Wracam z nowym rozdziałem messera. Napisałabym, że to już połowa opowiadania, ale wciąż rozważam, czy nie powinnam podzielić ostatniej części, która wyszła... Cóż, wyszła za długa. Ale to się jeszcze zobaczy. Chociaż równie dobrze możecie dać znać, co wolicie. Opcje do wyboru są następujące: jeden nieprzyzwoicie długi rozdział albo dwa nieco krótsze rozdziały, ale wtedy byłabym zmuszona przerwać we wrednym miejscu. Poprawki na rozdział nanosiłam sama, więc uprzedzam, że coś mogło mi się zaplątać. Czujcie się zachęceni do komentowania, a teraz zapraszam!
piątek, 20 lutego 2015
czwartek, 19 lutego 2015
Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (5/14)
Jakimś cudem udało mi się zaliczyć wszystko nie straciwszy przy tym wiary w życie (ale nie pytajcie jak to zrobiłam, bo sama jestem w szoku) i mogę już wrócić do internetowego półświatka. Prezentuję więc kolejną część mojej listopadowej masakry, której publikacja ciągnie się jak mordoklejka. A Kitsuko-chan dziękuję za komentarz i dobre słowo. W zasadzie powinnam odpowiedzieć jakoś ładniej, ale no, niemoc twórcza, te sprawy. W każdym razie dziękuję i zapraszam na następny rozdział!
piątek, 6 lutego 2015
Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (4/14)
Zapraszam na kolejny rozdział SZRP (jakkolwiek dziko by to nie brzmiało) i przepraszam za kolejną obsuwę. Chciałabym jedynie zauważyć, że i tak jest dobrze, bo nie spodziewałam się, że w ogóle znajdę czas na cokolwiek przed drugą połową lutego, ale jak widać choroba jednak sprzyja takim rzeczom. Zachęcam do komentowania i dzielenia się wrażeniami, a za poprawki ponownie dziękuję Siv. <3
sobota, 31 stycznia 2015
Wolę jeździć, messer (3/7)
Nie wierzycie autorkom, gdy te obiecują, że na pewno skończą jakieś opowiadanie? ("Wiem, że mam na koncie pisiont zaczętych fików, ale TEGO NA PEWNO SKOŃCZĘ!") No cóż, ja też nie, więc nie zdziwiłabym się, gdybyście wyszli z założenia, że nie ma co zaczynać messera, bo pewnie i tak porzucę go w połowie. Otóż nie! Niniejszym informuję, że to
opowiadanie jest już skończone i jego publikacja to tylko kwestia
czasu. Dopisałam wszystkie brakujące sceny i naprostowałam kilka spraw, a
także przeprowadziłam bardzo bolesny risercz. Nawet sobie nie
wyobrażacie jak bolesny. A teraz zostawiam Was z następnym rozdziałem, zapraszam do komentowania,
pozdrawiam serdecznie i do napisania!
wtorek, 27 stycznia 2015
To, co lubiłem
Tytuł: To, co lubiłem
Gatunek: AU, obyczaj, Sasu POV
Długość: 5,5k
Ostrzeżenia: No, co tu ukrywać. Fik nie jest dramą, ale rzekłabym, że tematyka jest… w najlepszym wypadku specyficzna i może kogoś pogryźć/odrzucić/zniechęcić. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. No i przekleństwa, których nie jest tak znowu mało.
Uwagi: Ta miniatura aż się prosi o jakiś rys historyczny. Nie jest tajemnicą, że moje pomysły generalnie są pochrzanione (Cpt. Obvious) i tak też było tym razem. (Mocne słowo, ale przyznam, że nietypowe są i kogo wtedy ZAWSZE męczy? Mnie, Ditę. Nie wiem za co mnie los tak doświadcza…) Coś mi wpadło do głowy, maltretowałam Ditę tak długo, aż obiecała napisać, chociaż jęczała niemiłosiernie. (Każdy by na moim miejscu jęczał, no sami przyznajcie, jak już przeczytacie.) Obie jęczałyśmy, bo do takiej tematyki nie ma jak się wenować i potrzeba niezłej fazy do pisania. (Dita tu wspomni, że nie wie, co wciąga/pali/pije Ann, że ma takie szalone pomysły na opowiadania.)[Dita nie wie, ale Dita chce tego dwa kilo xD](Trzeba się dzielić z bliźnim, zwłaszcza z poślubionym.)[Co Twoje to i moje, ale co moje to nie ruszaj!](Patrzcie i uczcie się, jak wygląda prawdziwa wspólnota majątkowa, macie dobry przykład…)[Tak, kochanie, NASZE kalesony!] Skończyło się na tym, że tekst napisałyśmy obie, tylko, że ja napisałam Sasu POV, a ona siekła Naru POV (z tego miejsca chciałabym zachęcić do przeczytania jej tekstu - Odrobina luksusu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, który jest w przybliżeniu jakieś pisiont razy lepszy niż to moje popychadło) i właściwie to te teksty są poniekąd jednością, sami rozumiecie. Tyle ode mnie, zapraszam!
Gatunek: AU, obyczaj, Sasu POV
Długość: 5,5k
Ostrzeżenia: No, co tu ukrywać. Fik nie jest dramą, ale rzekłabym, że tematyka jest… w najlepszym wypadku specyficzna i może kogoś pogryźć/odrzucić/zniechęcić. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. No i przekleństwa, których nie jest tak znowu mało.
Uwagi: Ta miniatura aż się prosi o jakiś rys historyczny. Nie jest tajemnicą, że moje pomysły generalnie są pochrzanione (Cpt. Obvious) i tak też było tym razem. (Mocne słowo, ale przyznam, że nietypowe są i kogo wtedy ZAWSZE męczy? Mnie, Ditę. Nie wiem za co mnie los tak doświadcza…) Coś mi wpadło do głowy, maltretowałam Ditę tak długo, aż obiecała napisać, chociaż jęczała niemiłosiernie. (Każdy by na moim miejscu jęczał, no sami przyznajcie, jak już przeczytacie.) Obie jęczałyśmy, bo do takiej tematyki nie ma jak się wenować i potrzeba niezłej fazy do pisania. (Dita tu wspomni, że nie wie, co wciąga/pali/pije Ann, że ma takie szalone pomysły na opowiadania.)[Dita nie wie, ale Dita chce tego dwa kilo xD](Trzeba się dzielić z bliźnim, zwłaszcza z poślubionym.)[Co Twoje to i moje, ale co moje to nie ruszaj!](Patrzcie i uczcie się, jak wygląda prawdziwa wspólnota majątkowa, macie dobry przykład…)[Tak, kochanie, NASZE kalesony!] Skończyło się na tym, że tekst napisałyśmy obie, tylko, że ja napisałam Sasu POV, a ona siekła Naru POV (z tego miejsca chciałabym zachęcić do przeczytania jej tekstu - Odrobina luksusu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, który jest w przybliżeniu jakieś pisiont razy lepszy niż to moje popychadło) i właściwie to te teksty są poniekąd jednością, sami rozumiecie. Tyle ode mnie, zapraszam!
niedziela, 25 stycznia 2015
Szeroko zamknięte ramiona przyjaciela (3/14)
Dzisiaj przed rozdziałem sobie trochę pomędzę, a co, stać mnie. Na początek chciałabym zauważyć, że dzięki niejakiej Vanes dorobiłam się wreszcie jakiegoś konkretnego szablonu na bloga. Było z tym trochę zamieszania, ale już wszystko elegancko hasa i nic tylko podziwiać. Pragnę z tego miejsca podziękować, bo efekt finalny jest świetny. Co za tym idzie, na blogu pojawił się również czat i jeśli mam być szczera, to już żałuję, ale niech będzie, że stawiam na kontakt z czytelnikami - zapraszam do udzielania się, co tam chcecie. (przyp: czat NIE JEST miejscem, w którym straumatyzowane dramami żony mogą się wyżalać) Jakby jednak coś działać nie chciało, to dajcie znać, a ja rozpłaczę się, siądę i nie wstanę spróbuję temu zaradzić albo zasięgnę fachowej pomocy.
środa, 21 stycznia 2015
Wolę jeździć, messer (2/7)
Przybywam z rozdziałem drugim i mężnie udaję, że takie opóźnienie było zamierzone i w ogóle (w myśl zasady: cokolwiek by się nie działo, udawaj, że tak właśnie miało być). Kilka osób pytało mnie, czym dokładnie jest "messer". Zastanawiałam
się wcześniej, czy dodawać tutaj jakiś odnośnik, w końcu nie dodałam, bo
ponoć wszystko było jasne, ale jak widać nie do końca. Tak więc:
Messer - w świecie wykreowanym przez Bułhakowa był to po prostu sposób, w jaki zwracała się do Szatana jego świta. Przytoczę jakiś cytat z książki, w ramach przykładu użycia: "Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie w bajkach, messer." - i znaczy to dokładnie tyle co "panie" itp. W polskim przekładzie było "messer", w oryginale "мессер" (istnieją również uzasadnione podejrzenia, że wyraz ten pochodzi od francuskiego "monsieur", ale to tylko taka teoria i nie mam za wiele na jej obronę) i to się po prostu nie tłumaczy. Nawet nie próbujcie, bo wyjdzie Wam, że to jakiś nóż albo inne cuda na kiju.
Okej, skoro to już wszystko ze spraw "organizacyjnych", to chciałabym jeszcze podziękować za komentarze - to naprawdę motywuje autora do dalszego tworzenia i inne takie. Zapraszam na rozdział drugi, który chyba wymaga specjalnego ostrzeżenia, a mianowicie: uwaga na pewien "pairing", który może pogryźć. Chociaż tak na dobrą sprawę to ciężko to nazwać pełnoprawnym związkiem i użyłam tego tylko jako środka do przekazania czegoś zupełnie innego (czytanie między wierszami, te sprawy). Nie zniechęcajcie się i czujcie się zaproszeni!
Messer - w świecie wykreowanym przez Bułhakowa był to po prostu sposób, w jaki zwracała się do Szatana jego świta. Przytoczę jakiś cytat z książki, w ramach przykładu użycia: "Może polecisz mi, messer, włożyć jeszcze buty? Koty w butach występują jedynie w bajkach, messer." - i znaczy to dokładnie tyle co "panie" itp. W polskim przekładzie było "messer", w oryginale "мессер" (istnieją również uzasadnione podejrzenia, że wyraz ten pochodzi od francuskiego "monsieur", ale to tylko taka teoria i nie mam za wiele na jej obronę) i to się po prostu nie tłumaczy. Nawet nie próbujcie, bo wyjdzie Wam, że to jakiś nóż albo inne cuda na kiju.
Okej, skoro to już wszystko ze spraw "organizacyjnych", to chciałabym jeszcze podziękować za komentarze - to naprawdę motywuje autora do dalszego tworzenia i inne takie. Zapraszam na rozdział drugi, który chyba wymaga specjalnego ostrzeżenia, a mianowicie: uwaga na pewien "pairing", który może pogryźć. Chociaż tak na dobrą sprawę to ciężko to nazwać pełnoprawnym związkiem i użyłam tego tylko jako środka do przekazania czegoś zupełnie innego (czytanie między wierszami, te sprawy). Nie zniechęcajcie się i czujcie się zaproszeni!
Subskrybuj:
Posty (Atom)