Nie wierzycie autorkom, gdy te obiecują, że na pewno skończą jakieś opowiadanie? ("Wiem, że mam na koncie pisiont zaczętych fików, ale TEGO NA PEWNO SKOŃCZĘ!") No cóż, ja też nie, więc nie zdziwiłabym się, gdybyście wyszli z założenia, że nie ma co zaczynać messera, bo pewnie i tak porzucę go w połowie. Otóż nie! Niniejszym informuję, że to
opowiadanie jest już skończone i jego publikacja to tylko kwestia
czasu. Dopisałam wszystkie brakujące sceny i naprostowałam kilka spraw, a
także przeprowadziłam bardzo bolesny risercz. Nawet sobie nie
wyobrażacie jak bolesny. A teraz zostawiam Was z następnym rozdziałem, zapraszam do komentowania,
pozdrawiam serdecznie i do napisania!
sobota, 31 stycznia 2015
wtorek, 27 stycznia 2015
To, co lubiłem
Tytuł: To, co lubiłem
Gatunek: AU, obyczaj, Sasu POV
Długość: 5,5k
Ostrzeżenia: No, co tu ukrywać. Fik nie jest dramą, ale rzekłabym, że tematyka jest… w najlepszym wypadku specyficzna i może kogoś pogryźć/odrzucić/zniechęcić. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. No i przekleństwa, których nie jest tak znowu mało.
Uwagi: Ta miniatura aż się prosi o jakiś rys historyczny. Nie jest tajemnicą, że moje pomysły generalnie są pochrzanione (Cpt. Obvious) i tak też było tym razem. (Mocne słowo, ale przyznam, że nietypowe są i kogo wtedy ZAWSZE męczy? Mnie, Ditę. Nie wiem za co mnie los tak doświadcza…) Coś mi wpadło do głowy, maltretowałam Ditę tak długo, aż obiecała napisać, chociaż jęczała niemiłosiernie. (Każdy by na moim miejscu jęczał, no sami przyznajcie, jak już przeczytacie.) Obie jęczałyśmy, bo do takiej tematyki nie ma jak się wenować i potrzeba niezłej fazy do pisania. (Dita tu wspomni, że nie wie, co wciąga/pali/pije Ann, że ma takie szalone pomysły na opowiadania.)[Dita nie wie, ale Dita chce tego dwa kilo xD](Trzeba się dzielić z bliźnim, zwłaszcza z poślubionym.)[Co Twoje to i moje, ale co moje to nie ruszaj!](Patrzcie i uczcie się, jak wygląda prawdziwa wspólnota majątkowa, macie dobry przykład…)[Tak, kochanie, NASZE kalesony!] Skończyło się na tym, że tekst napisałyśmy obie, tylko, że ja napisałam Sasu POV, a ona siekła Naru POV (z tego miejsca chciałabym zachęcić do przeczytania jej tekstu - Odrobina luksusu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, który jest w przybliżeniu jakieś pisiont razy lepszy niż to moje popychadło) i właściwie to te teksty są poniekąd jednością, sami rozumiecie. Tyle ode mnie, zapraszam!
Gatunek: AU, obyczaj, Sasu POV
Długość: 5,5k
Ostrzeżenia: No, co tu ukrywać. Fik nie jest dramą, ale rzekłabym, że tematyka jest… w najlepszym wypadku specyficzna i może kogoś pogryźć/odrzucić/zniechęcić. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. No i przekleństwa, których nie jest tak znowu mało.
Uwagi: Ta miniatura aż się prosi o jakiś rys historyczny. Nie jest tajemnicą, że moje pomysły generalnie są pochrzanione (Cpt. Obvious) i tak też było tym razem. (Mocne słowo, ale przyznam, że nietypowe są i kogo wtedy ZAWSZE męczy? Mnie, Ditę. Nie wiem za co mnie los tak doświadcza…) Coś mi wpadło do głowy, maltretowałam Ditę tak długo, aż obiecała napisać, chociaż jęczała niemiłosiernie. (Każdy by na moim miejscu jęczał, no sami przyznajcie, jak już przeczytacie.) Obie jęczałyśmy, bo do takiej tematyki nie ma jak się wenować i potrzeba niezłej fazy do pisania. (Dita tu wspomni, że nie wie, co wciąga/pali/pije Ann, że ma takie szalone pomysły na opowiadania.)[Dita nie wie, ale Dita chce tego dwa kilo xD](Trzeba się dzielić z bliźnim, zwłaszcza z poślubionym.)[Co Twoje to i moje, ale co moje to nie ruszaj!](Patrzcie i uczcie się, jak wygląda prawdziwa wspólnota majątkowa, macie dobry przykład…)[Tak, kochanie, NASZE kalesony!] Skończyło się na tym, że tekst napisałyśmy obie, tylko, że ja napisałam Sasu POV, a ona siekła Naru POV (z tego miejsca chciałabym zachęcić do przeczytania jej tekstu - Odrobina luksusu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, który jest w przybliżeniu jakieś pisiont razy lepszy niż to moje popychadło) i właściwie to te teksty są poniekąd jednością, sami rozumiecie. Tyle ode mnie, zapraszam!
niedziela, 25 stycznia 2015
Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (3/14)
Dzisiaj przed rozdziałem sobie trochę pomędzę, a co, stać mnie. Na początek chciałabym zauważyć, że dzięki niejakiej Vanes dorobiłam się wreszcie jakiegoś konkretnego szablonu na bloga. Było z tym trochę zamieszania, ale już wszystko elegancko hasa i nic tylko podziwiać. Pragnę z tego miejsca podziękować, bo efekt finalny jest świetny. Co za tym idzie, na blogu pojawił się również czat i jeśli mam być szczera, to już żałuję, ale niech będzie, że stawiam na kontakt z czytelnikami - zapraszam do udzielania się, co tam chcecie. (przyp: czat NIE JEST miejscem, w którym straumatyzowane dramami żony mogą się wyżalać) Jakby jednak coś działać nie chciało, to dajcie znać, a ja rozpłaczę się, siądę i nie wstanę spróbuję temu zaradzić albo zasięgnę fachowej pomocy.
środa, 21 stycznia 2015
Wolę jeździć, messer (2/7)
Przybywam z rozdziałem drugim i mężnie udaję, że takie opóźnienie było zamierzone i w ogóle (w myśl zasady: cokolwiek by się nie działo, udawaj, że tak właśnie miało być). Kilka osób pytało mnie, czym dokładnie jest "messer". Zastanawiałam
się wcześniej, czy dodawać tutaj jakiś odnośnik, w końcu nie dodałam, bo
ponoć wszystko było jasne, ale jak widać nie do końca. Tak więc:
Messer - w świecie wykreowanym przez Bułhakowa był to po prostu sposób, w jaki zwracała się do Szatana jego świta. Przytoczę jakiś cytat z książki, w ramach przykładu użycia: "Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie w bajkach, messer." - i znaczy to dokładnie tyle co "panie" itp. W polskim przekładzie było "messer", w oryginale "мессер" (istnieją również uzasadnione podejrzenia, że wyraz ten pochodzi od francuskiego "monsieur", ale to tylko taka teoria i nie mam za wiele na jej obronę) i to się po prostu nie tłumaczy. Nawet nie próbujcie, bo wyjdzie Wam, że to jakiś nóż albo inne cuda na kiju.
Okej, skoro to już wszystko ze spraw "organizacyjnych", to chciałabym jeszcze podziękować za komentarze - to naprawdę motywuje autora do dalszego tworzenia i inne takie. Zapraszam na rozdział drugi, który chyba wymaga specjalnego ostrzeżenia, a mianowicie: uwaga na pewien "pairing", który może pogryźć. Chociaż tak na dobrą sprawę to ciężko to nazwać pełnoprawnym związkiem i użyłam tego tylko jako środka do przekazania czegoś zupełnie innego (czytanie między wierszami, te sprawy). Nie zniechęcajcie się i czujcie się zaproszeni!
Messer - w świecie wykreowanym przez Bułhakowa był to po prostu sposób, w jaki zwracała się do Szatana jego świta. Przytoczę jakiś cytat z książki, w ramach przykładu użycia: "Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie w bajkach, messer." - i znaczy to dokładnie tyle co "panie" itp. W polskim przekładzie było "messer", w oryginale "мессер" (istnieją również uzasadnione podejrzenia, że wyraz ten pochodzi od francuskiego "monsieur", ale to tylko taka teoria i nie mam za wiele na jej obronę) i to się po prostu nie tłumaczy. Nawet nie próbujcie, bo wyjdzie Wam, że to jakiś nóż albo inne cuda na kiju.
Okej, skoro to już wszystko ze spraw "organizacyjnych", to chciałabym jeszcze podziękować za komentarze - to naprawdę motywuje autora do dalszego tworzenia i inne takie. Zapraszam na rozdział drugi, który chyba wymaga specjalnego ostrzeżenia, a mianowicie: uwaga na pewien "pairing", który może pogryźć. Chociaż tak na dobrą sprawę to ciężko to nazwać pełnoprawnym związkiem i użyłam tego tylko jako środka do przekazania czegoś zupełnie innego (czytanie między wierszami, te sprawy). Nie zniechęcajcie się i czujcie się zaproszeni!
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Wolę jeździć, messer (1/7)
Jak się bawić, to się bawić. Pragnę
zaprezentować magiczny tekst, który piszę, chociaż wcale go nie piszę.
Właściwie to do skończenia brakuje mi już tylko kilku scen, w tym
jednej, której nie chcę pisać (o matko, jak ja nie chcę jej pisać!) więc
zaczynam powoli publikować, z nadzieją, że to mnie do czegoś zmotywuje.
Jeśli jeszcze nie macie dość mnie i moich tekstów, to zapraszam do
czytania, komentowania, co kto chce!
Tytuł: Wolę jeździć, messer
Długość: Miała być miniatura. Potem miałam się zamknąć w trzech rozdziałach. Skończyło się na siedmiu, czyli standardowo – fik wymknął mi się spod kontroli. Powiem tylko, że tym razem nie są to kolosy po 5-6k, a średnia długość rozdziału wynosi raczej około 2,5k. Pocieszające, prawda?
Gatunek tekstu: AU, obyczaj, może trochę romansu i dramatu (trochę!)
Beta: Ja nie wiem. Wszyscy to betowali i jednocześnie nikt tego nie betował. Dziękuję wszystkim tym niewymienionym z imienia duszyczkom, które coś niecoś doradziły!
Ostrzeżenia: Zapewne jakieś przekleństwa i być może powinnam tu coś jeszcze napisać, ale no, spoilery, rozumiecie.
Uwagi: Ja wiem, że miałyście ciężkie przeprawy z moimi dramami, więc niniejszym zawiadamiam, że nikt nie umiera, ani nic z tych rzeczy. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że jak na moje standardy zakończenie będzie raczej do przełknięcia. Uprzedzam, że narracja pierwszoosobowa i w niektórych opisach mogły mi się zaplątać jakieś prywatne żale i wynurzenia. No i występują częste odwołania do mojej najukochańszej książki, ale ponoć wszystko jest należycie wyjaśnione, więc nie robiłam odwołań. Ale jakby co, to dajcie znać, dopiszę. Albo zamiast tego przeczytajcie książkę, o!
Uwaga specjalna: Są w tekście miejsca (bardzo sporadyczne, ale jednak) gdzie będziecie mieć do czynienia z całkowitym pogwałceniem poprawnej polszczyzny. Tak, to było zamierzone i wierzę, że pojmiecie o co mi chodziło. xD
Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (2/14)
Taaak. Ojejku, to już miesiąc minął od publikacji pierwszej części? No cóż. Naiwnie wierzyłam, że pójdzie to sprawniej i przepraszam za zwłokę, ale ja naprawdę nie mam ostatnio czasu i Wy cholernie dobrze o tym wiecie. Może następne rozdziały wrzucę jakoś szybciej. Dziękuję dziewczynom za komentarze i wspieranie mnie i jednocześnie zachęcam do dalszego czytania i dzielenia się przemyśleniami. Zapraszam!
Nie dla psa kiełbasa
Święta się skończyły, a ja dopiero teraz wrzucam tu świąteczny tekst - no cóż, bywa. Shit happens sometimes. Kto widział, ten widział, a kto nie widział i nie pasuje mu świąteczny klimat, zawsze można zostawić sobie na następne Boże Narodzenie! Tekst eventowy z forum SasuNaru, dedykowany, jak się okazało, Wer. <3 Tytuł: Nie dla psa kiełbasa
Długość: 2,8k
Gatunek: event, obyczaj, romans, AU
Beta: betacja betacją, ale chciałabym szczególnie podziękować Fani, która uratowała mi tyłek z publikacją tekstu, a i z powtórzeniami dzielnie walczyła.Ostrzeżenia: żadnych szczególnych, poza tym, że proszę o przeczytanie tekstu do końca, zanim rzucicie to wszystko w cholerę, bo znowu nawypisywałam straszne rzeczy.
Długość: 2,8k
Gatunek: event, obyczaj, romans, AU
Beta: betacja betacją, ale chciałabym szczególnie podziękować Fani, która uratowała mi tyłek z publikacją tekstu, a i z powtórzeniami dzielnie walczyła.Ostrzeżenia: żadnych szczególnych, poza tym, że proszę o przeczytanie tekstu do końca, zanim rzucicie to wszystko w cholerę, bo znowu nawypisywałam straszne rzeczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)