niedziela, 25 stycznia 2015

Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (3/14)

Dzisiaj przed rozdziałem sobie trochę pomędzę, a co, stać mnie.  Na początek chciałabym zauważyć, że dzięki niejakiej Vanes dorobiłam się wreszcie jakiegoś konkretnego szablonu na bloga. Było z tym trochę zamieszania, ale już wszystko elegancko hasa i nic tylko podziwiać. Pragnę z tego miejsca podziękować, bo efekt finalny jest świetny. Co za tym idzie, na blogu pojawił się również czat i jeśli mam być szczera, to już żałuję, ale niech będzie, że stawiam na kontakt z czytelnikami - zapraszam do udzielania się, co tam chcecie. (przyp: czat NIE JEST miejscem, w którym straumatyzowane dramami żony mogą się wyżalać) Jakby jednak coś działać nie chciało, to dajcie znać, a ja rozpłaczę się, siądę i nie wstanę spróbuję temu zaradzić albo zasięgnę fachowej pomocy.
Co tam jeszcze... Cóż, czasu na pisanie coraz mniej, niestety, więc póki co głównie będę dorzucać kolejne cegiełki do już ukończonych, acz nieopublikowanych opowiadań. Dobre i tyle. I w ogóle zima jest do chrzanu, nawet jeśli jest taka wiosenno-jesienna jak tegoroczna. Każda jest be, amen. A tak poza tym, to luty zbliża się wielkimi krokami, więc brace yourself. Wzywa mnie zew seriali (obejrzeć je wszystkie!) co znacznie utrudnia pisanie fików.   Ale dobra, bo mogłabym tak kwęczeć do jutra. Zapraszam na następny rozdział mojego listopadowego potwora i zachęcam do pozostawienia po sobie komentarza. Pozdrawiam i do napisania!
Rozdział II
Następny poranek okazał się dla Naruto wyjątkowo traumatycznym przeżyciem. Nie spał aż do późnych godzin nocnych, starając się zrozumieć cokolwiek z zachowania Sasuke, jednak o poranku wciąż był na tym samym etapie co przed położeniem się spać, więc ostatecznie skapitulował i jakoś udało mu się urwać chociaż kilka jakże cennych godzin snu. Bo zachowania jego przyjaciela najwyraźniej zrozumieć się nie dało — był zmienny jak chorągiewka na wietrze i nigdy nie było wiadomo, czy dzisiaj ma akurat nastrój na urywanie ludziom głów i błyskanie Sharinganem na prawo i lewo, czy może woli prowadzić te swoje wieloznaczne gierki i doprowadzać tym samym biednych Uzumakich do szewskiej pasji.
Na szczęście, poranek przebiegł bez większych komplikacji — jedynie niewielkie poparzenie wrzątkiem, ale nie było strat w ludziach, więc Naruto bez problemu zdążył dotrzeć na umówione miejsce zbiórki. Wstawanie rano mieściło się na jego liście rzeczy ulubionych gdzieś pomiędzy kopaniem rowów a czyszczeniem muszli klozetowej, ale potrafił się zmobilizować, jeśli cel był naprawdę szczytny. Słońce jeszcze nie wzeszło, ale głęboka ciemność nocy powoli ustępowała miejsca szarości — idealna pora, by wyruszyć na taką misję, zwłaszcza jeśli chodziło o ochronę kogoś ważnego. Lepiej, jeśli ogół społeczeństwa nie wie dokładnie, kiedy taka wyprawa się zaczyna, a nieżyczliwi mieszkańcy śpią jeszcze grzecznie we własnych łóżkach.
Przy bramie Naruto dostrzegł dwie sylwetki, więc przyspieszył kroku, by nie musieli na niego już dłużej czekać. Sasuke, który wyglądał na kompletnie rozbudzonego — do tego stopnia, że Uzumaki momentami zastanawiał się, czy on w ogóle kiedykolwiek sypia — w ramach przywitania jedynie skinął mu głową z obojętną miną. Chłopak odwzajemnił się tym samym i uważnie przyjrzał się stojącej obok przyjaciela kobiecie.
Pierwszym, co rzucało się w oczy były jej włosy. Nie, nie miały wcale jakiegoś zabójczego koloru, który przyciągał oko — w rzeczywistości nie wyróżniały się niczym pod tym względem, nijaka barwa, jaką można zaobserwować u większości dziewcząt na ulicy. Włosy nieznajomej były nieokrzesaną burzą loków, więc postronnemu obserwatorowi mogło się wydawać, że składa się w trzech czwartych z kudłów. Całokształt wyglądał nieco karykaturalnie — jakby jakieś zwierzątko będące efektem nieudanego jutsu przywołania na trwałe przykleiło się do jej głowy. Fryzura skutecznie odwracała uwagę od twarzy, która również była przeciętna — jak bezbarwne płótno, na którym artysta zapomniał cokolwiek namalować i jedynie w oczach dało się dostrzec jakąś głębię.
Jeśli Naruto trafnie zgadywał, było to efektem jakiejś techniki — niewykluczone, że autorstwa samej Tsunade. Nie miał bladego pojęcia, kim była kobieta, którą zgodzili się eskortować — we wszystkich papierach figurowała jako Podróżniczka, nikt nigdy nawet nie zająknął się na temat jej imienia. Ktoś najwyraźniej bardzo się postarał, żeby ukryć jej tożsamość i prawdziwy wygląd. Uzumaki nie do końca pojmował jedynie skąd takie włosy — gdyby to on tworzył wizerunek kogoś, kto ma pozostać anonimowy, raczej nie dodawałby mu takich charakterystycznych elementów, ale nie jemu było to rozumieć. Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął do kobiety rękę.
— Naruto Uzumaki, miło mi panią poznać.
Nieznajoma przyjrzała mu się ostrożnie, jakby z rezerwą, po czym szybko uścisnęła wyciągniętą w jej kierunku rękę. Był to uścisk krótki, ale zdecydowany — to właśnie człowiek, z którym Naruto mógł pracować.
— Witam, mnie również — odpowiedziała Podróżniczka, odpowiadając mu lekkim uśmiechem. Najwyraźniej zdał jakiś jej wstępny egzamin i kobieta uznała, że, przynajmniej tymczasowo, może mu zaufać. Chłopak poczuł mimowolną ulgę, bo obawiał się, że czeka ich przeprawa z klasyczną blondynką z piekła rodem. Tymczasem miał do czynienia z niską, ale dobrze zbudowaną kobietą — jej strój sugerował, że była przygotowana na wędrówkę i raczej nie zamierzała nagle zacząć zgłaszać zażaleń z tego powodu.
— No dobra, wystarczy już tego czczego gadania — zakomenderował nagle Sasuke, powodując, że oboje otrząsnęli się i natychmiast spojrzeli na stojącego nieopodal mężczyznę. Bardzo łatwo było go przeoczyć — ubrany na ciemno praktycznie wtapiał się w mrok. Widać było, że miał w tym doświadczenie. Sam zresztą powtarzał, że w takich warunkach czuje się najbardziej komfortowo — przywykł do skradania się w ciemnościach i obserwowania innych z ukrycia.
— Przecież się nie pali — zrzędził Uzumaki, zabierając od kobiety jej bagaż. Plecak jak plecak, z tym, że ten konkretny był takich rozmiarów, że mógłby pomieścić małe słoniątko. Naruto byłby w siódmym niebie, gdyby dziewczyny nauczyły się w końcu oszczędniej pakować, jednak póki co na to się nie zanosiło — jakaś wada genetyczna całego gatunku, czy coś. Chłopak zamaskował cierpiętniczy jęk, starając się niczego po sobie nie pokazywać, gdy zarzucony na plecy tobół dociążył go do ziemi. Bagaż Podróżniczki w połączeniu z jego ekwipunkiem zdecydowanie do najlżejszych nie należał.
— I tak zabrałam tylko najpotrzebniejsze rzeczy — zaznaczyła kobieta, uśmiechając się z wdzięcznością.
— Się wie. — Naruto mrugnął do niej porozumiewawczo, starając się robić dobrą minę do złej gry. — W razie potrzeby zamienimy się z Sasuke, dobrze mu zrobi, jak się chłopak trochę zmęczy. Trzeba wyrabiać bary i takie tam. — Na wzmiankę o sugerowanej zmianie, Uchiha zerknął na niego przelotnie przez ramię.
— Wyjaśnijmy sobie coś, młotku. Istnieje takie coś jak podział obowiązków, który w tej sytuacji jest jasny i oczywisty. Ja zajmuję się logistyczną częścią całego przedsięwzięcia i opracowuję alternatywne trasy, ty robisz za mięśniaka i tachasz ciężary. A pani pogania cię, jeśli zostaniesz za bardzo w tyle.
— Ej, pobite gary! — zawołał oburzony Uzumaki, za co otrzymał łagodnego kuksańca w żebra. Podróżniczka uczyniła pewien wysiłek, by ukryć chichot, więc mężczyzna taktownie udał, że niczego nie zauważył, bo przecież nie wypadało wygarniać kobiecie.
— Mógłbyś chociaż stwarzać pozory bycia profesjonalistą, młotku — skarcił go protekcjonalnie Sasuke, powodując, że przyjaciel zmełł przekleństwo. Odpowiedź jaka cisnęła mu się właśnie na usta była zdecydowanie niecenzuralna i w żadnym wypadku nieprzeznaczona dla uszu niewiasty. — A teraz przymknij się chociaż na moment, chyba że chcesz kogoś obudzić. — Naruto policzył w myślach do dziesięciu, po czym wziął kilka głębokich wdechów. To będzie bardzo długie kilka dni i chyba powinien już teraz zacząć ćwiczyć jakieś techniki medytacyjne, jeżeli cała ta misja nie ma się skończyć śmiercią jednego z nich. Albo obydwu.
Ich mały orszak bez dalszego ociągania się ruszył w kierunki bramy, gdzie Sasuke zamienił kilka słów ze strażnikami — którzy najwyraźniej mieli braki w wyszkoleniu i udawaniu niewzruszonych twardzieli, bo widać było jak na dłoni, że gdy mroczny ninja do nich podszedł, zapragnęli nagle wziąć nogi za pas — po czym opuścili Konohę i zagłębili się w las. Poruszanie się w takich warunkach sprawiało im nieco trudności, więc szli wolno z obawy, że natrafią na jakieś wystające korzenie albo inne przeszkody. Trasa po gałęziach niestety nie była dla nich dostępna — w dokumentacji zadania wyraźnie zaznaczono, że Podróżniczka nie życzy sobie tego typu atrakcji, więc musieli postawić na bardziej konwencjonalne sposoby przemieszczania się. Całe szczęście, że powoli dniało i niedługo będą mogli przyspieszyć kroku.
— Więc udajemy się do Sunagakure? — zagadał Naruto, gdy już upewnił się, że Uchiha nie zamierza go ponownie uciszać.
— Sądzę, że powinien pan przeczytać szczegóły misji, zanim pan na nią wyruszył — zauważyła inteligentnie kobieta, zaskarbiając sobie tym samym aprobujące spojrzenie ze strony Sasuke. — Wnoszę, że jest panu znana trasa naszej wyprawy.
— Oczywiście, że jest znana, ja chciałem tylko…
— Profesjonalizm, młotku. Pamiętaj — szepnął mu przyjaciel do ucha konspiracyjnym szeptem. Nie ściszył on jednak głosu na tyle, by Podróżniczka ich nie dosłyszała i po chwili od jej strony dało się słyszeć bliżej niezidentyfikowany dźwięk, dający się opisać jedynie jako niewyraźne rzężenie. Albo tłumiony chichot, jak kto woli.
— Jestem oazą spokoju — wyrecytował Naruto, starając się odciąć od bodźców zewnętrznych i nie denerwować. Dość miał ostatnio wrażeń i zawirowań i niech bogowie mają go w opiece, jeżeli ta dwójka zamierza zawiązać jakąś spółkę i wspólnie go dobijać.
— Posłuchaj uważnie, mięśniaku — kontynuował Uchiha, zawsze pomocny i służący radą. — Sunagakure to inaczej Wioska Ukryta w Piasku. Została założona wiele lat temu przez Kazekage i znajduje się…
— Jestem liliją na tafli jeziora — wysyczał Uzumaki przez zaciśnięte zęby, ignorując ciche naśmiewanie się Podróżniczki i nieco mniej dyskretny śmiech przyjaciela. Rzucił mu złowrogie spojrzenie, obiecujące łomot i śmierć w męczarniach, po czym szybko wysforował się naprzód, nie chcąc mieć do czynienia z tą improwizowaną lożą szyderców. Najwyraźniej żadne z nich nie zamierzało trzymać jego strony, a on jakoś nie czuł się w nastroju do wysłuchiwania tego typu żartów pod jego adresem.
Niedługo potem całkiem się rozwidniło i nie mieli już żadnego problemu z trzymaniem się ścieżki, a wystające korzenie i podejrzane krzaczory nagle stały się mniej niebezpieczne. Misja nie powinna im zająć dłużej niż tydzień — włącznie z powrotem, na który wstępnie przeznaczyli znacznie mniej czasu niż na pierwszą część trasy, bo sami będą mogli przemieszczać się znacznie szybciej. Naruto szedł pierwszy, przecierając szlak. Plecak ciążył mu niemiłosiernie, ale starał się tego po sobie nie okazywać i niezmordowanie szedł dalej, krok za krokiem. Nie miał bladego pojęcia, co też ta kobieta tam nawkładała, ale intuicja podpowiadała mu, że mogłaby się obyć bez znakomitej większości. Był przyzwyczajony do wysiłku i w pewnym sensie była to nawet miła odmiana po długich dniach spędzonych na rozmowach z Radą i ustalaniu szczegółów ceremonii, więc ani myślał narzekać. Problem narodził się, dopiero gdy żołądek odmówił mu posłuszeństwa, co objawiło się głośnym burczeniem, które — był tego pewien — usłyszała nawet para idąca dobre kilkanaście metrów za nim.
Kątem oka zerknął na wlokących się z tyłu Sasuke i Podróżniczkę — szli tak już od wielu godzin, a on taktownie starał się udawać, że nie zauważa niezbyt subtelnych prób podrywu. O ile początkowo Uchiha był raczej entuzjastycznie nastawiony do ich nowej znajomej, z miejsca uznając ją za naturalnego sprzymierzeńca w przepychankach z Naruto, tak po pewnym czasie mina nieco mu zrzedła. Mężczyzna zazwyczaj olewał ciepłym moczem takie zagrania, co jednak nie znaczyło, że ich nie zauważał. Obiektywnie patrząc był przystojnym facetem i miał wiele fanek wśród mieszkanek Konohy. No dobrze, wśród mieszkańców w sumie też, ale to już materiał na osobną historię. Zazwyczaj ta fascynacja kończyła się w momencie, gdy dziewczyny odkrywały tę słodszą stronę charakteru Sasuke, ale bywały też takie desperatki, które uważały, że jego mroczna przeszłość czyni go jeszcze bardziej pociągającym. Osobiście Uzumaki nie rozumiał tego zamiłowania do czarnych charakterów. Na co komu kobieta — albo facet, trzeba przecież być tolerancyjnym — która w każdej chwili może na ciebie wyskoczyć z kataną tylko dlatego, że zjadłeś z lodówki ostatni jogurt?
To znaczy… och, cholera jasna.
No w każdym razie Uchiha nic sobie nie robił z maślanych oczu Podróżniczki, jednak jej to nie zniechęcało. Naruto uważał, że jak na jego oko, to idą nieco zbyt blisko siebie, nawet jeśli nie było jeszcze żadnej otwartej ingerencji w przestrzeń osobistą. Kobieta żywo gestykulowała, najwyraźniej opowiadając jakiś żart, który tylko ona uważała za śmieszny, bo Sasuke jedynie skrzywił się jakby połknął cytrynę. Chwilę później mężczyzna podniósł spojrzenie i udało mu się na moment złapać wzrok Uzumakiego, który mógł jedynie mieć nadzieję, że wyglądało to na przypadkowe zerknięcie pozbawione żadnych ukrytych motywów. Uchiha uśmiechnął się przebiegle i coś w jego oczach zamigotało niebezpiecznie — Naruto oczywiście nie mógł tego dostrzec z takiej odległości, ale mógł przysiąc, że tak właśnie było. Chłopak najwyraźniej wpadł na jakiś plan i tylko czekał, żeby go wcielić w życie, a jego przyjaciel był przekonany, że to mu się nie spodoba.
— Może by tak mały postój? — zaproponował, siląc się na pogodny ton.
— No patrzcie państwo, żeby najzdolniejszy shinobi Konohy wymiękał szybciej niż dziewczyna — skomentował zjadliwie Uchiha, wyzywająco przyglądając się koledze. — Nadchodzi niepokonany Naruto Uzumaki, drżyjcie przed jego morderczymi zakwasami! Skopie wam tyłki, jak tylko przejdzie mu zadyszka!
Blondyn zazgrzytał zębami, starając się wyperswadować sobie pomysł zdzielenia tego drania przez łeb. To już nawet nie chodziło o to, że przebywali w obecności damy — gwizdał na to, czy pokaleczyłby jej arystokratyczne oczy i uszy — ale chwilowo naprawdę ciążył mu ten plecak i nie wątpił, że Sasuke z dziecinną łatwością zdążyłby umknąć przed jego pięścią. W najlepszym wypadku skończyliby ganiając się tu i tam jak dwa berbecie, które prowadzą wojnę o foremkę do robienia babek. Nie w tym życiu. Ostatecznie Uzumaki jedynie podniósł głowę i prychnął najwynioślej, jak tylko był w stanie, starając się niewerbalnie przekazać, że jest ponad to.
— Nie rozmawiam z tobą — oświadczył, wprawiając tym samym Uchihę w jeszcze lepszy humor. Przyjaciel wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale pomoc nadeszła z nieoczekiwanej strony. Podróżniczka uśmiechnęła się wdzięcznie, ujęła Sasuke pod ramię i oświadczyła:
— Właściwie, to postój dobrze by nam wszystkim zrobił. Zjemy coś, odpoczniemy i potem możemy ruszać dalej.
Naruto w osłupieniu patrzył na kobietę — widać było jak na dłoni, że nie była miejscowa. W przeciwnym wypadku pomyślałaby dwa razy, zanim dotknęłaby Sasuke. Ten konkretny facet z definicji był bezkontaktowy — na palcach jednej ręki Naruto mógłby wyliczyć osoby, które mogły go po prostu złapać, nie sprawiwszy przy tym, że ten będzie się wzdrygał. Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to on był jednym z nielicznych, którzy zaliczali się do tej grupy — mógł sobie do woli inicjować tego typu kontakty i jeszcze nigdy nie zauważył, żeby przyjaciel miał coś przeciwko temu.
Mężczyzna nie zareagował w żaden specjalny sposób, ale Uzumaki zauważył, że jego dłoń — ta niezaatakowana przez Podróżniczkę — drży nieznacznie, jakby wyrywając się do przytroczonej do pasa katany. Dziewczyna nie wyłapała subtelnej zmiany atmosfery, więc po chwili, jak gdyby nigdy nic, oświadczyła, że potrzebuje udać się na moment do lasu, a oni równie dobrze mogą w tym czasie przygotować coś do wrzucenia na ruszt. Kiedy zniknęła za ścianą drzew, Naruto wypuścił długo wstrzymywane powietrze i wreszcie sobie ulżył, śmiejąc się do rozpuku i bijąc ironiczne brawa prawie przez całą minutę. Sasuke skwitował to przedstawienie uniesieniem brwi.
— Zapiszę cię kiedyś na jakieś leczenie, bo najwyraźniej twoja psychika bardzo tego potrzebuje — podsumował jedynie, teatralnym gestem ocierając swoje ramię. Nie zachowywał się jak człowiek, do którego zalecała się miła kobieta, a bardziej jak ktoś, komu zegarek wpadł do sedesu i musiał go stamtąd wyciągnąć gołą ręką.
— Widzę, że ktoś tu ma nową fankę. Gratuluję, że nie odrąbałeś jej jeszcze rąk, jestem dumny — zauważył uszczypliwie chłopak, starając się obrócić to wszystko w żart. Bo sytuacja w sumie mogła śmieszyć i absolutnie nie było jego winą, że zamiast rozbawienia czuł nieprzyjemne ssanie w żołądku i jakoś tak ciężko mu było patrzeć na Podróżniczkę wdzięczącą się do jego najlepszego przyjaciela. — Tylko czekać aż położy się przed tobą i poprosi o autograf na cyckach!
— Żebym ci się czasem nie podpisał mieczem na dupie — zagroził Uchiha, mrużąc złowróżbnie oczy. Doskonale wiedział, że jego przyjaciel raczej nie był typem złośnika i teoretycznie rzecz ujmując, nie powinien wygłaszać takich komentarzy. Chciał więc dowiedzieć się, w jaką grę grał Uzumaki i co może na tym zyskać.
— Wolałbym nie, dzięki. Ale wiesz, Podróżniczka może nie wiedzieć, że trafiła na takiego wyuzdanego faceta, którego podniecają zabawy z mieczem.
— To idź i jej to powiedz. Tylko nie wracaj do mnie z płaczem, jak już zacznie dopytywać się skąd masz takie informacje.
Naruto już otwierał usta, by się odszczeknąć, jednak po chwili zmienił zdanie i zamknął buzię. Gdy Sasuke był naprawdę zdenerwowany — a taki właśnie wpływ na niego miała ich tymczasowa klientka — robił się nieobliczalny i bezpieczniej byłoby go nie prowokować w takich sytuacjach. Dłuższą chwilę mierzyli się spojrzeniami, jednak Uchiha wciąż sprawiał wrażenie nieobecnego, jakby zamyślonego — kilka procent jego mózgu było na stałe oddelegowanych do wymyślania nowatorskich obelg dla Uzumakiego, co stało się do dla niego rzeczą naturalną, którą ludzie robią mimochodem, jak na przykład oddychanie. Nie przeszkadzało mu to jednak w jednoczesnym prowadzeniu innych rozważań, co też czynił w tym momencie. Naruto wzruszył ramionami, uznając, że jego przyjaciel po prostu się na moment zawiesił — nawet najlepszym się czasem zdarza — i wreszcie zrzucił z siebie bagaż Podróżniczki. Poczuł się nagle lekki i wolny, jakby był w stanie przebiec maraton.
Był akurat w trakcie rozwijania jednej z mat, aby kobieta miała na czym usiąść, gdy jego uszu dobiegł zwycięski okrzyk Sasuke. Zaskoczony spojrzał na drugiego mężczyznę, który, głosem świadczącym o odkryciu odpowiedzi na wszystkie pytania wszechświata, oświadczył:
— Jesteś zazdrosny. — Tylko tyle powiedział, ale wystarczyło, żeby Uzumaki zdębiał z szoku. Rozdziawił szeroko usta i spojrzał na Uchihę, jakby mu nagle wyrosła druga głowa. Jego bezczelność była jak wszechświat, nieustannie się poszerzała. Niezależnie od trafności jego spostrzeżeń — które, co należałoby podkreślić, w żadnym wypadku nie były trafne, a przynajmniej tej wersji zamierzał się trzymać Naruto — to nie był ten rodzaj spraw, o których kulturalnie jest mówić tak po prostu. Sasuke uśmiechnął się dziko, jakby gwałtowna reakcja przyjaciela jedynie potwierdzała słuszność postawionej przez niego tezy. — Jesteś zazdrosny, młotku, tyle w temacie.
— Akurat — prychnął blondyn, mając nadzieję, że brzmi na odpowiednio oburzonego, a nie przede wszystkim zaskoczonego. Naprawdę był aż tak transparentny? Czy to po prostu ten drań się z nim drażnił, chcąc jakoś odreagować obłapiającą go klientkę? — Przypominam, że mam narzeczoną, tak w razie gdybyś zapomniał. A poza tym nie kręcą mnie szatynki.
— Naruto, nie spodziewałbym się po tobie takiej powierzchowności. — Sasuke zacmokał z dezaprobatą, nie podejmując żadnego wysiłku, by pozbyć się tych kurwików z oczu. — To, że nie kręcą cię szatynki, to jeszcze pół biedy, ale kiedy zamierzasz poinformować Haruno, że lecisz na brunetów?
— Coś, przepraszam, insynuujesz?
— Ja nie insynuuję, ja stwierdzam fakt. Bo tak się składa, kochanie, że nie jesteś zazdrosny o to babsko, tylko o mnie.
— Po czym wnioskujesz? — zapytał ostrożnie Uzumaki, ciężko przełykając ślinę. Coś w nim aż wrzało, ale wiedział doskonale, że brutalną siłą niczego w tym wypadku nie wskóra. Coś w ciemnych oczach Uchihy zamigotało, gdy otwierał usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie na scenę powróciła Podróżniczka. Naruto posłał jej spojrzenie pełne uwielbienia — już któryś raz uratowała jego tyłek z opresji i będzie musiał kiedyś znaleźć sposób, by jakoś się jej odwdzięczyć — natomiast mina Sasuke skwaśniała. Najwyraźniej dziewczyna przerwała mu ulubioną rozrywkę, czyli w tym wypadku dręczenie psychiczne przyjaciela, i nie był z tego powodu jakoś szczególnie zadowolony.
— W czymś przeszkodziłam? — zainteresowała się, patrząc to na jednego mężczyznę, to na drugiego.
— Wręcz przeciwnie — zapewnił Uzumaki, porywając z ich bagażu jedną z owiniętych w papier śniadaniowy kanapek, po czym pospiesznie udał się w kierunku lasu, odprowadzany czujnym spojrzeniem Uchihy. — Wlezę na jakieś drzewo i rozejrzę się po okolicy, to na pewno nie zaszkodzi. Wracam za kwadrans, bawcie się dobrze!
Następnie Naruto, pędząc niemalże na złamanie karku, oddalił się od reszty uczestników wyprawy, ciesząc się, że udało mu się ujść z tego przesłuchania z życiem. Znalazł stary, rozłożysty świerk i postanowił go wykorzystać jako punkt obserwacyjny — drzewo było dość wysokie, jak na średnią wysokość lasu, więc z góry powinien mieć dobry widok. Takie rośliny to w ogóle była świetna sprawa — pierwsze gałęzie zaczynały się dopiero na wysokości kilku, jeśli nie kilkunastu metrów, niżej był tylko goły pień. Nie sposób wdrapać się na czubek bez użycia czakry albo całego osprzętu do wspinaczki wysokogórskiej. A jako że mimo wszystko mało kto miał takie specjalistyczne wyposażenie, to korony takich drzew nierzadko służyły jako świetna kryjówka.
Uzumaki wspiął się niemalże na samą górę, płosząc przy okazji niewielkie stadko ptaków, które chowały się wśród gałęzi i igieł. Przycupnął na jednej z grubszych gałęzi, co do której był pewien, że wytrzyma jego ciężar i zajął się konsumpcją upolowanej wcześniej kanapki. To nie tak, że odczuł nagle jakąś przemożną część udania się na patrol — zapewne i tak nie dopatrzyłby się niczego w tym gąszczu — ale po prostu chciał się znaleźć jak najdalej od Sasuke. Nie miał zamiaru wysłuchiwać przypuszczeń przyjaciela, a podejrzewał, że ten nie omieszkałby się podzielić wszystkim, niczego nie pomijając. Nie miał bladego pojęcia, co mógłby mu odpowiedzieć, a wdanie się w walkę niczego by nie rozwiązało na dłuższą metę. Ponadto niewykluczone, że Uchiha zrobiłby wszystko co w jego mocy, aby zagrać mu na nosie, nawet jeśli wymagałoby to od niego udawania, że żywi jakieś uczucie wobec Bogu ducha winnej Podróżniczki. Biedna kobieta, całkowicie przypadkowo padła ofiarą ich wewnętrznych konfliktów.
Nie był wcale zaskoczony, że, gdy w końcu wrócił do ich obozowiska, ujrzał tę dwójkę siedzącą na jednej macie i zawzięcie o czymś dyskutującą. Sasuke musiał wyczuć jego obecność, po podniósł wzrok i po chwili wskazał na niego palcem. Podróżniczka również przeniosła na niego spojrzenie, a potem mężczyzna powiedział jej coś, czego Naruto co prawda nie dosłyszał, ale co sprawiło, że zaczerwieniła się i zasłoniła dłonią usta. Uzumaki niepewnie podszedł do nich i zerknął kątem oka na przyjaciela, który dosłownie emanował samozadowoleniem. Kobieta zerwała się na równe nogi i rozejrzała się po okolicy, a następnie pomaszerowała do przodu, w kierunku porzuconej wcześniej ścieżki, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało niepokojąco podobnie do „przepraszam, nie wiedziałam”. Blondyn wniósł brwi i spojrzał karcąco na kolegę.
— Co jej nagadałeś?
— Miejże we mnie trochę więcej wiary — rzucił Sasuke, chichocząc złośliwie pod nosem. Naruto na wpół oczekiwał, że zaraz zacznie zacierać ręce i wrzucać bezbronne dzieci do zupy. — Po prostu w bezkrwawy i dyplomatyczny sposób rozwiązałem kwestię jej naprzykrzania się. Nie dziękuj. — To mówiąc, zaserwował mu sceniczną piątkę, powodując, że przyjaciel zjeżył się mentalnie. Miał bardzo złe przeczucia.
— Bezkrwawy i dyplomatyczny sposób — powtórzył tępo. — Aha.

~oOo~
— No dobra, draniu. Gadaj, co jej powiedziałeś wtedy, jak wróciłem z patrolu.
Cierpliwość Naruto wyczerpała się dopiero kilka dni później, kiedy stali z Sasuke przy granicach Sunagakure i machali oddalającej się Podróżniczce. Misja przebiegła bez większych komplikacji i Uzumaki nie mógł tego odżałować — jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, to była to prawdopodobnie ostatnia misja na jaką wyprawił się jako szeregowy shinobi, bo następnym razem będzie, najprościej rzecz ujmując, po drugiej stronie biurka. Miał nadzieję na jakieś starcie — zwłaszcza po tym, jak Uchiha za punkt honoru obrał sobie wyprowadzenie go z równowagi — i ciężko mu przyszło zaakceptowanie, że raczej nie będzie już miał okazji nikomu wklepać. No, chyba że samemu Sasuke, co było w gruncie rzeczy kuszącą opcją.
Nie dowiedział się w końcu, co Uchiha powiedział wtedy kobiecie, ale ta informacja sprawiła, że Podróżniczka z miejsca zaprzestała swoich nędznych prób podrywu. Od tamtego czasu trasa przebiegała znacznie spokojniej, chociaż Naruto raz, czy dwa miał wrażenie, że czyjeś spojrzenie wwierca się w jego plecy, ale nic poza tym. Wiele by oddał, by poznać treść tej tajnej wiadomości, ale wolał już nie nawiązywać to tamtego wrażliwego tematu.
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, młotku — stwierdził filozoficznie Sasuke, uśmiechając się nieznacznie do przyjaciela. Jego wargi drżały, jakby miał się zaraz roześmiać, a wszystko to było jakimś wielkim i przemyślanym dowcipem.
— I tak pójdę do nieba w ramach nagrody za użeranie się z tobą w czasie mojego ziemskiego życia. No dawaj.
— Nie chcesz wiedzieć.
— No niech już stracę. Chcę.
Uchiha odwrócił się do niego i położył dłoń na ramieniu przyjaciela, wyglądając, jakby szykował się właśnie do zdradzenia nie wiadomo jakiej tajemnicy.
— Otóż powiedziałem jej, że jesteśmy parą i na jej miejscu dałbym sobie spokój, bo obaj gramy w innej lidze — oświadczył poważnym tonem, wprawiając Naruto w osłupienie. Generalnie jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie, więc nie powinien potępiać tej metody, bo efekty były nad wyraz zadowalające, ale… W świetle jego najnowszych przemyśleń, to był jakiś dramat. On tu ze skóry wychodził, dwoił się i troił, by jakoś przekonać innych, że wbrew pozorom nie łączy go z Sasuke nic poza przykrą, nieco toksyczną przyjaźnią, a ten drań wcale mu w tym nie pomagał.
Tak właściwie, to on już sam nie wiedział, co między nimi było. Osobiście nazywał Uchihę przyjacielem, radośnie pomijając przysłowiowe „coś więcej”, które pojawiło się nie wiadomo kiedy. Co mówił o nim Sasuke — tego to nawet najstarsi ninja nie wiedzieli. Chłopak z zasady stronił od kontaktów międzyludzkich i relacja z Naruto była najgłębszą, jeśli nie jedyną, jaką w ogóle posiadał. Chciał go zabić i to nie raz — w kilku przypadkach prawie mu się to udało — ale równie często ratował jego życie. Może nawet częściej.
— Nie zrobiłbyś tego — stwierdził w końcu, samemu nie do końca wierząc w te słowa. Kiedy przychodziło do Uchihy i tego co ich łączyło, potrafił wszystko spieprzyć w iście królewskim stylu. Najlepiej by na tym wyszedł, gdyby teraz machnął ręką, odwrócił się i poszedł — nie bez powodu planował ożenek. Nie mógł dać się wciągnąć w tę zawiłą grę, którą nieustannie mamił go Sasuke, zwłaszcza, że nawet nie znał jej zasad, bo te wciąż się zmieniały. Nie mógł, nie mógł…
— Oczywiście, że nie. — Uchiha westchnął i przewrócił oczami. — Za kogo ty mnie uważasz? Wiem przecież, jak cenna jest twoja reputacja i że nie mogę jej szargać w ten sposób — oświadczył chłopak cicho i Naruto nagle zrobiło się go w pewien sposób żal. Poczuł się winny, gdy zobaczył, jak przyjaciel odwraca wzrok i powoli zmierza w kierunku majaczącej w oddali ściany lasu.
— Draniu, to przecież nie tak, że związek z tobą zszargałby moją opinię, czy coś — wydukał Uzumaki, wpychając dłonie do kieszeni spodni. Droga powrotna zapowiadała się dużo przyjemniej bez dodatkowego balastu i nie chciał, żeby mamroczący i obrażony nie widomo na co Sasuke pałętał się mu pod nogami. — To jest, nie zszargałby, gdybyś był kobietą.
— Mniejsza o to. Przecież i tak już ustaliliśmy, że jej tego nie powiedziałem, więc po co dodatkowo drążyć temat?
— No skoro tak uważasz. — Naruto wzruszył ramionami, w milczeniu zgadzając się, że lepiej porzucić te rozważania i nigdy więcej do nich nie wracać. Nie sądził, żeby w jakiejkolwiek alternatywnej rzeczywistości mógł skończyć w romantycznym związku z Sasuke, więc było to jedynie bezowocne teoretyzowanie. Zamierzał właśnie przyspieszyć i puścić się biegiem przez las, ale zatrzymało go prychnięcie dobiegające gdzieś zza jego pleców.
— Oj, młotku, młotku. — Uchiha z pobłażaniem pokręcił głową, a z jego postawy całkowicie zniknęło poprzednie przygnębienie i przygarbienie ramion. Ciemne oczy śmiały się, a wargi wygięły w firmowym, drwiącym uśmieszku. Uzumaki westchnął ciężko, ubolewając nad własną głupotą. Bo w końcu kto jak kto, ale Uchiha miał doskonałą kontrolę nad swoją mimiką i jego zachowanie należało zawsze rozpatrywać w wielu aspektach jednocześnie, bo zazwyczaj nie było tym, czym się wydawało na pierwszy rzut oka. — Tak naprawdę to powiedziałem jej, że jesteś maniakiem kontroli, który nie pozwala mi na żadną swobodę w naszym związku i lepiej byłoby, gdyby się ode mnie odczepiła, bo inaczej możesz zechcieć mnie ukarać po powrocie do domu i nie byłbym w stanie chodzić przez najbliższy tydzień.

1 komentarz:

  1. Hej,
    tak ciekawe w co pogrywaj Sasuke, może Naruto mu się podoba i w jakiś dziwny, pokręcony sposób próbuje mu to powiedzieć…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń