudownie, wyczyszczę miecz!)... Właśnie taki powinien być. Żaden z niego nawrócony, nowy bohater- to człowiek z przeszłością, którego sumienie i wrażliwość dawno zginęły śmiercią tragiczną, nieakceptowany i nie chcący akceptacji (z jednym małym wyjątkiem). No i co najważniejsze- Twój Sasuke jest tak nieobliczalny, że kiedy tylko się pojawia, od razu zaczynam się dziwnie cieszyć (odruch bezwarunkowy). Cóż z tym zrobić? Czytać dalej ^^
fukurou
Cóż, cieszę się, że przynajmniej Sasuke wyszedł mi wyrazisty. Zgadzamy się co do jednego - taki właśnie powinien być. Jeśli chodzi o ciężkie sytuacje... Jak bardzo zaskoczę, jeśli zawczasu uprzedzę, że to jeszcze nie koniec opowiadania i będzie gorzej? Chociażby w dzisiejszym rozdziale (znaczy, w tym, który dzisiaj opublikuję). Dziękuję za komentarz i przepraszam za taką niewydarzoną (i spóźnioną) odpowiedź, ale spieszę wrzucać następną część. Pozdrawiam i do napisania!
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńSkłamałabym pisząc, że jestem tu po raz pierwszy. Wpadłam sobie raz, drugi, trzeci, ale jakoś nie skomentowałam. Wiem, jestem niedobra :-(
Bardzo w tej historii podoba mi się to, że jest nieprzewidywalna. No, przynajmniej dla mnie. Zupełnie nie mam pomysłu, co z tym teraz zrobisz. A może mam pomysł, ale go zwyczajnie zignorowałam? To też całkiem możliwe, bo póki co, to wszystko co zakładałam się nie sprawdziło, więc nieświadomie przestałam się nad tym dłużej zastanawiać. Mam wieczną niespodziankę i bardzo mi to odpowiada. Dylemat, który postawiłaś przed Naruto jest naprawdę ciężki i ja na jego miejscu zapewne schowałabym się pod kołdrą i sączyła herbatkę. Nie no, katastrofa, serio. Cokolwiek by nie wybrał, nie czeka go sielanka i zapewne nie obejdzie się bez wyrzutów sumienia (no, ja bym miała). No nic, ciekawa jestem, co będzie dalej.
Poza tym oczywiście muszę wspomnieć o moim uwielbieniu Twojego Sasuke. Jest nieobliczalny i cholernie przez to ciekawy. Miałam różne wizje tej postaci, ale jeszcze nigdy mi taki do głowy nie przyszedł :-) każda scena z jego udziałem jest zaskakująca, trochę mroczna i szalona. Cokolwiek można przez to rozumieć.
Podsumowując ten chaos: będę na pewno wpadać częściej.
Pozdrawiam :-)
Tam zaraz niedobra. Cieszę się, że w końcu tknęło Cię sumienie i postanowiłaś się ujawnić - to zawsze cieszy autorka, podejrzewam, że coś o tym wiesz. Czy historia jest nieprzewidywalna... Cóż, z pewnością zadbałam o odpowiednią liczbę zwrotów akcji i w zasadzie dobrze, że tak to odbierasz. Lubię zaskakiwać czytelników - bo przynajmniej w pewnym stopniu właśnie o to chodzi w pisaniu, czyż nie? Mi osobiście nie sprawia frajdy czytanie opowiadania, jeśli wiem co będzie dalej (chyba, że jest napisane naprawdę genialnym językiem, ale to się raczej rzadko zdarza w przypadku tworów internetowych). Podoba mi się też sposób, w jaki odbierasz postać Sasuke - TAK MIAŁO BYĆ! Bardzo dziękuję za komentarz, miło mi, że opowiadanie przypadło Ci do gustu i liczę, że jeszcze się na siebie natkniemy. Pozdrawiam!
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńnaprawdę świetny, taki zagubiony Sasuke, no i w zasadzie co teraz…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia