poniedziałek, 5 stycznia 2015

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (2/14)

Taaak. Ojejku, to już miesiąc minął od publikacji pierwszej części? No cóż. Naiwnie wierzyłam, że pójdzie to sprawniej i przepraszam za zwłokę, ale ja naprawdę nie mam ostatnio czasu i Wy cholernie dobrze o tym wiecie. Może następne rozdziały wrzucę jakoś szybciej. Dziękuję dziewczynom za komentarze i wspieranie mnie i jednocześnie zachęcam do dalszego czytania i dzielenia się przemyśleniami. Zapraszam!

Za naniesienie poprawek i walkę z moją dysinterpunkcją dziękuję Siv. <3

Rozdział I
Naruto, wyposażony w wetkniętą pod pachę tekturową teczkę, z miną godną chmury burzowej zmierzał do posiadłości Uchihy. Bardzo nie lubił zapuszczać się w te rejony i gdyby to od niego zależało, jego stopa już nigdy by tam nie postanęła. Chociaż, jeśli spojrzeć na to optymistycznie, istniała jakaś szansa, że przyjaciel zamorduje go, gdy dowie się o jego planach na przyszłość, i w związku z tym nie będzie już musiał odwiedzać tego zapuszczonego, powoli się rozpadającego domu.
Ilekroć patrzył na, niegdyś wspaniałą, posiadłość, ogarniał go niewytłumaczalny żal. Po odejściu ostatniego członka wyklętego klanu, nikt nie pofatygował się, aby jakoś zadbać o domostwo. Mało tego, co poniektórzy, usłużni mieszkańcy pokryli mury rozmaitymi, często wulgarnymi napisami. Nikt nie powinien być zmuszony do życia w takich warunkach, ale Sasuke udawał, że jest ponad to. Po swoim powrocie ogarnął jedynie niewielką przestrzeń — zaledwie jedną sypialnię, łazienkę, kuchnię i kawałek przedpokoju, czyli tylko to, co było mu niezbędne do przeżycia. Zachowywał się jakby to wszystko było tymczasowe, nie traktował tego miejsca jak coś stałego, jak dom.
Chłopak westchnął ciężko i pokręcił głową, gdy po raz kolejny przeczytał nabazgrane czerwoną farbą „spłoń w piekle” i „matecznik potworów”. Wkroczył na werandę, ignorując skrzypiące niemiłosiernie drewno, i wszedł do środka. Nie kłopotał się pukaniem — nigdy tego nie robił i nie zamierzał nagle zaczynać. Uchiha raczej nie miewał gości, a poza tym prawdopodobnie i tak nie pofatygowałby się do drzwi, udając, że go nie ma. Gospodarza zastał w jego pokoju, wyciągniętego wygodnie na łóżku i pochłoniętego lekturą jakiejś książki.
— Cześć, draniu! — zawołał Naruto, salutując mu trzymanymi aktami. Sasuke spojrzał na niego spod byka, wystudiowanym gestem przewracając stronę i wracając do czytania.
— Przeszkadzasz.
Uzumaki jedynie wzruszył ramionami, po czym podszedł do kolegi i zwalił jego nogi na podłogę, robiąc sobie trochę miejsca. Uchiha mruknął pod nosem coś o gościach, którzy nie rozumieją kiedy nie należy przychodzić i natrętnych młotkach, ale nie wziął tego zbytnio do siebie. Gdyby gospodarz naprawdę nie chciał jego obecności, już dawno wyleciałby oknem, z przysmażonym ognistą kulą tyłkiem.
— Wziąłbyś w końcu ogarnął ten dom, tu jest potrzebny gruntowny remont — zrzędził Naruto, sadowiąc się wygodniej na pościeli. Przyjaciel posłał mu mordercze spojrzenie, na które szczęśliwie zdążył się już uodpornić, po czym rozłożył nogi na jego kolanach.
— Nie, Naruto, tu jest potrzebny buldożer. Nie ma nawet czego remontować. Powiedziałem ci kiedyś, że jak masz z tym aż taki problem, to zawsze mogę się przeprowadzić do ciebie. Wyraziłeś głośny sprzeciw dla tego pomysłu, więc zrób mi tę przyjemność i się zamknij.
— Dobra, mniejsza o to. — Fakt, Uzumaki jak przez mgłę pamiętał coś o domniemanej przeprowadzce. Spanikował, bo nie był w stanie wyłapać kontekstu i nie wiedział na ile poważna była ta propozycja, co Sasuke skwitował głośnym śmiechem. Dla własnego bezpieczeństwa psychicznego wolał nie przechodzić ponownie przez to bardzo bolesne doświadczenie. — Wieści mam.
— Lepiej dla ciebie, żeby były one dobre. Wiesz, że dawniej zabijało się posłańców ze złymi wieściami? — Uchiha w końcu odłożył książkę na bok i przyjrzał się koledze, splatając ręce za głową.
— Dobre jak dobre. W sumie to dwie sprawy są. — O tej drugiej Naruto wolał nie wspominać, ale chyba nie miał wyjścia. Jego przyjaciel był do pewnego stopnia nieobliczalny i ciężko było przewidzieć, jak się zachowa, więc lepiej, żeby cała przykra procedura odbyła się bez udziału osób trzecich. — Po pierwsze, misję dostaliśmy. Najwyraźniej babcia doszła do wniosku, że ma już dość twojego opierdzielania się na koszt porządnych obywateli i powinieneś zacząć na siebie zarabiać. — Chłopak uśmiechnął się z wyższością, dobitnie uświadamiając rozmówcy kogo z ich dwójki uważa za prawego obywatela, po czym rzucił mu teczkę na brzuch.
Saskue przyjrzał się dokumentom, jakby te miały go zaraz ugryźć, po czym ostrożnie je otworzył i zaczął przeglądać. Uzumaki myślał, że choć trochę się ucieszy — w końcu dostał pierwszą misję po tylu latach, co znaczyło, że został oficjalnie przywrócony do łask. Tymczasem Uchiha nie pokazał, że w ogóle go to obeszło, obojętnie zapoznając się ze szczegółami zadania, z kamienną twarzą.
— Szczerze mówiąc, to podejrzewam, że ta druga sprawa mnie bardziej zainteresuje — mruknął po chwili, oddając przyjacielowi papiery. Naruto nerwowo podrapał się po karku i zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Wszystko wydawało mu się daleko bardziej fascynującym obiektem do obserwacji niż twarz Sasuke, na której powoli zaczynał się formować drwiący uśmieszek. Opuścił jedną stopę na podłogę i powoli, dyskretnie, kopnął miecz chłopaka pod łóżko — naiwnie wierzył, że w razie czego ten wybieg zapewni mu kilka cennych sekund na ucieczkę. Albo przynajmniej zwiększy jego szanse na przeżycie.
Zawsze był odważny, brawury miał aż nadto, więc postanowił zrobić to raz, a dobrze. Szybko, konkretnie, do rzeczy.
— Żenię się z Sakurą.
Cisza jaka zapadła po tym wyzwaniu była gęsta, dusząca. Zniknęła rozluźniona atmosfera sprzed chwili — w powietrzu bez problemu dałoby się zawiesić siekierę. Uzumaki przełknął ślinę i odwrócił się powoli, nie spuszczając wzroku z drugiego mężczyzny. Uchiha przyglądał mu się zagadkowo, jakby właśnie usłyszał jakąś wyjątkowo zajmującą ciekawostkę geograficzną. Całe szczęście, że przynajmniej starł ten szyderczy uśmiech z twarzy. Naruto nie miał pojęcia, jak zinterpretować jego zachowanie — Sasuke nie zapałał nagle chęcią mordu, nie zaczął wywrzaskiwać inwektyw, ani też mu nie pogratulował. Chwilę później zrobił ostatnią rzesz, jakiej przyjaciel by się po nim spodziewał.
Roześmiał się.
Śmiał się długo i głośno, jakby usłyszał wyjątkowo dobry żart, który zrozumiał z opóźnieniem. W normalnych okolicznościach Uzumaki byłby wniebowzięty, bo śmiech Uchihy był czymś rzadkim i niesamowicie cenił sobie takie chwile, ale tym razem opadła mu szczęka. Strącił nogi chłopaka ze swoich kolan, po czym usiadł na jego udach i zdecydowanym gestem zasłonił dłonią jego usta, powodując tym samym, że śmiech ucichł.
— Powiedz coś. — Jego głos był cichy, jakby niepewny. Nie spodziewał się po przyjacielu niczego konkretnego, ale miał nadzieję, że nie zostanie wyśmiany. Najwyraźniej przeliczył się.
Właśnie dlatego ich relacja była taka pokręcona. Momentami Uzumaki miał wrażenie, że gdyby otworzył słownik pod hasłem „szaleniec”, to zobaczyłby tam zdjęcie przyjaciela szczerzącego się do niego maniakalnie z fotografii. To, że Sasuke był bardzo specyficznym i trudnym w obyciu osobnikiem to swoją drogą, ale w tym konkretnym przypadku wina leżała głównie po stronie Naruto. Nie był pewny jak, gdzie, ani tym bardziej dlaczego, ale w pewnym momencie uczucia, jakie żywił do swojego kolegi, zaczęły znacznie wykraczać poza normę. To nie było nic poważnego czy zobowiązującego, po prostu coraz częściej łapał się na tym, że jego wzrok ucieka do odsłoniętych fragmentów skóry Uchihy, a senne fantazje stały się czymś więcej niż wspólnym szukaniem skarbu piratów.
Jednak Sasuke był wciąż sobą — nieczułym, aroganckim draniem, który rzadko patrzył dalej niż czubek własnego nosa albo ta wieczna zemsta.
Później zaczęły się plotki. Ludzie nigdy nie widzieli żadnego z nich z jakąkolwiek panną, za to bardzo często ze sobą nawzajem, więc gadali — a było o czym. Rada była oburzona i głucha na zdroworozsądkowe argumenty, i wykorzystała fakt, że Uzumaki miał niedługo zostać mianowany nowym Hokage, naciskając na niego. Chłopak przestraszył się nie na żarty — raz, że marzenie o zostaniu przywódcą wioski było wciąż żywe, a dwa, że ten jeden raz opinia publiczna miała rację. Musiał w miarę szybko udowodnić, że jest w stu procentach heteroseksualny, a z Sasuke nie łączy go nic poza trudną przyjaźnią. Tak byłoby lepiej dla nich wszystkich.
Mimo to, miał nadzieję, że Uchiha poważniej podejdzie do tematu. Nie oczekiwał wybuchu epickiej zazdrości ani deklaracji głęboko skrywanego uczucia, biorąc pod uwagę brak jakiegokolwiek uczucia, ale taka reakcja go zabolała. Nie jakoś strasznie, po prostu nagle poczuł się malutki, bezwartościowy i zapragnął wpełznąć pod łóżko i już stamtąd nie wychodzić. Potwory mu nie straszne — był przekonany, że i tak to Sasuke jest najstraszniejszym potworem w tym domu.
— Tak właśnie czekałem, kiedy z tym do mnie przyjdziesz — rzucił po chwili chłopak, kiedy w końcu ustał opętańczy chichot. Delikatnie odsunął dłoń przyjaciela od swoich ust i posłał mu karcące spojrzenie, jednak nie zrobił nic, żeby go z siebie zrzucić. Zdarzało im się kończyć potyczki w dziwniejszych pozycjach, z czego już nie raz musieli się tłumaczyć przypadkowym świadkom — to jest, Naruto się tłumaczył, a Uchiha stał za jego plecami i w niewerbalny sposób przekazywał innym, co też sądzi o wyjaśnieniach Uzumakiego, który potem się dziwił, że nikt mu nie wierzył.
— Co? — Młody mężczyzna aż się zapowietrzył, kompletnie nie wiedząc, jak teraz należałoby zareagować. Poprzestał więc na rozdziawieniu buzi i wpatrywaniu się w Sasuke, jakby nagle wyrosła mu druga głowa.
— Wiem o tym ślubie i to już od jakiegoś czasu. Nie wiedziałem natomiast kiedy sam mi o tym powiesz, no i nie byłem pewien, czy to wszystko prawda.
— I nie czułeś takiej wewnętrznej potrzeby, żeby mnie o to zapytać?
— Raczej nie. Obserwowanie jak się miotasz i zastanawiasz, czy w ogóle mnie wtajemniczyć było zabawniejsze — odparł ze spokojem Uchiha, sprawiając, że Naruto poczuł się jak balonik, z którego spuszczono powietrze. Jak teraz o tym myślał, to wcale nie był specjalnie zaskoczony. Takie zachowanie było bardzo w stylu Sasuke — uwielbiał prowadzić tego typu gierki, testować ludzi i grać na ich emocjach wtedy, kiedy akurat miał na to ochotę. I tylko czasami Uzumakiemu zdarzało się zapomnieć, że on wcale nie ma taryfy ulgowej i jego też to dotyczy. — A niby jakiej reakcji po mnie oczekiwałeś?
— Innej, draniu jeden. Na dobry początek mógłbyś mi na przykład pogratulować, że znalazłem kobietę swoich marzeń i zamierzam z nią zacząć wspólne życie — brnął Naruto, zastanawiając się, czy aby przypadkiem nie przegina. Przyjaciel musiał zauważyć jego skrępowanie i niepewność, bo uniósł brew i przyjrzał mu się uważnie. Uzumaki doszedł do wniosku, że rozwodzenie się nad atutami Sakury i gadka o tym, jakim to szczęśliwym małżeństwem nie będą, była nieco nieadekwatna do sytuacji, wziąwszy pod uwagę, że właśnie siedział na Sasuke i generalnie miał raczej mieszane odczucia w stosunku do jego osoby.
— Pogratuluję ci, jak będę miał czego.
— Jasne, już to widzę. — Naruto pokiwał głową, z miną mówiącą wyraźnie „nie ze mną te numery”. Uznał, że możliwie jak najszybsza zmiana tematu będzie najbezpieczniejszym wyjściem. Wszakże wolał nie informować przyjaciela, że po cichu liczył na to, że ten się przejmie i będzie się starał go odwieść od zamiaru brania ślubu. — Znamy się już ładne kilkanaście lat i przez cały ten czas jeszcze nigdy, niczego mi nie pogratulowałeś. — Z tym akurat Uzumaki już się pogodził, bo Uchiha nigdy nie był specjalnie otwartym człowiekiem i swoje uczucia i emocje okazywał w inny, mniej konwencjonalny sposób. Albo nie okazywał ich w ogóle. Tak czy inaczej, uderzanie w jego osobowość wydawało się daleko lepszym pomysłem, niż dyskutowanie na temat małżeństwa z Haruno. Jeszcze lepszym pomysłem byłoby zejście z drugiego chłopaka, ale to już wymagałoby za dużo wysiłku.
— Najgorsze kilkanaście lat mojego życia. — Uchiha westchnął cierpiętniczo, wchodząc w rolę człowieka głęboko skrzywdzonego i straumatyzowanego. — A tak na marginesie, to najwyraźniej nigdy jeszcze nie uznałem, że należą ci się gratulacje za cokolwiek.
— Serio? A ja myślałem, że to dlatego, że jesteś draniem.
— Myślałeś? A to ci dopiero — Uchiha mrugnął do niego porozumiewawczo i uśmiechnął się złośliwie. — Ale to w sumie dobrze, myślenie ma przyszłość. W tajemnicy mogę ci wyznać, że pogratulowałbym ci, gdybyś na przykład został Hokage. Uważam, że to już byłby dobry powód.
— Trzymam cię za słowo. Niniejszym obiecuję, że pierwsze co zrobię, gdy już dostanę na własność biało-czerwone łaszki, to będzie przyjście tutaj. Oczekuję, że przyjmiesz mnie z honorami i będziesz gratulować długo i gorliwie. Sam rozumiesz, należy mi się za te wszystkie lata.
— Oczekujesz, że będę się przed tobą płaszczył, tak? — Sasuke uśmiechnął się szeroko i nagle Naruto złapała refleksja nad istotą tej rozmowy. Bo chyba odrobinę się w tym wszystkim pogubił i nie do końca rozumiał jakim cudem od małżeństwa z Sakurą płynnie przeszli do płaszczenia się. A kurwiki w oczach Uchihy nie zwiastowały mu radosnej przyszłości i domyślał się, że to wszystko może mu się w każdej chwili przestać podobać.
— Płaszczenie się mogłoby być miłe, ale chyba jednak zrezygnuję — odparł szybko Uzumaki, ze zgrozą odnotowując, że przyjaciel odrobinę się pod nim przekręcił, ocierając się nieznacznie o jego krocze. Oczywiście mógł to być przypadek, ale jeśli chodziło o tego konkretnego shinobi, to Naruto już dawno przestał wierzyć w przypadki. Zamarł natychmiast, bacznie przyglądając się drugiemu mężczyźnie.
— A ja odnoszę wrażenie, że wcale nie zrezygnujesz i raczej nie miałbyś nic przeciwko. Ktoś tu chyba lubi być na górze — rzucił odważnie Sasuke, uśmiechając się jak dziecko, które właśnie chciało zrobić coś niegrzecznego i zerkało na rodziców, oceniając ich reakcję. Blondyn zaczerwienił się nieznacznie i stwierdził, że to już najwyższy czas, by usiąść normalnie i dokończyć tę dyskusję w nieco kulturalniejszej pozycji. Niestety, drań wyczuł pismo nosem, bo natychmiast zacisnął dłonie na biodrach Naruto, usadzając go z powrotem. Właściwie, to chłopak mógłby się mu wyrwać bez większego problemu, ale jakoś tak te blade ręce zaskakująco dobrze dopasowywały się do jego ciała i postanowił poświęcić chwilę na kontemplację tego odkrycia.
— Ja z kolei odnoszę wrażenie, że to nie twój zasrany biznes — warknął Uzumaki. Następną reakcją po skrępowaniu był oczywiście gniew i nie było w tym nic zaskakującego.
— Chyba jednak mój, bo tak jakby siedzisz na mnie.
— Bo mnie trzymasz — odparł chłopak, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że przyjaciel właśnie bawi się jego kosztem. Wargi Uchihy drżały od ledwo wstrzymywanego śmiechu, a ich właściciel wyglądał, jakby właśnie spełniał swoje życiowe powołanie. — Tak poza tym, to przypominam, że mam narzeczoną. A ty mnie trzymasz. Dlaczego mam wrażenie, że nie powinieneś tego robić?
— Nie żebym ja coś, ale to ty na mnie wlazłeś. Wybacz, ale jakoś nie widzę siebie w roli twojej przyzwoitki i po twojej minie sądzę, że się co do tego zgadzamy. Uznałem tylko, że najwyraźniej lubisz mój widok pod sobą, więc pozwalam ci się tym nacieszyć, dopóki możesz — wyjaśnił Sasuke, ostentacyjnie zabierając dłonie i pokazując, że on już nikogo nie trzyma i że to do Naruto należy decyzja, czy się odsunie.
Uzumaki natomiast nie do końca wiedział, jak zareagować — nie odnajdywał się w takich dwuznacznych sytuacjach z Uchihą. Nie mógł pozbyć się wówczas wrażenia, że przyjaciel czegoś się domyśla i że właśnie stąd biorą się te wszystkie śmiałe żarty. Chociaż równie dobrze chłopak mógł po prostu czerpać jakąś sadystyczną przyjemność z zawstydzania go. To trochę jak szturchanie zdziczałego lisa patykiem, tylko po to, by sprawdzić, jak zareaguje i czy rzuci się na ciebie z pazurami. Naruto zawsze obiecywał sobie, że kiedyś to on wygra i ulegnie tym prowokacjom — rzuci się na Sasuke z zębami i pazurami jak ten metaforyczny zwierzak. Tylko może nie do końca w takim znaczeniu, w jakim on mógłby tego oczekiwać. Bo w pewnym sensie Uchiha miał rację i jego kolega byłby w stanie przywyknąć do jego widoku pod sobą. Tymczasem jednak westchnął ciężko, po czym wstał, po raz kolejny się wycofując.
Sasuke nie odezwał się ani słowem, jednak wyglądał na odrobinę rozczarowanego, jak gdyby oczekiwał, że Uzumaki pozwoli tej niecodziennej grze trwać odrobinę dłużej. A on uparcie nie pozwalał, ponieważ o ile dla Uchihy takie dręczenie psychiczne i prowokowanie najprawdopodobniej były jedynie sposobem na zabicie nudy, tak dla niego to wszystko znaczyło nieco więcej. Nie zniósłby odrzucenia i drwiny w jego oczach, gdyby przyjaciel kiedyś zorientował się w jakim kierunku to podążało.
— Nie cieszy mnie twój widok pode mną — skwitował w końcu Naruto, splatając ramiona na piersi, co Sasuke skwitował donośnym prychnięciem. Rozłożył się na łóżku jeszcze wygodniej, wyciągając się w klasycznej pozie „namaluj-mnie-jak-jedną-ze-swoich-paryskich-dziewczyn” i założył ręce za głowę, przez co jego koszula podwinęła się nieznacznie, odsłaniając kawałek umięśnionego brzucha. Uzumaki uczynił heroiczny wysiłek, by unikać tego miejsca wzrokiem. Byłoby przykro, gdyby jego czyny przeczyły słowom, a on przecież utrzymywał, że przyjaciel jest mu obojętny w tym sensie.
— Wmawiaj to sobie. Jak kiedyś sam w to uwierzysz, to daj znać, sprawdzimy — rzucił nonszalancko Uchiha, sprawiając, że pięść Naruto zaczęła nerwowo podrygiwać. To już był poniekąd odruch bezwarunkowy, kiedy przychodziło do kolejnych popisów bezczelności w wykonaniu chłopaka. No naprawdę, za takie zachowanie ten drań zasługiwał na osobny kocioł w piekle.
— To ten, ja będę się już zbierał, bo tak jakby nie mam czym oddychać. Ja i twoje ego nie mieścimy się w jednym pomieszczeniu. — Uzumaki machnął dłonią, po czym odwrócił się z zamiarem odejścia.
— Naruto? — zaczął Sasuke zaskakująco poważnym głosem, sprawiając, że przyjaciel momentalnie się zatrzymał. Z jego twarzy zniknęło poprzednie rozbawienie — zamiast tego między brwiami pojawiła się niewielka zmarszczka, wskazująca na wytężony wysiłek umysłowy. Chłopak poczuł nagle przemożną chęć, by pochylić się nad Uchihą i delikatnie ucałować to pomarszczone czoło, mrucząc jakieś uspokajające frazesy o tym, że myślenie boli i że lepiej się nie przemęczać. Tor jakim podążyły jego myśli, zaskoczył go do tego stopnia, że szok nie pozwolił mu się ruszyć. Na szczęście dla niego.
— Tak?
— Jesteś pewien, że to dobry pomysł? — zapytał Sasuke, podpierając się na łokciach i uważnie przyglądając się drugiemu mężczyźnie.
— Co masz na myśli?
— Małżeństwo z Haruno. Jesteś pewien, że dobrze to przemyślałeś? Nie wolałbyś jeszcze się nad tym zastanowić, poczekać trochę?
— Na co niby mam czekać? — Naruto uważnie śledził wzrokiem niecodzienne zachowanie Uchihy. Na kogo miał czekać?
— Młotku, ja… — Sasuke jakby zawiesił się na chwilę, nie będąc w stanie wyartykułować żadnego dźwięku. Otworzył usta i przyjrzał mu się oceniająco, jak gdyby kalkulował sobie coś w głowie. Aż widać było trybiki pracujące w jego mózgu. Uzumaki milczał, wpatrując się wyczekująco w przyjaciela, niepewny do czego ten zmierzał. Chwilę później Uchiha przymknął powieki, kręcąc głową jakby z rezygnacją, a potem prychnął z rozbawieniem. Magiczny moment prysnął, równie szybko jak się pojawił. — Na moje boskie ciało, oczywiście. Przecież już chyba ustaliliśmy, że w swoim kawalerskim życiu chciałbyś jeszcze trochę napatrzeć się na mnie pod tobą? — Sasuke mrugnął do niego i uśmiechnął się w typowy dla siebie, wredny sposób. Naruto westchnął cicho, czując pewien żal, że przyjaciel nie odważył się powiedzieć tego, co naprawdę myślał. Bo Uzumaki wolał się nawet nie domyślać, co to mogło być — obawiał się, że jego wrodzony optymizm i wybujała wyobraźnia mogłyby go zwieść na manowce.
— Miałem okazję napatrzeć się przed chwilą. Żaden cud natury. — Chłopak machnął lekceważąco dłonią, z powodzeniem ignorując mamrotanie Uchihy. Zamierzał właśnie wyjść z pokoju, jednak jedna rzecz wciąż nie dawała mu spokoju. Wcześniej o tym zapomniał, skupiając się zupełnie na czymś innym, a wielotorowe myślenie zdecydowanie nie było jego mocną stroną. Jednak, jak mówi stare przysłowie pszczół — co ma wisieć, nie utonie.
— No dobra, draniu, gadaj od kogo się dowiedziałeś. — Naruto nie czuł się w obowiązku precyzować o co mu dokładnie chodziło. Sasuke zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową z politowaniem, bezbłędnie interpretując pytanie przyjaciela. Przyjrzał mu się z wyrachowaniem, ponownie udając, że zastanawia się nad odpowiedzią.
— Mam swoje sposoby — odparł lakonicznie, na co Uzumaki jedynie przewrócił oczami. Takie ogólnikowe stwierdzenia jeszcze nigdy nie oznaczały niczego dobrego, a za to bardzo często były tajemniczo powiązane z jakimiś porwaniami albo wrzuconymi do wrzątku szczeniakami. Blondyn zdążył już do tego przywyknąć, jednak wypracował sobie odruch dopytywania się o szczegóły — w razie czego musieli przecież mieć jakąś wspólną wersję. No i gdyby przyszło co do czego i miałby wskazywać miejsce, gdzie Uchiha przypuszczalnie zakopał czyjeś zwłoki, to musiałby wiedzieć, gdzie one się dokładnie znajdowały, żeby przypadkiem kogoś tam nie skierować.
— A czy te sposoby zawierają w sobie straszenie innych kataną i sporą dawkę maniakalnego szczerzenia zębów?
— Wolisz nie wiedzieć, kochanie.
— Czaję, czaję. — Naruto zjeżył się nieco, słysząc sposób, w jaki zwrócił się do niego Sasuke. Robił tak czasami, często w obecności osób trzecich. Jakieś pocieszenie Uzumaki odnajdował w tym, że ton głosu przyjaciela był identyczny, jak w przypadku „młotka”, „debila” i innych równie uroczych przydomków, więc dla niego było jasne, że to tylko kolejna wyszukana forma przekomarzania się i grania mu na nerwach. Żeby tylko zrozumiała to jeszcze reszta mieszkańców, o. To by było coś. — Im mniej wiem, tym krócej mnie będą przesłuchiwać, a ty w sumie mógłbyś mi powiedzieć, ale potem musiałbyś mnie zabić. A tak na marginesie, to wyruszamy jutro przed wschodem słońca sprzed głównej bramy. Nie spóźnij się.
— Martw się lepiej o swój tyłek. Nie ręczę za siebie, jeśli się nagle okaże, że zaspałeś. Na twoim miejscu podczas nastawiania dzisiaj budzika wziąłbym poprawkę na to, że mój przyjaciel jest psychopatą i przeżywa wielokrotne orgazmy na samą myśl o torturowaniu spóźnialskich młotków.
— Dobra, twoje groźby zostały odnotowane. — Uzumaki podejrzewał, że w praktyce przyjaciel ograniczyłby się do szklanki lodowatej wody wylanej na głowę. Opcjonalnie wiadra. To nie tak, że Uchiha był gołosłowny, jednak doświadczenie nauczyło go, że w stosunku do niego przyjaciel wykazuje się nieco większą tolerancją niż względem reszty populacji wioski. Jakkolwiek jej poziom wciąż był zastraszająco niski, jeśli porównywać z szeroko rozumianą normą. — Coś jeszcze?
— Sakura wie, z kim udajesz się na jutrzejszą misję i nie ma nic przeciwko temu? — Pozornie błahe pytanie po raz kolejny wybiło Naruto z rytmu. Niby nic, ale coś w wyrazie twarzy Sasuke kazało mu sądzić, że zależy mu na poznaniu odpowiedzi, co samo w sobie było dość szokujące. Nie wiedział, czy była to swojego rodzaju kontynuacja tego, do czego Uchiha zmierzał jeszcze przed chwilą, czy zupełnie coś innego, ale miał świadomość, że należy zachować szczególną ostrożność. Strasznie ciężko jest odpowiadać na pytania, jeśli człowiek nie wie jakiego rodzaju odpowiedzi oczekuje rozmówca.
— Wie — odpowiedział chłopak, oczekując jakiejś żywszej reakcji ze strony przyjaciela, jednak takowa nie nadeszła. — I niby czemu miałaby mieć coś przeciwko?
— Tak tylko pytam, z wrodzonej ciekawości. Zastanawiałem się po prostu, czy nie obawia się, że mogę trwale uszkodzić jej jakże drogocennego narzeczonego.
— Aha. — „Aha” było bardzo dyplomatyczną odpowiedzią, idealną w sytuacjach kryzysowych, kiedy każda inna rzecz do powiedzenia wydawała się niewłaściwa i nie na miejscu. — Przypominam, że jakby co, to jestem już dużym chłopcem i sam potrafię się obronić.
— Nikt nie pytał.
— Do jutra, draniu — pożegnał się szybko Naruto, po czym umknął z domu przyjaciela. Dopiero wtedy zorientował się, że spędził u niego zdecydowanie za dużo czasu — przecież on miał jeszcze wiele ważnych spraw do załatwienia przed planowaną na następny dzień wyprawą.
Na ile się orientował, to od pół godziny powinien być już u Sakury, z którą umówił się, by ustalić szczegóły wesela i wcale nie było jego winą, że się zasiedział — za każdym razem, gdy zbierał się do wyjścia, albo on sobie o czymś przypominał, albo Sasuke nagle czegoś chciał. Zupełnie jakby starał się go w pewien sposób zatrzymać. Nie, żeby to było coś nowego.
Jednak Uzumaki nie potrafił sobie przypomnieć, co też podkusiło go, żeby to Uchihę odwiedzić jako pierwszego i właśnie to było w tym wszystkim przerażające.

1 komentarz:

  1. Witam,
    hahha Sasuke jednak wiedział o tym ślubie, jednak wolał tą informację usłyszeć od samego Naruto, mam wrażenie, że jest nim zainteresowany, ale uwielbia się z nim droczyć...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń